Witam,
Chciałam zapytać, czy ktoś przewoził swojego kotka samochodem na większą odległość (3 - 4 godz. podróży). Nie wiem, czy nie powinnam jej czegoś podać przed podróżą, bo 20 min. jazdy samochodem do weta wytrąca ją kompletnie z równowagi. Najpierw się żali, a później jest to już jeden wielki miauk wściekłości
Chciałabym, żeby dobrze zniosła podróż, więc może jej podać jakieś środki uspokajające (jeśli tak, to jakie??), a może aviomarin?
Nie wiem też, czy powinnam się zatrzymywać w czasie podróży i dać jej zaczerpnąć świeżego powietrza? Mam zamiar cały czas ją wieźć w transporterku, w którym mam poidełko na wodę.
Z góry dziękuję za wszelkie rady!
Kotek w podróży
Każdy kotek reaguje inaczej, ale myślę, że pewne zasady są jednakowe dla wszystkich. Kot w podróży powinien być w wygodnym transporterze, ale trzeba się też zaopatrzyć w szelki i smycz. Do środka można włożyć ulubioną poduszeczkę, kocyk czy zabawkę. Jeśli to możliwe w podróży trzeba do kota dużo mówić, głaskać przez kratkę - na pewno będzie spokojniejszy. Konieczne będą postoje powiedzmy co godzinę, wtedy trzeba go wypuścić (szelki) żeby troszkę sobie pochodził i napoić. Co do leków to powinien o tym decydować lekarz. Ja na własną rękę nie dawałabym aviomarinu bo nie wiadomo jaką dawkę i czy w ogóle ludzkie leki będą odpowiednie .
Dzięki wielkie Atko za dobre rady! Za chwilkę wyjeżdżamy, więc zobaczymy jak to będzie. Niunia już chyba czuje, że coś się będzie działo, bo chowa mi się po kątach
Mam zamiar, tak jak mi doradziłaś, zatrzymywać się raz na czas, by dać Perełce odetchnąć. W transporterku ma poidełko, do którego tuż przed wyjazdem wrzucę kostkę lodu, żeby dłużej była zimna.
Ona nienawidzi podróży Zawsze jak jedziemy do weta, rękę mam w transporterku, głaszczę ją, pocieszam słownie, a ona i tak jest strasznie nieszczęśliwa
Cóż, zobaczymy jak to będzie. Dam znać wieczorkiem, jak przebiegła nasza podróż.
Mam zamiar, tak jak mi doradziłaś, zatrzymywać się raz na czas, by dać Perełce odetchnąć. W transporterku ma poidełko, do którego tuż przed wyjazdem wrzucę kostkę lodu, żeby dłużej była zimna.
Ona nienawidzi podróży Zawsze jak jedziemy do weta, rękę mam w transporterku, głaszczę ją, pocieszam słownie, a ona i tak jest strasznie nieszczęśliwa
Cóż, zobaczymy jak to będzie. Dam znać wieczorkiem, jak przebiegła nasza podróż.
Ufff-nareszcie dojechałyśmy. Ciężka to była podróż, zwłaszcza na początku. Moja niunia była tak strasznie przerażona jak stałyśmy w korku na Bora Komorowskiego, że aż się przestraszyłam. Miała drgawki, wyciągała i chowała języczek, ślina jej ciekła z pyszczka i płakała. Nie wiedziałam co się dzieje, a ciężko było się zatrzymac, by ją uspokoic. Głaskałam ją tylko, uspokajałam i modliłam się, by wreszcie skończyły się krakowskie korki Jeszcze nie wyjechałam z Krakowa, jak moja niunia ze stresu i przerażenia zrobiła w transprterku kupkę... Nie będę opisywac zapachów, na które obie byłysmy zdane, mojego przerażenia, że najbliższa stacja benzynowa za 5 km, a Perełka umorusana jest własnymi odchodami i doprowadza ją to do rozpaczy Jej miauk przypominał płaczące dziecko W takich okolicznościach dotarłyśmy na stację benzynową, gdzie doprowadziłam Perełkę i transporterek do porządku, materacyk musiałam usunąc bo był mokry, a niuni podłożyłam papierowe ręczniki pod pupcię, bo też miała mokre łapki i ogonek (dobrze, że mamy juz cywilizowane stacje benzynowe, bo nie wzięłam z sobą ręczników papierowych ).
Chyba wzbudziłam niezłą sensację na stacji Orlenu, ale co tam! - ważne, że wymyłam niuniusię i nie śmierdziało w aucie
Po tym incydencie, ruszyłysmy w dalszą podróż (choc, to był właściwie początek naszej podróży). Niunia chyba zaakceptowała ten stan rzeczy i uspokoiła się. Siedziała z szeroko otwartymi ślepkami i chyba zrezygnowana pogodziła się ze swoim losem, albo była z lekka ogłupiała samą jazdą. W każdym razie, zniosła swój los w pokorze. Ja zatrzymywałam się co jakiś czas, by da jej zaczerpnąc świeżego powietrza, pogłaskac, przytulic (pic nie chciała)
Raz na czas miauknęła, ale juz do końca była spokojna.
Po tym pierwszym doświadczeniu z podróżowaniem, wiem, że trzeba wozic ze sobą ręczniki papierowe, ręcznik normalny, by wytrzec i okryc kotka po umyciu w razie "awarii" i koniecznie założyc mu na podróż szelki (bardzo pomagają w przypadku szybkich reakcji). Dobrze też miec zapasowy materacyk, albo jakis ręcznik, by kotek nie podrózował na plastiku. I dobrze jest też przymocowac transporterek pasami do siedzenia, gdzyz w momencie gwałtownego hamowania, może spaśc. Takie są moje pierwsze doświadczenia z kicią w podróży. Mam nadzieję, że podróż powrotna będzie lepsza. Zobaczymy...
Chyba wzbudziłam niezłą sensację na stacji Orlenu, ale co tam! - ważne, że wymyłam niuniusię i nie śmierdziało w aucie
Po tym incydencie, ruszyłysmy w dalszą podróż (choc, to był właściwie początek naszej podróży). Niunia chyba zaakceptowała ten stan rzeczy i uspokoiła się. Siedziała z szeroko otwartymi ślepkami i chyba zrezygnowana pogodziła się ze swoim losem, albo była z lekka ogłupiała samą jazdą. W każdym razie, zniosła swój los w pokorze. Ja zatrzymywałam się co jakiś czas, by da jej zaczerpnąc świeżego powietrza, pogłaskac, przytulic (pic nie chciała)
Raz na czas miauknęła, ale juz do końca była spokojna.
Po tym pierwszym doświadczeniu z podróżowaniem, wiem, że trzeba wozic ze sobą ręczniki papierowe, ręcznik normalny, by wytrzec i okryc kotka po umyciu w razie "awarii" i koniecznie założyc mu na podróż szelki (bardzo pomagają w przypadku szybkich reakcji). Dobrze też miec zapasowy materacyk, albo jakis ręcznik, by kotek nie podrózował na plastiku. I dobrze jest też przymocowac transporterek pasami do siedzenia, gdzyz w momencie gwałtownego hamowania, może spaśc. Takie są moje pierwsze doświadczenia z kicią w podróży. Mam nadzieję, że podróż powrotna będzie lepsza. Zobaczymy...
Uff, ciężko było, oj ciężko. No ale całkiem nieźle sobie poradziłyście. Myślę, że Niunia musi mieć teraz spokój bo chyba nadal jest zestresowana. Jest chyba w obcym miejscu, prawda? Do tego co już napisałaś o podróży dodałabym jednak jakiś środek uspokajający od weta. Może wtedy kicia zniosłaby to lepiej? Trudno powiedzieć.... Teraz obie musicie odpocząć - jest po czym
Muszę przyznac, że bardzo szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu. Jak wyciągnęłam ją z transporterka, była bardzo przestraszona. Nie chciała ani pic, ani jesc. Serduszko jej biło jak oszalałe
Trwało to dosłownie kilka minut. Wykąpałam ją jeszcze raz, wytarłam (nie chciałam stresowac suszarką) i wypuściłam. Z ciekawością obserwowałam, jak się będzie zachowywa. A Perełka spokojnie obeszła dom, usiadła w kuchni pod stołem i zaczęła się myc. W między czasie szukała "swojego miejsca". Po jakiejś godzinie oznajmiła mi, że jest głodna i wszystko zjadła, co jej podałam!
Myślę, że przez drzwi zawarła już znajomośc z jakimś miejscowym kocurkiem, bo ów kocurek stoi teraz pod oknem i miałczy, a niunia z zainteresowaniem wsłuchuje się w te serenady
Nie wiem, co to ma znaczyc
W każdym razie, jak uchyliłam drzwi wejściowe, moja niunia usiadła na schodach, podszedł ów kocurek i razem schowali się pod moim autem
Ja przerażona wyciągnęłam Perełkę i zaprowadziłam do domu. Kocurek ją chyba teraz nawołuje... A to dopiero pierwsze godziny pobytu tutaj, a mamy byc tu tydzień... Pańcia chyba nie będzie musiała wyprawiac ślubu?
Trwało to dosłownie kilka minut. Wykąpałam ją jeszcze raz, wytarłam (nie chciałam stresowac suszarką) i wypuściłam. Z ciekawością obserwowałam, jak się będzie zachowywa. A Perełka spokojnie obeszła dom, usiadła w kuchni pod stołem i zaczęła się myc. W między czasie szukała "swojego miejsca". Po jakiejś godzinie oznajmiła mi, że jest głodna i wszystko zjadła, co jej podałam!
Myślę, że przez drzwi zawarła już znajomośc z jakimś miejscowym kocurkiem, bo ów kocurek stoi teraz pod oknem i miałczy, a niunia z zainteresowaniem wsłuchuje się w te serenady
Nie wiem, co to ma znaczyc
W każdym razie, jak uchyliłam drzwi wejściowe, moja niunia usiadła na schodach, podszedł ów kocurek i razem schowali się pod moim autem
Ja przerażona wyciągnęłam Perełkę i zaprowadziłam do domu. Kocurek ją chyba teraz nawołuje... A to dopiero pierwsze godziny pobytu tutaj, a mamy byc tu tydzień... Pańcia chyba nie będzie musiała wyprawiac ślubu?
Mój Pimpuś(3 letni kocur) zaliczył już wiele podróży prawie każdym możliwym środkiem transportu(autobus, samochód,tramwaj, pociąg), na szczęście podróż znosi bardzo dobrze Na początku miauczy, lecz później po oswojeniu z nową sytuacją uspokaja się. Ostatnio to nawet leciał samolotem, strasznie się bałam jak zareaguje na zmiany ciśnienia - miał tylko lekko przyspieszony oddech no i zrobił siku (akurat jak samolot zaczynał lądować ) Mam na to już swój sposób - zamiast materacyka na dno transporterka daję pieluchę dla dużych dzieci lub dorosłych(tak to się chyba nazywa ),taka duża prostokątna, pampersowa mata. Kiedy kicia coś zrobi to wywalam ją i daje nową(to wcale nie takie łatwe w ciasnej toalecie w samolocie ) Kot znów ma czysto i się uspokaja.
Co do środków uspokajających to wet mi je odradzał.
jedyny minus wszystkich podróży to problemy ze wsadzeniem kota do transportera(trzeba go tam dosłownie wrzucić) - maluch chyba niezbyt lubi podróżować
Co do środków uspokajających to wet mi je odradzał.
jedyny minus wszystkich podróży to problemy ze wsadzeniem kota do transportera(trzeba go tam dosłownie wrzucić) - maluch chyba niezbyt lubi podróżować
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Witam,
Z moim Maniusiem średnio raz w miesiącu mamy do przejechania 200 km. w jedna stronę. Zabawne jest, że do transporterka wchodzi bardzo ochoczo, wręcz zatrzymuje się na tylnej ścianie. Spokój jest do momentu upięcia go w fotelu i uruchomieniu silnika. Wtedy się zaczyna. Jazda przez Kraków jedno wielkie miałczenie, jakbym obdzierała go ze skóry Po opuszczenia granic miasta wcale nie jest lepiej. Całą drogę pomiałkuje (a ja robię się senna), choć muszę przyznać, że ostatnim razem jakieś 50% drogi przespał. Staram się robić przystanki, aby mógł powąchać troszkę trawki. Staram się cała drogę mówić do niego, i nie wiem jak skutkuje, chyba niezbyt. A jeśli obiecam, że zatrzymam się na najbliższej stacji benzynowej i tego nie zrobię, to dopiero się zaczyna "obdzieranie ze skóry" - zastanawiam się skąd on wie, przecież nie widzi drogi
Jak pobędziemy na miejscu kilka dni, to już po drugim dniu siedzi w torbie na moich ubraniach i chyba każe mi się zbierać do domu.
Próbowałam podać mu leki od lekarza, ale skutek był taki sam, więc zrezygnowałam po pierwszym razie.
Pozdrawiamy wszystkich podróżników.
