Skutki obfitego krwawienia po skaleczeniu?

Dyskusje o chorobach, ich leczeniu, oraz profilaktyce.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

Awatar użytkownika
staszko_i_aras
Posty:121
Rejestracja:11 czerwca 2006, 18:41
Lokalizacja:Tarnobrzeg
Kontakt:

07 lipca 2007, 02:47

Witam,
Jestem zaniepokojony,bo podczas późnowieczornego wybiegu z moją sunią natrafiła ona na coś ostrego i dość mocno skaleczyła łapę w okolicach opuszki. Wcześniej zdarzały się jej drobne skaleczenia, które po zdezynfekowaniu bezproblemowo się goiły, ale tym razem przeraziła mnie intensywność krwawienia,a zanim do niej doszedłem stała już niemal w kałuży krwi. Kawał baby z niej (bokserka 28 kg),więc trudno było ją donieść do domu, a sama szła z oporem,ale jakoś dotarliśmy zostawiając za sobą "krwawą ścieżkę". Pech chciał,że wcześniej powyrzucałem środki dezynfekujące (woda utlen., rivanol itp) z powodu przeterminowania i nie miałem nic z tych rzeczy. Jedynie opłukałem łapę w letniej wodzie, przyłożyłem gazik i obwinąłem bandażem elastycznym (bo tylko to miałem w domu, a była już północ i żadnego kontaktu z wetami). Momentalnie to przeciekło musiałem podłożyć 2 koce a pod nimi folię, bo krew ostro wali i zupełnie nie wiem co robić, bo mija już 3 godzina, a krwotok nie ustaje. Pozostaje mi jedynie bezradnie czekać do rana (w tej chwili jest ok. 3) może wtedy któryś z wetów odbierze telefon... Niepokoje się, bo nie wiem jakie mogą być konsekwencje tak obfitego krwawienia??? Martwie się,bo w wakacje rodzice stracili jednego psa,gdyż akurat w sobotę nagle zaczęła popiskiwać jakby z bólu, wymiotować, dusić się, a jeden z wetów, który odebrał tel. odmówił pomocy, bo stwierdził, że nic jej nie będzie, bo to pewnie jakaś niestrawność, więc zrobić jej post i przyjść w poniedziałek do gabinetu. Niestety nie dożyła nawet do niedzieli i do dziś nie wiemy co było przyczyną jej nagłego odejścia :( Może przez to jestem przewrażliwiony, ale niestety takie są "uroki" życia na prowincji (miasto 60 tys. mieszk.)...
NOVA_62
Posty:143
Rejestracja:27 marca 2007, 20:07
Lokalizacja:KRAKOW
Kontakt:

07 lipca 2007, 06:47

nie wiem , czy masz juz jakas pomoc wet.,u mnie lecznice otwieraja o 9.00. jesli krwawienie nie ustalo ,moze podwiazac lapke powyzej skaleczenia.wydaje mi sie ze trzeba by stracic naprawde DUZO krwi, by bylo to grozne, wszystko zalezy jaka zyle naciela,ale ty piszesz o opuszce na szczescie, a nie o lapce powyzej. mysle ze wszystko bedzie ok.nieraz krwawienie wydaje sie duze /kaluza krwi/, a naprawde ubytek nie jest znaczacy dla organizmu, nie plukaj w cieplej, letniej , tylko zimnej wodzie. trzymam kciuki.
Awatar użytkownika
staszko_i_aras
Posty:121
Rejestracja:11 czerwca 2006, 18:41
Lokalizacja:Tarnobrzeg
Kontakt:

