Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Witaj Stroskana! Cieszę się,że w Twoim życiu pojawiła się nowa psinka, która bardzo potrzebowała domu, opieki i miłości.Ja też po mojej kici plakałam codziennie przez pól roku i myslałam ,że to się nie skończy. Ale 16 grudnia zawitała do mnie mała kicia , która z wygladu i charakteru bardzo przypomina tę poprzednią. Była bardzo chora i bezdomna, teraz jest u mnie szczęśliwa i sprawiła,że wiem jak wygląda dzień bez płaczu. Zdarza mi się jeszcze poplakać za tą kotką, którą straciłam ale nie jest to juz tak codziennie.Nowa kotka jest bardzo rozkoszna, absorbująca, rozbawia mnie. Czasem patrzę na nią i zaczynam płakać, bo sobie mówię dlaczego to nie ta poprzednia kicia, była taka młoda jak straciła życie i nie może tak harcować po domu jak ta kicia. Ale po chwili tłumaczę sobie,że przecież ona nic nie jest winna temu co stało się z tamtą kotką,była biedulką potrzebującą domu i miłości i też zasługuje na szczęście.Nic nie przywróci życia naszym zwierzaczkom, które straciłyśmy a ponieważ życie toczy się dalej to jest sens abyśmy uszczęśliwiały inne potrzebujące stworzenia. Więc nie rób sobie wyrzutów, kochaj nową sunię i noś w sercu tę poprzednią. Życzę Wam obu długich, wspólnych, szczęśliwych lat. Pozdrawiam!.
Tez uwazam, ze najlepsza metoda na ogarniecie sie po stracie psa, ktorego traktowalo sie jak czlonka rodziny jest ....... jego nastepca. Moj wujek przez kilkanascie lat mial swoja ukochana wyzlice, spedzal z nia mnostwo czasu etc. Kiedy zdechla nie mogl sobie znalezc miejsca i wszystkim wokol oglaszal, ze kategorycznie nie zyczy sobie innego zwierzaka. Jego bliscy odczekali pol roku i zorganizowali szczeniaka, sunie bedaca po prostu kopia jego ulubienicy. Dasal sie moze z tydzien, a pozniej...... szalenstwo. Owszem, nie ma na punkcie suni nr 2 az takiej korby jak przy pierwszej, ale co tam. Jezdzi z nia do lasu, spedza z zwierzakiem mnostwo czasu, a kiedy sunia wykombinowala sobie ze jego ulubiona kanapa to swietne legowisko to kupil fotel, bo przeciez "Adusi" nie wolno zgonic z kanapy. powodzenia !
Witam Was bardzo serdecznie.
29.01 podjelam decyzje o uspieniu mojego ukochanego piesia Pikusia mial 15lat i 10 miesiecy. Od 3 lat borykal sie z nowotworem dupki, mial 3 operacje i zawsze one wracaly. W 2010r. Okazalo sie ze ma chore serduszko, wet powiedzial ze gora 6!miesiecy mu zostaje. W tym okresie bylam w ciazy i bardzo prosilam Boga by pozwolil mojej corci poznac Pikusia. Gdy wrocilwm ze szpitala, zajelam sie rozbieraniem corci a pikus wyszedl z pokoju. Jak rozebralam mala to odrazu pobieglam do psiaczka, on lezal tam taki smutny powiedzialam Pikus mam coreczke ale ty zawsze bedziesz moim ukochanym pieseczkiem...on odrazu sie przytulil i zaczal urwisowac jak to on. Tego dnia gdy zdefydowalismy o jego uspieniu byla rla mnie masakra...od tygodnia nie jadl a od 2 dni prawie nie pił.Zaczela mu z buzi wylatywac dziwna slina, moja mama czula mocz z ust Ja jestem po operacji stopy i nie moglam wtedy chodzic:-(. mimo wszystko pojechalam go uspic...to niesamowity bol, serce mi peka. Mam ogromne wyrzuty sumienia, ze nie spytalam weta czy nie mozna mu pomoc, moze kroplowki nic... Poprostu tylko pojechalam go uspic bardzo w domu cierpimy. W zyciu nie odczuwalam takiego bolu, serce peka...tydzien po byl najgorszy na swiecie. Niestety musialam opanowac lzy bo corcua chodzila i mama nie pacz:'( musialam dla niej sie pozbierac. Ale codziennie wieczorem placze i tesknie...
Od tamtego dnia czytam pokoleji to forum i bardzo mi pomoglo.
