Dziś umarł mój kochany Kotek....
Dziś odszedł nagle Nasz kochany kotek-pupil całej rodziny....Miał różne przejścia o kilku piałam na forum...Jakieś pół roku temu prawie zdychał...nie wiadomo czy to było zatrucie czy potrącenie...Wyszedł z tego.Nasz grubiutki, mięciutki Pan Kot.Bałam sie ,że któregoś dnia będę musiała podnisić jego kochane ciałko z ulicy, bo pod domem ludzie jeżdżą jak szaleni samochodami. Ale dziś wyniosłam GO z garażu,wczoraj nie wrócił na noc do domu...Miał otwarte oczy, jak ja chciałam wierzyć ,że ON jeszcze żyje....Zalana łzami głaskałam i przytulałam.Nie wiem czy otruł się czymś czy potrącił GO samochód.Nie było śladów. Z noska pociekła mu jakby krew z wodą...Klęczałam przy nim i szukałam znaków życia...Na próżno...Wykopałam przed chwilą z siostrą grób.W ogrodzie.W kwiatach.Nie pod płotem.Tu lubił się bawić.Ale nie jestem w stanie GO pochować,już ,teraz.Co jakiś czas jeszcze miał mimowolne skurcze mięśni,takie słabe...Ale już jest zimny...Piszę to, a ON teraz leży owinięty w czysty ręczniczek. W nim GO pochowam,żeby nie sypać ziemi na JEGO ciałko...Nie wieże wciąż...Może to okropny sen...Chcę się obudzić!!!!!!!
- owoc granatu
- Posty:109
- Rejestracja:30 czerwca 2007, 21:05
aniu - mocno cie przytulam . smuce sie razem z toba
ja w zeszlym roku stracilam ukochanego kocurka - placze za nim do tej pory on tez lezy w ogrodku przed domem.
pomysl, ze twoj maly przyjaciel byl z toba szczesliwy i bardzo cie kochal . obdarzylas go miloscia - to jest najpiekniejsza rzecz , ktora otrzymuja od nas nasi mniejsi bracia - oni to potrafia docenic.
ja w zeszlym roku stracilam ukochanego kocurka - placze za nim do tej pory on tez lezy w ogrodku przed domem.
pomysl, ze twoj maly przyjaciel byl z toba szczesliwy i bardzo cie kochal . obdarzylas go miloscia - to jest najpiekniejsza rzecz , ktora otrzymuja od nas nasi mniejsi bracia - oni to potrafia docenic.
Dziękuję.....Wiem,że mnie rozumiesz....Już GO pochowałam.Na szczęście niedawno przygarneliśmy drugiego-młody,szalony ,jeszcze nie taki ładny, ale jest....Teraz leży na kanapie obok mnie i cieszę się,że jeszcze ktoś tu mruczy w tym domu. Jest inny ,nie zastąpi naszego Pierwszego Kota, nie będzie prosił łapą o jedzenie jak Pan Kot. Nie będzie siedział mi na kolanach przy śniadaniu i pazurkiem kradł wędlinę z kanapki. Ale BĘDZIE.Jest wdzięczny za przygarnięcie, a dziś mocno się przytula. Jakby wiedział co się stało.Mimo iż dostawał łapą w pyszczek od "Starego".Wie,że stło się coś złego.Dziękuję raz jeszcze...wiem,że nie tylko ja cierpię...
- owoc granatu
- Posty:109
- Rejestracja:30 czerwca 2007, 21:05
aniu , koty - podobnie jak ludzie - roznia sie , kazdy jest inny . gdy ktoregos tracimy boli nas to i pewnych nawykow (utraconych) brakuje nam , ktorych nie maja inne koty. ja mam teraz 5 kotow (od niedawna mamy 5-go kota) i kazdy jest inny . dlatego bedziemy dlugo pamietac tych , ktorzy odeszli ....
podobnie jest z ludzmi - kazdy ma inny charakter .
dobrze , ze masz drugiego kotka - on po czesci ukoi twoj bol i smutek. tamtego nie zapomnisz , bedziesz dlugo o nim myslala . ja tez mysle o moim kochanym kocurku.
moj kocurek byl bardzo mlody , mial 6 miesiecy . chodzil za mna jak piesek. on byl ciagle przy mnie. stracilam go , bo moje koty wychodza z domu. to jest niebezpieczne.... one kochaja spacery i wedrowki ale wtedy czesto zyja krocej - czesto o wiele za krotko
podobnie jest z ludzmi - kazdy ma inny charakter .
dobrze , ze masz drugiego kotka - on po czesci ukoi twoj bol i smutek. tamtego nie zapomnisz , bedziesz dlugo o nim myslala . ja tez mysle o moim kochanym kocurku.
moj kocurek byl bardzo mlody , mial 6 miesiecy . chodzil za mna jak piesek. on byl ciagle przy mnie. stracilam go , bo moje koty wychodza z domu. to jest niebezpieczne.... one kochaja spacery i wedrowki ale wtedy czesto zyja krocej - czesto o wiele za krotko
Mimo że każda taka strata jest bolesna , njlepszym lekarstwem, jest dać miłość następnemu kociakowi. Kiedy kilka mc temu mój pers przeszedł za tęczowy most , kiedy minoł pierwszy ból , zamieszkały ze mna dwie kotki.
Bo najlepsze co możemy zrobic to kochac jeszcze mocniej, następne zycie
Bo najlepsze co możemy zrobic to kochac jeszcze mocniej, następne zycie
Współczuje Ci bardzo!!! 3 tygodnie temu przeżyłam to samo - moją ukochaną kocisię zagryzł pies, którego ktoś wypuścił bez kagańca. Do tej pory odruchowo wyglądam za nią przez okno, spoglądam na jej stałe miejsce na parapecie i rozglądam się za nią, jak wychodzę na dwór. Młodsze kocię, które nieawno przygernęłam, też obrywalo od starszej siostry, i tez nie zastąpi mi mojego Psika. Nie mam siły oglądać jej zdjęć, beczę na samo jej wspomnienie (nawet teraz) i unikam wszystkich moich znajomych, bo widzę, jak trudno im powstrzymać się od znaczącego pukania w skroń
Podobno to mija, ale nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Zawsze będę za nią tęsknić,
Całe szczeście, że masz drugiego kotka, możesz na niego przelać od razu kawałek uczuć. Tak jest troche latwiej, mimo wszystko. Kiedyś on też będzie dla Ciebie bardzo ważny. Trzymaj sie cieplutko!
Podobno to mija, ale nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Zawsze będę za nią tęsknić,
Całe szczeście, że masz drugiego kotka, możesz na niego przelać od razu kawałek uczuć. Tak jest troche latwiej, mimo wszystko. Kiedyś on też będzie dla Ciebie bardzo ważny. Trzymaj sie cieplutko!
Witam,
Sam przeżyłem to samo, wczoraj tragedia, mimo iż jestem dorosłym facetem to płakałem jak dziecko...