07 lipca 2007, 14:42

Niestety, stało się gorzej niż przypuszczałem... Żaden z wetów niechciał udzielić nam pomocy wcześniej niż o 10!!! Nad ranem doszło do wstrząsu i później sunia straciła całkowicie przytomność :cry: Dopiero o 10 pojawiła się wetka w lecznicy, wcześniej udało mi się jedynie w aptece zaopatrzyć się w bandaże, gaziki i wode utlenioną, ale nic to nie dało. Zawieźliśmy ją nieprzytomną do "lecznicy" i tam dopiero okazało się, po dokładnym przemyciu, że jest rozerwana opuszka aż do nadgarstka i doszło do krwotoku mieszanego (żylnego i tętniczego), straciła bardzo dużo krwi, więc nastąpił wstrząs i teraz walczy o życie :cry: W nocy udało mi się znaleźć więcej informacji w necie, ale wszędzie było wskazanie "przy ranie głębokiej, tymbardziej przy pulsującym krwotoku natychmiast należy skontaktować się z lek. wet., bo m.in. trzeba szyć". Zgodnie z opisem zakładałem opatrunki uciskowe gaza, wata mocno uciśnięta na ranie i ściśnięta powyżej tętnicy oraz obkładałem dodatkowo lodem. Pomagało tylko na kilka minut i co jakiś czas zmieniałem opatrunki, ale bez rezultatu. Pani doktor stwierdziła, że w tym stanie już nic nie można zrobić, bo ona nie ma warunków na szycie, a w okolicy nie ma dziś (w sobotę) czynnej żadnej lepiej wyposażonej lecznicy, po drugie trzeba czekać czy organizm sam sobie poradzi, bo sunia jest młoda i silna, więc do 18 powinno się wszystko wyjaśnić. Dała jej jakieś zastrzyki, zmieniła opatrunek i "pocieszyła" mnie, że wcześniejsze opatrunki były prawidłowo zakładane, ale trzeba się liczyć z tym,że żaden lek. wet. nie ma obowiązku udzielać mi pomocy o każdej porze dnia i nocy, więc nic więcej nie mogłem zrobić. Nauczyła mnie (właściwie douczyła) jak przeprowadzać reanimację, bo konkretniejszą pomoc znajdę dopiero w poniedziałek, więc pozostaje tylko czekanie i nic więcej nie może pomóc :cry: Jestem zrozpaczony, bo Sarunia niedawno miała sterylizację i jeszcze nie ściągnięte szwy po niej i dopiero co na nowo zaczęła się cieszyć życiem i była zwinna jak sarenka, a tu taki cios. Leży bidula przy mnie na wersalce z opatrunkiem na łapie i workiem do którego zścieka krew, a ja mogę tylko patrzeć czy oddycha i modlić się, by mi nie robiła żadnych numerów... A myślałem, że każdy zostaje wetem z miłości do zwierząt, a przez znieczulicę... nawet nie chcę o tym myśleć!
Gość

07 lipca 2007, 19:04

JEZU! przeczytalam teraz i jestem w szoku,nie wiem czy jest takie wskazanie ,nie znam sie ,ale czy sarunia dostala kroplowke, moze trzeba, moze zadzwon do doktora jarka , a jesli nie odbierze to do krakowskiej arki , tam duzor jest 24 na dobe ,nawet wnocy jak doktor gawor sie zgodzi mozna przyjechac, tylko trzeba mowic ze pilne , bo tam odbiera tel. rejestratorka ,niech przelaczy do lekarza , trzeba ja zmusic, bo nie chce , ale oni mieszkaja tam gdzie pracuja wiec sa.MOZE MA WAS KTO PRZYWIESC
NOVA_62
Posty:143
Rejestracja:27 marca 2007, 20:07
Lokalizacja:KRAKOW
Kontakt:

07 lipca 2007, 19:46

przepraszam , cie za pomysl z przewozeniem , pomylilam w nerwach tarnobrzeg z tarnowem . na priwa wyslalam nr tel. do kliniki. moze bedzie potrzebny, aby nie byl , aby bylo dobrze zycze z calego serca
Awatar użytkownika
aglo
Posty:288
Rejestracja:15 kwietnia 2006, 12:10
Lokalizacja:Wieś

08 lipca 2007, 14:44

Staszko napisz co z Sarą
Awatar użytkownika
gasparo
Posty:256
Rejestracja:27 czerwca 2006, 14:40
Lokalizacja:Kraków

09 lipca 2007, 08:43

Staszko, co z Sarą?!!!
Mam nadzieję, że wraca do siebie, a Ty zajęty pielęgnacją psiny nie masz czasu, żeby coś skrobnąć. Trzymamy kciuki za Sarę i myślimy ciepło o Was.
W takich momentach dziękuję Bogu, że mieszkam w Krakowie i mam blisko do całodobowej lecznicy.
Czekamy na wieści!
Awatar użytkownika
gasparo
Posty:256
Rejestracja:27 czerwca 2006, 14:40
Lokalizacja:Kraków

