Psie rządy
Nie dajmy się terrorowi właścicieli psów
Wszystko im wolno. Brudzą, gryzą, szczekają po nocy. Właścicielom brak wyobraźni, władzy - stanowczości.
Jest ich w Polsce ponad osiem milionów. Żyją w co drugim gospodarstwie domowym. Nikt nie zaprzeczy - psy są naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Strzegą domu, dotrzymują towarzystwa, ratują życie.
Większość z nas woli widzieć w psach tylko wiernych i bezwarunkowo kochających towarzyszy. Nie chcemy słyszeć ich uporczywego nocnego szczekania, widzieć ton psich odchodów szpecących ulice polskich miast, pamiętać o tym, że co roku zostaje pogryzionych 10 tysięcy osób - w tym kilkanaście śmiertelnie.
Gryzą i brudzą, bo taka ich natura - ale my, Polacy, jakoś nie potrafimy zrozumieć, że nasze psy powinna obowiązywać taka sama dyscyplina i reguły współżycia jak ludzi. I choć każda fala drastycznych pogryzień niesie za sobą próbę zmiany prawa, to każda taka próba jest natychmiast torpedowana, a przepisy bojkotowane. Psy uprzykrzają nam życie, a ich właściciele wmawiają, że to ich święte prawo. "Przekrój" zbadał, dlaczego psy wlazły nam na głowę, a Polacy stali się kynoterrorystami. Sprawdziliśmy też, jak w innych krajach z psich terrorystów robi się Dobrych Psich Obywateli.
Czerwiec 2006. Podwrocławska wieś Buków. Pięcioletnia Natalka bawi się na podwórku. Obok niej leży pies jej wujka - łagodny kundel podobny do owczarka podhalańskiego. Zna dziewczynkę, często się z nią bawi i nigdy nie bywa agresywny. Nagle mama dziewczynki słyszy z domu dziwne szczekanie. Wybiega. Natalka ma całą buzię we krwi. Pies się oblizuje. Lekarze zaszyli dziecku dwie rany na policzkach i jedną na głowie.
W zeszłym roku w sierpniu Polską wstrząsnęła sprawa pięciomiesięcznej Agatki z podpoznańskiej Starołęki. Dziewczynka leżała w ogrodzie, w wózku. Płakała, a rottweiler dziadków wyciągnął ją z wózka i zagryzł.
Czy doszłoby do tych tragedii, gdyby w Polsce obowiązywały ostrzejsze przepisy dotyczące agresywnych psów? Politycy już nieraz brali się za bary z tym problemem, ale ciągle napotykają na opór kynologów, którzy sprawę bagatelizują. - Nie ma psów agresywnych, są tylko źle wychowane - przekonuje mnie szef Polskiego Związku Kynologicznego Andrzej Mania. Nie przyjmuje argumentu, że jednak rottweilery zostały przez człowieka wyhodowane do innych celów niż pudle.
Psycholog zwierzęcy Andrzej Kłosiński: - Ludzie zapominają, że przez lata niektóre rasy były selekcjonowane do walki albo do obrony. Rottweilery strzegły niemieckich rzeźni, pitbulle czy tosa inu to psy do walki. Tylko bardzo staranne wychowanie jest w stanie zrobić z nich towarzyszy ludzkiego życia.
Już w 1998 roku, po serii pogryzień, MSW sporządziło listę 11 groźnych ras podlegających rejestracji. Nabywca psa z listy w ciągu 30 dni musiał się zgłosić do urzędu, by wnieść opłatę 76 złotych. Psy nie musiały przejść specjalnego szkolenia. W 2003 roku zrezygnowano nawet z 30-dniowego terminu rejestracji.
- Ta lista to idiotyzm - twierdzi Andrzej Mania, szef PZK. - Wprawdzie kontroluje ona psy, ale tylko rodowodowe. A takim psom nasz związek przeprowadza testy psychologiczne. Jeśli wykazują odchylenia, możemy nie dopuścić do rozrodu.
Kup sobie chihuahua
Nakaz rejestracji psów rasowych doprowadził tylko do tego, że w Polsce rozkwitły hodowle nierodowodowe. Tym bardziej że narastała moda na psy agresywne - od rottweilerów po pitbulle. - Właściciel nie rejestruje psa z takiej hodowli, nikt też nie sprawdza parametrów psychicznych szczeniaków ani warunków, w jakich rosną - mówi Mania.
70 procent polskich psów według badań OBOP to kundle, dalej są psy bardzo podobne do konkretnej rasy - "prawie" wilczury, dobermany, rottweilery. Większość pogryzień, których liczba szacowana jest na 10 tysięcy rocznie, to właśnie sprawka mieszańców lub psów nierodowodowych.
Status tych ostatnich miała doprecyzować nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt przygotowana jeszcze przez rząd Leszka Millera. Projekt ustawy wzorowany na prawodawstwie niemieckim oprócz psów rodowodowych uwzględniał także psy "w typie rasy" - jak politycy określili mieszańce do złudzenia przypominające rasowe psy. Ich właściciel musiałby przechodzić badania psychologiczne, przedstawić nienaganną opinię od miejskiej policji oraz zaświadczenie o niekaralności za przestępstwa umyślne. Większość sejmowa myślała jak poseł Wiesław Woda (PSL): - Przeciwnikom tych rygorów można doradzić, by sobie kupili psa rasy chihuahua i wtedy nie będą mieli problemów.
Chronić obywateli przed obywatelami
Ustawa wzbudziła jednak zastrzeżenia w środowisku psiarzy. Głównie poszło o sformułowanie "w typie rasy". Andrzej Mania: - Jakie parametry miałyby o tym decydować? Kto ma oceniać, czy pies jest, czy nie jest "w typie"?
Obrońcy zwierząt twierdzili, że w wyniku tych przepisów właściciele będą się pozbywali psów. Wizji "psiego holocaustu" uległ prezydent Kwaśniewski i ustawę zawetował.
- Jeśli powtórzą się tragiczne zdarzenia z udziałem psów, być może trzeba będzie do ustawy wrócić - przyznaje dziś poseł Marek Suski z PiS. Rok temu przekonywał w Sejmie:
- PiS uważa, że należy chronić obywateli przed obywatelami niebezpiecznymi, i to niezależnie od tego, czy używają oni broni, noża, czy też zwierzęcia do swojego niecnego procederu.
Katarzyna Piekarska, posłanka SLD, właścicielka jamnika, przyznaje, że już się zastanawiała nad ponownym zgłoszeniem tego samego projektu. Z jedną zmianą - drogie badania psychologiczne zastąpiłby wywiad środowiskowy przeprowadzany przez dzielnicowego. Ale na razie Piekarska domaga się surowego egzekwowania istniejących przepisów. - Byłam teraz tydzień nad morzem, a tam jest koszmar! Masa ludzi z dużymi psami bez kagańca i smyczy, nawet dzieci z amstaffami. Policja i straż miejska zamiast sprawdzaniem, czy babcie na straganie mają pozwolenie na sprzedaż pumeksu, powinny zająć się upominaniem właścicieli dużych psów - denerwuje się posłanka.
Właściciele sami się bali
Nawet kynolodzy opowiadają się za surowym egzekwowaniem kar dla niefrasobliwych właścicieli. - Pies nie chce nikomu zrobić krzywdy. Broni się, bo się boi - przekonuje Mania. - Ta pięciomiesięczna dziewczynka płakała. On chciał ją uciszyć, tak jak suka ucisza szczeniaki. To wina dorosłych opiekunów, że psa nie dopilnowali. Gdyby był w kagańcu, nie doszłoby do tragedii.
Jeśli do niej dochodzi, zwykle karany jest pies. - Gdy pies kogoś pogryzie, trafia na obserwację. Rocznie z samego Poznania i okolic mamy około 700 psów - wylicza Ireneusz Sobiak, powiatowy lekarz weterynarii w Poznaniu. To do niego trafił na obserwację Hektor, zabójca Agatki. - Jeżeli pies nikogo nie zabił, obrażenia były lekkie i nie stwierdzimy wścieklizny, po dwóch tygodniach wraca do właściciela.
Do właścicieli wróciły dwa pitbulle z Poznania, które w 2004 roku na ich oczach oskalpowały sąsiadkę i odgryzły jej uszy. Właściciele, mężczyzna i kobieta, zostali skazani na rok i pół roku więzienia w zawieszeniu. Para trafiła pod opiekę kuratora. Gdy pani kurator odwiedziła podopiecznych, pitbulle rzuciły się na nią. Właściciele nie interweniowali, zabarykadowali się w drugim pokoju, bo sami się bali. Kuratorka trafiła na dwa dni do szpitala. Miała pogryzioną głowę, ramiona i klatkę piersiową.
- Podjęliśmy decyzję o uśpieniu psów. Właścicielowi odwieszono karę i odsiaduje wyrok - informuje weterynarz Sobiak. Rottweiler Hektor, który zagryzł Agatkę, także trafił do uśpienia, ale jego właściciele, dziadkowie dziewczynki, nie ponieśli żadnych konsekwencji.
Sprawą ataku na pięcioletnią Natalkę zajmuje się prokuratura. Pies został na podwórku i obserwuje go miejscowy weterynarz. Natalka pewnie już nigdy nie zbliży się do psa, ale jej tragedia nie była wystarczająco krwawa, by poruszyć serca polityków. Może czekają na kolejną falę pogryzień.
I co Wy na to
Artykuł z Przekroju "PSIE RZĄDY"
Uważam że już samo stwierdzenie na początku"nie dajmy się terrorowi właścicieli psów" to chwyt poniżej pasa.Wiadomo że artykuł będzie tendencyjny.Potem ludzie patrzą na wszystkie psy jak na potencjalnych "zabójców"
Rzeczywiście, temat trochę spłycony, zawiera bardzo dużo ogólników i ktoś nie będący "psiarzem" przeniesie to wszystko na generalnie wszystkie psy.
Problem jednak leży najczęściej po stornie nieodpowiedzialnych właścicieli, i to nie tylko "ras niebezpiecznych", ale i najzwyklejszych kundelków.
U nas na osiedlu od kilku miesięcy zrobiła się straszliwa nagonka na... właścicieli psów. Straż miejska krąży po osiedlu i zatrzymuje każdego, kto idzie z psem. Pies bez smyczy - mandat! (i tu się zgadzam, bo do szału mnie doprowadzają psy biegające luzem po okolicznych placach zabaw dla dzieci. I może to być pies nie wiem jak łagodny, ale nawet biegnąc może potrącić, przewrócić dziecko, albo zwyczajnie potwornie wystraszyć dzieciaka. Moja córka przez trzy lata nie mogła wyzbyć się psiej fobii po staranowaniu przez psa ścigającego kota.)
Pies na smyczy, ale bez kagańca - też mandat. I to uważam już za zdecydowaną przesadę. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić mojej goldenki spacerującej z kagańcem. Nie było by chyba bardziej nieszczęśliwego psa na osiedlu. Ale tu właśnie należałoby wykazać się dojrzałością właściciela psa. Jeżeli pies jest "szczekający" na wszystko co się rusza, lubi atakować inne psy, rowerzystów itd. to odpowiedzialny właściciel nie wyjdzie z takim psem bez kagańca.
Ale najbardziej wkurza mnie to, że straż miejska wymaga przestrzegania prowadzenia psów na smyczy i w kagańcu w większości tylko od właścicieli goldenów, labradorów, bokserow itp, natomiast wielokrotnie widziałam, jak omijają szerokim łukiem osoby spacerujące z dobermanami, rotweilerami itp (czyżby się ich bali?), nie mówiąc już o tabunach kundli wszelkiej maści włóczących się po osiedlu( bo pani wróciła z pracy zmęczona, więc wypuściła pieska na spacer samego - wróci na kolację). A zgłoszenia z prośbą o interwencje u pani, która regularnie co noc spuszcza swoje trzy łańcuchowe psy, by poszły sobie na nocne randki, a ja muszę co rano sprzątać sprzed bramki ich odchody, żeby moje dzieci w nie nie wdepnęły niechcący, strażników nie obchodzą, bo przecież te psy nikogo jeszcze nie pogryzły. A że muszę po nich sprzątać? No cóż, chcę mieć ładnie przed domem, to muszę sprzątać. Utrzymanie chodnika przed domem w czystości należy wszak do moich obowiązków, i jeśli czysto nie będzie, będę musiała zapłacić mandat.
I gdzie tu logika?
Problem jednak leży najczęściej po stornie nieodpowiedzialnych właścicieli, i to nie tylko "ras niebezpiecznych", ale i najzwyklejszych kundelków.
U nas na osiedlu od kilku miesięcy zrobiła się straszliwa nagonka na... właścicieli psów. Straż miejska krąży po osiedlu i zatrzymuje każdego, kto idzie z psem. Pies bez smyczy - mandat! (i tu się zgadzam, bo do szału mnie doprowadzają psy biegające luzem po okolicznych placach zabaw dla dzieci. I może to być pies nie wiem jak łagodny, ale nawet biegnąc może potrącić, przewrócić dziecko, albo zwyczajnie potwornie wystraszyć dzieciaka. Moja córka przez trzy lata nie mogła wyzbyć się psiej fobii po staranowaniu przez psa ścigającego kota.)
Pies na smyczy, ale bez kagańca - też mandat. I to uważam już za zdecydowaną przesadę. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić mojej goldenki spacerującej z kagańcem. Nie było by chyba bardziej nieszczęśliwego psa na osiedlu. Ale tu właśnie należałoby wykazać się dojrzałością właściciela psa. Jeżeli pies jest "szczekający" na wszystko co się rusza, lubi atakować inne psy, rowerzystów itd. to odpowiedzialny właściciel nie wyjdzie z takim psem bez kagańca.
Ale najbardziej wkurza mnie to, że straż miejska wymaga przestrzegania prowadzenia psów na smyczy i w kagańcu w większości tylko od właścicieli goldenów, labradorów, bokserow itp, natomiast wielokrotnie widziałam, jak omijają szerokim łukiem osoby spacerujące z dobermanami, rotweilerami itp (czyżby się ich bali?), nie mówiąc już o tabunach kundli wszelkiej maści włóczących się po osiedlu( bo pani wróciła z pracy zmęczona, więc wypuściła pieska na spacer samego - wróci na kolację). A zgłoszenia z prośbą o interwencje u pani, która regularnie co noc spuszcza swoje trzy łańcuchowe psy, by poszły sobie na nocne randki, a ja muszę co rano sprzątać sprzed bramki ich odchody, żeby moje dzieci w nie nie wdepnęły niechcący, strażników nie obchodzą, bo przecież te psy nikogo jeszcze nie pogryzły. A że muszę po nich sprzątać? No cóż, chcę mieć ładnie przed domem, to muszę sprzątać. Utrzymanie chodnika przed domem w czystości należy wszak do moich obowiązków, i jeśli czysto nie będzie, będę musiała zapłacić mandat.
I gdzie tu logika?
Chcę się odnieść do części wypowiedzi dotyczącej smyczy i
kagańca. Smycz smyczy nierówna - można prowadzić psa na 10-ciometrowym sznurku i tu czas reakcji właściciela na zachowanie psa jest proporcjonalny do długości owego sznurka. A można również prowadzić psa na smyczy przy nodze. Zdrowy rozsądek powinien podpowiadać, kiedy, gdzie i w jaki sposób prowadzić pupila. Tam gzie jest dużo ludzi , np. na chdnikach w miastach, w czasie przejścia przez miejsca zabaw dzieci, w AUTOBUSACH itp., w miejscach publicznnych wypełnionych po brzegi ludźmi jak np. festyny pies MUSI być w kagańcu i na krótkiej smyczy. Gdy wychodzę na spacer z psiakiem na osiedle gzie podczas 20 min. mijam z pięć osób to mogę sobie i psu pozwolić na wolny pysk i dłuższą ( ale bez przesady nie 10m) smycz. Wiem wtedy, że mam kontrolę nad podopiecznym. Jestem zdecydowaną przeciwniczką puszczania psów luzem i bez kagańca. Choć nawet w kagańcu a luzem pies jest w stanie swoim ciężarem i impetem zrobić krzywdę nie tylko dziecku, nie mówiąc o tym, że może wystraszyć. Dla sceptycznych-- jestem właścicielką rocznego smooth collie i wiem, że jeśli COKOLWIEK się stanie odpowiadam za to JA a nie mój pies, bo to JA go wychowuję, JA mam przewidzieć jak się zachowa, JA mam wyprzedzać jego poczynania o krok. Pies będzie tylko taki na jakiego JA mu pozwolę. A jeśli ktoś nie radzi sobie z psem to znaczy, że nie powinien być jego właścicielem. Radzę kupić sobie pluszaka - ten raczej drugiemu krzywdy nie zrobi a też jest kochany i do przytulenia.....
Anna B i Sharan
kagańca. Smycz smyczy nierówna - można prowadzić psa na 10-ciometrowym sznurku i tu czas reakcji właściciela na zachowanie psa jest proporcjonalny do długości owego sznurka. A można również prowadzić psa na smyczy przy nodze. Zdrowy rozsądek powinien podpowiadać, kiedy, gdzie i w jaki sposób prowadzić pupila. Tam gzie jest dużo ludzi , np. na chdnikach w miastach, w czasie przejścia przez miejsca zabaw dzieci, w AUTOBUSACH itp., w miejscach publicznnych wypełnionych po brzegi ludźmi jak np. festyny pies MUSI być w kagańcu i na krótkiej smyczy. Gdy wychodzę na spacer z psiakiem na osiedle gzie podczas 20 min. mijam z pięć osób to mogę sobie i psu pozwolić na wolny pysk i dłuższą ( ale bez przesady nie 10m) smycz. Wiem wtedy, że mam kontrolę nad podopiecznym. Jestem zdecydowaną przeciwniczką puszczania psów luzem i bez kagańca. Choć nawet w kagańcu a luzem pies jest w stanie swoim ciężarem i impetem zrobić krzywdę nie tylko dziecku, nie mówiąc o tym, że może wystraszyć. Dla sceptycznych-- jestem właścicielką rocznego smooth collie i wiem, że jeśli COKOLWIEK się stanie odpowiadam za to JA a nie mój pies, bo to JA go wychowuję, JA mam przewidzieć jak się zachowa, JA mam wyprzedzać jego poczynania o krok. Pies będzie tylko taki na jakiego JA mu pozwolę. A jeśli ktoś nie radzi sobie z psem to znaczy, że nie powinien być jego właścicielem. Radzę kupić sobie pluszaka - ten raczej drugiemu krzywdy nie zrobi a też jest kochany i do przytulenia.....
Anna B i Sharan
To ja może opowiem jak często musze się tłumaczyć, że mój pies chodzi w kagańcu.
Pies to Labrador, ale o bardzo dominującym charakterze co przejawia się agresją do psów. Jest po szkole posłuszeństwa, ale często jego niechęć do zwierzęcych kolegów przewyższa posłuszeństwo wobec swojego właściciela. Pies chodzi w kagańcu i na smyczy, dodam, że miałam w ogóle straszny problem z kupieniem odpowiednio dopasowanego kagańca dla Labradora (nie mówię tu o szmacianych kagańcach, które są najgorszą rzeczą dla psa).
Bardzo często na spacerach ludzie wręcz chcieliby mnie zlinczować, że założyłam psu kaganiec "przecież to Labrador" - mówią. A co, Labrador nie ma zębów, nie jest psem. Istnieje przekonanie, że Labrodor to bardzo łagodny, lubiący wszystko i wszystkich pies. Nie jest to prawdą. Owszem większość tak, ale wiele psów Labradorów to agresory (do innych psów), ponieważ są bardzo terytorialnymi psami, niektóre wręcz nie lubią dzieci - dotyczy to psów nawet z najlepszych hodowli. Ludzie kupują takiego psa i myślą, że on sam się wychowa, lub że to taka pluszowa zabawka dla dzieci, a przecież to normalny pies, który może wykazywać bardzo różne zachowania. No, ale przecież to tylko Labrador.
Inny przykład to kiedy widzę, że właściciel idzie z psem bez smyczy i kagańca, to grzecznie go proszę z odpowiedniej odległości żeby złapał swojego psa, na co on odpowiada, że jego pies nic nie zrobi, ale przecież mój może coś zrobić. Większość właścicieli ma to naprawdę gdzieś i idzie dalej jak gdyby nigdy nic, dopiero w momencie starcia psów, dziwi się że do tego doszło. Powiem wam, że w takich sytuacjach chciałabym być rosłym facetem i dac popalić temu właścicielowi, bo to przz jego głupotę są takie sytuacje, a nie przez jego czy mojego psa.
Żal mi zwierząt, które mają takich właścicieli.
Pies to Labrador, ale o bardzo dominującym charakterze co przejawia się agresją do psów. Jest po szkole posłuszeństwa, ale często jego niechęć do zwierzęcych kolegów przewyższa posłuszeństwo wobec swojego właściciela. Pies chodzi w kagańcu i na smyczy, dodam, że miałam w ogóle straszny problem z kupieniem odpowiednio dopasowanego kagańca dla Labradora (nie mówię tu o szmacianych kagańcach, które są najgorszą rzeczą dla psa).
Bardzo często na spacerach ludzie wręcz chcieliby mnie zlinczować, że założyłam psu kaganiec "przecież to Labrador" - mówią. A co, Labrador nie ma zębów, nie jest psem. Istnieje przekonanie, że Labrodor to bardzo łagodny, lubiący wszystko i wszystkich pies. Nie jest to prawdą. Owszem większość tak, ale wiele psów Labradorów to agresory (do innych psów), ponieważ są bardzo terytorialnymi psami, niektóre wręcz nie lubią dzieci - dotyczy to psów nawet z najlepszych hodowli. Ludzie kupują takiego psa i myślą, że on sam się wychowa, lub że to taka pluszowa zabawka dla dzieci, a przecież to normalny pies, który może wykazywać bardzo różne zachowania. No, ale przecież to tylko Labrador.
Inny przykład to kiedy widzę, że właściciel idzie z psem bez smyczy i kagańca, to grzecznie go proszę z odpowiedniej odległości żeby złapał swojego psa, na co on odpowiada, że jego pies nic nie zrobi, ale przecież mój może coś zrobić. Większość właścicieli ma to naprawdę gdzieś i idzie dalej jak gdyby nigdy nic, dopiero w momencie starcia psów, dziwi się że do tego doszło. Powiem wam, że w takich sytuacjach chciałabym być rosłym facetem i dac popalić temu właścicielowi, bo to przz jego głupotę są takie sytuacje, a nie przez jego czy mojego psa.
Żal mi zwierząt, które mają takich właścicieli.
ja spuszczam swoją psice na łąkach ale jesli widzę gdzięś psa to zaraz ją zapinam miomo że ona jeszcze nigdy nie zatakowała ani nie pobiegła do innego psa ale zawsze może być ten pierwszy raz natomiast muszę ją mieć w kagańcu nylonowym bo w metalowym potrafi zrobić krzywde bijac dość dotkliwie po prostu od początku metalowy chciała zdjąć i w efekcie ocierania o nogi nauczyła się zę jej sie go zdejmuje
Ja mojego psa również spuszczam tylko na łące (codziennie biega jak szalony przez 1 godz za piłeczką).
Leda może jednak spróbujesz kaganiec skórzany. Znam bardzo dobry sklep gdzie świetnie dopasują kaganiec dla twojej psicy, wystarczy podać im wymiary. Szmaciane kagańce naprawde nie są dobre dla psów. Taki kaganiec mozna założyć u veta tylko na chwile, a nie do ciągłego noszenia. Pies w kagańcu musi mieć możliwość swobodnego otwarcia pyska, najlepiej żeby nigdzie go nie ocierał. Mój na początku też ocierał się o nogi, ale jak mu kupiłam nowy dobrze dopasowany kaganiec to wciągu 3 dni przestał i teraz nie przeszkadza mu, że chodzi w kagańcu. Jeśli chcesz to podaj maila to ci prześlę adres tego sklepu.
Leda może jednak spróbujesz kaganiec skórzany. Znam bardzo dobry sklep gdzie świetnie dopasują kaganiec dla twojej psicy, wystarczy podać im wymiary. Szmaciane kagańce naprawde nie są dobre dla psów. Taki kaganiec mozna założyć u veta tylko na chwile, a nie do ciągłego noszenia. Pies w kagańcu musi mieć możliwość swobodnego otwarcia pyska, najlepiej żeby nigdzie go nie ocierał. Mój na początku też ocierał się o nogi, ale jak mu kupiłam nowy dobrze dopasowany kaganiec to wciągu 3 dni przestał i teraz nie przeszkadza mu, że chodzi w kagańcu. Jeśli chcesz to podaj maila to ci prześlę adres tego sklepu.
leda77@o2.pl spróbuję i dzięki za informacje ten nylonowy ma dość duży obwód pyska ale kiedyś weszłam na czeską hodowle czechosłowackich wilczaków tam mieli świetne kagańce metalowe ale bardzo szerokie tyle że w polsce nie produkuja takich i nie sprowadzają,ale spróbuje ten skórzany za twoją radą jeszcze raz dzięki
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 31 gości