Hej,
zmieniliśmy strzykawki i rano udało sie 60ml wbić. Jeszcze igły zmienię.
mokrej karmy nie jada. /jak coś skonsumuje to ja sie napalam, kupuje więcej, a potem zawożę do mamy kotki.
Woliera, hmmm, pewnie siedziałby przy samym ogrodzeniu i próbował wyjść. taki charakter.
Kocyk zadziałał raz ale ponieważ należy walić w kark lub poniżej, o nie jest super pomysł, niestety. Widziałam wideo, gdzie pani od 2 lat codziennie robi kroplówkę. Ten ot chyba swięty jest.
Znajomy zapach za oknem go niezmiernie kusi. Ale tu chociaż ma gdzie pobiegac,a u mnie klitka.
Żeby nie było, z oknem łazi czasem łajza całkiem wolna i niepodległa i też zawodzi. taki charakter. I tez białas rudawy.
trójłapek
Pewnie Cię to nie pocieszy, ale może będzie raźniej Moja Misia, odkąd zabrakło Koci, wyje tak, szczególnie na mój widok, że boję się wejść do domu. Zawsze była upierdliwa, ale teraz przechodzi samą siebie.Leje na razie (na szczęscie) w kuwecie do góry i trzepie ogonem, tak że jeśli nie zdążę przytrzymać tyłka to mam robotę. Nie pomógł feliway, nie pomaga karma Calm (no może trochę) Wiem, że jej się nudzi, ale ja nie jestem w stanie cały dzień się nią zajmować, czytaj: kiziać, czesać (i tak 3 x dz), rzucać zabawki i oczywiście biegać za nimi, bo dama natychmiast się kładzie. Najchetniej bawiłaby się w berka, ze mną niestety jej to nie wychodzi. Niechby ten młody już był, to przynajmniej bedzie wybawiona. Z Rysiem fajnie sie ganiała. Jeszcze jakieś 6 tyg.
a to na poprawe nastroju
zdjecie autorstwa hodowcy
a to na poprawe nastroju
zdjecie autorstwa hodowcy
Jaki cudny kowboy!
Esme, tak sikała moja najdroższa Myszka ( kurcze, coraz bardziej mi jej brakuje... ) Rozwiązaniem jest kryta kuweta (bez drzwiczek). No chyba,ze Twoja Miska sika w kierunku wejścia do kuwety, a nie w jej tył
Od kiedy umarła Myszka jestem przekonana,że koty tez przezywają żałobę. Widzę to po zachowaniu moich Ryśków
Jak ja kocham te zwierzęta!
Esme, tak sikała moja najdroższa Myszka ( kurcze, coraz bardziej mi jej brakuje... ) Rozwiązaniem jest kryta kuweta (bez drzwiczek). No chyba,ze Twoja Miska sika w kierunku wejścia do kuwety, a nie w jej tył
Od kiedy umarła Myszka jestem przekonana,że koty tez przezywają żałobę. Widzę to po zachowaniu moich Ryśków
Jak ja kocham te zwierzęta!
Indiana boski:)
Zmieniłam igły na terumo wychwalane na stronach anglojezycznych, zmieniłam strzykawki, bo te, które dostałam, to okazało się,że sa tragiczne, nie chhodza płynnie. Dopiero mi siostra pokazała, jak moze strzykawka płynnie chodzic. ale jescze czas musze wyregulowac. bo w nocy nie da się mu zastrzyku zrobic. tylko na śpiocha. bo się wyrywas i nie dojdzie nawet do próby wbicia. Ringer chyba nie piecze a NaCl troche tak, wiec zmiana kroplówki pomogła nieco. dziś 60ml poszło, czyli 3 strzykawki.
Ale za to nalał na komputer. dobrze,że był ofoliowany.
Troche zgryz, bo Guru na urlopie do 20.08. A potem dostac sie to będzie gehenna zapewne.
Zmieniłam igły na terumo wychwalane na stronach anglojezycznych, zmieniłam strzykawki, bo te, które dostałam, to okazało się,że sa tragiczne, nie chhodza płynnie. Dopiero mi siostra pokazała, jak moze strzykawka płynnie chodzic. ale jescze czas musze wyregulowac. bo w nocy nie da się mu zastrzyku zrobic. tylko na śpiocha. bo się wyrywas i nie dojdzie nawet do próby wbicia. Ringer chyba nie piecze a NaCl troche tak, wiec zmiana kroplówki pomogła nieco. dziś 60ml poszło, czyli 3 strzykawki.
Ale za to nalał na komputer. dobrze,że był ofoliowany.
Troche zgryz, bo Guru na urlopie do 20.08. A potem dostac sie to będzie gehenna zapewne.
Pojechałam dziś do weta, bo kroplówka się skończyła. Dostałam opierdziel i dowiedziałam się, że sobie sama kota leczę, że kota nawadnia się góra 5 dni dla przepłukania, że od lipca nie robiłam badań, że nikt kota nie prowadzi wg wpisów w karcie i ze sobie wpadam BEZ kota i życzę kroplówki i oni mi dają, a jakby pani wet nie zajrzała do karty i nie spytała, to bym wyszła z kolejna kroplówką. Choć powiedziała w końcu, że mogę sobie wziąć kroplówkę. Stanęło na tym, że mam przyjść na badanie krwi we środę. (sama mówiłam, że chcę w przyszłym tygodniu przyjść)
No to już nie wytrzymuję - czuję się olana przez lekarzy w krakwecie. Kiedy byłam ostatnio i mówiłam, że wyjeżdżam na 3-4 tygodnie i co robić, to dostałam 3 kroplówki. Nie przychodzę do jednego lekarza, bo jak mam wizyty wyznaczone badaniami i kroplówkami, czy zastrzykami co 2-3 dni, to nie mogę przychodzić do tego samego lekarza, który jest raz w tygodniu.
I kolejny raz dostałam zimne spojrzenie i pouczenie, że białaczkowy kot nie powinien być kastrowany. Płakać mi się zachciało.
A w ogóle to wątpiący ton, że czemu się do Orła pcham, jak każdy iny lekarz tak samo kastrację zrobi.
Odechciało mi się wszystkiego. Nikt mnie nie umie poprowadzić, ustalić jakiegoś planu działania długotrwałego, nie wiem, co jest napisane w karcie ( lekarz mówi, że jak mi nie wyjdzie kłucie w domu, to mogę przyjechać na wenflon, a w karcie, że zalecany) jeden lekarz wpisuje, że może by usg zrobić, inny nawet nie porusza tej sprawy, kiedy przyszłam zapytać, co mam na urlopie robić, a mówiłam, że długi wyjazd będzie; po powrocie dostaję opierpapier, że jak byłam na urlopie, to nic z kotem nie robiłam, tj. badań.
Zniechęciłam sie do lecznicy i do leczenia Stacha, który leczyć się wyraźnie nie lubi.
No to już nie wytrzymuję - czuję się olana przez lekarzy w krakwecie. Kiedy byłam ostatnio i mówiłam, że wyjeżdżam na 3-4 tygodnie i co robić, to dostałam 3 kroplówki. Nie przychodzę do jednego lekarza, bo jak mam wizyty wyznaczone badaniami i kroplówkami, czy zastrzykami co 2-3 dni, to nie mogę przychodzić do tego samego lekarza, który jest raz w tygodniu.
I kolejny raz dostałam zimne spojrzenie i pouczenie, że białaczkowy kot nie powinien być kastrowany. Płakać mi się zachciało.
A w ogóle to wątpiący ton, że czemu się do Orła pcham, jak każdy iny lekarz tak samo kastrację zrobi.
Odechciało mi się wszystkiego. Nikt mnie nie umie poprowadzić, ustalić jakiegoś planu działania długotrwałego, nie wiem, co jest napisane w karcie ( lekarz mówi, że jak mi nie wyjdzie kłucie w domu, to mogę przyjechać na wenflon, a w karcie, że zalecany) jeden lekarz wpisuje, że może by usg zrobić, inny nawet nie porusza tej sprawy, kiedy przyszłam zapytać, co mam na urlopie robić, a mówiłam, że długi wyjazd będzie; po powrocie dostaję opierpapier, że jak byłam na urlopie, to nic z kotem nie robiłam, tj. badań.
Zniechęciłam sie do lecznicy i do leczenia Stacha, który leczyć się wyraźnie nie lubi.
NO właśnie rozważam. Tylko krakvet od lat, że najlepszy i w ogóle. Zastanawiam się, jak oni ogarniają zwierzaki, które przyjeżdżają na jakieś zabiegi co kilka dni i nie mogą fizycznie trafić na jednego lekarza. No jak??? Kto decyduje, który lekarz jest prowadzący? Ja przecież nie wiem, co oni piszą w karcie. A zarzucanie mi, że po leki przychodzę bez kota jest śmieszne.
W ogóle, to pytała mnie pani wet czemu ni chcę kastracji chemicznej, na co ja, że droga jest bardzo, to ona że wcale nieprawda. Przy mnie pan Orzeł grzebał w szafce i doczytał, że lek, o którym myślał, dla kotów sie nie nadaję, a lek, który można kocurom podać kosztuje kilkaset zł na kilka miesięcy.
Z drugiej strony miałam zalecenie długotrwałego podawania Immunodolu i za każdym razem przypominałam lekarzom, że kot immunodol przyjmuje, to raz dostałam burę, że przecież Immunodolu długo tak nie można i mam odstawić.
A ja nie łażę po lekarzach, ale jak mi karzą iść krew pobrać, to nie do pielęgniarki, tylko do lekarza, więc, chcąc nie chcąc, jestem innego dnia na wizycie u innego weta, bo kot na pobranie musi być na głodzie, więc od razu na wizycie nie pobierze Orzeł.
Już drugi raz tak mnie ta pani ofuknęła. We środę idę na pobranie i chyba poproszę o instrukcje wszelakie na piśmie.
Aż się boję pytać o usg, bo mam zalecenie w karcie EWENTUALNIE zrobić.
Z drugiej strony miałam zalecenie długotrwałego podawania Immunodolu i za każdym razem przypominałam lekarzom, że kot immunodol przyjmuje, to raz dostałam burę, że przecież Immunodolu długo tak nie można i mam odstawić.
A ja nie łażę po lekarzach, ale jak mi karzą iść krew pobrać, to nie do pielęgniarki, tylko do lekarza, więc, chcąc nie chcąc, jestem innego dnia na wizycie u innego weta, bo kot na pobranie musi być na głodzie, więc od razu na wizycie nie pobierze Orzeł.
Już drugi raz tak mnie ta pani ofuknęła. We środę idę na pobranie i chyba poproszę o instrukcje wszelakie na piśmie.
Aż się boję pytać o usg, bo mam zalecenie w karcie EWENTUALNIE zrobić.
Dobbinko
Takie leczenie to jest do dupy! Brak planu, konsekwencji. Ale tak jest z wielkomiejskimi renomowanymi lecznicami. Zero kontaktu z klientem, zero zaangażowania. Co chwile nowy pacjent. Leki i do widzenia. A lekarze...jeden mądrzejszy od drugiego, kazdy ma swoją koncepcje leczenia...Bez jakiejkolwiek konsultacji z wspólpracującymi lekarzami.
Nie wiem, czy nie lepiej znależc jakąś mniejszą lecznicę, gdzie lekarz zna swoich pacjentów, współczuje i mu naprawdę zalezy na zdrowiu zwierzaków i finansach ich opiekunów. Tylko, czy jest to mozliwe w wielkim mieście Kraków?
Takie leczenie to jest do dupy! Brak planu, konsekwencji. Ale tak jest z wielkomiejskimi renomowanymi lecznicami. Zero kontaktu z klientem, zero zaangażowania. Co chwile nowy pacjent. Leki i do widzenia. A lekarze...jeden mądrzejszy od drugiego, kazdy ma swoją koncepcje leczenia...Bez jakiejkolwiek konsultacji z wspólpracującymi lekarzami.
Nie wiem, czy nie lepiej znależc jakąś mniejszą lecznicę, gdzie lekarz zna swoich pacjentów, współczuje i mu naprawdę zalezy na zdrowiu zwierzaków i finansach ich opiekunów. Tylko, czy jest to mozliwe w wielkim mieście Kraków?
Bo nikt takiego planu mi nie proponował. To jest, przepraszam, dr Orzeł powiedział na moje pytanie, że leczymy kroplówkami, a jak trzeba będzie, to i do końca życia, trzeba wypracować jakiś stąly dla niego poziom mocznika, a doraźnie wypłukać nawet ten docelowy wiekszy poziom na tyle nisko, żeby się dało kastrację zrobić. Ale co z tego w karcie jest, to nie wiem
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości