Rakarze
Moja historia z psem labkiem zakończyła się tragicznie. W kwietniu zeszłego roku zauważyliśmy, że u naszego 9 letniego psa zaczęła puchnąć szyja i pysk. Niezwłocznie udaliśmy się do lecznicy, w której wcześniej był leczony na objawy alergii środowiskowej. W tej pseudo lecznicy badalo go 3 lekarzy, każdemu opowiadaliśmy co się wydarzyło, że miał nawracające alergie, ale nigdy z takimi objawami. Pierwszy lekarz podał mu antybiotyk i steryd Cortexonavet. Na początku były to iniekcyjnie dawki po 4ml, później zeszli do 2. Opuchlizna schodziła i nie wracała przez kilka dni. Ale gdy wróciła to wracaliśmy do lecznicy. Tak badali go inni lekarze i każdy stwierdza, że to alergia srodowiskowa, pytalismy się o badania krwi, ale stwierdzili ze nie są wymagane, bo nic nowego nie pokazą. Zrobiono też raz USG w okolicy szyi i wykluczone chloniaka. Cieszyliśmy się, że to nie nowotwór, ale martwiliśmy powracającym obrzękiem. Ciągle nam wyjaśniane, że trawy pyli itp, a że mieszkamy nad jeziorem to ślepo wierzyliśmy. Lekarze stwierdzili, że jeśli nie przejdzie do jesieni, zimy, to trzeba będzie robić inne badania. Historia ciągnęła się aż do września, do którego nadal stosowalismy Cortexonavet w dawce 2 ml co kilka dni, ale obrzek wracał coraz szybciej. Udaliśmy się do innego lekarza, który zrobił badanie krwi, rtg i usg. Okazało się, że labek ma guzy na płucach i grasiczaka. Niestety pozostało leczenie paliatywnego, no jest tak umiejscowiony, że trzeba by było wyciąć pół psa. Przykra nowina, a my nadal podawalismy steryd, bez leków osłonowych. Twierdzili, że przy iniekcji nie ma to wpływu na żołądek. Postanowiliśmy zrobić mu tomograf, aby upewnić się, że to nowotwór i nie ma innej szansy na leczenie. Na tomograf czekaliśmy blisko miesiąc, wcześniej pojechaliśmy do innych lekarzy, aby zrobić badania krwi itp. Tam wykonali mu ponownie RTG i USG i potwierdzono diagnozę nowotworu i grasiczka, powiedziano, że nie ma szans na wyleczenie i pozostało leczenie paliatywne,a tomograf nic nowego nie wniesie. Wizyty te powtarzaliśmy aż do stycznia, cały czax podając Cortexonavet, ale już co 2-3 dni. Niestety nic już nie pomagał i udaliśmy się do przychodni o ratunek. Przepisami mu steryd w tabletkach Prednicortone - 2 tabl raz dziennie. Daliśmy tylko dwie dawki, bo źle się po nich czuł. Ponownie wróciliśmy do lekarzy, zastosowalismy zgodnie z zaleceniami terapię tlenowa wynajmując kondensator tlenu i wróciliśmy do pierwszego sterydu. Tym razem dawka co 24 H. Jednak psiak ginal w oczach, odmawiał jedzenia był anemiczny. Załatwiliśmy wizytę u onkologa zwierzęcego, który oświadczył że sytuacja jest tragiczna i mamy myśleć o eutanazji. Pies dostał deksametazon 18 mg, ale przyjął je tylko 3 razy co drugi dzień, bo osłabił całkowicie i miał biegunkę z krwią. Niestety ale musieliśmy go kilka dni temu uśpić, a wet który to robił oświadczył, że stan jest tragiczny i nie ma innego wyjścia. Do samego końca labek robił siusiu na podwórku, musieliśmy go znosić że schodów, ale na podwórku poruszał się sam, nawet 20 minut przed eutanazja. Strasznie dramatyczna sytuacja i całkowite rozczarowanie, wściekłość na pseudo lekarzy, Gdy dowiedziałem się że to zespół żyły głównej i o tym czytałem okazało się że obrzek to właśnie objawy tego zespołu, który jest spowodowany grasiczakiem, chloniakiem. Niestety przerzuty na pluca zrobiły swoje, a biegunki podobno spowodowane sterydem, do którego nic nie mieliśmy podawać osłonowy, wykończyły psa. Dramatyczna dla nas nauczka, aby nie wierzyć weterynarzom, a w przyszłości jeśli odważę się na psa chyba będę jakiekolwiek decyzję konsultował z różnymi lecznicami. Rozważam złożenie skargi do Izby Lekarski weterynaryjnej na tych pseudo lekarzy, ale czy to cos da.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 36 gości