Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

monicaa

06 lutego 2013, 11:23

Coś w tym musi być, jeśli tyle osób czuje obecność swoich pupili. Za bardzo ich kochamy, że by je zostawić, a one darzyły nas i darzą taką samą miłością i też pewnie nie mogą nas tak zostawić, bo miały i mają tylko nas. Są i opiekują się naszymi domami. Tak musimy myśleć.
Ola,,

06 lutego 2013, 14:23

Moja babcia chciałaby psa (miała 3 psy), ale mówi, że nie może wziąć, bo nie chce znowu cierpieć. Miała Misia, potem Żabkę (kundelki), potem odratowała bitą i poniewieraną sukę owczarka nizinnego (piękna, w czarno-białe łaty). Pies do śmierci już a dożyła sędziwych 17 lat, bał się niemal wszystkiego. Teraz babci mówię, że jest już starsza, to jak weźmie psa młodego to on ją przeżyje hahaha. Zapomniała, że sama dobiega końca. Wszystko się kończy, żeby mogło przyjść nowe i chociaż to straszne a moja ma już 14 lat i widzę jak się po prostu z miesiąca na miesiąc sypie (choć ostatnio jakby mniej), to w pewnym sensie jest to piękne. Wszyscy kiedyś odejdziemy i swoimi molekułami zasilimy pulę cząsteczek świata. Reinkarnacja istnieje- nasze atomy wbudują się w rośliny, w bakterie, niejedna żywa osoba nas zje, część cząsteczek wchłonie ziemia, część będzie w obiegu powietrza na Ziemi. Prawdopodobieństwo jednak tego, że spotkamy identyczną istotę na swej drodze, którą znaliśmy z przeszłości jest bliskie zeru. Nawet sklonowany pies czy człowiek różniłby się, bo chował się inaczej, jadł co innego, spotkał innych ludzi na drodze i inne wydarzenia go kształtowały. Także to okrutne, ale i piękne jest mieć przyjemność z daną istotą, którą pokochaliśmy. Mogliśmy przecież jej nigdy nie spotkać. Życie to przeżywanie. Bez emocji, które nie raz nas bardzo ranią, bylibyśmy puści. Ja zawsze sobie tak tłumaczę ból. Przeżyłam i doświadczyłam. Nie chcę mówić, że kocham swoją starą sukę, bo zarezerwowałam serce dla mojego męża i to on jest dla mnie najważniejszy, ale na pewno duch mojej starej interferuje z moim, jakkolwiek głupio to brzmi. Cieszcie się, że mieliście szansę poznać wasze psy i że są na tylu zdjęciach i w tylu opowiadaniach. Już drugi raz nie spotkacie identycznego psa, ale możecie po żałobie spotkać kolejnego równie ciekawego. Pozdrawiam.
ania05

06 lutego 2013, 18:59

Ja czasem nie wiem w co wierze a w co nie ..........ale myślę że nasza egzystencja tu na tym świecie chyba ma jakiś sens ,nie tylko biologiczny ale tez i ten duchowy .Bo przecież mamy przeczucia ,wiarę .Jesli nie będziemy wierzyć w to ze kiedyś spotkamy się ze wszystkimi bliskimi i z naszymi futrami to w co wierzyć ?Wiecie co mam pieska od 4 lat ze schroniska i parę dni temu głaskając go wieczorem jak się położył obok mnie wyczułam na jego mostku guz wielkości dużej śliwy ......krew odpłyneła mi dosłownie na podłogę ....pół nocy nie spałam ,pomyślałam sobie że jak będę żegnać 3 psa w ciągu 4 lat to już na pewno wywiozą mnie do wariatkowa ...........na drugi dzień dopiero skojarzyłam że maż zauważył jak ta łajza kilka dni wcześniej żle wymierzył schody i grzmotnoł o stopień bo był pod śniegiem.......dzisiaj już prawie nie ma śladu a ja mam pół włosów siwych i 3 dodatkowe zmarszczki na gębie .
monicaa

06 lutego 2013, 19:06

Nie dziwię Ci się Aniu, człowiek staje się bardzo czujny i reaguje na każdą oznakę. Ale cieszę się, że to tylko śliwa a raczej guz po uderzeniu. Lepiej dmuchać na zimne, pewnie tak samo bym spanikowała. Ale bycie przezornym jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło, a włoski zawsze można ufarbować a na zmarszczkę zaaplikować jakieś mazidło :) Ja też wierzę, że jakiś sens w tym musi być, bo tak to na co nam to przeżywanie, emocje, przywiązanie.
lostintube

07 lutego 2013, 08:39

Kolejny dzień smutku i wiary, że ją spotkam. Miałam taki półsen, w którym widziałam mojego śp dziadka i Maszę siedzącą obok niego. Głaskał ją po głowie i nic nie mówił. Myślę, że może tak jest, że on się nią teraz opiekuje i tłumaczy jej, że muszą na nas poczekać. Poza tym - mimo dość realnego podejścia do ogółu to czuję, że jej duch gdzies koło nas bywa, bo koty ciągle się gapią w miejsce na schodach, na którym uwielbiala przesiadywać:) a dziś mimo, że zawsze zamykamy drzwi od korytarza - otwarte były na maksa. Chyba chce wierzyć, że jest przy nas ale to pomaga :)
monicaa

07 lutego 2013, 09:22

Mnie niestety nie ma na razie w domu, więc jak za 2 tyg przyjadę będę znów przezywać ten ból w taki sam sposób (albo gorzej, chociaz nie wiem czy to mozliwe, czy jest wiekszy bol niz teraz). Tato, osoba twardo stąpająca po ziemii też mi opowiada o takich przypadkach jak Twoje, tzn. o znakach, a właściwie dziwnych zdarzeniach. Dlatego tak jak i Ty lostintube wierzę w to, że są gdzieś obok nasze najdroższe zwierzaki. Pewnie tak jak i ja codziennie rozmawiasz z Maszą, jak nie na głos to w glowce. Mogą mnie ludzie nazwać wariatką, ale mi to pomaga, a ponadto jak pisałam w postach wyżej mam przeczucia, które zawsze się sprawdzają i czuję, że nasz psiak jest wsrod nas.
ania05

07 lutego 2013, 11:42

Lepiej być wariatką z wielkim sercem niż pustostanem bez uczuć.Ja myślę że moja sunia biega po podwórku i nas pilnuje wraz z innymi furtami przez lata składanymi w ogródku :shock: .Tez jestem wariatką :)Ale akurat to mi nie przeszkadza .I moim bliskim też nie .Więc powinno być ok .
ania05

07 lutego 2013, 11:58

‎'' Ach cóż to za życie
bez psa na kanapie
bez psa co go się
za uchem drapie
i bez czujności
... wiernych oczu
co śledzą ruch Twój
każdy gest
bo w takich psich oczach
przecież coś jest
Jest ogrom miłości
ocean radości
Są też cierpienia
smutki westchnienia
Cóż to za życie człowiek ma
kiedy nie ma swojego psa ''
monicaa

07 lutego 2013, 19:55

Masz rację Aniu, cierpię bo kocham, ale właśnie w tym jest sens. "Pustostan", jak to zgrabnie został nazwany, może i nie cierpi lub cierpi mniej, ale co to za życie..
lostintube

12 lutego 2013, 07:40

Jak u Was kochane/kochani?

Etap ciągłego płaczu po tygodniu chyba minął, ale nadal czuję straszny żal i ściska mi serce jak myślę o tych codziennych sytuacjach, w których już Maszy nie spotkam. Mimo wszystko wiara w to, że psy mają dusze i że gdzieś ona biega po naszym domu mi pomaga. Cóż, jestem wariatką, ale codziennie wychodząc z domu żegnam się z nią (jest pochowana na naszym ogródku).

Tata już mówi, że bez psa się nie da i trzeba adoptować szczenie ze schroniska. Mama jeszcze na to nie ma siły Ja też przeglądam strony schronisk jakby ze wstydem, że może zdradzam Maszkę. Dziwne uczucie.
teskniaca

12 lutego 2013, 09:36

Nie jesteś wariatką. Ja codziennie wieczorem przed pójściem spać całuję zdjęcie Ferbiego i mówię mu dobranoc. Po prostu wiem, że on gdzieś tam jest, to nie jest tak, że on zniknął i nie ma już nic. Pomaga mi takie myślenie, czuję jego obecność. Za 5 dni miną 3 miesiące bez mojego skarba. Niby czuję się lepiej na codzień, ale nocami, kiedy wszyscy śpią, nagle schodzą ze mnie wszystkie emocje i płaczę i płaczę i wspominam i znów wszystko analizuję...
U ciebie minął dopiero tydzień, może to za wcześnie na przygarnięcie nowego psiaka? Ja nowego psa nie chcę nigdy, pisałam tu już o tym, rozumiem że ty chcesz, ale tydzień to tak mało czasu, nic dziwnego że czujesz się dziwnie. Myślę, że powinnaś poczekać trochę z tą decyzją.
Trzymaj się mocno, bo wiem że to okropny czas. Dla mnie to był nagorszy okres w moim życiu, nigdy nie przeżyłam czegoś równie strasznego, przykrego.
Mam nadzieję, że nasze psiaki bawią się TAM razem i są szczęśliwe...
ania05

12 lutego 2013, 13:03

Kiedy odchodzi pies na niebie pojawia sie nowa gwiazda ,pokazuje droge tym wszystkim bezdomnym by nie musialy sie nigdzie chowac,pokazuje droge do serca tym wszystkim samotym i porzuconym wiec jesli widzisz takiego psa sprobój obdarowac go domem.Kiedy odchodzi pies ktory byl zawsze kochany to wtedy prosi za inne psy PROSZE ZAOPIEKUJ SIE NAMI bo sa twoim towarzyszem nie twoim niewolnikiem one prosza bez slow,one nie prosza krzykiem.Kiedy odchodzi pies zostaje bol i tesknota wiec moze przygarnij jakiegos i naucz sie znowu kochac. -ściągnięte z FB
lostintube

13 lutego 2013, 09:57

teskniaca to za wcześnie na pewno. Dopiero gdzieś jest to w strefie myśli. Poza tym ten pies, którego weźmiemy już nie będzie moim psem. Ja za kilka miesięcy się wyprowadzę, ale chce żeby miejsce po maszy zajął potrzebujący psiak, któremu może to ocalić życie. Dom jest duży i ogród- to miejsce, które może być dla innego psa rajem. Nigdy nikt, żadne zwierze nie zastąpi mi Maszy. Była moja od 12 lat, kiedy jeszcze jako 12-13 latka wzięłam ją na ręce pierwszy raz i już została. Kocham ją z całego serca i pamięć po niej nie zginie, ale dla mnie decyzja na kolejnego psa - a właściwie tak jak wspomniałam dla moich rodziców nie będzie zdradą tylko próbą ocalenia jkakiegoś stworzenia. Nigdy nie kupowaliśmy rasowców. Masza była mieszanką owczarka niemieckiego z rodweilerem- wzięta ze stacji paliw w Katowicach. Wcześniej mieliśmy 11 lat Korę - wepchniętą szantażem- albo ją weźmiemy albo wyrzucą ją do kosza. Nasze psy to ocalency. Były u nas szczęśliwe i kochane. z Maszą byłam związana bardziej, była w takim okresie mojego życia, w którym 'działo się wszystko'. Jeśli mój tata podejmie decyzję o psie, a podejmie bo znam go:) to znowu będzie to jakaś przybłęda, której oddamy serce, choć na pewno w inny sposób i innym wymiarze niż Maszce, która była wyjątkowa dla nas wszystkich
ania05

13 lutego 2013, 11:39

Ja miałam już kilka psów ale żaden nie zapadł w moje serce jak przedstatni Ziutek .Przybłęda -zapewne bity przez jakiegoś faceta bo do mojego meza podszedł po roku pobytu u nas więc mozecie sobie wyobrazić .Po 6 latach musieliśmy go uśpić bo otworzyli go i na stole okazało się ze nie ma co ratować ...nawet nie wiemy ile miał lat jak bo nas trafił .Ten pies malutki ,drobniutki był moim cieniem ,wpatrzony we mnie jak w obraz ,reagujący na każdy mój oddech .Nawet teraz łzy mi lecą a minęło już ......4 lata .Wszystkie zwierzeta opłakałam i uwielbiałam ale nigdy już nie będę miała takiego Ziutka .........
Stroskana

18 lutego 2013, 14:08

Muszę napisać Wam co u mnie się zmieniło, a mianowicie minął już 7 miesiąc od kiedy nie ma ze mną mojej ukochanej suni Makusi, nadal ciągle o niej myślę, łzy same płyną, nurtują mnie nadal te same pytania, dlaczego pozwoliłam to zrobić, dlaczego, odwiedzam ją raz w tygodniu tam gdzie osobiście ją pochowałam. Sama na pewno nie zdecydowałabym się na następnego pieska, na pewno nie teraz jeszcze, ale stało się, mam następną sunię - kundelka Misię. Przygarnęłam ją, a właściwie syn przywiózł mi, gdyż błąkała się po okolicy, a widząc nadal moje cierpienie chciał, abym się zajęła i pomogła bieduli. Najpierw zaczęłam od wszystkich szczepień, odrobaczenia, musiała być bita bo miała na bioderku krwiaka. Ma około roku, jest cichuta, bardzo miluśna, przyjacielsko nastawiona do ludzi, szczeka tylko na psy. Po mału przyzwyczajam się do niej, chce obdarzyć ją miłością, jaką darzyłam poprzenią sunie,jednak serce moje nadal krwawi, często zdarza się że wołam Maksia zamiast Misia. Będę ją kochać, tulić i nigdy już nie pomogę wcześniej jej odejść, bo to co zrobiłam Maksi zrobiło mi ranę w sercu, która pozostanie do końca moich dni.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 40 gości