Dzień dobry, uprzejmie proszę o poradę.
Kilka dni temu wieczorem moja 15-letnia suczka zaczęła ciężko oddychać. Ponieważ jest wiekowa, pomyślałam, że pogarsza jej się zapadająca się tchawica i rano udam się do weterynarza. Po przebudzeniu następnego dnia zaczęła kaszleć, charczeć, odpluwać krew i mdleć. Pobiegłam do kliniki i po przebadaniu ogólnym oraz wykonaniu echo serca, okazało się, że suczka ma chorobę zastawki (niedomykalność) i krew w płucach. Podano jej Furosemid i Pimobendan. Po około 6 godzinach nie nastąpiła żadna poprawa, lekarz włączył do leczenia jeszcze steryd, który miał ułatwić oddychanie, pozostawiłam pupila w klinice podłączonego do tlenu. Po prawie dwóch dobach nie następuje żadna poprawa, pies łapie powietrze, bardzo szybko oddycha, trochę je, pije, oddaje mocz, ale w płucach jest wciąż bardzo dużo wody.
Czy w leczeniu takiego przypadku zrobiłby Pan coś jeszcze? Czy istnieje jakiś sposób na pozbycie się tej wody z płuc i przyniesieniu ulgi zwierzęciu? Proszę o radę. W klinice mówią, że rokowania są złe...
choroba zastawki i woda w płucach
nie da się na podstawie tak szczątkowych informacji tak wiele powiedzieć. Brak wyników narządowych, morfologii, dokładnego opisu echa. Samo to , że obrzęk utrzymuje się tak długo nie wróży dobrze, ale za mało danych.
-
- Posty:5
- Rejestracja:23 kwietnia 2018, 07:40
Dzień dobry,
zapytam wobec tego inaczej. Jeśli leki moczopędne nie działają i woda w płucach psa zalega, co utrudnia mu oddychanie i nie pozwala na dalsze leczenie - czy wskazana jest wykonanie punkcji, by pozbyć się płynu z płuc?
zapytam wobec tego inaczej. Jeśli leki moczopędne nie działają i woda w płucach psa zalega, co utrudnia mu oddychanie i nie pozwala na dalsze leczenie - czy wskazana jest wykonanie punkcji, by pozbyć się płynu z płuc?
Jeżeli płyn gromadzi się w obrębie pęcherzyków płucnych niestety punkcja nic nie pomoże. Jeżeli zaś płyn gromadzi się w obrębie jamy opłucnowej nowej punkcja zdecydowanie jest wskazana.
-
- Posty:5
- Rejestracja:23 kwietnia 2018, 07:40
Rozumiem, a jakie badanie wykaże, w którym miejscu ten płyn się gromadzi?
zdjęcie rtg
-
- Posty:5
- Rejestracja:23 kwietnia 2018, 07:40
Dziękuję bardzo, to chciałam właśnie u Pana potwierdzić.
A teraz opiszę przypadek choroby mojej suczki. Suczka rasy Yorkshire terier - 15 lat, ale pomimo swojego podeszłego wieku, to zwierzę zdrowe, wesołe, chętne na długie spacery i skore do zabawy. To zwierzę wypielęgnowane, regularnie badane. W marcu b.r. miała robioną morfologię, badanie moczu, rentgen. Wszystka wyniki w normie. W październiku ubiegłego roku – echo serca – wykluczające ewentualne powikłania przy narkozie (usuwanie kamienia na zębach) – wyniki w normie.
Jak napisałam wcześniej – 19 kwietnia, wieczorem, suczka zaczęła pochrapywać , nic więcej, żadnego kaszlu, nadal była wesoła. Przespała noc spokojnie, po 6 rano dnia następnego wyszła na krótki spacer i znowu zasnęła, już bez chrapania. Jednak postanowiłam rano obudzić ją około 8, by sprawdzić u weterynarza, czy to chrapanie to nie zapadająca się tchawica, powszechna u tej rasy, zwłaszcza w podeszłym wieku.
Kiedy ją obudziłam, suczka zaczęła kaszleć, odpluwać krew i mdleć. W ciągu 10 minut byłam w klinice, gdzie oddano ją w ręce pani kardiolog.
Wykonano jej echo serca, w którym stwierdzono chorobę zastawki. Pani doktor wytłumaczyła mi, że niedomykanie się zastawki, powoduje wyrzucanie krwi do płuc i suczce podadzą leki moczopędne, by pozbyć się tych zalegających płynów, a potem przystąpią do wykonania dokładnych badań (rentgen i leki na serce). Pozostawiłam pupila, miałam nadzieję, w dobrych rękach.
Kazano mi zadzwonić w południe, by zapytać o jej stan, ale przez prawie dwie godziny nikt nie podnosił słuchawki, pojechałam więc na miejsce. Na miejscu usłyszałam od pani kardiolog, że „nie wie czemu, ale leki nie działają, pies dyszy, jest zdenerwowany i dlatego na razie nie chce mu robić zdjęcia i dokładnego echo serca, by go nie stresować”. Poprosiłam, by zrobiła coś jeszcze, więc doktor podała steryd, który miał poprawić komfort oddychania. Około godziny 18, po godzinie dzwonienia, dowiedziałam się od recepcjonistki, że „lekarze są zajęci, ale w karcie wpisana jest poprawa”. Płakaliśmy ze szczęścia. Po 19 pojechaliśmy do naszej kochanej suczki, z zamysłem zabrani jej do domu… Na miejscu pokazali nam osłabionego zwierzaczka i powiedzieli, że musi zostać jeszcze na noc na obserwację i podawanie leków. Suczka ucieszyła się na nasz widok, wyprowadziliśmy ją na krótki spacer, oddychała swobodniej, nie charczała.
Kazano nam w następnym dniu o 9 czekać na telefon z informacją o stanie suczki (zresztą któryś raz z kolei obiecano nam skontaktowanie się z nami przez lekarza, ale ani raz przez te dwie doby wydarzyło się to)!
W sobotę po południu odwiedziliśmy klinikę ponownie, przywieźliśmy psu jedzenie, na miejscu zastaliśmy osowiałe, wykończone zwierzę, łapiące oddech, przestraszone. Zapytałam lekarza, dlaczego skoro woda z płuc ponoć zeszła, nikt nie daje leków lub nie wykonuje badań tak, jak zapowiadała kardiolog. Lekarka odpowiedziała, że nie może podać nic bez wiedzy kardiologa, bo to tamta prowadzi leczenie psa i będzie dopiero w poniedziałek. Nalegałam na dodatkowe leki lub wykonanie zdjęcia lub punkcji, ciągle słyszałam odmowę i wytłumaczenie, że pies jest zbyt zestresowany, by zrobić mu zdjęcie! Po moich dalszych naciskach, lekarka powiedziała, że zadzwoni do kardiologa, wyszła, a po powrocie stwierdziła, że pies dostał leki na serce, tylko „nie zauważyła tego w karcie”.
Lekarka ta kazała nam wrócić po suczkę wieczorem i zabrać ją do domu, ponieważ „tutaj jest dla psa duży stres i być może dlatego też te leki nie działają, a może w domu poczuje się lepiej i wyzdrowieje”.
Zapytałam, kiedy przyjść, jakie symptomy będą świadczyły o pogarszającym się stanie. W odpowiedzi usłyszałam, że plucie krwią i kaszel. Podkreślam – zabierałam zwierzę bardzo szybko oddychające, łapiące powietrze. Nikt nie uprzedził mnie, że mam się przygotować na najgorsze. Nikt nie powiedział, że ten stan może się nie zmienić na lepsze! Ciągle tylko słyszałam, że stan jest zły i trzeba czekać, aż leki zaczną działać. Że płuca są po osłuchaniu czyste i trzeba czekać na kardiologa. Noc z soboty na niedzielę suczka przeleżała dysząc, nie kaszlała, nie pluła krwią. Po prostu udusiła się na naszych rękach, nad ranem, umarła w drastyczny sposób, tak bardzo, bardzo się męczyła… A potem po śmierci, z jej płuc wypłynęła chyba ze szklanka wody z krwią.
