Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Gdybyś poszedł wcześniej do weta a pies by i tak umarł to myslałbyś zapewne że może ten wet z innej lecznicy zrobiłby więcej .....jeśli byś ją leczył i męczyła by się jeszcze bardziej i dłużej zazucałbyśsobie że niepotrzebnie narażasz ją na męczarnie .I tak w kółko .15 lat to bardzo długo na psa ,znam przypadki 20 lat ale znam przypadki kilka miesięcy albo 3 lata .Rozumiem że gdyby z powodu twojej nieuwagi wpadła pod samochód ,gdyby się zatruła ,gdyby spadła ze schodów i przetrąciła sobie kark mógłbyś mieć wyrzuty ale w starciu z wiekiem i chorobą nie mamy szans .
Też tak próbuje to sobie tłumaczyc jak mówi mi moja Mama.Ze co by to dało,te pół roku czy rok,tragedia i tak by nadeszła bo była coraz słabsza.A własnie mogłaby miec już większe dolegliwośći,i to schodzenie na dwór z trzeciego piętra,potem wchodzenie,to też nic miłego.Własnie tak jak piszesz można by sobie wyrzucac ,czy zrobiłem wszystko,czy nie zaniedbałem,gdyby odszedł pies 7,8,9letni,to można by zadawac pytanie dlaczego już,natomiast w przypadku mojej Suni nie ma sie wpływu na dalsze życie,i nikt niema.Mam tu na mysli zaawansowany wiek czy ciężką niuleczalną chorobe.Znacznie trudniej sie pogodzic jak odchodzi pies w srednim wieku czy po ciężkiej chorobie,jak było w Twoim przypadku.Tak sobie rozmyslałem nad tym Twoim pieskiem który odszedł,i wydaje mi sie że Ty musiałaś przeżywać trzy tragedie,jedna po drugiej.Pierwsza tragedia to patrzenie na cierpiącego psa,druga to jego uspienie,i wreszcie trzecia,czyli ból który ja przezywam że pieska już nie ma.żeby takiemu czemus sprostac trzeba byc naprawde bardzo silnym psychicznie.Ja bym chyba nie da rady,choc gdybyn stanął przed taką sytuacją tu musiałbym to przeżyc.Nie można wymagać nie wiem czego od Opatrznosci Bożej.Tak jak mówisz psów dożywających 18 czy 20 lat nie jest tak dużo,zdecydowana większosc to między 14-17lat.I yo też nie jest takie piękne jak pies dożywa 17 czy 18 lat,napewno ten ostatni etap życia jest dla niego trudny,nawet jak nie ma ciężkiej choroby,ale są inne przykre dolegliwosci.Siostra mi tłumaczy że Sunia dostała od Boga bardzo dużo bo życie przez ponad 15 lat az do starosci w dobrej kondycji fizycznej oraz spokojne odejscie
I tak właśnie musisz myślec .Ja w ciągu 12 lat przeżyłam trzy odejścia i to z chorobą psów ,operacjami i usypianiem w moich rękach ,i z każdym jest gorzej .Ale w końcu trzeba się pozbierać z tych kawałków na które rozsypało się nasze serce i umysł ,trzeba żyć dalej i wierzyć w to że w naszym niebie będziemy głaskać wszystkie nasze pożegnane psy .
Ja rozumiem że smierc mojej Sunii można racjonalnie wytłumaczyc..jesli nie teraz to za niedługi czas by to nastąpiło.Logicznie można wytłumaczyc to co sie stało,ale pogodzic sie z tym jest bardzo trudno,piekielnie trudno.Nie ja jeden musze przez to przechodzic,ale tysiące ludzi.,każdy na swój sposób odczuwa ból,ale napewno każdemu jest ciężka.Widocznie zle jest skonstruowany organizm człowieka że tak bardzo przywiązuje sie do zwierzęcia.Poza tym to też zależy jak mocna jest psychika człowieka.TZw twardziele ,od razu przechodzą do porządku nad czyms takim
Są tacy ludzie na których to nie robi wrażenia .Potrafią uśpić psa tylko dlatego że jest stary .Osobiście byłam świadkiem jak przyszła do lecznicy ładna młoda dziewczyna i zapytała czy może przywieżc psa do uśpienia ,więc wet na to -a co się dzieje z psem ?Na to ona że nic tylko że już jest stary .Nie mogę tu przytoczyć tego co jej lekarz odpowiedział bo regulamin forum na to nie pozwala .Wyszła dosłownie tyłem z lecznicy .Niestety my do takich nie należymy .Ale może to dobrze ,może jesteśmy więksi od nich .Moze powinniśmy za to dziękować ze mamy taką wrażliwość .....Bo czymże było by życie jeśli nie taka miłość ?
Faktycznie musiała to byc osoba niespełna rozumu.Weterynarz nie może uspic zwierzęcia jesli nie ma do tego podstaw.No własnie tak to jest na tym swiecie.brak wrażliwosci na los innych,obojętnosc i bestialstwo.Bo ludzie co urywają psu głowe bo nie nadąża za samochodem to bandyciMnie również zdarzały sie w przeszłosci ,że i mocniej przylałem jej smyczą ,jak zaczeła sikac na dywan,i bywało że nakrzyczałem,ale któż tego nie robi kto ma zwierzęta.Człowiek nie jest święty,ani nie jest aniołem,każdy ma swoje słabesze dni,bywa bez humoru czy jest zdenerwowany,ale to nie jest znęcanie sie.Ci moi sąsiedzi co pochowali psa 16 letniego mówili że bardzo mocno dostawał za młodu,powodem było to że sciągał wszystko z ławy,wchodził z tym pod ławe i nie dawał sobie odebrac.Jednak i tak nie oduczyli go tego,i robil to do momentu kiedy był na chodzie.Ale ten pies i tak był do nich bardzo przywiązany,a oni po jego odejsciu płakali
Mysle że to nasze cierpienie po stracie wynika z tego że nie bylismy obojętni,przywiązani bardzo do zwierzaka,.Następstwem ogromnego przywiazania jest miłość do psa.Człowiek ktoremu pies jest obojętny napewno nie ma takich odczuc.Ny jestesmy inni,i dlatego płaczemy i przeżywamy ogromny ból,i jest to autentyczne i prawdziwe.Oj ciężka ta dola i niedola tych co mają w domu stworzenia.Ale tak to już jest i inaczej nie będzie.Jak już pisałem na pocieszenie jest że nie tylko my pochowalismy nasze stworzenia,ale zrobilo to już wiele tysięcy.Cykl biologiczny człowieka czy zwierzecia sie wypelnia sie i wtedy już trzeba byc przygotowanym na najgorsze.Moja Mama ma prawie 87 lat i już od dawna jest przygotowana
Wiecie co, kiedyś przeczytała artykuł o psach w Japonii. Cały czas mam to w głowie... schroniska zakładają obcokrajowcy bo u nich nie ma czegoś takiego... Są miejsca gdzie możesz oddać psa który cię znudził i wziąć sobie nowego, stary pies jest uśmiercany na zapleczu. Pies zaginie to marne szanse na znalezienie go bo po prostu zostanie zabity. Mam nadzieję, że to się zmieniło bo oni strasznie przedmiotowo traktowali psy, dosłownie jak rzeczy. Hodowcy nie chcieli wysyłać swoich psów do Japonii. Bardzo mocno wierzę w to, że to uległo zmianie.
Pan musi przejść etapy żałoby, to świeża rana. Czas pozwala wspominać z mniejszym bólem niż świeżo po stracie, czasem nawet ból zanika. Biorąc pod swój dach psiaka niestety trzeba się liczyć z tym, że kiedyś odejdzie, ale nawet taka świadomość nas nie przygotuje na śmierć Wierzę, że kiedyś ból się zmniejszy a Pan będzie gotowy na przyjaźń z innym czworonożnym futrzakiem
Pan musi przejść etapy żałoby, to świeża rana. Czas pozwala wspominać z mniejszym bólem niż świeżo po stracie, czasem nawet ból zanika. Biorąc pod swój dach psiaka niestety trzeba się liczyć z tym, że kiedyś odejdzie, ale nawet taka świadomość nas nie przygotuje na śmierć Wierzę, że kiedyś ból się zmniejszy a Pan będzie gotowy na przyjaźń z innym czworonożnym futrzakiem
Jakos musze sobie z tym poradzic,chodz to trudne.Zawsze jak jest pies to nie myslimy i w ogóle nie dopuszczamy do sojej swiadomosci że jego zycie dobiegnie konca i to nie za bardzo długiokres czasu.Potem gdy mijają lata i już za progiem jest ta ostateczna chwila.Pojawia sie strach,że może jednak da sie cos zrobic ,że może nie odejdzie.Ale niestety przychodzi taki moment że jego życie na tym swiecie musi dobiec konca.I my nic na to nie poradzimy,nikt na to nic nie poradzi.Zegara biologicznego istoty żywej nie zatrzyma sie,a on tyka,tyka aż wreszcie przestaje.Troche juz zaczynam rozumiec,choc ból nadal ogromny że mój piesek dostal od Boga bardzo dużo-bardzo długi okres życia,dobra kondycja do konca,nie odchodzenie w bolu.Aż wreszcie przyszedl moment,który przeciez musial przyjść,że Wtższa Opatrzność zabrała ją do siebie.Niech jej duszyczka żyje teraz w innym swiecie,może bajecznym.