09 lipca 2007, 08:56

A poza tym, to nie bardzo mogę zrozumieć, na czym polegał ten "brak warunków, żeby szyć". Do tego nie trzeba chyba żadnych specjalnych warunków. Kawałek stołu, środek znieczulający miejscowo, środek odkażający, igła i nić chirurgiczna.
W zeszłym roku, gdy z Bunią pogryzioną przez psa na wakacjach pojechaliśmy do wiejskiego weterynarza, to na gołym betonie w wiejskiej lecznicy założył szwy w ciągu paru minut i z niczym nie robił żadnych problemów (choć patrzył na mnie trochę z politowaniem, bo "wiejskiemu" psu szwów by nie zakładał, nikt by do niego z taką sprawą nie przyjeżdżał).
Więc nawet, jeżeli nie byłoby to "artystyczne szycie", ale zatrzymałoby krwawienie, to jak można zasłaniać się brakiem warunków (czasami sie i operuje w warunkach polowych)!
No chyba, że ta pani nie miała po prostu czym zeszyć rany. Ale wydaje mi się, że takie "przyrządy" powinny znajdować się na wyposażeniu każdej lecznicy, nawet malutkiej. Zwłaszcza, jeżeli znajduje się ona w okolicy, gdzie nie ma gdzie odesłać "trudniejszych" przypadków.
Przepraszam za długi post, ale strasznie się wkurzyłam. To okropne, że pies cierpi, bo nie ma mu kto udzielić pomocy.
Staszko, trzymajcie się!
ATA
Posty:3042
Rejestracja:30 grudnia 2005, 16:56

09 lipca 2007, 12:16

Denerwuję się... :( Pocieszam się, że brak wieści to w tym wypadku dobre wieści - może są właśnie w lecznicy i niedługo czegoś się dowiemy.
Staszko, jak wszyscy trzymam baaaaardzo mocno kciuki!!!
Awatar użytkownika
maxymi
Posty:202
Rejestracja:01 listopada 2006, 10:21
Lokalizacja:Kamień k. Chełma Lubelskiego
Kontakt:

09 lipca 2007, 12:53

Mi się wydaje, że ta Pani weterynarz to jakiś konował, a nie lekarz weterynarii :!: Takim ludziom powinno się odbierać prawo do wykonywania zawodu, tak jak naszym lekarzom :!: Jeżeli u Ciebie w okolicy jest tylko ten lekarz, to tylko współczuć :cry: Ja mieszkam 9 km od miasta Chełm, które ma podobną ilość mieszkańców, ale u mnie w okolicy lecznic jest około 10ciu, w tym jedna 24 h :D Poza tym gdyby było inaczej, to waliłbym po wszystkich lekarzach, nawet całą noc, no ale mam samochód. W każdym razie trzymam mocno kciuki i nie poddawajcie się :!: Pozdrawiam :!: Dużo zdrowia życzę, a Sarze powrotu szybkiego do siebie :D :!:
Gość

09 lipca 2007, 23:04

za kazdym razem na spacerze zbieram rozbite szkla z butelek /lapka rozcieta 4 razy,jak dotad./kupilam nawet specjalna torde z materialu , sa wakacje , piwo, grile i ognisko. LUDZIE NIE WYRABIAM!!!szkla wiecej niz trawy. na lace, w lesie,na uroczych skalkach na zakrzowku ,na poboczach drogi, WSZEDZIE!!!
Awatar użytkownika
staszko_i_aras
Posty:121
Rejestracja:11 czerwca 2006, 18:41
Lokalizacja:Tarnobrzeg
Kontakt:

09 lipca 2007, 23:15

SARA ŻYJE!!! I wraz z nią dziękujemy za wszelkie słowa wsparcia i trzymane kciuki :D Mieliśmy OGROMNE szczęście - pośrednio dzięki temu forum, a bezpośrednio jednemu z WIELKICH lekarzy wet. z... RADOMIA (odległość ok. 120 km), który - jak powiedział - po przeczytaniu moich powyższych historii coś go ruszyło i odruchowo postanowił sam, bezinteresownie ten szmat drogi do nas przyjechać,by ratować psinę póki jeszcze żyje, a było to już z soboty na niedziele w nocy (wtedy dopiero natknął się na na te posty) i szanse już prawie żadne,ale nawiązał ze mną kontakt i w ciągu 2 godz. przyjechał ze swoim przenośnym sprzętem monitorującym funkcje życiowe, lekami, preparatami krwiozastępczymi i oczywiście miał... nici. Jakiś Dobry Anioł zesłał nam go w ostatniej chwili, bo walczył o jej życie/reanimował przez ok. 5 godz. non stop. Samo szycie zajęło mu ok. 2 godz.,bo chodziło o naderwane ścięgna, naczynia krwionośne, a dopiero na końcu skórę (w sumie 3 oddzielne fazy szycia). Oczywiście podłączył kroplówki nawadniające i preparaty krwiozastępcze oraz "setki" innych leków w zastrzykach. Dopiero później bardzo powoli,ale systematycznie zaczęły się poprawiać parametry życiowe. Powiedział,że zrobił co mógł... i to rzeczywiście widać było i po jego zaangażowaniu i po kroplach potu na czole. Nie bawił się w żadną dyplomację, lecz prosto z mostu powiedział co myśli o takich kolegach lekarzach z takim podejściem,jakich wielu niestety ma. Wprost powiedział,że poprzednia p. "dr" (zasługuje tylko na cudzysłów) poprostu naciągnęła nas na kasę,bo nie zrobiła zupełnie nic,by psu pomóc,poza tym co sam wcześniej zrobiłem (czyli zmieniła opatrunek) i "przez brak warunków do szycia" rozumiała prawdopodobnie to, że szkoda nici,skoro i tak psa nie da się już uratować (optymalny czas do interwencji wynosi max. 6 godz.). A mogła przynajmniej ją nawodnić skoro bała się brać za tą łapę, bo stan rzeczywiście był zatrważający. A zupełnie mnie zaskoczył,gdy nie chciał wziąć ode mnie żadnej zapłaty!!! Stwierdził, że jemu zależało na ratowaniu zwierzaka, a nie na kasie, a skoro koniecznie chcę mu się zrewanżować to zostawił mi nr konta schroniska, w którym pracuje jako wolontariusz, na które mogę przelać jakiś datek. Udało mi się wcisnąć mu przynajmniej "za paliwo". Chciałem mu publicznie - tu na forum - imiennie podziękować,ale prosił mnie,by zachować jego anonimowość,bo i bez rozgłosu ma sporo pracy,dlatego szanuję jego wolę i nie podaję bliższych namiarów. Tacy ludzie na nowo odbudowują we mnie wiarę,że są jeszcze w tym zwariowanym i zmaterializowanym świecie ludzie o wielkich sercach i całkowitemu oddaniu się swojemu POWOŁANIU - pomoc zwierzakom za wszelką cenę i na miarę własnych możliwości. Przepraszam, że się tak rozpisałem, ale czułem się zobowiązany... Nadrobione zostały, dzięki temu CZŁOWIEKOWI,podstawowe zaniedbania. Sara zapadła w śpiączkę,po wstrząsie pokrwotocznym,oczywiście po wielu godzinach rana przestała już krwawić,gdyż lepkość krwi osiągnęła skrajne maximum,brak wody uniemożliwiało też "naturalną produkcję" krwi,tętno już słabo wyczuwalne, ciśnienie agonalne (czyli poniżej krytycznego) i gigantyczna anemia,to wszystko prowadzi do odejścia. Ratujący lekarz od razu stwierdził,że na uratowanie nie ma prawie już żadnych szans,ale dopóki psiak żyje to trzeba walczyć do końca.
Sara przebudziła się nagle dziś nad ranem,zerwała się jakby z normalnego długiego snu,trochę pijanym wzrokiem rozglądnęła się wokół - gdzie jest i co się stało, a gdy tylko mnie zobaczyła zaczęła mnie z szaloną radością lizać,jakby wróciła z dalekiej niebezpiecznej podróży,a ja się poryczałem ze szczęścia,że dawno nie miałem tak cudownego i z utęsknieniem wyczekiwanego powitania. Jest jeszcze bardzo słabiutka,ale stabilna i jak należy poskładana. Gdy oboje wydobrzejemy (ja też ponad 2,5 doby nie spałem,aż dopadła mnie gorączka - chyba z wyczerpania),to następnym krokiem będzie szukanie jakiegoś dobrego weta,na którego rzeczywiście można liczyć 24h/dobę (już wiem, że w promieniu 50 km takiego nie znajdę). Tak więc teraz czas na odpoczynek i nabieranie sił (nie wiem czy nie będę miał jakiegoś urazu,by bez lęku puszczać ją na wolne szaleństwa... zobaczymy). Sara narazie odpoczywa, niby śpi, ale od czasu do czasu zerka jednym okiem czy jestem przy niej :wink:
Jeszcze raz wszystkich,którzy nam kibicowali,gorąco pozdrawiamy i dziękujemy, a Sarunia dodatkowo "platonicznie" liże każdą życzliwą twarzyczkę :)
Warto kochać nasze czworonogi do końca i nie poddawać się nawet wtedy, gdy ci co powinni nieść im profesjonalną pomoc, odwrócą się obojętnie plecami...
Awatar użytkownika
staszko_i_aras
Posty:121
Rejestracja:11 czerwca 2006, 18:41
Lokalizacja:Tarnobrzeg
Kontakt:

