zginał kocur-kastrat 14-miesieczny

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

Awatar użytkownika
anucha
Posty:68
Rejestracja:10 marca 2006, 15:51

19 listopada 2008, 18:26

Hmnnn.....Czytam,czytam i nie wiem co tu powiedzieć.Mogę na pewno rzec do MarzenyM: JA TEŻ WYPUSZCZAM MOJEGO KOTA NA DWÓR.TO NIE JEST NIC ZŁEGO.A teraz o kotku:To jest również kastrat.Przyszedł do mnie jak był jeszcze młody.Nawet nie przeszło mi przez myśl,żeby mu tego zabraniać.Mieszkam w małym mieście,mam ogród. Jest drugim kotem,którego przygarnęłam.To są koty które nie załatwiłyby sie nawet do kuwety.Pewnie by potrafiły,ale to nie o to chodzi.Oba miałczały pod drzwiami i prosiły o wypuszczenie "na toaletę".No ale w sumie ja nie o tym...
Marzeno!Mój pierwszy kastrat potrafił urządzać sobie (szczególnie ciepłą porą roku)takie 1,5dniowe "rajdy".Owszem były nerwy,lęk itp.Ale zawsze racał.To zachowanie zupełnie mi nie pasowało do kastrata-ale tak było.Widocznie nie do końca kastracja zabija w nich tę wielką chęć.Ale powiem Ci,że wśród dzikich kotów na podwórku nie czuł sie pewnie i dostawał czasem po nosie.Niestety umarł :cry: ...Kiedy podzieliłam sie tym na forum-odpowiedzi były podobne-coś na zasadzie:"masz za swoje"
No może nie aż tak...ale poczułam się winna...Była to śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach-potrącenie,zatrucie-nie wiem -sekcji nie zrobiłam...
Drugi mój kotek -kastrat - wychodzący, zapuszcza się dużo mniej w teren,ale bywa,że nie chce wrócic do domu na noc i czuwa sobie siedząc na studni w ogrodzie.Ale za to rządzi w ogródku!!!Przegania dzikie koty i wcale nie czuje sie gorszy od innych.
Tak więc co kot-to charakter.Z pewnścią kastrat wybiera krótsze wycieczki,ale z pewnością ich sobie nie odmawia!!!To mit,że takie koty nie znikają.
A co do wypuszczania kota-każdy ma swoje zdanie,więc ja tylko dodam swoje.Kto mi powie:Gdzie znaleźć granicę-jakie zwierzę trzymac w domu a jakie już wypuszczać.Od czego to uzalezniać???Moznaby polemizować...Ja wiem jedno-kot który zaznał wolności na pewno nie patrzy obojętnie na to co za oknem.To jest pewne.Ale o to najlepiej zapytac nasze koteczki kochane......Pozdrawiam wszystkich Dyskutantów!!!
Awatar użytkownika
ania1985
Posty:1105
Rejestracja:28 października 2007, 08:48
Lokalizacja:Kielce

19 listopada 2008, 19:50

granice znajduje sie tam gdzie zaczyna sie ryzykowanie zycia na rzecz przyjemnosci jaka jest wolnosc w mniemaniu niektorych. dla mnie to jest granica.
Awatar użytkownika
Majek
Posty:69
Rejestracja:24 sierpnia 2008, 20:53
Lokalizacja:Wrocław

16 grudnia 2008, 08:31

Powrócę do wątku :)
Pisałam już o tym kiedyś... Moja współlokatorka miała kocurka, przyszedł do nas jak miał około 7-8 miesięcy. Pierwszego dnia wyskoczył przez okno ;/
No i już się nie udało mu tego wyperswadować. Po miesiącu od trafienia do nas Gizmo został wykastrowany. W dalszym ciągu wychodził z domu. Wygrzewał kuper na słońcu, spacerował z okolicznymi kotami, prosił sąsiadów, żeby go na klatkę schodową wpuścili, a potem (to chyba ten urok) żeby zapukali, jak ktoś w domu jest to go wpuści. Nikt specjalnie nie siedział 24h w oknie, wypatrując kota. Kastracja nic nie zmieniła w jego życiu. Bezczelnie jeszcze podłączał się do misek z jedzeniem dla bezdomnych kotów.
Zaginął. 16 maja wyszedł z domu rano, wrócił kolo 14- deszcz zaczął padać. Deszczyk popadał i Gizmo o 17 znowu wyszedł na spacer. Zwykle wieczorem ktoś wychodził z domu i nawoływał kota, by ten porócił do domu. Tego dnia padło na mnie. Godzina 19 nie ma kota, godzina 20 nie ma kota. O 22 już ze współlokatorką szukałyśmy kocurka po okolicznych podwórkach. Od rana akcja- drukujemy, montujemy i rozwieszamy ogłoszenia. Schronisko już wie, że nam kot zaginął. Na necie też informacje. Pomagają nam dzieci, które często gęsto głaskały kocurka na dworze. Nic! Nie ma kota. Do dziś przeglądam ogłoszenia na necie:(
Jest mi przykro w dalszym ciągu, ale wiem ile dla tego kota znaczyło poskakanie po drzewach. Tego nie byliśmy mu w stanie odebrać. Gizmo teraz znając życie mieszka w jakimś bloku na 9 piętrze i patrzy z tęsknotą na to, co za oknem. Nic go nie przejechało, przynajmniej nie w promieniu kilometra od naszego mieszkania. Żyję nadzieją, że ktoś go wziął, że żadna krzywda mu się nie stała. To jedyne pozytywne myśli, które mogę mieć w głowie.
A teraz Judka. Dziudzia nie wychodzi na dwór. Parę razy udało się jej zeskoczyć z parapetu- uroki mieszkania na parterze. Wiem, że ona bardzo tego chce. Ale boję się, że coś się jej może stać. Nie chciałabym stracić drugiego kota. Dopiero jak się dorobię domku z ogródkiem, Dziudźka dostanie pozwolenie na wychodzenie :)
Tak więc jestem za wychodzeniem kotów. W granicach rozsądku jednak. No i nauczyłam się co nie co na swoich błędach.
Pozdrawiamy gromadnie: Maja, Niggaz i Lion of Judah :)
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości