Drodzy Kociarze!
Niedawno Lucyfrecja założyła super temat "Ciekawostki", jakiś czas temu ewa1003 założyła podobny (szkoda, że nikt go nie rozwinął ), w którym przedstawiła nam kilka własnych wierszy o Kotach...
Pomyślałem sobie, że może dobrze by było otworzyć jeden duży wątek pt. KOCIOKAWIARNIA , w którym każdy będzie mógł podzielić się wszystkim, co zabawne (i nie tylko) i co będzie dotyczyło oczywiście naszych kochanych Futrzaków
Może dzięki takiej naszej KOCIOKAWIARNI , w której będzie można wypić wirtualną herbatkę - wszelkie wiersze i wierszyki, opowiadania i opowiastki, anegdoty i anegdotki o naszych Mruczastych nie zaginą w gąszczu forumowych wątków...A może ktoś odważy się i pochwali własnymi dziełami, które do tej pory skrzętnie chował do szuflady...?
KOCIOKAWIARNIA
Borysku, uważam, że to bardzo fajny pomysł
Na początek mam prawdziwą historyjkę z własnego podwórka.
Opowiem Wam jak dawno temu, na prawie 2 miesiące „dokociłam” się polną myszką.
Z góry uprzedzam, że będzie trochę przydługo, ale ważne są szczegóły (a zresztą ja inaczej nie potrafię tego opowiedzieć).
Działo się to 10 lat temu, bohaterami są: moja 10 letnia, czarna puchata (to ważny szczegół) kotka Tusia, 6-7 miesięczny piwniczny burasek Malutki, (który odwiedzał nasz dom każdego popołudnia), polna myszka, no i oczywiście ja oraz mój syn 12-letni syn. Miejsce akcji – przedpokój .
Myszkę schwytałam w pracy. Na zimę chyba lokum szukała, a że budynek drewniany, ocieplony styropianem, łatwo mogła wędrować, korzystając otworów którymi biegła sieć komputerowa. Wyniosłam ją na dwór ale po godzinie znowu urzędowała w mojej reklamówce, dobierając się do kanapek. Wpadłam na „bardzo mądry” pomysł pokazania Tusi czym zajmują się koty na wolności. Schwytałam ją do słoika, zrobiłam dziury w zakrętce, żeby się nie udusiła i zabrałam do domu.
Ponieważ u nas w piwnicy nie było myszek, więc w celach dydaktycznych (i chyba trochę sadystycznych) do zabawy zaproszony został Malutki. Pozamykałam w domu wszystkie drzwi (swoich Dużych uprzedziłam, że nie wolno ich otwierać) i pozatykałam szpary pod nimi. Koty chociaż zdziwione, czemu nagle ograniczam im przestrzeń życiową, w miarę spokojnie przyglądały się moim przygotowaniom.
Wypuściłam mysz, Malutki szybko załapał co to jest, próbuje ją schwytać, ale niezbyt zgrabnie mu to wychodzi. Tusia siedzi w kąciku i powarkuje, ale myszką nie jest zainteresowana. Woli pilnować Malutkiego, bo na co dzień go strasznie nie toleruje (nie pilnowana zawsze próbowała sprawić mu lanie). Zabawa kotka z myszką się rozkręca a moje dziecko, które wcześniej zarzekało się, że nie chce na to okrucieństwo patrzeć, zaczyna zżerać ciekawość z czego tak się śmieję. Korzystając z okazji, że myszka schroniła się pod chodnikiem pozwalam mu wejść. Po dłuższej walce z chodnikiem, kocurkowi udało się co prawda wreszcie wyciągnąć mysz, ale ta uciekła szukając schronienia u Tusi. Malutki nie miał odwagi do niej podejść, więc tylko żałośnie pomiaukiwał. Nadęta pannica siedziała w pozycji sfinksa, od czasu do czasu zamiatając nerwowo ogonem podłogę. W pewnej chwili zobaczyła mysz siedzącą obok jej nogi, ostrożnie schyliła łepek i powąchała to coś co się co niej przykleiło. I nagle jak nie wrzaśnie i wystrzeli pionowo w górę na prawie 1 m. W powietrzu obrót, i z iście kosmiczą prędkością znalazła się w drugim końcu przedpokoju. Sierść na grzbiecie i na ogonie stała jak na szczotce. Ja z synem popłakaliśmy się ze śmiechu, a panowie siedzący za drzwiami kategorycznie żadali wypuszczenia ich. Nie potrafię dokładnie odmalować całej tej scenki, ale wierzcie mi, gdybym miała czym to nagrać, to w „Śmiechu warte” skasowałabym wszystkie nagrody.