W momencie usypiania Pikusia powiedziałam mu: ze jestes moim najukochanszym pieskiem i ze jesli kiedys sie zdecyduje na pieska to wiem ze to ty w nim bedziesz, tak bardzo chce w to wierzyc ze tak bedzie...tak bardzo chciaabym znalezec Pikusia.
Aniu jestesmy bardzo do siebie podobne, rowniez jestem pielegniarka i nie moge ogladac nic co jest zwiazane ze zwierzetami, gdy tylko dzieje sie im krzywda to serce sue trzesie i kzy w iczach. Jestem ogromnie wrazliwa na tym punkvie. Pozdrawian Was i ciesze sie ze wkoncu odwazylam sie tu napisac.
29.01 podjelam decyzje o uspieniu mojego ukochanego piesia Pikusia mial 15lat i 10 miesiecy. Od 3 lat borykal sie z nowotworem dupki, mial 3 operacje i zawsze one wracaly. W 2010r. Okazalo sie ze ma chore serduszko, wet powiedzial ze gora 6!miesiecy mu zostaje. W tym okresie bylam w ciazy i bardzo prosilam Boga by pozwolil mojej corci poznac Pikusia. Gdy wrocilwm ze szpitala, zajelam sie rozbieraniem corci a pikus wyszedl z pokoju. Jak rozebralam mala to odrazu pobieglam do psiaczka, on lezal tam taki smutny powiedzialam Pikus mam coreczke ale ty zawsze bedziesz moim ukochanym pieseczkiem...on odrazu sie przytulil i zaczal urwisowac jak to on. Tego dnia gdy zdefydowalismy o jego uspieniu byla rla mnie masakra...od tygodnia nie jadl a od 2 dni prawie nie pił.Zaczela mu z buzi wylatywac dziwna slina, moja mama czula mocz z ust Ja jestem po operacji stopy i nie moglam wtedy chodzic:-(. mimo wszystko pojechalam go uspic...to niesamowity bol, serce mi peka. Mam ogromne wyrzuty sumienia, ze nie spytalam weta czy nie mozna mu pomoc, moze kroplowki nic... Poprostu tylko pojechalam go uspic bardzo w domu cierpimy. W zyciu nie odczuwalam takiego bolu, serce peka...tydzien po byl najgorszy na swiecie. Niestety musialam opanowac lzy bo corcua chodzila i mama nie pacz:'( musialam dla niej sie pozbierac. Ale codziennie wieczorem placze i tesknie...
Od tamtego dnia czytam pokoleji to forum i bardzo mi pomoglo.
W momencie usypiania Pikusia powiedziałam mu: ze jestes moim najukochanszym pieskiem i ze jesli kiedys sie zdecyduje na pieska to wiem ze to ty w nim bedziesz, tak bardzo chce w to wierzyc ze tak bedzie...tak bardzo chciaabym znalezec Pikusia.
Aniu jestesmy bardzo do siebie podobne, rowniez jestem pielegniarka i nie moge ogladac nic co jest zwiazane ze zwierzetami, gdy tylko dzieje sie im krzywda to serce sue trzesie i kzy w iczach. Jestem ogromnie wrazliwa na tym punkvie. Pozdrawian Was i ciesze sie ze wkoncu odwazylam sie tu napisac.
mili37d Twoja historia także jest wzruszająca. U mnie mija wlaściwie miesiąc prawie. Niby na codzień jakoś czas mija, czasami się nawet śmieję, ale wystarczy jedna myśl, żeby uzmysłowić sobie, że starta Maszy jest na zawsze. Też się łudzę , że Masza wróci w nowym futrze, dlatego się wstrzymuję z podjęciem decyzji o nowym przyjacielu.
Zawsze wiedziałam,że to będzie trauma gdy Pikuś odejdzie, ale nie myślałam że aż tak będzie bolało . Nie potrafie sobie z tym poradzić, ale muszę bo mam corcie którą muszę się zajmować.
Czekam na moment, że spotkam psiaczka i będę widziała Pikusia... ale jeszcze dla mnie za wcześnie zbyt świerze rany i ogromny ból . Co noc oglądam zdjęcia i płacze, z Jego miseczki wyparowała woda a ja ją dolalam bo miałam w nocy wrażenie że uderza o nią by jej nalać... mama każe mi ją schować, ale ja nie potrafie, nie mogę.
Pozdrawiam
Czekam na moment, że spotkam psiaczka i będę widziała Pikusia... ale jeszcze dla mnie za wcześnie zbyt świerze rany i ogromny ból . Co noc oglądam zdjęcia i płacze, z Jego miseczki wyparowała woda a ja ją dolalam bo miałam w nocy wrażenie że uderza o nią by jej nalać... mama każe mi ją schować, ale ja nie potrafie, nie mogę.
Pozdrawiam
Mili37d nie ma słów na to zeby Ciebie pocieszyć bo wiem że żadne słowa nie są w stanie tego zrobić .....Kazda i każdy z nas tutaj musi przez to przejśc ,i tak jak już tysiac razy pisałam tylko czas jest w stanie zagłuszyć żal .Twój Pikuś żył długo ,bardzo długo i chociaż na pewno za krótko na nasz "ludzki "czas to powinnas być wdzięczna losowi ze 15 lat mogłas cieszyć się jego obecnością .Staraj się w tym widziec "plus"będzie ci łatwiej .Na pewno miał wspaniałe życie ,nie czuł strachu ,głodu ,nie zaznał zła .I uwierz mi ratowanie na siłę ,przedłużanie kroplówkami życia ,ciągnięcie na siłę ......to nie jest dobre ,to nie jest w porządku wobec naszych przyjaciół .Jestes pielęgniarką więc zapewne wiesz jak wygląda "ratowanie "w ostatnich chwilach ,czasem nie warto ...mam nadzieję że wiesz o czym piszę .Nasi przyjaciele mają prawo do godnej śmierci ,to ostatnia rzecz jaką można dla niech zrobić .Nie czyń sobie z tego powodu wyrzutów .My musimy zapłacić tą najgorszą cenę za miłość do zwierząt ,tęskonotę rozrywającą serce i wnętrzności ,żal ,smutek ,całe zło tego świata ,rzeżnie ,sadystów ,obojętność ..............Jedno co jeszcze ci moge poradzić to żebyś nie rozdrapywała tych ran ,nie oglądaj zdjęć ,nie katuj się tym jeszcze bardziej .Pożegnaj go i uśmiechnij się do niego .Nic już nie będzie takie samo i nie zmienisz nic .Jego już nie ma fizycznie .Jest tylko w twoich myslach ,nie pogrążaj się w żalu ,bądz wdzięczna losowi za Pikusia ,on już jest spokojny .
Aniu bardzo Ci dziękuję za te słowa, rozumiem co masz na myśli pisząc o ratowaniu na siłę.
Ja zawsze miałam jakieś zwierzątko: świnki morskie, chomiki, papugi i żółwie i po każdym zawsze z mamą płakałam. W wieku 10 lat kupiła moja siostra Pikusia. Od małego on był niesamowity, uwielbiał grać w piłkę i nigdy nie zrobił nam szkody w domu, był taki kochany. Jeździł z Nami wszędzie, pare razy nawet w Niemczech. Teraz w grudniu był nawet z Nami w Niemczech...
Nie mogę uwierzyć,że Go już nie ma. Moja córcia go szuka i jak powie Pi odrazu zaczyna płakać.
Pochowałam Pikusia na działce gdzie się budujemy bo chciałam miec go bardzo blisko siebie gdy się przeprowadzę. W poniedziałek tam byłam, rozmawiałam sobie z nim, kiedy odchodziłam spojrzałam na śnieg i zobaczyłam ślady stópek pieska, takich małych jakie On miał z miejsca pochowania Pikusia a , skończyły się one przy samym domu...serce mi zadrżało... do tej pory zastanawiam się skąd te ślady i czemu nie było dalszych śladów od momentu domu.
Nie potrafie wieczorem nie spojrzeć na jego zdjęcie mam wrażenie że wtedy tak jakbym zapomniała mu powiedzieć dobranoc.
Mój Pikuś mój kochany, strasznie tęsknie i chciałabym by wrócił w innym piesku, ale żeby był to On...strasznie chce wierzyć że tak będzie.
Pozdrawiam
Ja zawsze miałam jakieś zwierzątko: świnki morskie, chomiki, papugi i żółwie i po każdym zawsze z mamą płakałam. W wieku 10 lat kupiła moja siostra Pikusia. Od małego on był niesamowity, uwielbiał grać w piłkę i nigdy nie zrobił nam szkody w domu, był taki kochany. Jeździł z Nami wszędzie, pare razy nawet w Niemczech. Teraz w grudniu był nawet z Nami w Niemczech...
Nie mogę uwierzyć,że Go już nie ma. Moja córcia go szuka i jak powie Pi odrazu zaczyna płakać.
Pochowałam Pikusia na działce gdzie się budujemy bo chciałam miec go bardzo blisko siebie gdy się przeprowadzę. W poniedziałek tam byłam, rozmawiałam sobie z nim, kiedy odchodziłam spojrzałam na śnieg i zobaczyłam ślady stópek pieska, takich małych jakie On miał z miejsca pochowania Pikusia a , skończyły się one przy samym domu...serce mi zadrżało... do tej pory zastanawiam się skąd te ślady i czemu nie było dalszych śladów od momentu domu.
Nie potrafie wieczorem nie spojrzeć na jego zdjęcie mam wrażenie że wtedy tak jakbym zapomniała mu powiedzieć dobranoc.
Mój Pikuś mój kochany, strasznie tęsknie i chciałabym by wrócił w innym piesku, ale żeby był to On...strasznie chce wierzyć że tak będzie.
Pozdrawiam
Mili37d -musimy sobie uświadomić ze każdego czeka smierć ,nadeszła dla Pikusia ,nadejdzie i dla nas ,wcześniej czy pózniej ale niestety nadejdzie .Myślę że czasami o tym zapominamy i opłakujemy pieski czy nawet naszych ludzkich bliskich tak jakby oni odeszli a my mielibyśmy być wieczni .Mnie takie myslenie pomogło znieśc te pożegnania .A slady pieska na śniegu ................no cóż nikt z nas nie wie o co w tym wszystkim tak na prawdę chodzi .
Owszem zapominamy o tym... takiego bólu jeszcze nie doświadczyłam, serce chce się rozerwać. Ile bym oddała by pocałować go w główke . Zastanawiam się czy ten ból zelży..
Tego dnia znalazłam to forum i tak codziennie po parę stron czytałam i bardzo mnie to pocieszało. Znalazłam ludzi,którzy wiedzą jak okropny jest to ból. Ta miłość jest strasznie silna!
Aniu niesamowite jest to że dzieli Nas 50km, a wczoraj nawet byłam w twoim mieście w galerii La Perle- i wlacicielka tego salonu oznajmiła mi że własnie sie dowiedziała że jej pies utonął w stawie...Boże to jest ogromny ból.Biedaczek pewnie się poślizgnął a nikt tego nie widział i nie miał mu kto pomoc, okropna śmierć Ja niestety nie mogę słyszeć takich rzeczy ani widzieć bezdomnego psa, kota.. bo zaraz mi serce rozrywa...
Dla mnie najgorsze są wieczory, gdy wszyscy śpią... płacze i rozmawiam z Pikusiem i proszę by przyszedł do mnie we śnie. Tylko dwa razy mi się śnił...gdy sobie go wspominam to ciągle pamiętam te ostatnie chwile, a cieżko mi przyomnieć czasy gdy był młody zdrowy... och boli, bardzo boli...
Tego dnia znalazłam to forum i tak codziennie po parę stron czytałam i bardzo mnie to pocieszało. Znalazłam ludzi,którzy wiedzą jak okropny jest to ból. Ta miłość jest strasznie silna!
Aniu niesamowite jest to że dzieli Nas 50km, a wczoraj nawet byłam w twoim mieście w galerii La Perle- i wlacicielka tego salonu oznajmiła mi że własnie sie dowiedziała że jej pies utonął w stawie...Boże to jest ogromny ból.Biedaczek pewnie się poślizgnął a nikt tego nie widział i nie miał mu kto pomoc, okropna śmierć Ja niestety nie mogę słyszeć takich rzeczy ani widzieć bezdomnego psa, kota.. bo zaraz mi serce rozrywa...
Dla mnie najgorsze są wieczory, gdy wszyscy śpią... płacze i rozmawiam z Pikusiem i proszę by przyszedł do mnie we śnie. Tylko dwa razy mi się śnił...gdy sobie go wspominam to ciągle pamiętam te ostatnie chwile, a cieżko mi przyomnieć czasy gdy był młody zdrowy... och boli, bardzo boli...
A gdzie mieszkasz ?Kurczę u mnie nie ma takiej galerii ????Nie pomyliłaś czegoś Ja na początku tez pamiętałam tylko trudne chwile ale z czasem pamiętam te dobre .Ostatnio wyciągnęłam mój stary telefon i go naładowałam -nie wiem własciwie po co i wyobrażcie sobie znalazłam filmik z moim ukochanym Ziutkiem ,jedyny filmik jaki z nim mam jak przeciąga się w kuchni na kanapie i strzyże jak koza uszami ,ryczałm jak krowa po prostu ,zapomniałam że w ogóle nagrałam coś takiego .....