A ja tego nie podejrzewałam i dlatego doniosłam o nowych fotkachKasia i Maniuś pisze:Tak to ja we własnej osobie
zadyszka u kota - poważna choroba?
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Ale ja się nie gniewam
Aniu to ten kotek "z grobu" był u Ciebie i miał problemy z jedzeniem. Jest śliczny. Czytałam jego historię w pracy na głos i oczywiście prawie się popłakałam Mam nadzieję, że szybciutko znajdzie nowy domek. Ale wiem, że jak Ty włączyłaś się w szukanie domku, to na pewno szybko go znajdzie.
Aniu to ten kotek "z grobu" był u Ciebie i miał problemy z jedzeniem. Jest śliczny. Czytałam jego historię w pracy na głos i oczywiście prawie się popłakałam Mam nadzieję, że szybciutko znajdzie nowy domek. Ale wiem, że jak Ty włączyłaś się w szukanie domku, to na pewno szybko go znajdzie.
Kochane, ja go miałam tylko 1 dobę .
Moja Tusia zbyt wcześnie została zabrana od matki. Dokarmialam ją najpierw zakraplaczem a potem oliwiarką do maszyn do szycia, bo miała taka końcówkę jak gruszka. O jednorazowych strzykawkach w tamtych czasach można było sobie pomarzyć.
Zżyta z nami była bardzo, ale do delikatnych to długo nie należała. Bo tego uczy ich matka, a i rodzeństwo pokazuje, że zabawa też może boleć.
Traktowała nas jak koty, jak zabawa to najczęściej z pazurami. Skakała z ukrycia na nogi, potrafiła bawiącym albo uczącym się dzieciom skoczyć znienacka na głowę. Jak raz przy takim skoku rozorała pazurami policzek 3-letniemu synowi, to tak sie przestraszyłam, że po prostu ją sprałam kapciem. Potem wystarczyło pokazać kapcia jak szykowała się do skoku. I z czasem jej przeszło. Zresztą dzieci podrosły i nauczyły się rozpoznawać jej zamiary. Jak nachodziła ją ochota na poważniesze zapasy i skradała się do nich tak boczkiem z wygiętym grzbietem, to zakładały zimową skórzaną rękawicę i pozwalały jej poszaleć.
Poza tym była kochana, czuła i troskliwa. Zawsze przy tym, któremu coś dolega, albo jest smutny. Jak podnosiłam głos na dzieci to przybiegała i miauczała na mnie. Jak któreś płakało, to wspinała się do twarzy i ją obwąchiwała. A najmłodszego to w nocy budziła myciem gdy się spocił. Włosy to jeszcze nic, ale jak zabierała się tym swoim ostrym języczkiem za mycie szyi, to było nieciekawie. Złościł się i co jakis czas eksmitował ją na noc z pokoju .....
Ech mogłabym tak godzinami
Moja Tusia zbyt wcześnie została zabrana od matki. Dokarmialam ją najpierw zakraplaczem a potem oliwiarką do maszyn do szycia, bo miała taka końcówkę jak gruszka. O jednorazowych strzykawkach w tamtych czasach można było sobie pomarzyć.
Zżyta z nami była bardzo, ale do delikatnych to długo nie należała. Bo tego uczy ich matka, a i rodzeństwo pokazuje, że zabawa też może boleć.
Traktowała nas jak koty, jak zabawa to najczęściej z pazurami. Skakała z ukrycia na nogi, potrafiła bawiącym albo uczącym się dzieciom skoczyć znienacka na głowę. Jak raz przy takim skoku rozorała pazurami policzek 3-letniemu synowi, to tak sie przestraszyłam, że po prostu ją sprałam kapciem. Potem wystarczyło pokazać kapcia jak szykowała się do skoku. I z czasem jej przeszło. Zresztą dzieci podrosły i nauczyły się rozpoznawać jej zamiary. Jak nachodziła ją ochota na poważniesze zapasy i skradała się do nich tak boczkiem z wygiętym grzbietem, to zakładały zimową skórzaną rękawicę i pozwalały jej poszaleć.
Poza tym była kochana, czuła i troskliwa. Zawsze przy tym, któremu coś dolega, albo jest smutny. Jak podnosiłam głos na dzieci to przybiegała i miauczała na mnie. Jak któreś płakało, to wspinała się do twarzy i ją obwąchiwała. A najmłodszego to w nocy budziła myciem gdy się spocił. Włosy to jeszcze nic, ale jak zabierała się tym swoim ostrym języczkiem za mycie szyi, to było nieciekawie. Złościł się i co jakis czas eksmitował ją na noc z pokoju .....
Ech mogłabym tak godzinami
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Ale to jest ten maluszek??
Skąd ja to znam, czasem mam wrażenie, że potrafię gadać tylko o Mańku, teraz dojdzie jeszcze Tiffi
Skąd ja to znam, czasem mam wrażenie, że potrafię gadać tylko o Mańku, teraz dojdzie jeszcze Tiffi
Kasiu podziwiam takich ludzi jak Ty! Czytałam jakiś czas temu na miau o Tiffce i oczywiście bez łez się nie obyło. Sama czasami zastanawiam się nad tym, czy nie wziąć jakiegoś kociaka po przejściach. Jedyne co mnie ogranicza to brak własnego mieszkania, a czasem ciężko jest znaleźć we Wrocku chatkę, na której właściciele pozwolą trzymać zwierzaki. Obecnie mam kotę, psa i żółwia i jeszcze na rok podpisaną umowę najmu tego mieszkania, w którym jestem. Co będzie potem? Mam nadzieję, że ludzie okażą serce. Choć jak czasami patrzę na krzywdę jaka się dzieje zwierzakom, to wierzyć mi się nie chce, że gatunek ludzki jest zdolny do takich okrucieństw.
A wracając do tematu, podziwiam i szanuję Wasze poświęcenie. I z wielką uwagą będę śledzić news'y dotyczące Maniusia i Tiffki.
Trzymam kciuki!
A wracając do tematu, podziwiam i szanuję Wasze poświęcenie. I z wielką uwagą będę śledzić news'y dotyczące Maniusia i Tiffki.
Trzymam kciuki!
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Dziękuje za ciepłe słowa
Szczerze mówiąc ja też wynajmuję mieszkanie i chyba wiem o czym piszesz. Sytuacja w Krakowie jest pewnie bardzo zbliżona do tej twojej i chyba wszędzie tak jest. Właściciele mieszkań są zdania, że zwierzęta w domu wyrządzą więcej szkody niż np. niejedna studencka impreza (przecież więcej wyciągniesz odstępnego od 5-ciu studentów, aniżeli od jednej kobietki z kotem). Sama przeżyłam już szukanie mieszkania z jednym kociakiem i wiem jakie były reakcje Maniek jest na tyle kochanym kociakiem, że jedynie na właściciela mieszkania reaguje w taki sposób: łasi się, tuli, domaga miziania, nie pozwala wyjść - czasem mam wrażenie, że wie, iż ma sobie w pewnym sensie obłaskawić człowieka (przy nikim innym obcym tak się nie zachowuje)
Szczerze mówiąc ja też wynajmuję mieszkanie i chyba wiem o czym piszesz. Sytuacja w Krakowie jest pewnie bardzo zbliżona do tej twojej i chyba wszędzie tak jest. Właściciele mieszkań są zdania, że zwierzęta w domu wyrządzą więcej szkody niż np. niejedna studencka impreza (przecież więcej wyciągniesz odstępnego od 5-ciu studentów, aniżeli od jednej kobietki z kotem). Sama przeżyłam już szukanie mieszkania z jednym kociakiem i wiem jakie były reakcje Maniek jest na tyle kochanym kociakiem, że jedynie na właściciela mieszkania reaguje w taki sposób: łasi się, tuli, domaga miziania, nie pozwala wyjść - czasem mam wrażenie, że wie, iż ma sobie w pewnym sensie obłaskawić człowieka (przy nikim innym obcym tak się nie zachowuje)
O ja gooopia weszłam na miau
Jejku ile jeszcze łez musi zostać przelanych, ile istnień musi wycierpieć, by ludzie zaczęli być świadomi, że zwierzęta to nie są zabawki, które można wziąć na kilka dni, po czym wyrzucić je na śmietnik... Brak mi słów.
Choć muszę się przyznać do czegoś, co miało miejsce na moim mieszkaniu... Była (już w tej chwili) współlokatorka wymyśliła sobie kota, adoptowała 7-miesięcznego kocura. Gizmo przebywał w DT jakieś 5 miesięcy, mając do dyspozycji kuchnię i przedpokój. Gdy do nas trafił momentalnie wyczaił, że można się ulatniać przez okno. Wychodził na dwór, początkowo przestraszony od razu uciekał do piwnicy( sąsiedzi poinformowali mnie, gdzie dzikie futrzaki mają legowisko- tam też przebywał Gizmo). Z czasem zaklimatyzował się na tyle, że można go było zobaczyć wygrzewającego się trawce przed blokiem. Kilka razy dziennie dzwonek do drzwi oznajmiał nam, że któryś z sąsiadów wpuścił Gizmo na klatkę schodową To było miłe, nikt go nie przepychał, wręcz przeciwnie, przez każdego był wymiziany totalnie. Wracał na noc, a rano po śniadaniu wyskakiwał przez okno i szedł na trawkę.
Cieszyłam się, że nie daje sobie zrobić krzywdy. Heh jakie tu śpiewy sobie z dzikim kotem urządzali- informując się, że czas pochodzić po dworze.
Niestety stało się... Dnia 16 maja Gizmo wyszedł na dwór, wrócił gdy zaczął padać deszcz, koło 14. O 17 już z powrotem poszedł się dotlenić. Wieczorne nawoływanie i poszukiwania nie przyniosły efektów. Rozplakatowałam okoliczne podwórka, dałam ogłoszenia na necie, zgłosiłam zaginięcie w schronisku Okoliczne dzieci pomagały mi go szukać, bo i one miziały go, jak tylko był na dworze. Szperałam na każdej stronie z zagubionymi/ znalezionymi kotami. Cisza. Ulice też czyste. Nie podejrzewam, by uciekł, był wykastrowany i przywiązany do nas. Podejrzewam, że ktoś go sobie po prostu wziął I żyję nadzieją, że nowi właściciele otoczyli go opieką większą niż moja współlokatorka. Decyzja nieprzemyślana o adopcji... A ja do dziś go szukam, bo Judzia by go z pewnością pokochała. Na nowego kota zdecydowałam się również ze względu na cierpiącego po starcie Gizmo psa. Czarnusio tak się do kota przywiązał, że po zaginięciu przez 2 tyg miałam problem, ponieważ psina jeść nie chciał.
To takie nasze zwierzaczkowe perypetie.
Przepraszam, że trochę odbiłam od tematu, ale chyba musiałam się komuś wygadać
Jejku ile jeszcze łez musi zostać przelanych, ile istnień musi wycierpieć, by ludzie zaczęli być świadomi, że zwierzęta to nie są zabawki, które można wziąć na kilka dni, po czym wyrzucić je na śmietnik... Brak mi słów.
Choć muszę się przyznać do czegoś, co miało miejsce na moim mieszkaniu... Była (już w tej chwili) współlokatorka wymyśliła sobie kota, adoptowała 7-miesięcznego kocura. Gizmo przebywał w DT jakieś 5 miesięcy, mając do dyspozycji kuchnię i przedpokój. Gdy do nas trafił momentalnie wyczaił, że można się ulatniać przez okno. Wychodził na dwór, początkowo przestraszony od razu uciekał do piwnicy( sąsiedzi poinformowali mnie, gdzie dzikie futrzaki mają legowisko- tam też przebywał Gizmo). Z czasem zaklimatyzował się na tyle, że można go było zobaczyć wygrzewającego się trawce przed blokiem. Kilka razy dziennie dzwonek do drzwi oznajmiał nam, że któryś z sąsiadów wpuścił Gizmo na klatkę schodową To było miłe, nikt go nie przepychał, wręcz przeciwnie, przez każdego był wymiziany totalnie. Wracał na noc, a rano po śniadaniu wyskakiwał przez okno i szedł na trawkę.
Cieszyłam się, że nie daje sobie zrobić krzywdy. Heh jakie tu śpiewy sobie z dzikim kotem urządzali- informując się, że czas pochodzić po dworze.
Niestety stało się... Dnia 16 maja Gizmo wyszedł na dwór, wrócił gdy zaczął padać deszcz, koło 14. O 17 już z powrotem poszedł się dotlenić. Wieczorne nawoływanie i poszukiwania nie przyniosły efektów. Rozplakatowałam okoliczne podwórka, dałam ogłoszenia na necie, zgłosiłam zaginięcie w schronisku Okoliczne dzieci pomagały mi go szukać, bo i one miziały go, jak tylko był na dworze. Szperałam na każdej stronie z zagubionymi/ znalezionymi kotami. Cisza. Ulice też czyste. Nie podejrzewam, by uciekł, był wykastrowany i przywiązany do nas. Podejrzewam, że ktoś go sobie po prostu wziął I żyję nadzieją, że nowi właściciele otoczyli go opieką większą niż moja współlokatorka. Decyzja nieprzemyślana o adopcji... A ja do dziś go szukam, bo Judzia by go z pewnością pokochała. Na nowego kota zdecydowałam się również ze względu na cierpiącego po starcie Gizmo psa. Czarnusio tak się do kota przywiązał, że po zaginięciu przez 2 tyg miałam problem, ponieważ psina jeść nie chciał.
To takie nasze zwierzaczkowe perypetie.
Przepraszam, że trochę odbiłam od tematu, ale chyba musiałam się komuś wygadać
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Nie martw się chyba i tak już dosyć poważnie odeszliśmy od tematy wątku
Dobrze wiem o czym piszesz
- ja też zawsze wychodzę ze stron miau z płaczem , i baaardzooo często po przeczytaniu początku historii kociaka
- jako nastolatka miałam ukochanego kociaka (też był czarny) Kuba (choć bardziej reagował na ksywkę Śruba), był kochanym kociakiem niewychodzącym na dwór (choć nie lubił głaskania, miziania, jedynie na moich kolanach potrafił przesiedzieć kilkanaście minut) i..............jeden wypad na działkę, namowa mojej mamy na pozostawianie go na niej na noc. Reszty chyba nie muszę mówić
Teraz przy Mańku obiecałam sobie, że nigdy go nie wypuszczę, jeśli idziemy od samochodu do domku, bądź się balkonikujemy to oczywiście w szeklach i na smyczy (Tiffi już też kupiłam)
Dobrze wiem o czym piszesz
- ja też zawsze wychodzę ze stron miau z płaczem , i baaardzooo często po przeczytaniu początku historii kociaka
- jako nastolatka miałam ukochanego kociaka (też był czarny) Kuba (choć bardziej reagował na ksywkę Śruba), był kochanym kociakiem niewychodzącym na dwór (choć nie lubił głaskania, miziania, jedynie na moich kolanach potrafił przesiedzieć kilkanaście minut) i..............jeden wypad na działkę, namowa mojej mamy na pozostawianie go na niej na noc. Reszty chyba nie muszę mówić
Teraz przy Mańku obiecałam sobie, że nigdy go nie wypuszczę, jeśli idziemy od samochodu do domku, bądź się balkonikujemy to oczywiście w szeklach i na smyczy (Tiffi już też kupiłam)
ja tez wczoraj weszlam na mial, przeczytalam o kiciusiu znalezionym w grobie, zobaczylam pare ogloszen typu :narazie zbieram na jedzenie....i naprawde serce peka. oczywiscie w koncu tojest strona ludzi ktorzy pomagaja, ktorzy robia mnustwo mnustwo dobrej roboty, wiec koniec koncow te wszystkie biedactwa juz nie sa do konca same.....ale chyba kazdy wie ile sie tych futer szweda w okolicach. na zimnie, na deszczu, na wietrze:(((( same i glodne:(( przygnebiajace bardzo to jest.
wszyscy się zajeli tiffany(oczywiście to dobże)ale jeśli można to chciałabym się dowiedzieć co z maniusiem.on to tez ma niezźle.jeszcze niewie że będzie miał taką słodka koteczke przysobie na codzień.tęż bym tak chciała ale cztery koty w tym trzy kotki które podczas wypószczenia nadwór i chwilusi nieuwagi może zrobić nadprogramowe kociska.
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Maniuś korzysta z ostatnich chwil spokoju i Duża tylko dla mnie oczywiście ma wszystko w nosie i śpi w najlepsze. Staram się dosyć często mówić: przyjedzie Tiffany (Tiffi), już nie długo nie będziesz sam siedział, chociażby samo imię Tiffi. Zastanawiam się tylko ile z tego rozumie Ale z drugiej strony obserwując nasze relacje, chyba rozumie bardzo dużo.
P.S. A może warto pomyśleć o kastracji, czy sterylizacji. Tyle już na świecie innych kociaków potrzebujących ciepłego i dobrego domku
P.S. A może warto pomyśleć o kastracji, czy sterylizacji. Tyle już na świecie innych kociaków potrzebujących ciepłego i dobrego domku
Kasia i Maniuś pisze:Maniuś korzysta z ostatnich chwil spokoju i Duża tylko dla mnie oczywiście ma wszystko w nosie i śpi w najlepsze. Staram się dosyć często mówić: przyjedzie Tiffany (Tiffi), już nie długo nie będziesz sam siedział, chociażby samo imię Tiffi. Zastanawiam się tylko ile z tego rozumie Ale z drugiej strony obserwując nasze relacje, chyba rozumie bardzo dużo.
P.S. A może warto pomyśleć o kastracji, czy sterylizacji. Tyle już na świecie innych kociaków potrzebujących ciepłego i dobrego domku
chyba sporo z rozumiał bo chyba sie dobże rozumieją.
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Zapraszam do wątku "Maniuś wita Tiffany" w Koty pozostałe sprawy.
Tam są opisy dni i zdjęcia
Tam są opisy dni i zdjęcia