Wiesz Aniu,tak żesmy wszoraj z Mamą usiedli i doszli do wniosku że to lepiej że sie teraz stało.Bo nawet zakładając że udało by sie im z tego stanu wyprowaczić,to co dalej.Pies coraz słabszy,bo niestety ale starosc postępuje szybciej,poza tym nie wiadomo czy nie byloby jakis dolegliwosci,mogłyby bec nie bardzo silne,ale przeciez pies tego nie powie,ponadto to codzienne kilkakrotne chodznie po schodach napewno by ja bardzo meczyło,już teraz serce mi sciskało jak widziałem a jakim trudem wchodzi na trzecie piętro,zziajana,i moja bezsilność bo ja nie moge jej nieść.Więc biorąc te wszystkie sprawy nie wiem czy ten jej ostatni pobyt z nami byłby taki szczęśliwy.raczej nie.A i nas by coraz bardziej w servu uciskało patrząc na nią jak jest corac mniej sprawna,jaki wysilek musi pokonywac wychodząc na dwór.Poza tym jeszcze ten ostatni okres byłby dla nas okresem strachu,lęju,oczekiwania że przecież to sie musu stac,bo przecież pies coraz słabszy.Czyli przeżywali btsmy katusze jeszcze jak by zyła.I co by dało to pół roku czy rok.Przeciesz gdyby ona z tego wyszła to cóż mógłby zrobic wet.Własciwie to niewiele,mógł ją tylko troche wzmocnic środkami farmakologicznymi.Przecież chore nerki ,serce,nie da sie wtleczyc u psa w takim wieku.Czesto nie da sie wyleczuc u młodszego ,a co dopiero mówic o psu ponad 15 letnim.Wet. moglby ją najwyżej troche wspomóc od czasu do czasu,ale choroby by postępowały.W tym wieku narzady sie juz zestarzały ,dużo gorzej pracują,są coraz słabsze,i nie da sie ich wyleczyc,tylko trzebaby zamiec nnowe.A to jest niemożliwr.Starzenie sie to proces który postępuje i jest nieodwracalny.Nawet teraz dostała adrenaline co ją ożywiło.A wet że to adrenalina działa.Zgoda,adrenalina pobusza serce do pracy,ale jak przestanie działac to wracamy do punktu wyjscia.A psu nie można ciągle podawac adrenaliny bo bu padł.A więc btloby to takie błędne kolo.Oszukiwali bysmy siebie ,łudząc sie że to bedzie trwało i trwało ,oraz zwierzaka że bedzie żylo i żyło.A przeciez bylo to miewykonalne i nierealne.I napewno ten ostatni okres jej życia byłby najgorszym okresem jej życia dla niej i dla nas.Bo my w ciągłym lęku i niepewnosci ,pies coraz bardziej podupadający na zdwowiu.A cóż by znaczyło to pół czy nawt rok,wobec 18 lat i 5 miesięcy kiedy żyła.A tak załamanie nastąpiło gwałtownie ,nic sie nie dało zrobic i usneła sobie spokojnie.Została godnie pochowana.A my cierpimy i serce nas boli ale nie może byc inacze bo wzajemne przywiązanie i miłość bylo ogromne.Praktycznie ja i moja Mama btlismy cały czas z Nią a Ona z namiBo przecież Mama na emeryturze a ja wiesze wjscie na pare godzin to dializy,W domach gdzie domownicy pracują,uczą sie i większosc dnia przebywają poza domem ta wzajemna więż jest mniejsza.
