Zauważyłem u kotka (paru tygodniowego?) wypadającą kiszkę stolcową.
Zanim "wziąłem się za to", wyglądało to tak (uwaga graficzne):
- Zwierzątko było zaniepokojone wystającym dziwadłem, oblizywało opuchliznę. Nie mogło się wypróżnić.
- Zastosowałem łącznie 1/6 sproszkowanej tabletki paracetamolu miejscowo-i-do-pyszczka.
Efekt końcowy:
- Kocurek wymyty, wysuszony, pachnący i głośno mruczący.
- Uwielbia suszarkę i suszenie
Na razie to najlepszy efekt jaki udało się uzyskać. Kotek pomaga i liże miejsce raz po raz.
- Moje pytanie - co dalej?
Czytałem na innym forum w temacie, że to może być przyczyną, że koty mogą rozwinąć nietolerancję laktozy szczególnie krowiej, a w ogóle to nie powinny pić mleka od x tygodnia od urodzenia.
Wiem, weterynarz. Jutro idziemy.
Chciałbym uniknąć złych rokowań, awersji lekarza do takiej dolegliwości zwierzaka.
Teraz wygląda to jak zwykłe hemoroidy. Pupa jest różowiutka.
Kocurek umyty, odkażony i pachnie mydłem.
- "Puszcza bąki" czyli perystaltyka jelit jest ok.
Czy dobrze zrobiłem? O czym można jeszcze pomyśleć żeby pomóc.