Pewnie chcecie wiedzieć co z myszką? No cóż, wykorzystała okazję i śmignęła za boazerię przez szparkę przy rurze c.o. Był to jedyny przeoczony przeze mnie otworek, który siedząca w kąciku Tusia mi zasłaniała.
Malutki, jako jedyny mający nieco pojęcia o polowaniu po raz pierwszy (i ostatni) został na noc w domu. Niestety o godz. 2-giej zwróciłam mu wolność, bo dosyć głośno się o nią upominał.
Myszka okazała się bardzo przemyślnym gryzoniem. Sprytnie wyjadała serek, słoninkę i inne smakołyki z trzech pułapek. Tak więc miałam w domu cwaną mysz i kota, który kompletnie się nią nie interesował. Czasem zastanawiałam się czy przypadkiem razem nie sypiają jak nas nie ma w domu. Myszka zawzięcie przekopywała mi ziemię w doniczkach przez prawie 7 tygodni i w końcu ta pasja ją zgubiła, złapała się w pułapkę zostawioną w doniczce stojącej na lodówce.
A ja już nigdy więcej nie próbowałam z Tuśki zrobić łownego kota.
Na początek mam prawdziwą historyjkę z własnego podwórka.
Opowiem Wam jak dawno temu, na prawie 2 miesiące „dokociłam” się polną myszką.
Z góry uprzedzam, że będzie trochę przydługo, ale ważne są szczegóły (a zresztą ja inaczej nie potrafię tego opowiedzieć).
Działo się to 10 lat temu, bohaterami są: moja 10 letnia, czarna puchata (to ważny szczegół) kotka Tusia, 6-7 miesięczny piwniczny burasek Malutki, (który odwiedzał nasz dom każdego popołudnia), polna myszka, no i oczywiście ja oraz mój syn 12-letni syn. Miejsce akcji – przedpokój .
Myszkę schwytałam w pracy. Na zimę chyba lokum szukała, a że budynek drewniany, ocieplony styropianem, łatwo mogła wędrować, korzystając otworów którymi biegła sieć komputerowa. Wyniosłam ją na dwór ale po godzinie znowu urzędowała w mojej reklamówce, dobierając się do kanapek. Wpadłam na „bardzo mądry” pomysł pokazania Tusi czym zajmują się koty na wolności. Schwytałam ją do słoika, zrobiłam dziury w zakrętce, żeby się nie udusiła i zabrałam do domu.
Ponieważ u nas w piwnicy nie było myszek, więc w celach dydaktycznych (i chyba trochę sadystycznych) do zabawy zaproszony został Malutki. Pozamykałam w domu wszystkie drzwi (swoich Dużych uprzedziłam, że nie wolno ich otwierać) i pozatykałam szpary pod nimi. Koty chociaż zdziwione, czemu nagle ograniczam im przestrzeń życiową, w miarę spokojnie przyglądały się moim przygotowaniom.
Wypuściłam mysz, Malutki szybko załapał co to jest, próbuje ją schwytać, ale niezbyt zgrabnie mu to wychodzi. Tusia siedzi w kąciku i powarkuje, ale myszką nie jest zainteresowana. Woli pilnować Malutkiego, bo na co dzień go strasznie nie toleruje (nie pilnowana zawsze próbowała sprawić mu lanie). Zabawa kotka z myszką się rozkręca a moje dziecko, które wcześniej zarzekało się, że nie chce na to okrucieństwo patrzeć, zaczyna zżerać ciekawość z czego tak się śmieję. Korzystając z okazji, że myszka schroniła się pod chodnikiem pozwalam mu wejść. Po dłuższej walce z chodnikiem, kocurkowi udało się co prawda wreszcie wyciągnąć mysz, ale ta uciekła szukając schronienia u Tusi. Malutki nie miał odwagi do niej podejść, więc tylko żałośnie pomiaukiwał. Nadęta pannica siedziała w pozycji sfinksa, od czasu do czasu zamiatając nerwowo ogonem podłogę. W pewnej chwili zobaczyła mysz siedzącą obok jej nogi, ostrożnie schyliła łepek i powąchała to coś co się co niej przykleiło. I nagle jak nie wrzaśnie i wystrzeli pionowo w górę na prawie 1 m. W powietrzu obrót, i z iście kosmiczą prędkością znalazła się w drugim końcu przedpokoju. Sierść na grzbiecie i na ogonie stała jak na szczotce. Ja z synem popłakaliśmy się ze śmiechu, a panowie siedzący za drzwiami kategorycznie żadali wypuszczenia ich. Nie potrafię dokładnie odmalować całej tej scenki, ale wierzcie mi, gdybym miała czym to nagrać, to w „Śmiechu warte” skasowałabym wszystkie nagrody.
Pewnie chcecie wiedzieć co z myszką? No cóż, wykorzystała okazję i śmignęła za boazerię przez szparkę przy rurze c.o. Był to jedyny przeoczony przeze mnie otworek, który siedząca w kąciku Tusia mi zasłaniała.
Malutki, jako jedyny mający nieco pojęcia o polowaniu po raz pierwszy (i ostatni) został na noc w domu. Niestety o godz. 2-giej zwróciłam mu wolność, bo dosyć głośno się o nią upominał.
Myszka okazała się bardzo przemyślnym gryzoniem. Sprytnie wyjadała serek, słoninkę i inne smakołyki z trzech pułapek. Tak więc miałam w domu cwaną mysz i kota, który kompletnie się nią nie interesował. Czasem zastanawiałam się czy przypadkiem razem nie sypiają jak nas nie ma w domu. Myszka zawzięcie przekopywała mi ziemię w doniczkach przez prawie 7 tygodni i w końcu ta pasja ją zgubiła, złapała się w pułapkę zostawioną w doniczce stojącej na lodówce.
A ja już nigdy więcej nie próbowałam z Tuśki zrobić łownego kota.
To prawda, ale mogła nie podkradać mi kanapek, zwłaszcza w mojej obecności .Borysek pisze:Dobre
Mimo wszystko żal mi trochę tej myszki...Nienajszczęśliwiej swój żywot zakończyła
Potem jeszcze dwukrotnie miałam myszki w domu, ale to byli pasażerowie na gapę, przywiezieni z działki w siatce z warzywami. Po schwytaniu (żywe ) wynosiłam je nadwór i puszczałm wolno.
Borysku, Twoja uwaga przypomniała mi przypomniała mi jeszcze coś, związanego z ta myszką. Ale to historia nie do opowiadania przy kawie
Borysku, chyba żle się wyraziłam. Nie tyle przypomniała (bo wciąż o tym pamiętam) co Twoje współczucie dla myszki nasunęło mi pewną refleksję.
Raczej nie będę tu o tym pisać, bo moje wcześniejsze opowiadanie, to chyba zwyczajny falstart. Obawiam się czy przypadkiem nie zniszczyłam w zarodku Tego wątku.
Raczej nie będę tu o tym pisać, bo moje wcześniejsze opowiadanie, to chyba zwyczajny falstart. Obawiam się czy przypadkiem nie zniszczyłam w zarodku Tego wątku.
Nie sądzę AniuAmika pisze:Raczej nie będę tu o tym pisać, bo moje wcześniejsze opowiadanie, to chyba zwyczajny falstart. Obawiam się czy przypadkiem nie zniszczyłam w zarodku Tego wątku.
Wydaje mi się, że Borysek, zakładając ten wątek, chciał nie tylko, by umieszczać tu dzieła czy anegnotki o naszych Mruczastych, ale także, by mieć możliwość porozmawiania o naszych kochanych skarbach przy wirtualnej herbatce i opowiedzieć właśnie takie ciekawostki, jak Ty to zrobiłaś
Wg mnie KOCIOKAWIARNIA to takie miejsce, gdzie rozmawia się wyłącznie o kotach :D, bo z uwagi na odległość, jaka nas dzieli, nie możemy tego zrobić w realu .
Skoryguj mnie Borysku, jeśli się pomyliłam
Dokładnie tak jak napisałaś Ulla. Pomyślałem sobie, że KOCIOKAWIARNIA będzie dobrym miejscem (wątkiem), gdzie będzie można najzwyczajniej w świecie pogadać o naszych kotach, o tym co śmiesznego, czy nietypowego zrobiły, czym nas zaskoczyły itp. itd. Tutaj będziemy mogli podzielić się z innymi Forumowiczami wszelkimi ciekawostkami, czy historiami, których sami byliśmy świadkami albo o których gdzieś czytaliśmy lub usłyszeliśmy.
PS: Amika, jak mogłaś o czymś takim w ogóle pomyśleć??? Super ta Twoja historyjka z myszkami!!! Czekamy na więcej i zapraszamy do KOCIOKAWIARNI !!!
PS: Amika, jak mogłaś o czymś takim w ogóle pomyśleć??? Super ta Twoja historyjka z myszkami!!! Czekamy na więcej i zapraszamy do KOCIOKAWIARNI !!!
To ja dorzucę krótką historyjkę o mojej królewnie. Pysia zaskoczyła mnie swoją zwinnością już pierwszego dnia bytności u mnie. Wieczorem tego dnia musiałam wyjść z domu i na początku zamykałam drzwi do pokoi. W przedpokoju zaś zakryłam wszystkie dziury pod szafą, tak aby potem nie mieć problemów z ewentualnym wywabianiem kici. Wracam do domu, patrzę - kota nie ma Obejrzałam wszystkie kąty, drzwi pozamykane, a kota nie widać Chodzę, nawołuję, "kiciam" sobie i nic. Az tu nagle coś się rusza na szafie - podnoszę wzrok i co widzę? Panna spryciula wdrapała się na dwumetrową szafę po moim płaszczu i siedziała sobie cichutko A miała wtedy dopiero 3 miesiące i nie była wcale duża.
- Lucyfrecja
- Posty:53
- Rejestracja:19 października 2007, 14:51
- Kontakt:
To tak apropo polowan i znikania - wczoraj wielka panika w domu - kot zniknął. Nic tylko psa na smycz i szukanie. Obleciałam podwórko i okolice domu, kota dalej brak. Oboje Rodzice dostali reprymende, ze nie pilnują drzwi gdy wychodzą na papierosa i nagle - krzyk: Kot poluje na rybke! Wchodze do kuchni a kochana zguba siedzi na lodówce (mamy b. wysoką) i swoja chorą łapką (chyba już wpsominałam gdzieś, że moja kicia ma prawą, przednią łapke poturbowaną nie wyciaga pazurków i jej nie obiciaza, ale np. myje się nia czy kopie ) w kazdym razie chora łapka znajduje się w akwarium i przygniata do jego scianki przerażonego bojownika. Szczęściem sie ten brak wyciagania pazurków okazał, bo juz by było po rybce...
Dzis szukam kici po domu no i znów siedzi na lodówce...
Tak jeszcze na marginesie... Czy Wasze kociaki lubią łazienke/wodę itp.? Szajbusek potrafi spać w umywalce albo po prostu 'brodzić' w wannie...
Dzis szukam kici po domu no i znów siedzi na lodówce...
Tak jeszcze na marginesie... Czy Wasze kociaki lubią łazienke/wodę itp.? Szajbusek potrafi spać w umywalce albo po prostu 'brodzić' w wannie...
Tak, moje kocie lubią wannę, chociaż szumu wody trochę się boją. Ale lubią buszować po łazience.Lucyfrecja pisze: Tak jeszcze na marginesie... Czy Wasze kociaki lubią łazienke/wodę itp.? Szajbusek potrafi spać w umywalce albo po prostu 'brodzić' w wannie...
Fajne imię ma Twój kotek. Takie trochę "zwariowane"
- Lucyfrecja
- Posty:53
- Rejestracja:19 października 2007, 14:51
- Kontakt:
Hehe W książeczce ma wpisane Drako , jednak jest on naprawde b. żywy (po raz pierwszy mam takiego kota) i tak jakoś wyszło, że Szajbusek go wołamyIza-Erin pisze:
Fajne imię ma Twój kotek. Takie trochę "zwariowane"
Moje futro miało nazywać się 'Taszka' (m. in. z sentymentu do niektórych rosyjskich imion ). Jednak w ogóle nie reagowała na nie - wołałem jak do pieńka, a ona nic (pewnie nie podobało się jej ). Za to na słowo 'Polcia' zaczęła przybiegać od razu...no i tak została Polutką
To ja dorzucę do wątku wodnego. Moja kicia uwielbia wodę i to zarówno z bliska jak i z daleka Siedzi w umywalce liże kran, bawi się korkiem, wchodzi do kabiny. Ostatnio nalałam jej wody do miski to dziabała łapą. Jeśli tylko chwile dłużej postoję przy umywalce to się pcha albo na moje plecy albo do samej umywalki. Ostatnio najlepsza zabawa była jak jej taki cieniutki strumyk wody puściłam. Próbowała go złapać, polizać, kupa śmiechu.Lucyfrecja pisze: Tak jeszcze na marginesie... Czy Wasze kociaki lubią łazienke/wodę itp.? Szajbusek potrafi spać w umywalce albo po prostu 'brodzić' w wannie...
Mimo tego, że ostatnio zrzuciła i wylała na siebie cała miskę wody nadal jest wodnym kotem.
- Lucyfrecja
- Posty:53
- Rejestracja:19 października 2007, 14:51
- Kontakt:
I ja mam właśnie taka sytuacje, to, że z kranu leci woda - nie robi na nim w ogole wrazenia. Rybkę niewiadomo gdzie już postawić, poniewaz wszędzie ją znajdzie. Dziś wpadł do .... kibelka <zalamka> i zero stresu, jakby sie nic nie stało. I bądz tu człowieku mądry ....
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości