trójłapek

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

Awatar użytkownika
Furia i Afera
Posty:2561
Rejestracja:30 czerwca 2009, 10:25
Lokalizacja:Kraków

06 kwietnia 2011, 14:13

Ja się piszę :)
Awatar użytkownika
dobbinka
Posty:1878
Rejestracja:13 listopada 2010, 19:52

06 kwietnia 2011, 17:14

Furia i Afera pisze:Ja się piszę :)
No nie wiem co powiedzieć, doprawdyObrazek Będę rozważać sytuację teraz. Ale lepszej opieki nie mogłabym sobie wyobrazić :D
asiryś
Posty:2309
Rejestracja:06 stycznia 2011, 17:37

06 kwietnia 2011, 17:22

Widzisz Dobbinko ? Nie ma to jak Sza-nowne forumowe koleżanki :wink:
Asiu, brawo!
Awatar użytkownika
Furia i Afera
Posty:2561
Rejestracja:30 czerwca 2009, 10:25
Lokalizacja:Kraków

06 kwietnia 2011, 18:37

Dziewczyny ja to serducho mam na dłoni i zawsze możecie na mnie liczyć - służę pomocą!!!
Musimy jednak dobrze to przemyśleć, bo tak jak pisałam Dobbi na priv mąż mi uświadomił:
1. Dziewczyny są nosicielkami kociego kataru i nie wiem jaki wpływ miałoby to na stan Stacha.
2. Stach ma białaczkę, a moje dziewczyny nie miały badania i nie były szczepione na białaczkę.
:(
asiryś
Posty:2309
Rejestracja:06 stycznia 2011, 17:37

06 kwietnia 2011, 19:30

Wirus białaczki i kociego kataru przenosi sie przede wszystkim poprzez kontakt z odchodami, sliną ( np poprzez wzajemne lizanie sie bądź jedzenie z jednej miski) ,krwią . Więc teoretycznie nie ma zagrożenia. Ale...zawsze jest jakas obawa :| . Mimo,ze wiem ,ze szansa zarazenia sie jakąs wirusówką w takich przypadkach jest niewielka, nie chcąc kusic losu ( ze względu na niską odporność Rysia) sama zrezygnowałam jednak z wizyt w schronisku :(
A więc to nie takie proste :(
Wprawdzie kontaktowałam się w tej sprawie z lekarzem wet. i mnie uspokoił ( mówił,ze wystarczy się przebrać, zdjąć buty przed domem, oczywiście umyć ręce, aby zkażenie było niemożliwe) , jednak nie darowałabym sobie, gdybym coś przyniosła ze schroniska.
Z drugiej strony wiem, ze są osoby , ktore biorą koty na tymczas i jesli to białaczkowce, izolują je tylko od innych kotów fizycznie np trzymając w innym pomieszczeniu.Raczej nie ma mozliwości przenieść wirusa na człowieku :!: One zachowują zdolność zakaźną tylko w płynach!
Najlepiej poradzic się lekarza, któremu sie ufa.
Awatar użytkownika
Furia i Afera
Posty:2561
Rejestracja:30 czerwca 2009, 10:25
Lokalizacja:Kraków

06 kwietnia 2011, 20:03

asiryś pisze:Wirus białaczki i kociego kataru przenosi sie przede wszystkim poprzez kontakt z odchodami, sliną ( np poprzez wzajemne lizanie sie bądź jedzenie z jednej miski) ,krwią . Więc teoretycznie nie ma zagrożenia. Ale...zawsze jest jakas obawa :|
Dokładnie, a ja chciałbym Stasia zabrać do siebie, żeby bida sama w domu nie siedziała - szczególnie w nocy :(
Awatar użytkownika
dobbinka
Posty:1878
Rejestracja:13 listopada 2010, 19:52

06 kwietnia 2011, 20:31

Biorę to pod uwagę. Ciężkie życie emigranta bez samochodu, eeech.
asiryś
Posty:2309
Rejestracja:06 stycznia 2011, 17:37

06 kwietnia 2011, 20:37

Oj, to chyba byłoby za duże ryzyko i dla F i A (taki mój skrót :wink: ) i dla Stasia :(
Myslę,ze nalezałoby ograniczyc się do odwiedzania Stasia ( raz dziennie wystarczyłoby ). Chociaz nie wiem, jaka odległośc was dzieli :| Kraków to w końcu wielkie miasto...
Wtedy przy zachowaniu maksimum higieny obie strony byłyby bezpieczne.
Kilka dni nieobecności Dobbinki nie odbiłoby się raczej na psychice trójłapnego kocurka. Chociaz...Myszka nie chciała jesc gdy została na 9 dni z moim synem, kiedy ja byłam na wakacjach. No ale ona jest ze mną juz 8 lat!
Awatar użytkownika
Furia i Afera
Posty:2561
Rejestracja:30 czerwca 2009, 10:25
Lokalizacja:Kraków

06 kwietnia 2011, 20:46

Ech :( ciężka sprawa!
Dobbi nie wyjeżdżaj, wpadnij do mnie na Święta, bo cała niedzielę siedzę sama :(
Awatar użytkownika
dobbinka
Posty:1878
Rejestracja:13 listopada 2010, 19:52

06 kwietnia 2011, 21:01

asiryś pisze: Kilka dni nieobecności Dobbinki nie odbiłoby się raczej na psychice trójłapnego kocurka.
Trzeba byłoby zobaczyć jaka awanturę mi zrobił kiedy raz wróciłam o 23.00. Pierwszy raz wyszedł z pokoju na korytarz i darł się niemiłosiernie aż się rozebrałam i poszłam do pokoju. Przygalopował wtedy na ręce i siedział pół godziny. Teraz leży koło laptoka i słucha jak stukam w klawisze.
asiryś
Posty:2309
Rejestracja:06 stycznia 2011, 17:37

06 kwietnia 2011, 21:15

Kochany Stasiu, ale mnie rozczulił ...A gdzie to sie Pani szlajała do tak późna? :wink:
To zmienia postać rzeczy...
G...o wiem, a się wtrącam :oops: Trochę mi wstyd.
Mysle,ze te sprawę wyjasnicie sobie dziewczyny we własnym, wtajemniczonym gronie. A Stasia ucałuj Dobbinko od cioci Asi w sam środek ryjka ( z moimi kotami to moja codzienna praktyka :wink: )

W gruncie rzeczy jesteśmy- my forumowiczki- ze Stasiem od poczatku jego wzruszającej historii...
Awatar użytkownika
dobbinka
Posty:1878
Rejestracja:13 listopada 2010, 19:52

06 kwietnia 2011, 21:40

Niestety nosek to obszar zakazany. Ale w czółko mogę, bo lubi.
I żadne to wtajemniczone grono, cieszę się, że główkujesz co by tu można zrobić. Nie mogę przestać jeździć do domu w ogóle. Byłam 3 m-ce temu. coś się wymyśli w końcu. Potrzeba matką wynalazku jest:)
asiryś
Posty:2309
Rejestracja:06 stycznia 2011, 17:37

07 kwietnia 2011, 21:05

Tak naprawdę , optymalnie byłoby, aby ktoś niezakocony, kto mieszka blisko Ciebie, przychodził do Stasia na czyszczenie kuwetki, zmiane wody i podanie karmy, ewentualnie pieszczoty . Nie masz np jakiejś zaufanej sąsiadki ?
Jestem przekonana,ze Staś wytrzyma te kilka dni. A po Twoim powrocie : albo będzie przez moment pogniewany na Ciebie, albo...totalna euforia :) ( znam to z doswiadczenia :wink: )
Asiu, widze,ze jesteś, czy coś ustaliłyście z Dobbinką?
Awatar użytkownika
dobbinka
Posty:1878
Rejestracja:13 listopada 2010, 19:52

07 kwietnia 2011, 21:32

Pieszczoty, niestety, nie wchodzą w grę. Koleżanka była u mnie 2 prawie dni i kot tylko pod osłoną nocy, przy całkowitym bezruchu w pokoju wychodził do kuwety i raz coś przechrupnął. Nie urządzę mu takiego radosnego święta raczej.
Pewnie jestem przewrażliwiona ale mam złe wspomnienia z czasów jak pozostawiłam na Boże Narodzenie szczurka w domu z życzliwymi kotkami, w którym już wcześniej rok był i było wszystko ok. Koty się interesowały a szczurek je łapą pacał i było ok. w następnym roku była przerażona. Zwierzak już nigdy nie wrócił do siebie, sikał pod siebie i nie jadł kilka dni, a za parę tygodni guza rakowego jej wywaliło na szyi. No to teraz mam takie same wizje bidnego strachliwca mojego.
asiryś
Posty:2309
Rejestracja:06 stycznia 2011, 17:37

08 kwietnia 2011, 09:56

A zatem lepiej byłoby go zostawić samego w domu, niż komuś oddawać na "przechowanie"
Trochę potęskni, ale da radę :wink: Koty az tak źle nie znoszą samotnosci ! W gruncie rzeczy przez dłuzszy czas przecież był kotem samotnym...
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości