Bardzo proszę o pomoc w ustaleniu co jest Czarusiowi.
Czaruś jest małym yorkiem (waga normalna 1,5 - 1,8 kg), ma około 16-18 miesięcy, tego dokładnie nie wiemy, a jest ze mną od połowy sierpnia.
Był bardzo energiczny i żywiołowy, aportował piłeczkę, wszędzie było go pełno, chętnie bawił się z pozostałymi czworonożnymi domownikami.
W piątek 09.10.2015 jak co dzień poszliśmy wieczorem spać, Czarusia wzięłam do łóżka.
Nie miał żadnych wymiotów, czy biegunek.
W sobotę rano (10.10) kiedy się obudziłam Czaruś nie był w łóżku, tylko w swojej budce, jak się tam znalazł nie wiem....
Wstałam jak zawsze wzięłam go na ręce i poszłam z nim na siku, ale już zauważyłam, że coś jest nie tak, trochę popiskiwał (bardziej mruczał) i jakby "leciał" mi w rękach. Nie był taki jak zawsze. Na podwórku stał na ziemi bardzo niepewnie z ogonem pod sobą, zrobił siku i wzięłam go do domu. Położyłam go na jego legowisko. Myślałam, że boli go brzuch, więc podałam mu 1/2 tabletki nospy rozgniecionej i rozpuszczonej w wodzie. I tak sobie leżał. Około godziny 15 sam wyszedł z swojego legowiska, trochę pochodził, więc sądziłam, że będzie dobrze. W sobotę niestety musiałam wyjechać w celach służbowych, a Czarusiem zajął się mąż. W sobotę Czarek zjadł trochę animondy i poszedł spać. W niedzielę powtórka, Czaruś źle się czuł i mąż podał mu jeszcze raz 1/2 nospy i informował mnie, że jednak jest raczej coś poważniejszego. Wróciłam w niedzielę około 21 do domu. Wzięliśmy psiaki na smycz, a Czarusia w ręce i poszliśmy na spacerek.
Na trawie Czarka dałam na ziemię, zrobił siku, troszkę za nami szedł, a następnie nie miał już siły, wzięłam go na ręce i wróciliśmy do domu. W domu nagle zaczął się cały trząś, chyba z zimna. Nie czekałam już dłużej i o 22 byłam już w klinice całodobowej. Zrobiliśmy badania krwi:
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/ab4c0d68494cfe25][IMG]http://images67.fotosik.pl/1263/ab4c0d68494cfe25med.jpg[/IMG][/URL]
Temperaturę miał niską, a w kale śladowe ilości krwi, miał zrobiony test na parwo - wyszedł ujemny
Miał również wykonane RTG i stwierdzono - niewielki cień w okolicy oddźwiernika
Poinformowano mnie, że jego stan jest krytyczny i powinnam go zostawić w szpitalu, ale nie do końca ufam tej klinice (złe doświadczenie z przeszłości), więc zabrałam go do domu. Do domu dano mi kroplówkę aby go nawodnić z glukozą.
W klinice podano mu:
- Synulox,
- Metronidazol
- Buscopan
- Intravit B12
- Catosal
Następnego dnia rano tj. poniedziałek 12.10.2015, pojechałam do weterynarza, był bardziej żółty, powtórzyliśmy badania:
Bilirubina - powyżej 12, w urządzeniu kończy się miara na 12
Kreatynina - 2,05
Morfologia nie była powtórzona, bo nie minęło nawet 12 godzin od poprzedniego badania.
Myśleliśmy, że to anaplazmoza, wykonane zostały testy, wyszły ujemne (wszystkie choroby pokleszczowe)
Zrobiono USG i w żołądku było widoczne coś przemieszczającego się (fruwającego), wieczorem zrobiono endoskopię i wynik:
widoczny twór wielkości 2 cm na 1 cm, przyczepiony do śluzówki żołądka, na krzywiźnie większej. Według weterynarza, jest to taka fruwająca błonka i jego zdaniem ona nie ma wpływu na zatkanie dróg żółciowych. (Hasło "fruwająca błonka" zostało użyte w celu przedstawienia mi po ludzku co tam jest)
Tego dnia podano mu:
- Scanofol
- Glucozum+natrium
- Metronidazol
- Rapidex
- Metoclopramidum
- Cefalexin
Pojechaliśmy do domu. Następnego dnia (tj. wtorek) był bardziej kontaktowy, w sensie patrzy za psami, jak się go woła to reaguje, ale nie miał chęci wstawania. O godzinie 9 byliśmy już u weterynarza.
Wykonaliśmy ponowne badania krwi wraz z morfologią.
Bilirubina - powyżej 12, nie wiemy czy się zmienia, bo tak jak pisałam wcześniej brak skali :(
Kreatynina - 2,8 czyli rośnie :(
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/31bf6b41134eee76][IMG]http://images69.fotosik.pl/1262/31bf6b41134eee76med.jpg[/IMG][/URL]
Pobrano mu również krew w celu zbadania w kierunku zespolenia wrotno-obocznego (kwasy żółciowe), wyniki są następujące:
1 próba 49,89 umol/l
2 próba 85,02 umol/l
Co do kwasów, gdzieś znalazłam normy dla pierwszej próby poniżej 30, a dla drugiej poniżej 50. U Czarka są większe. Tylko nie wiem czy powinnam patrzeć stricte na liczby, czy np. w jego stanie bardziej mam patrzeć na poziom wzrostu próby II do próby I.
Podano mu:
- Ceporex
- Rapidexon
- Natrium chlorat.
- Dalacin C
- Natrium chloratum i.v.
Wieczorem zabrałam go do domu.
Kolejnego dnia 14.10.2015 nie badaliśmy krwi, bo on ma ją bardzo gęstą. Ponadto, w ciągu tych kilku dni bardzo schudł, może waży 1,2 kg :( Ciężko jest już pobrać krew z przednich łapek i ostatnio pobierane miał z uda.
Dostał leki:
- Ceporex
- Rapidexon
- Combivit
- Catosal
- Vitamina C
- Glukoza Natriuml
- Glucosum
- Dalacin C
Wieczorem wzięłam go do domu.
Wczoraj tj. 15.10.2015 r. był słaby, chociaż na siku wstaje, wtedy daję go na podłogę, sam idzie na ręczniczek i się załatwi. O 9 zawiozłam go na kroplówki.
Cały czas ma temperaturę w granicach 37 stopni. Dogrzewam go termoforem.
Nie chce nic jeść, 14.10.2015 podałam mu w strzykawce trochę mokrego RC, ale zjadł może 4 ml. Zaraz po jedzeniu "zawiesił się" - siedział z głową spuszczoną w dole. Nie wiem czy można to kojarzyć z ZWO? czy tak mała ilość jedzenia mogła dawać takie zachowanie.
Wczoraj około godziny 17 pojechałam po Czarusia. Zrobiono mu kolejne badania w celu wykluczenia ZWO. Raczej podejrzewają cholestazę, ale skąd u tak młodego psa?
GTP 39
ALP 2170
Bilirubina powyżej 12
Podane leki:
- Ceporex
- Metronidazol
- Hepatiale Forte
- Laculosa
- Voluen
- Glukoza - Natrium
- Combivit
- Vitamina C
Po rozmowie z weterynarzem prowadzącym stwierdziliśmy, że trzeba zrobić jeszcze amoniak. Pojechałam od razu do kliniki do Mikołowa. Kiedy powiedziałam, że bilirubina jest ponad 12, to usłyszałam, że to niemożliwe, że ten pies jakby miał taką to nie powinien już żyć. Pobrano krew w celu zbadania poziomu amoniaku i jednocześnie poprosiłam o rozszerzenie tych badań wraz z bilirubiną. Wyniki wstawiam poniżej.
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/c6cfb72cf98bcdcb][IMG]http://images68.fotosik.pl/1262/c6cfb72cf98bcdcbmed.jpg[/IMG][/URL]
Jak weterynarz zobaczył te wyniki to naprawdę był bardzo zaskoczony, że on jeszcze żyje. A Pani wykonująca badania powiedziała, że nigdy nie widziała tak żółtej surowicy.
Weterynarz z Mikołowa nie daje żadnych szans, nawet gdyby było to ZWO, to Czaruś jest za słaby na operację.
Co do żołądka, to wet z Mikołowa również stoi na stanowisku, że twór nie ma żadnego wpływu na drogi żółciowe i żółtaczkę występującą u Czarusia.
Bardzo proszę o jakiekolwiek opinie, sugestie.
Błagam o pomoc w postawieniu diagnozy
co pokazało usg odźwiernika, wątroby i nerek, mógł mieć kontakt z jakimiś trującymi substancjami?
Mamy maltańczyka z ZWO... psiak na prawie 2 lata i jest po operacji, która była 7.12.2016 u prof Galantego. Przypadek naszego Pioruna jest 'dziwny' i jak to stwierdzili weterynarze z kliniki we Wrocławiu 'cuda się zdarzają i roczny pies z takimi wynikami i w takiej kondycji przy ZWO jest właśnie takim cudem'...
A to historia Piorunka, ku przestrodze... normalny, 'zdrowy', radosny psiak, którego wszędzie pełno... Nie choruje, jedyne co to od czasu do czasu podkula lewą tylną łapę od 14 tyg. życia - diagnozuje go kliku lekarzy w tym 3 ortopedów, rtg nic nie wykazuje - diagnoza ' taki jego urok' przy tym ma robioną morfologię i biochemię (do rtg była potrzebna narkoza) ... wyniki idealne, jest drobniejszy od przedstawicieli rasy (mimo czteropokoleniowej metryki), jednak kto by się przejmował - taki jego urok. Pod koniec września (pies ma rok) odbieramy psiaka po wakacjach i okazuje się, że nie chce jeść (zawsze wybrzydzał, więc nie martwimy się za bardzo), jednak ma śluzowatą kupę i biegunki. Idę do weterynarza... pies dostaje antybiotyk na nieżyt jelita, który pomaga - problem znika, jednak psiak zaczyna trząść się po jedzeniu o czym informuje weterynarza. Stwierdzają, że może mu zimno bo zmiana pogody itp. Tak przychodzi koniec października, pies żywy jak zawsze, ale drgawki po jedzeniu miewa - idę do weterynarza... taki typ, że się trzęsie.Tydzień później spotkam na spacerze Panią, która mówi że jej psiak jest po operacji ZWO, między czasie znajduję również tą chorobę w internecie, jednak Piorun typowych objawów nie ma, ale okazuje się, że jednym z objawów są drgawki po jedzeniu i przy psach małej rasy mogą wskazywać na ZWO, ale psiak od Pani, którą spotkałam miał też inne objawy, nasz nie.
Następnego dnia idę do weterynarza i mówię o spotkaniu i że niepokoją mnie te drgawki, pytam o ZWO i słyszę, że nasz pies na pewno tego nie ma, bo za dobrze wygląda, a ma już przecież 14 miesięcy... widzieli nie raz psy z ZWO i Piorun na pewno jest zdrowy. Upieram się i chce mu zrobić badania, dają namiary na usg dopplera. Następnego dnia idę do innego weterynarza i mówię o drgawkach od razu słyszę o ZWO chociaż Pani dr mówi, że mały nie wygląda na chorego, ale kieruje nas na morfologię, próby watrobowe i test stymulacji kwasów... Morfologia, biochemia książkowa - wszystko idealnie, prócz testu stymulacji kwasów... Naczczo norma dużo przekroczona (ok.100), po posiłku 150... Pani weterynarz, która zleciła badania w kierunku ZWO niestety informuje, że nie jest w stanie nam pomóc, jednak szybko szuka kogoś kto się tym zajmuje i wysyła nas do Wrocławia. 23.11 jedziemy do Wrocławia - wcześniej telefonicznie upraszam wszystkie badania, bo chcą zrobić najpierw konsultacje, ale Pani na recepcji w końcu się poddaje i pyta lekarza o zgodę, lekarz karze zapisać na amoniak, usg lub TK zależnie od wyniku... Mamy kawał drogi i mało wolnego, żeby kilka razy jeździć. Robią amoniak - w normie ok.37 (norma ok. 70), decydują o TK sądząc po obejrzeniu wszystkich wyników, że na pewno jest coś nie w porządku, a usg dopplera przy takim maluchu może być niemiarodajne, i nawet jeśli znajdą patologiczne naczynie to TK nas nie ominie w celu dokładniejszej diagnozy... Wynik ZWO zewnątrz wątrobowe, naczynie o średnicy ok. 2,7 mm, ale niestety długie, oplata wątrobę. Tłumaczą wyniki, są zdziwieni, że przy takiej wadzie wątroba nie jest w ogóle uszkodzona, amoniak w normie. Wracamy do domu - nie decydujemy się na operacje ponieważ chcemy skonsultować wyniki, zresztą Pani, która nas tam wysłała, powiedziała żebyśmy nie dali go operować od razu, bo to lepiej będzie zrobić w Warszawie, jeśli będzie taka konieczność.
Na drugi dzień idziemy do weterynarza, który mówi, że gdyby jego pies miał ZWO to oddałby go tylko do prof Galantego. Tego samego dnia dzwonię, czytam wyniki prof mówi, że operujemy. Umawiamy termin konsultacji i operacji na za 2 tygodnie...
Międzyczasie czytam wszystko na temat ZWO i dochodzę do wniosku, że Piorun nie ma prawidłowego połączenia naczyń... przynajmniej nie opisali go w TK...
6.12 jedziemy do Warszawy, oddajemy psa na szpital, za kilka godzin przychodzimy na konsultację prof z anestezjologiem tłumaczą nam przebieg operacji... Prof rysuje na kartce jak wg niego wygląda układ naczyń ponieważ pytam o prawidłowe połączenie, którego nie ma w opisie TK - prof tłumaczy, że to raczej niemożliwe, bo nigdy czegoś takiego nie widział, a pies jest mały i mogli nie zobaczyć tej żyły... Decydujemy, że otworzy psa to sprawdzi wszystko, mamy być pod telefonem jakby było trzeba podjąć jakieś decyzje..., a jak nie to zadzwonią po operacji. Ciągle sprawdzam telefon, a kiedy po 20 dzwoni nie mam siły go odebrać i oddaję narzeczonemu, informują że operacja się udała - co prawda pies się jeszcze nie wybudził, ale ma prawidłowe odruchy - udało im się zamknąć patologiczne naczynie i przywrócić prawidłowy obieg krwi. Zadzwonią następnego dnia i poinformują o stanie psa oraz kiedy możemy go odebrać. Dzwonią, żeby przyjechać. Pies je i wszystko ok., więc go odbieramy. Po operacji zachowuje się jakby nic mu nie robili. Trzy dni później ma lekkie załamanie i w nocy jedziemy do kliniki (u nas), żeby dali mu coś przeciwbólowego (pierwszy raz od operacji), oczywiście dostaje antybiotyk przez kilka dni po operacji i laktulozę przez ok. 6 miesięcy. Następnego dnia psiak żywotny, musimy go hamować troszkę, żeby nic nie zepsuł. Rana goi się idealnie, nic nie cieknie.
Jesteśmy po 2 kontrolnych usg dopplera i wygląda ok., choć proces 'zamykania' naczynia jest dłuższy, ale prof mówił, że musimy się z tym liczyć, ponieważ prawidłowe naczynia miały tak małą średnicę, że nie mogli mocniej zacisnąć opaski. Wspominał, że być może będzie potrzebna korekta.
Pierwsze kontrolne testy stymulacji są nadal podwyższone, choć i tak o połowę niższe niż przed operacją. Niedługo mamy powtórzyć badania i zobaczymy co dalej.
Objawy czyli drżenie po jedzeniu, brak apetytu i przejściowe problemy z układem pokarmowym zniknęły, więc jesteśmy dobrej myśli
Także pozornie zdrowy pies...
Może komuś się przyda w celu szybszego zdiagnozowania - oby nie było takiej potrzeby
A to historia Piorunka, ku przestrodze... normalny, 'zdrowy', radosny psiak, którego wszędzie pełno... Nie choruje, jedyne co to od czasu do czasu podkula lewą tylną łapę od 14 tyg. życia - diagnozuje go kliku lekarzy w tym 3 ortopedów, rtg nic nie wykazuje - diagnoza ' taki jego urok' przy tym ma robioną morfologię i biochemię (do rtg była potrzebna narkoza) ... wyniki idealne, jest drobniejszy od przedstawicieli rasy (mimo czteropokoleniowej metryki), jednak kto by się przejmował - taki jego urok. Pod koniec września (pies ma rok) odbieramy psiaka po wakacjach i okazuje się, że nie chce jeść (zawsze wybrzydzał, więc nie martwimy się za bardzo), jednak ma śluzowatą kupę i biegunki. Idę do weterynarza... pies dostaje antybiotyk na nieżyt jelita, który pomaga - problem znika, jednak psiak zaczyna trząść się po jedzeniu o czym informuje weterynarza. Stwierdzają, że może mu zimno bo zmiana pogody itp. Tak przychodzi koniec października, pies żywy jak zawsze, ale drgawki po jedzeniu miewa - idę do weterynarza... taki typ, że się trzęsie.Tydzień później spotkam na spacerze Panią, która mówi że jej psiak jest po operacji ZWO, między czasie znajduję również tą chorobę w internecie, jednak Piorun typowych objawów nie ma, ale okazuje się, że jednym z objawów są drgawki po jedzeniu i przy psach małej rasy mogą wskazywać na ZWO, ale psiak od Pani, którą spotkałam miał też inne objawy, nasz nie.
Następnego dnia idę do weterynarza i mówię o spotkaniu i że niepokoją mnie te drgawki, pytam o ZWO i słyszę, że nasz pies na pewno tego nie ma, bo za dobrze wygląda, a ma już przecież 14 miesięcy... widzieli nie raz psy z ZWO i Piorun na pewno jest zdrowy. Upieram się i chce mu zrobić badania, dają namiary na usg dopplera. Następnego dnia idę do innego weterynarza i mówię o drgawkach od razu słyszę o ZWO chociaż Pani dr mówi, że mały nie wygląda na chorego, ale kieruje nas na morfologię, próby watrobowe i test stymulacji kwasów... Morfologia, biochemia książkowa - wszystko idealnie, prócz testu stymulacji kwasów... Naczczo norma dużo przekroczona (ok.100), po posiłku 150... Pani weterynarz, która zleciła badania w kierunku ZWO niestety informuje, że nie jest w stanie nam pomóc, jednak szybko szuka kogoś kto się tym zajmuje i wysyła nas do Wrocławia. 23.11 jedziemy do Wrocławia - wcześniej telefonicznie upraszam wszystkie badania, bo chcą zrobić najpierw konsultacje, ale Pani na recepcji w końcu się poddaje i pyta lekarza o zgodę, lekarz karze zapisać na amoniak, usg lub TK zależnie od wyniku... Mamy kawał drogi i mało wolnego, żeby kilka razy jeździć. Robią amoniak - w normie ok.37 (norma ok. 70), decydują o TK sądząc po obejrzeniu wszystkich wyników, że na pewno jest coś nie w porządku, a usg dopplera przy takim maluchu może być niemiarodajne, i nawet jeśli znajdą patologiczne naczynie to TK nas nie ominie w celu dokładniejszej diagnozy... Wynik ZWO zewnątrz wątrobowe, naczynie o średnicy ok. 2,7 mm, ale niestety długie, oplata wątrobę. Tłumaczą wyniki, są zdziwieni, że przy takiej wadzie wątroba nie jest w ogóle uszkodzona, amoniak w normie. Wracamy do domu - nie decydujemy się na operacje ponieważ chcemy skonsultować wyniki, zresztą Pani, która nas tam wysłała, powiedziała żebyśmy nie dali go operować od razu, bo to lepiej będzie zrobić w Warszawie, jeśli będzie taka konieczność.
Na drugi dzień idziemy do weterynarza, który mówi, że gdyby jego pies miał ZWO to oddałby go tylko do prof Galantego. Tego samego dnia dzwonię, czytam wyniki prof mówi, że operujemy. Umawiamy termin konsultacji i operacji na za 2 tygodnie...
Międzyczasie czytam wszystko na temat ZWO i dochodzę do wniosku, że Piorun nie ma prawidłowego połączenia naczyń... przynajmniej nie opisali go w TK...
6.12 jedziemy do Warszawy, oddajemy psa na szpital, za kilka godzin przychodzimy na konsultację prof z anestezjologiem tłumaczą nam przebieg operacji... Prof rysuje na kartce jak wg niego wygląda układ naczyń ponieważ pytam o prawidłowe połączenie, którego nie ma w opisie TK - prof tłumaczy, że to raczej niemożliwe, bo nigdy czegoś takiego nie widział, a pies jest mały i mogli nie zobaczyć tej żyły... Decydujemy, że otworzy psa to sprawdzi wszystko, mamy być pod telefonem jakby było trzeba podjąć jakieś decyzje..., a jak nie to zadzwonią po operacji. Ciągle sprawdzam telefon, a kiedy po 20 dzwoni nie mam siły go odebrać i oddaję narzeczonemu, informują że operacja się udała - co prawda pies się jeszcze nie wybudził, ale ma prawidłowe odruchy - udało im się zamknąć patologiczne naczynie i przywrócić prawidłowy obieg krwi. Zadzwonią następnego dnia i poinformują o stanie psa oraz kiedy możemy go odebrać. Dzwonią, żeby przyjechać. Pies je i wszystko ok., więc go odbieramy. Po operacji zachowuje się jakby nic mu nie robili. Trzy dni później ma lekkie załamanie i w nocy jedziemy do kliniki (u nas), żeby dali mu coś przeciwbólowego (pierwszy raz od operacji), oczywiście dostaje antybiotyk przez kilka dni po operacji i laktulozę przez ok. 6 miesięcy. Następnego dnia psiak żywotny, musimy go hamować troszkę, żeby nic nie zepsuł. Rana goi się idealnie, nic nie cieknie.
Jesteśmy po 2 kontrolnych usg dopplera i wygląda ok., choć proces 'zamykania' naczynia jest dłuższy, ale prof mówił, że musimy się z tym liczyć, ponieważ prawidłowe naczynia miały tak małą średnicę, że nie mogli mocniej zacisnąć opaski. Wspominał, że być może będzie potrzebna korekta.
Pierwsze kontrolne testy stymulacji są nadal podwyższone, choć i tak o połowę niższe niż przed operacją. Niedługo mamy powtórzyć badania i zobaczymy co dalej.
Objawy czyli drżenie po jedzeniu, brak apetytu i przejściowe problemy z układem pokarmowym zniknęły, więc jesteśmy dobrej myśli
Także pozornie zdrowy pies...
Może komuś się przyda w celu szybszego zdiagnozowania - oby nie było takiej potrzeby
test stymulacji kwasów żółciowych.
Jeśli pies (też maltańczyk) jada tylko suchą karmę to co powinnam mu badać do jedzenia po pierwszym badaniu krwi na czczo
Jeśli pies (też maltańczyk) jada tylko suchą karmę to co powinnam mu badać do jedzenia po pierwszym badaniu krwi na czczo
to co zawsze je. Nie zmieniasz jedzenia.