Witam,
Czy chory na serce kot (przerost serca wykazany zdjęciem RTG) przyjęty do kliniki weterynaryjnej (serce stanęło mu był reanimowany) może być poddany obserwacji na wściekliznę tylko dlatego że był tak zestresowany, że podrapał personel i był agresywny?
I czy to mogło w późniejszym okresie zaważyć na sposobie jego leczenia (chodzi mi o to że nie chcieli już go zostawiać w szpitaliku (pomimo ciężkiego stanu ogólnego -zator kończyn tylnych )?
Nie wiem co mam o tym myśleć ..........
KOt chory na serce poddany obserwacji na wścieklizne
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Jezeli nie był to zwierzak zaszczepiony przeciwko wściekliźnie... nie wiem skąd zdziwienie że podrapani ludzie boją się choroby, która jest śmiertelna.
Jej, nie wiem, jak reaguje się w takich sytuacjach, ale wydaje mi się, że reakcja weterynarii była przesadzona... Mam wrażenie, że niektórzy lekarze myślą, że na leczenie będą przychodzić tylko miłe koteczki i cudowne pieseczki, a przecież takie wypadki są wpisane w zawód...
Chociaż Isabelle30 ma po części rację...
Teraz tylko zaczęło mnie zastanawiać, jak to jest z tymi szczepieniami przeciwko wściekliźnie dla kotów. Moja weterynarz takiego zastrzyku mi odradziła, gdyż podobno źle wpływa on na zdrowie kota...?
Chociaż Isabelle30 ma po części rację...
Teraz tylko zaczęło mnie zastanawiać, jak to jest z tymi szczepieniami przeciwko wściekliźnie dla kotów. Moja weterynarz takiego zastrzyku mi odradziła, gdyż podobno źle wpływa on na zdrowie kota...?
-
- Posty:9
- Rejestracja:25 lipca 2013, 11:04
Nie był zaszczepiony, ale też nie miał styczności w ostatnim roku z dzikim kotem czy innym dzikim zwierzakiem.Co podkreślałam wielokrotnie.
Mnie zdziwiła ich przesadna reakcja na to że, kot zestresowany, którego dotykają obcy ludzie może podrapać.Czy to takie dziwne? Dodam, że ten sam kot w swoim domu podchodził i łasił się do obcych mu ludzi.
Dla mojego kota samo przebywanie w takiej placówce i to że poprzednio lekarz obszedł się z nim brutalnie (wrzucił go do specjalnej klatki, żeby zrobić zastrzyk) było powodem "agresji" Dodam że właśnie po tym potraktowaniu ujawniła mu się choroba serca.
Mnie zdziwiła ich przesadna reakcja na to że, kot zestresowany, którego dotykają obcy ludzie może podrapać.Czy to takie dziwne? Dodam, że ten sam kot w swoim domu podchodził i łasił się do obcych mu ludzi.
Dla mojego kota samo przebywanie w takiej placówce i to że poprzednio lekarz obszedł się z nim brutalnie (wrzucił go do specjalnej klatki, żeby zrobić zastrzyk) było powodem "agresji" Dodam że właśnie po tym potraktowaniu ujawniła mu się choroba serca.
-
- Posty:9
- Rejestracja:25 lipca 2013, 11:04
Kot był kiedyś całkiem domowy a ostatnie 3 lata swojego życia spędzał w przydomowym (położonym w mieście) ogródku, z którego nigdzie nie wychodził.
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
no to wcale się lekarzom nie dziwię.
-
- Posty:9
- Rejestracja:25 lipca 2013, 11:04
A ja się dziwie.
Ta obserwacja miała potem niestety dalsze konsekwencje w sposobie leczenia (dotarło to do mnie niestety po fakcie ) i nawet gdy stan kota był bardzo ciężki lekarz powinien dać mi to bardzo wyraźnie do zrozumienia, że kot powinien być bezwzględnie w szpitaliku i nie powinien wypuszczać go do domu z masą leków i pisać w dokumentacji (dostałam ją właśnie przed chwilą) że "na życzenie właścicielki wydany do domu wraz z lekami " .!!!
Ta obserwacja miała potem niestety dalsze konsekwencje w sposobie leczenia (dotarło to do mnie niestety po fakcie ) i nawet gdy stan kota był bardzo ciężki lekarz powinien dać mi to bardzo wyraźnie do zrozumienia, że kot powinien być bezwzględnie w szpitaliku i nie powinien wypuszczać go do domu z masą leków i pisać w dokumentacji (dostałam ją właśnie przed chwilą) że "na życzenie właścicielki wydany do domu wraz z lekami " .!!!
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
To się postaw może na miejscu człowieka, który został podrapany/pokasany przez zwierzę nie poddane szczepieniu. Człowieka, który z racji swojej profesji wie jak mało kto czym jest wścieklizna i jak mało jest czasu na działania profilaktyczne (leki można podac tylko do momentu wystąpienia pierwszych objawów i wcale nie są obojętne dla zdrowia). Po wystąpieniu pierwszych objawów można już tylko w mękach czekac na śmierć.
Fajna perspektywa?
Sorry ... ale żaden nikt normalny nie będzie wierzył włascicielowi takiego zwierzaka
Dlaczego w imie obcego zwierzaka taki wet ma narażać swoje życie? Przeciez jest ojcem/matką/ żoną/ mężem itd...
Fajna perspektywa?
Sorry ... ale żaden nikt normalny nie będzie wierzył włascicielowi takiego zwierzaka
Dlaczego w imie obcego zwierzaka taki wet ma narażać swoje życie? Przeciez jest ojcem/matką/ żoną/ mężem itd...
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
poza tym aktualnie obserwację zazwyczaj prowadzi się po prostu poprzez codzienne wizyty u weterynarza, więc co za problem ja się pytam?
-
- Posty:9
- Rejestracja:25 lipca 2013, 11:04
"SleepingSun" dla mnie problemem jest to w jaki sposób był potem leczony a nie obserwacja i wizyty.
-
- Posty:1279
- Rejestracja:26 stycznia 2013, 21:57
- Lokalizacja:Stavanger
Usuwam wpis merytoryczny.
Ostatnio zmieniony 17 grudnia 2014, 19:20 przez Snedronningen, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty:9
- Rejestracja:25 lipca 2013, 11:04
Szukałam i znalazłam, wklejam bo może się komuś przyda
"Pomoc medyczna podczas obserwacji
Nieprawdą jest, że zwierzęciu, które przechodzi obserwację (stacjonarną lub nie stacjonarną) pod kątem zakażenia się wirusem wścieklizny nie można udzielić pomocy medycznej. W sytuacji kiedy na obserwację trafia zwierzak np. potrącony przez samochód, pogryziony przez innego osobnika lub chory, powinien otrzymać pomoc medyczną. Wprawdzie nie ma określonych procedur postępowania (tak jak np. w ludzkich szpitalach określa to NFZ), lecz kodeks etyki i deontologii weterynaryjnej nakazuje lekarzowi weterynarii skrócić cierpienie zwierzęcia, nawet jeśli przechodzi ono obserwację pod kątem zarażenia wirusem wścieklizny. Bez najmniejszego problemu można podawać leki przeciwbólowe, zaopatrzyć ewentualne rany, a nawet przeprowadzić zabieg chirurgiczny. Jednakże w dyspozycji lekarza weterynarii leży podjęcie szczególnych środków ostrożności w takich sytuacjach aby nie narażać niepotrzebnie siebie oraz innych osób."
Napisałam agresja w cudzysłowie bo to nie była typowa agresja (on się nie rzucał i nie prychał na każdego dla samego ugryzienia czy zranienia ) tylko obrona zestresowanego kota. Lekarz chwycił go gwałtownie za kark a potem on drapnął raz technika, który wbijał mu igłę.Przy podawaniu kroplówki (umarł w trakcie jej podawania) chwycił mnie zębami (nie ugryzł), żeby dać mi do zrozumienia, że go coś strasznie boli.Ot i powód do obserwacji...............
"Pomoc medyczna podczas obserwacji
Nieprawdą jest, że zwierzęciu, które przechodzi obserwację (stacjonarną lub nie stacjonarną) pod kątem zakażenia się wirusem wścieklizny nie można udzielić pomocy medycznej. W sytuacji kiedy na obserwację trafia zwierzak np. potrącony przez samochód, pogryziony przez innego osobnika lub chory, powinien otrzymać pomoc medyczną. Wprawdzie nie ma określonych procedur postępowania (tak jak np. w ludzkich szpitalach określa to NFZ), lecz kodeks etyki i deontologii weterynaryjnej nakazuje lekarzowi weterynarii skrócić cierpienie zwierzęcia, nawet jeśli przechodzi ono obserwację pod kątem zarażenia wirusem wścieklizny. Bez najmniejszego problemu można podawać leki przeciwbólowe, zaopatrzyć ewentualne rany, a nawet przeprowadzić zabieg chirurgiczny. Jednakże w dyspozycji lekarza weterynarii leży podjęcie szczególnych środków ostrożności w takich sytuacjach aby nie narażać niepotrzebnie siebie oraz innych osób."
Napisałam agresja w cudzysłowie bo to nie była typowa agresja (on się nie rzucał i nie prychał na każdego dla samego ugryzienia czy zranienia ) tylko obrona zestresowanego kota. Lekarz chwycił go gwałtownie za kark a potem on drapnął raz technika, który wbijał mu igłę.Przy podawaniu kroplówki (umarł w trakcie jej podawania) chwycił mnie zębami (nie ugryzł), żeby dać mi do zrozumienia, że go coś strasznie boli.Ot i powód do obserwacji...............