09 lipca 2007, 23:34

Aha... i jeszcze jedna rada z naszych tragicznych doświadczeń - dla niektórych może oczywista, ale warto przypomnieć - nigdzie nie jest bezpiecznie, żyjemy wśród bezmózgowców, którzy wyrzucają rozbite szkła i inne niebezpieczne odpady gdzie popadnie (w moim otoczeniu obserwuje to głównie po nastoletnich gówniarzach z butelkami po piwie), dlatego warto oprócz stałego i pewnego kontaktu ze sprawdzonym wetem mieć i nosić przy sobie bandaż (najlepiej rozciągający), gaziki i środek dezynfekujący - jest to minimum, by ograniczyć następstwa przykrych niespodzianek. Warto też przypomnieć sobie i poczytać na temat sposobów udzielania pierwszej pomocy - prawdopodobnie przez umiejętne opatrunki uciskowe przedłużyłem szansę na uratowanie życia mojej suni. Lepiej być posądzony o histerie czy dziwactwo, niż przez głupotę i obojętność stracić kogoś najbliższego.
NOVA_62
Posty:143
Rejestracja:27 marca 2007, 20:07
Lokalizacja:KRAKOW
Kontakt:

10 lipca 2007, 08:02

Przeczytalam, nawet nie wiesz jak BARDZO sie ciesze. zawsze powtarzam, ze warto byc dobrym dla innych, bo to co damy z siebie innym wroci do nas dwukrotnie. opatrznosc sprawila ze zainteresowal sie wami lekarz z tak daleka. SARA ZYJE!i to jest najwazniejsze. a pani doktor coz..... , dobro wraca. zlo wraca, kazdy dostaje od zycia to na co zasluzyl. trauma , na pewno zostanie ci przez jakis czas , zachecam wszystkich psiarzy, jesli idzieci z psem na spacer ,zabierzcie ze soba torebke na szklo, jak ja , nigdy nie wiadomo na czyjego pieska padnie,gowniarze sa i beda ,tego nie zmienie ,ale moge ciut zmniejszyc zagrozenie. WRACAJCIE DO ZDROWIA !!!. CALUSKI DLA SARUNI.
Awatar użytkownika
gasparo
Posty:256
Rejestracja:27 czerwca 2006, 14:40
Lokalizacja:Kraków

10 lipca 2007, 09:08

Brawo!!!!!
Bardzo, bardzo się cieszę!!!
Teraz już będzie tylko lepiej. Jak to cudownie, że są jeszcze ludzie o tak wielkich sercach. Aż zyć się chce.
Dbajcie o siebie i szybko wracajcie do formy!
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 60 gości