Z moim Maniusiem średnio raz w miesiącu mamy do przejechania 200 km. w jedna stronę. Zabawne jest, że do transporterka wchodzi bardzo ochoczo, wręcz zatrzymuje się na tylnej ścianie. Spokój jest do momentu upięcia go w fotelu i uruchomieniu silnika. Wtedy się zaczyna. Jazda przez Kraków jedno wielkie miałczenie, jakbym obdzierała go ze skóry Po opuszczenia granic miasta wcale nie jest lepiej. Całą drogę pomiałkuje (a ja robię się senna), choć muszę przyznać, że ostatnim razem jakieś 50% drogi przespał. Staram się robić przystanki, aby mógł powąchać troszkę trawki. Staram się cała drogę mówić do niego, i nie wiem jak skutkuje, chyba niezbyt. A jeśli obiecam, że zatrzymam się na najbliższej stacji benzynowej i tego nie zrobię, to dopiero się zaczyna "obdzieranie ze skóry" - zastanawiam się skąd on wie, przecież nie widzi drogi
Jak pobędziemy na miejscu kilka dni, to już po drugim dniu siedzi w torbie na moich ubraniach i chyba każe mi się zbierać do domu.
Próbowałam podać mu leki od lekarza, ale skutek był taki sam, więc zrezygnowałam po pierwszym razie.
Pozdrawiamy wszystkich podróżników.
- Lucyfrecja
- Posty:53
- Rejestracja:19 października 2007, 14:51
- Kontakt:
Co prawda narazie jeździmy tylko do lecznicy, ale nie ma z tym problemu. Ostatnio załatwialiśmy coś jeszcze po drodze, kicia spokojnie wyszła, pospacerowała po samochodzie, jakby w ogole nie zauważyła, ze zmieniło się otoczenie.
"moje" koty sa w calej Polsce - w Szczecinie, Gdansku, Malborku, Lodzi, Poznaniu, Zielonej Gorze, Wroclawiu, Warszawie itp itd. Nigdy nie bylo wiekszego klopotu z podroza, absolutnie zadnych srodkow uspokajajacych - dla kota taka podroz to na moje oko wystarczajacy stres i obciazenie. Raz przyjechal do mnie taki "uspokojony" kot to weterynarz ledwo co do zycia go przywrocil Z porad praktycznych - transporter zawsze trzeba przypiac pasami i zawsze ustawic kratka do oparcia fotela. Mnie dwukrotnie kot sie uwolnil (jak - nie wiem) z transportera, mezowi zas rozpelzly sie kociaki po aucie co bylo po prostu niebezpieczne i dla kotow i dla ludzi.
W ramach usmiechu - moj maz czesto jadac na delegacje bierze ze soba kota np. do domu stalego lub tymczasowego. I smieje sie, ze koty z reguly dopiero w okolicach Łodzi ida spac, wczesniej sie wydzieraja
W ramach usmiechu - moj maz czesto jadac na delegacje bierze ze soba kota np. do domu stalego lub tymczasowego. I smieje sie, ze koty z reguly dopiero w okolicach Łodzi ida spac, wczesniej sie wydzieraja
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Mam małe pytanko.
Ponieważ mój Maniek ciągle źle znosi podróż w transporterku, a niestety średnio raz na miesiąc jesteśmy zmuszeni podróżować (wyemigrowałam z rodzinnego domku ) ok. 200 km. w jedna stronę, znalazłam na stronach krakvetu i już kupiłam szelki do podróży. Czy ktoś już ich używał, jak spisują się podczas podróży. Jak pomyślę, że będzie trzeba jechać do domu na święta i znowu słuchać ok. 3-3,5 godz. miałczenia - serce mi się kraje.
Proszę i jakieś informacje.
Ponieważ mój Maniek ciągle źle znosi podróż w transporterku, a niestety średnio raz na miesiąc jesteśmy zmuszeni podróżować (wyemigrowałam z rodzinnego domku ) ok. 200 km. w jedna stronę, znalazłam na stronach krakvetu i już kupiłam szelki do podróży. Czy ktoś już ich używał, jak spisują się podczas podróży. Jak pomyślę, że będzie trzeba jechać do domu na święta i znowu słuchać ok. 3-3,5 godz. miałczenia - serce mi się kraje.
Proszę i jakieś informacje.
Czasem zabieram Sokrateska w podróż pociągiem - trwa ona średnio 3,5 godz. plus dojazd do PKP i później z PKP - razem ok 4,5 godz. Kot dobrze znosi podróż, a już szczególnie w pociągu kiedy go wypuszczę z transportera. Szelki zakładam mu oczywiście w domu(trochę się opiera, ale po małej walce udaje mi się go poskromić;)). Myślę, że o wiele lepiej mu w szelkach u mnie na kolanach, niż w transporterze przez tyle czasu. Szelki w przypadku Sokrateska sprawdzają się całkiem dobrze:) Zyczę powodzenia!!!
Ja bym zabrała gdybym mogła (tyle tylko, że w moim przypadku - z wiadomych względów - nie wchodzi to w grę ).
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 32 gości