wkleje tutja opis jak to wyglądało, bo nie mam siły pisać kolejny raz tego samego
5 dni temu moja kotka wyszła z domu i nie wróciła, na noc, ani an drugi dzień zaczołem się martwić, że wpadła pod samochód albo coś...gdy w pątkowy wieczór zobaczyłem jakiegoś kota nieopodal mojego domu. Z 3 metrów jej nie ponzałem, wyglądala strasznie, wychudzona, wyziębiona, w fatalnym stanie, ledwos ie na nogach trzymała, gdy na mój widok próbowała miauknąc, wydała taki jęk, że yyhh (nie zapomne tego do końca życia). Oczywiscie wziołem ją do domu, ułozyłem w koszczyku, przykryłem kocami, podstawiłem miske z jedzeniem i piciem, ale nie dała rady jeśc samodzielnie..Było zbyt późno, żeby dzwonić po weterynarza (może to był mój błąd?), więc karmiłem kotke strzykawką i tka do rana, w nocy spałem może z 2 godziny. Rano oczywisćie wezwałem weterynarza, stwierdził ostre zatrucie i powiedział że rokowania są kiespkie kotka dostała 2 zastrzyki ii tyle, wciąż o nią walczyłem..w sobotnie popołudnie wydawało się być lepiej, zaczęła poruszać łapkami, mrużyć oczka, przyjmowała coraz więcej mleka i przyszedł wieczór, gdy szedłem z kolejną strzykawką mleka, kicia wydała 3 westchnienia i odeszła...nie mogłem uwierzyć, wydawało się, że będzie dobrze...płakałem jak dziecko, przez długi czas, gdyby nie leki na uspokojenie to nie wiem...
Sam przeżyłem to samo, wczoraj tragedia, mimo iż jestem dorosłym facetem to płakałem jak dziecko...
wkleje tutja opis jak to wyglądało, bo nie mam siły pisać kolejny raz tego samego
5 dni temu moja kotka wyszła z domu i nie wróciła, na noc, ani an drugi dzień zaczołem się martwić, że wpadła pod samochód albo coś...gdy w pątkowy wieczór zobaczyłem jakiegoś kota nieopodal mojego domu. Z 3 metrów jej nie ponzałem, wyglądala strasznie, wychudzona, wyziębiona, w fatalnym stanie, ledwos ie na nogach trzymała, gdy na mój widok próbowała miauknąc, wydała taki jęk, że yyhh (nie zapomne tego do końca życia). Oczywiscie wziołem ją do domu, ułozyłem w koszczyku, przykryłem kocami, podstawiłem miske z jedzeniem i piciem, ale nie dała rady jeśc samodzielnie..Było zbyt późno, żeby dzwonić po weterynarza (może to był mój błąd?), więc karmiłem kotke strzykawką i tka do rana, w nocy spałem może z 2 godziny. Rano oczywisćie wezwałem weterynarza, stwierdził ostre zatrucie i powiedział że rokowania są kiespkie kotka dostała 2 zastrzyki ii tyle, wciąż o nią walczyłem..w sobotnie popołudnie wydawało się być lepiej, zaczęła poruszać łapkami, mrużyć oczka, przyjmowała coraz więcej mleka i przyszedł wieczór, gdy szedłem z kolejną strzykawką mleka, kicia wydała 3 westchnienia i odeszła...nie mogłem uwierzyć, wydawało się, że będzie dobrze...płakałem jak dziecko, przez długi czas, gdyby nie leki na uspokojenie to nie wiem...
- owoc granatu
- Posty:109
- Rejestracja:30 czerwca 2007, 21:05
Yezo pisze:Witam,
Sam przeżyłem to samo, wczoraj tragedia, mimo iż jestem dorosłym facetem to płakałem jak dziecko...
wkleje tutja opis jak to wyglądało, bo nie mam siły pisać kolejny raz tego samego
5 dni temu moja kotka wyszła z domu i nie wróciła, na noc, ani an drugi dzień zaczołem się martwić, że wpadła pod samochód albo coś...gdy w pątkowy wieczór zobaczyłem jakiegoś kota nieopodal mojego domu. Z 3 metrów jej nie ponzałem, wyglądala strasznie, wychudzona, wyziębiona, w fatalnym stanie, ledwos ie na nogach trzymała, gdy na mój widok próbowała miauknąc, wydała taki jęk, że yyhh (nie zapomne tego do końca życia). Oczywiscie wziołem ją do domu, ułozyłem w koszczyku, przykryłem kocami, podstawiłem miske z jedzeniem i piciem, ale nie dała rady jeśc samodzielnie..Było zbyt późno, żeby dzwonić po weterynarza (może to był mój błąd?), więc karmiłem kotke strzykawką i tka do rana, w nocy spałem może z 2 godziny. Rano oczywisćie wezwałem weterynarza, stwierdził ostre zatrucie i powiedział że rokowania są kiespkie kotka dostała 2 zastrzyki ii tyle, wciąż o nią walczyłem..w sobotnie popołudnie wydawało się być lepiej, zaczęła poruszać łapkami, mrużyć oczka, przyjmowała coraz więcej mleka i przyszedł wieczór, gdy szedłem z kolejną strzykawką mleka, kicia wydała 3 westchnienia i odeszła...nie mogłem uwierzyć, wydawało się, że będzie dobrze...płakałem jak dziecko, przez długi czas, gdyby nie leki na uspokojenie to nie wiem...
moje koty sa wychodzace i codziennie przezywam lek , ze ktores nie wroci albo cos innego sie stanie. bardzo smutna twoja historia smuce sie z toba .
Gościu-Psiczku!!!Też mam takie wrażenie,że ludzie traktują śmierć kota jak zabicie muchy.I to powiedzenie"żałoba po kocie"...Takie szydercze....A ja po moim do tej pory ronię łzy i nic na to nie poradzę....Wiem,że dobrze się stało,że ma drugiego Kotka.Ale nie mogę się oprzeć wrażeniu,że nie jest tak do końca MÓJ jak Pan Kot.To chyba kwestia,że to był nasz pierwszy kot.tak maskota kochana.Przelewam tę miłość na nowego łobuziaka-jest strasznym pieszczochem,tak przylepa.Jakby chciał nadrobić za dwa koty...
Yezo!!!!Przepraszam,że dopiero teraz, ale trzymaj się...Jeśli ktoś płacze za swoim Kotem to znaczy że ma serce-duże SERCE.Ściskam Cię i radzę przygarnąć jakieś najbrzydsze,najbiedniejsze,chude i nieszczęśliwe kocię...To pomaga.Trochę......Boże, co te koty mają w sobie,że tak człowiek cierpi po ich odejściu????
Na domiar złego dokładnie w miesiąc po jego śmierci zdarzył się kolejny tragiczny wypadek...Szwagier bezmyślnie przejechał swojego psa-jamniczkę,która mieszkała ze mną przez wiele lat do czasu aż on i moja siostra wyprowadziła się z domu i zabrała ją do siebie.Była prawie jak mój pies.Konsultowałam się tu na forum w sprawie jej nużycy.Umarła biedaczka nawet nie wyleczona do końca...Biedny pies i bezmyślność człowieka.Jestem wściekła ile ludzie mogą złego zrobić zwierzętom????I jak to wszystko boli, kiedy zwierzę odchodzi.....
Yezo!!!!Przepraszam,że dopiero teraz, ale trzymaj się...Jeśli ktoś płacze za swoim Kotem to znaczy że ma serce-duże SERCE.Ściskam Cię i radzę przygarnąć jakieś najbrzydsze,najbiedniejsze,chude i nieszczęśliwe kocię...To pomaga.Trochę......Boże, co te koty mają w sobie,że tak człowiek cierpi po ich odejściu????
Na domiar złego dokładnie w miesiąc po jego śmierci zdarzył się kolejny tragiczny wypadek...Szwagier bezmyślnie przejechał swojego psa-jamniczkę,która mieszkała ze mną przez wiele lat do czasu aż on i moja siostra wyprowadziła się z domu i zabrała ją do siebie.Była prawie jak mój pies.Konsultowałam się tu na forum w sprawie jej nużycy.Umarła biedaczka nawet nie wyleczona do końca...Biedny pies i bezmyślność człowieka.Jestem wściekła ile ludzie mogą złego zrobić zwierzętom????I jak to wszystko boli, kiedy zwierzę odchodzi.....
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 26 gości