W pierwszej odpowiedzi napisał Pan, że zbyt mało danych… Niestety, nie miałam skąd wziąć więcej danych. Nikt nie chciał mi pomóc, by te dane uzyskać…
Dlaczego lekarz nie uprzedził nas? Dlaczego nie zaproponował jakiejś ulgi dla niej? Dlaczego nie podjął się dodatkowego leczenia? Czy potrafi mi Pan odpowiedzieć na te pytania???
A teraz opiszę przypadek choroby mojej suczki. Suczka rasy Yorkshire terier - 15 lat, ale pomimo swojego podeszłego wieku, to zwierzę zdrowe, wesołe, chętne na długie spacery i skore do zabawy. To zwierzę wypielęgnowane, regularnie badane. W marcu b.r. miała robioną morfologię, badanie moczu, rentgen. Wszystka wyniki w normie. W październiku ubiegłego roku – echo serca – wykluczające ewentualne powikłania przy narkozie (usuwanie kamienia na zębach) – wyniki w normie.
Jak napisałam wcześniej – 19 kwietnia, wieczorem, suczka zaczęła pochrapywać , nic więcej, żadnego kaszlu, nadal była wesoła. Przespała noc spokojnie, po 6 rano dnia następnego wyszła na krótki spacer i znowu zasnęła, już bez chrapania. Jednak postanowiłam rano obudzić ją około 8, by sprawdzić u weterynarza, czy to chrapanie to nie zapadająca się tchawica, powszechna u tej rasy, zwłaszcza w podeszłym wieku.
Kiedy ją obudziłam, suczka zaczęła kaszleć, odpluwać krew i mdleć. W ciągu 10 minut byłam w klinice, gdzie oddano ją w ręce pani kardiolog.
Wykonano jej echo serca, w którym stwierdzono chorobę zastawki. Pani doktor wytłumaczyła mi, że niedomykanie się zastawki, powoduje wyrzucanie krwi do płuc i suczce podadzą leki moczopędne, by pozbyć się tych zalegających płynów, a potem przystąpią do wykonania dokładnych badań (rentgen i leki na serce). Pozostawiłam pupila, miałam nadzieję, w dobrych rękach.
Kazano mi zadzwonić w południe, by zapytać o jej stan, ale przez prawie dwie godziny nikt nie podnosił słuchawki, pojechałam więc na miejsce. Na miejscu usłyszałam od pani kardiolog, że „nie wie czemu, ale leki nie działają, pies dyszy, jest zdenerwowany i dlatego na razie nie chce mu robić zdjęcia i dokładnego echo serca, by go nie stresować”. Poprosiłam, by zrobiła coś jeszcze, więc doktor podała steryd, który miał poprawić komfort oddychania. Około godziny 18, po godzinie dzwonienia, dowiedziałam się od recepcjonistki, że „lekarze są zajęci, ale w karcie wpisana jest poprawa”. Płakaliśmy ze szczęścia. Po 19 pojechaliśmy do naszej kochanej suczki, z zamysłem zabrani jej do domu… Na miejscu pokazali nam osłabionego zwierzaczka i powiedzieli, że musi zostać jeszcze na noc na obserwację i podawanie leków. Suczka ucieszyła się na nasz widok, wyprowadziliśmy ją na krótki spacer, oddychała swobodniej, nie charczała.
Kazano nam w następnym dniu o 9 czekać na telefon z informacją o stanie suczki (zresztą któryś raz z kolei obiecano nam skontaktowanie się z nami przez lekarza, ale ani raz przez te dwie doby wydarzyło się to)!
W sobotę po południu odwiedziliśmy klinikę ponownie, przywieźliśmy psu jedzenie, na miejscu zastaliśmy osowiałe, wykończone zwierzę, łapiące oddech, przestraszone. Zapytałam lekarza, dlaczego skoro woda z płuc ponoć zeszła, nikt nie daje leków lub nie wykonuje badań tak, jak zapowiadała kardiolog. Lekarka odpowiedziała, że nie może podać nic bez wiedzy kardiologa, bo to tamta prowadzi leczenie psa i będzie dopiero w poniedziałek. Nalegałam na dodatkowe leki lub wykonanie zdjęcia lub punkcji, ciągle słyszałam odmowę i wytłumaczenie, że pies jest zbyt zestresowany, by zrobić mu zdjęcie! Po moich dalszych naciskach, lekarka powiedziała, że zadzwoni do kardiologa, wyszła, a po powrocie stwierdziła, że pies dostał leki na serce, tylko „nie zauważyła tego w karcie”.
Lekarka ta kazała nam wrócić po suczkę wieczorem i zabrać ją do domu, ponieważ „tutaj jest dla psa duży stres i być może dlatego też te leki nie działają, a może w domu poczuje się lepiej i wyzdrowieje”.
Zapytałam, kiedy przyjść, jakie symptomy będą świadczyły o pogarszającym się stanie. W odpowiedzi usłyszałam, że plucie krwią i kaszel. Podkreślam – zabierałam zwierzę bardzo szybko oddychające, łapiące powietrze. Nikt nie uprzedził mnie, że mam się przygotować na najgorsze. Nikt nie powiedział, że ten stan może się nie zmienić na lepsze! Ciągle tylko słyszałam, że stan jest zły i trzeba czekać, aż leki zaczną działać. Że płuca są po osłuchaniu czyste i trzeba czekać na kardiologa. Noc z soboty na niedzielę suczka przeleżała dysząc, nie kaszlała, nie pluła krwią. Po prostu udusiła się na naszych rękach, nad ranem, umarła w drastyczny sposób, tak bardzo, bardzo się męczyła… A potem po śmierci, z jej płuc wypłynęła chyba ze szklanka wody z krwią.
W pierwszej odpowiedzi napisał Pan, że zbyt mało danych… Niestety, nie miałam skąd wziąć więcej danych. Nikt nie chciał mi pomóc, by te dane uzyskać…
Dlaczego lekarz nie uprzedził nas? Dlaczego nie zaproponował jakiejś ulgi dla niej? Dlaczego nie podjął się dodatkowego leczenia? Czy potrafi mi Pan odpowiedzieć na te pytania???
nie odpowiem na te pytania . Z 2 powodów zajmuję sie leczeniem zwierząt a nie rozstrzyganiem sporów.
Jedyne co powiem bo jeśli Pani śledzi forum wie Pani że w przypadku zwierząt martwych nie udzielam żadnych porad. W przypadku obrzęku płuc zatrzymujemy także zwierząta w lecznicy w namiocie tlanowym, a właściciel jest informowany że jest to stan zagrażający życiu i nie zawsze kończy się pozytywnie. Co do kolegów ciężko mi bronić jaki obwiniać, gdyż trzeba znać prawdę z obu stron. Na pewno brakło komunikacji pomiędzy Wami a lekarzem prowadzącym. Trzeba pamietać , że zwierzeta w takim wieku chorują nagle i bardzo gwałtownie co sami przeżyliście z własnym psem.
Jedyne co powiem bo jeśli Pani śledzi forum wie Pani że w przypadku zwierząt martwych nie udzielam żadnych porad. W przypadku obrzęku płuc zatrzymujemy także zwierząta w lecznicy w namiocie tlanowym, a właściciel jest informowany że jest to stan zagrażający życiu i nie zawsze kończy się pozytywnie. Co do kolegów ciężko mi bronić jaki obwiniać, gdyż trzeba znać prawdę z obu stron. Na pewno brakło komunikacji pomiędzy Wami a lekarzem prowadzącym. Trzeba pamietać , że zwierzeta w takim wieku chorują nagle i bardzo gwałtownie co sami przeżyliście z własnym psem.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 33 gości