Mam labradora (6 miesiecy) i od jakichs 2 tygodni suczka zaczela kulec na jedna tylna noge. Weterynaz dal dwa zastrzyki i jakies tabletki oraz artroflex w plynie. zaplacilem 190PLN i suka dalej kuleje i jak polezy sobie to ma problem z wstaniem. Tak jakby tylek jej bardzo ciazyl. Jak wstanie to jakos chodzi. Nie forsuje jej zbytnio na spacerach chociaz do tej pory wszystko bylo OK aport z wody itd.
Suka ma rodowod i powinno byc wszysko OK ale cos jest nie tak?
Dajcie znac czy to orma czy trzeba cos z tym robic?!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam!
Labrador
To, ze suka ma rodowod nie jest gwarancja zdrowia. Ani rodowod, ani badania rodzicow nie daja takiej gwarancji.
Wydanie 190 czy nawet 1900zl rowniez nie da gwarancji, ze przestanie kulec.
Nie jestem weterynarzem, ale uwazam, ze skoro suka kuleje, to nalezy ja przeswietlic, bo przyczyn kulawizny moze byc wiele.
Wydanie 190 czy nawet 1900zl rowniez nie da gwarancji, ze przestanie kulec.
Nie jestem weterynarzem, ale uwazam, ze skoro suka kuleje, to nalezy ja przeswietlic, bo przyczyn kulawizny moze byc wiele.
żadnej kulawizny nie uznaje się zaq normę. Należy tego psa bardzo dokładnie zbadać pod kątem ortopedycznym i prawdopodobnie jak pisze gość wykobnać dodatkowe badanie rtg
Witam
Skorzystam z okazji i dokleję się do tematu, a mianowicie mam pytanko. Ja również mam młodziutkiego labradorka (8 m-cy) i tydzień temu nagle zaczął gwałtownie kuleć. Od razu zgłosiłam się z nim do kliniki, gdzie okazało się, że nasz maluch ma naderwane więzadło krzyżowe (na całe szczęście nie zerwane). W związku z tym mam pytanko,jak długo należy labkowi ograniczać ruch. Nasz lekarz uprzedził nas, iż około dwóch tygodni może to potrwać. Bardzo sobie to wzięliśmy do serca i piesek chodzi tylko na krótkie spacerki, po schodach jest znoszony i wnoszony (ha ha bagatela 30 kg), ale widać poprawę i praktycznie już nie kuleje. Jesto to dla nas bardzo przykre, gdyż widzimy jaki piesek jest nieszczęśliwy- przecież ograniczyć do tego stopnia ruch młodemu labkowi to dla niego katastrofa. Wymyślamy co tylko możemy żeby go jakoś inaczej zająć, ale widać że piesek jest na granicy wytrzymałości cierpliwości haha. Może ktoś mógłby zaproponować, w jaki sposób "zastąpić" takiemu maludzie ruch?
Pozdrawiam
Skorzystam z okazji i dokleję się do tematu, a mianowicie mam pytanko. Ja również mam młodziutkiego labradorka (8 m-cy) i tydzień temu nagle zaczął gwałtownie kuleć. Od razu zgłosiłam się z nim do kliniki, gdzie okazało się, że nasz maluch ma naderwane więzadło krzyżowe (na całe szczęście nie zerwane). W związku z tym mam pytanko,jak długo należy labkowi ograniczać ruch. Nasz lekarz uprzedził nas, iż około dwóch tygodni może to potrwać. Bardzo sobie to wzięliśmy do serca i piesek chodzi tylko na krótkie spacerki, po schodach jest znoszony i wnoszony (ha ha bagatela 30 kg), ale widać poprawę i praktycznie już nie kuleje. Jesto to dla nas bardzo przykre, gdyż widzimy jaki piesek jest nieszczęśliwy- przecież ograniczyć do tego stopnia ruch młodemu labkowi to dla niego katastrofa. Wymyślamy co tylko możemy żeby go jakoś inaczej zająć, ale widać że piesek jest na granicy wytrzymałości cierpliwości haha. Może ktoś mógłby zaproponować, w jaki sposób "zastąpić" takiemu maludzie ruch?
Pozdrawiam
nauczyć go czytać książki i ogądać telewizje ( to tak z żartem ). Nic nie zastąpi ruchu.
Może być cieżko mój lab po kastracji,też miał ograniczony ruch i stał się bardzo osowiały i jadł połowę dawki karmy,okazało sę że to na tle psychiki .Był przyzwyczajony do dużej ilości ruchu a tu nagle po zabiegu trzeba było ograniczyć ruch., a Nero to nie kanapowiec
Hahahaha z tą telewizją to niezły pomysł, będziemy mu włączać Animal Planet hahaha. A tak przy okazji to mam również pytanko, czy jeżeli raz mu się przydarzył taki uraz, to czy będzie to miało jakieś konsekwencje na przyszłość? Np. czy to więzadełko będzie jakoś osłabione? Niestety w internecie jest dość mało informacji na ten temat, większość dotyczy już konkretnie zerwania.
Pozdrawiam i dziękuję za odpowiedź.
Pozdrawiam i dziękuję za odpowiedź.
Biscuit jest dopiero 2 tygodnie po kastracji. Przez miesiąc nie może szaleć, a też do leniuchów nie należy. Zabieram go na spacery do parku (pierwszy tydzień jeździłam z nim samochodem) i tam daje mu ogromne badyle, które w ciągu godziny przerabia na wykałaczki. Piesek sobie pobędzie w swoim ulubionym miejscu i jest mu lepiej. Myślałam, że będzie gorzej, ale dajemy jakoś rade. Chyba nawet gorzej ja to znosze, bo człowiek tez się przyzwyczaja do codziennego ruchu.
Witam
No własnie sęk w tym, że ja nawet na długie spacery nie moge z nim wychodzić, bo wg zalecen lekarza ograniczamy ruch do minimum. Normalnie serce ściska jak widać, że chciałby sobie poszaleć.... a tu nici z biegania. A z tymi badylami i wykałaczkami to chyba wszystkie labki tak mają hahaa. Ja kiedyś mojemu maludzie kupiłam taką drewnianą kochę (inne zabawki były na 5 minut... gumowe od razu pogryzione.... a sznurkowe od razu próbował zjadać). No więc nie przesadzając ta drewniana kocha zmieniła się w drewniane patyczki po jakiejś pół godzinie. Ja już nie mam pomysłu na te zabawki. Szczerze mówiąc, tak naprawdę to sprawdzają się tylko kości jelitowe o obgryzania. No ale takie to już charakterki
Pozdrawiam
No własnie sęk w tym, że ja nawet na długie spacery nie moge z nim wychodzić, bo wg zalecen lekarza ograniczamy ruch do minimum. Normalnie serce ściska jak widać, że chciałby sobie poszaleć.... a tu nici z biegania. A z tymi badylami i wykałaczkami to chyba wszystkie labki tak mają hahaa. Ja kiedyś mojemu maludzie kupiłam taką drewnianą kochę (inne zabawki były na 5 minut... gumowe od razu pogryzione.... a sznurkowe od razu próbował zjadać). No więc nie przesadzając ta drewniana kocha zmieniła się w drewniane patyczki po jakiejś pół godzinie. Ja już nie mam pomysłu na te zabawki. Szczerze mówiąc, tak naprawdę to sprawdzają się tylko kości jelitowe o obgryzania. No ale takie to już charakterki
Pozdrawiam
Podejrzewam, ze "drewniana kocha" to drewniany koziolek do aportowania... To nie jest zabawka
Moj pies jako szczenie mocno sie pochorowal, potem mial od weta zakaz dlugich spacerow przez jakis czas. Bawilam sie z nim w domu w szukanie schowanych uprzednio przeze mnie przedmiotow. Bardzo to lubil (i do dzis lubi), a jednoczesnie dosc szybko sie meczyl (kosztowalo go to troche myslenia ). Po kilku takich "sesjach poszukiwawczych" grzecznie szedl spac.
Nie wiem czy drastyczne ograniczanie ruchu jest takim dobrym pomyslem, nie wiem jak Wasze psy, ale moj, gdy jest niewybiegany, gania po mieszkaniu (np. robi rundki szalenczym biegiem dookola stolu ), z impetem wskakuje na kanape/fotel i rownie szybko zeskakuje... Balabym sie, ze z braku ruchu i ze znudzenia zrobi sobie wieksza krzywde probujac rozladowac energie w domu niz np. truchtajac na smyczy na dluzszym, ale kontrolowanym spacerze czy plywajac. Plywanie tez zabronione?
Patrzac na mojego psa, w razie koniecznosci ograniczenia ruchu (odpukac!) musialby chyba dostawac leki uspokajajace albo siedziec w klatce, bo co z tego, ze nie pojdzie na spacer i nie bedzie ganial po lakach, jak kilkoma rundkami po mieszkaniu moglby sobie zrobic duza wieksza krzywde
Moj pies jako szczenie mocno sie pochorowal, potem mial od weta zakaz dlugich spacerow przez jakis czas. Bawilam sie z nim w domu w szukanie schowanych uprzednio przeze mnie przedmiotow. Bardzo to lubil (i do dzis lubi), a jednoczesnie dosc szybko sie meczyl (kosztowalo go to troche myslenia ). Po kilku takich "sesjach poszukiwawczych" grzecznie szedl spac.
Nie wiem czy drastyczne ograniczanie ruchu jest takim dobrym pomyslem, nie wiem jak Wasze psy, ale moj, gdy jest niewybiegany, gania po mieszkaniu (np. robi rundki szalenczym biegiem dookola stolu ), z impetem wskakuje na kanape/fotel i rownie szybko zeskakuje... Balabym sie, ze z braku ruchu i ze znudzenia zrobi sobie wieksza krzywde probujac rozladowac energie w domu niz np. truchtajac na smyczy na dluzszym, ale kontrolowanym spacerze czy plywajac. Plywanie tez zabronione?
Patrzac na mojego psa, w razie koniecznosci ograniczenia ruchu (odpukac!) musialby chyba dostawac leki uspokajajace albo siedziec w klatce, bo co z tego, ze nie pojdzie na spacer i nie bedzie ganial po lakach, jak kilkoma rundkami po mieszkaniu moglby sobie zrobic duza wieksza krzywde
dokładnie tak.... na dwór tylko żeby zrobił to co musi i do domu Podobno przy naderwaniu tego więzadła jest bardzo krótka droga do zerwania... a wtedy to tylko stół operacyjny pozostaje . Tak więc znosimy go i wnosimy na moment na dwór i to tyle. A te rundki wkoło stołu to u nas prawie normalka (w tej chwili jest bardzo szybko przywoływany do porządku jak go w danej chwili najdzie hahaha). A i tak największy żywioł w niego wstępuje jak wychodzi z wanny.... wtedy to jest po prostu nie do opanowania.... istny szał hahhahaha. Nie pozostaje nic innego jak jakoś przetrwać ten ciężki okres . Ale dziękuję za pomysł z szukaniem . Będziemy dzisiaj wypróbowywać
Pozdrawiam
Pozdrawiam
ta krucha linia do całkowitego zerwania pozostanie na całe życie. Jedynie <regeneracja> jeśli mżna tak nazwać nastąpi przy naciągnięciu , nadwyrężeniu tych więzadeł.
dziękuję bardzo za odpowiedź
Pozdrawiam
Pozdrawiam