No własnie cały czas próbowałam ci to uświadomić ze wobec starości i choroby nie da się wiele zrobić .Tak było z pieskiem moich rodziców .Co z tego że żył jak nie widział ,nie słyszał ,sikał tam gdzie stanoł ,nie spał całe noce a oni już starsi na dodatek tata zachorował na raka jelit i miał mieć operację (nerki też nie ma bo też był rak 15 lat temu )i nie miał nawet siły go zniesc po schodach .Po nocach z nim musieli wychodzić bo co 15 minut chciał wyjść a i tak się zesikał w domu .Ledwo chodził upadał na łapy tylne .Miał 18 lat .Zdecydował się go uśpić przed pobytem w szpitalu i pod naciskiem mamy która juz nie miała siły po nim sprzatać i co pół godz.wychodzić na dwór w nocy .Patrzeć na to wszystko tez było przykro .Póki dało się go podleczyć to leczyli ,podłączałam mu kroplówki w domu .Ale przyszedł dzień w którym już nie mieli sił go nosić .A on już chyba nawet nie wiedział że żyje .
Moja Sunia nie byla w tak ciężkim stanie,chodzila normalnie,choc powoli,jeszcze widziała,sikała badzo dużo w domu ,ze wzgledu na mocznice dużo piła idlatego.Ale może to i lepiej że nie byl w tak ciężkim stanie,bo mnie by chyba serce pęklo z rozpaczy.Ale gdyby jeszcze udało sie ją z tego wyciągnąć to napewno i kondycja by sie pogarszała i praca najważniejszych narządów.I to by napewno nie było miłe ani dla psa ani dla nas.I ta ciągła swiadomość,lęk ,strach przed oczekiwaniem na to co musi nieuchronnie nastąpic ,byłoby paraliżujące.Dla każdego psa staruszka,jeszcze schorowanego mniej lub bardziej,ostatni etap życia lest trudny lub bardzo trudny.Walczyc do upadłego trzeba gdy pies jest młody lub w srednim wieku,natomiast walka za wszelką cene o psa który jest już na skraju nid nie daje i praktycznie jest niemożliwa.Nie pomożemy tym ani zwierzęciu ,ani sobie i bron Boże nie mysle tu że psa starego sie nie leczy.Jak najbardziej trzeba leczyc,przeciez półtora roku temu moja Sunia już nie chodziła.Miała 14 lat czyli już dużo.Miała mocznice,jednak wet. udało sie odtruc organizm i ją wyprowadzic kroplówkami.Ale nerki przecież dalej były chore,i choroba postepowała,serduszko już nie bylo takie mocne,paedopodobnie zbieral sie płyn w brzuszku bo był troche nabrzmiały.No i co?Teraz kroic ją ,dawac narkoze ,żeby ten plyn odciągnąć.I podejrzewam że tylko pies by sie namęczł,jesli by w ogóle to wszystko przeżyl,ale rezultat i tak byłby prawie żaden.Oczywiscie,gdyby udalo sie zachamoc niewydolnosć oddechową to bylaby z nami.Ale to byłby sygnal dla nas że jest coraz gorzej.A więc pojawil by sie i strach,panika przed tym co nieuchronne.A zle symptomy napewno pojawiały by sie coraz częsciej,bo przeciez starosc by postępowa a ww związku z tym pogarszałaby sie praca,najwazniejszych narządów,do tegi chorych.To napewno nie byłby mily czas dla psa i dla nas..A tak pogorszenie nastąpiło nagle,i nieudało sie nic zrobic.Notabene,niewydolność krążenia to bardzo poważna sprawa.Wyczytałem że ostra niewydolność naczyniowa spowodowana jest uszkodzeniem lewej komory serca,i powoduje obrzęk płuc.I własnie moja Sunia to miałaCiężko jej było oddychac,dziubek miała cały czas otworty,co sie polożyla na moment to zaraz wstawała,widocznie jeszcze trudniej wyedy było jej oddychać.Czyli to byl stan bardzo ciężki,i nawet gdyby cudem z tego wyszla to i tak rokowania na przyszłość nie byłyby dobre.Więc jchyba lepiej że nie musimy patrzec na jej slabnięcie,i sama Sunia nie musi sie z tym zmagać.Dała nam,a my jej 15 lat i 5 miesiecy wzajemnej miłości .A życie musi sie kiedyś kończyc ,bo życie to przemijanie.
Widzę że trochę ci lepiej ,dobrze myślisz .....nadchodzi starośc i już ,na nas też nadejdzie i oby ktoś tak po nas płakał jak my po swoich psiakach .
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 36 gości