Szukam pomocy w internecie. Znalazlam wiersze, teorie o Tęczowym Moscie, szukam jakiegokolwiek wsparcia. Ratunku!
Tydzien temu umarl mój ukochany owczarek niemiecki Karat. Miał dopiero 8 lat, dostał wylewu w nocy i rano byl od połowy sparaliżowany. Obie tylne łapy, czolgał się, a poprzedniego dnia biegal za piłką.
Nie potrafię opisać co to był za szok. Zawiozlam go do weterynarza. Stwierdzili całkowity paraliż, brak czucia i brak szansy powrotu do zdrowia.
Podjęlam za ich namową decyzje o uśpieniu. Plakalam jak dziecko w głos, próbując go uspokoic i tuląc cały czas. Chociaż pewnie go to nie uspokajało, bo nigdy nie widział mnie w takiej rozpaczy. Zasnął na moich stopach.
Obiecalam mu, że będziemy zawsze razem i tak sie stało. Dałam go skremować indywidualnie i jego prochy w pięknej skrzyneczce postawilam w miejscu, gdzie razem odpoczywaliśmy.
Umieram z rozpaczy, uwielbiałam go. Nic nie potrafi mnie uspokoić. Jedynie teoria o istnieniu duszy psa, która powraca daje mi nadzieje.
Jak sobie poradziliście? Czy sobie poradziliście?
Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Nigdy nie udzielalam sie na zadnym forum... ale teraz po prostu chce cos napisac. Moja kochana suczka opuscila mnie wczoraj, od 5 dni czula sie nie za dobrze ale dopiero 2 dni temu zdiagnozowano niewydolnosc nerek (nie wiem nawet czy to trafne bo przeczuwam ze byly to jelita), leczona myslalam ze z tego wyjdzie bo widzialam lekka poprawe, niestety bo wczorajszej kropkowce i lekach poczula sie zdecydowanie gorzej, po 2 godzinach odeszla a ja czuje sie koszmarnie, nie sadzilam ze bede to tak przezywac, siedze na lozku i patrze w jeden punkt, caly czas placze, mam wyrzuty sumienia ze moglam zrobic cos wiecej, wczesniej zauwazyc...byla najlepszym psem na swiecie zawsze skakala jak wracalam do domu i co teraz?... czulam sie przy niej taka bezpieczna a teraz to wszystko odeszlo a ja nie wiem co mam ze soba zrobic.
[quote="szocik"]ja kupiłem sobie nowego podobnego i życie toczy się dalej. Podobnie zrobiłem z autkiem stare się rozpadło to kupiłem nowe w skupiexxxxxxxxxxxxxx
Czy Ty człowieku piszesz poważnie?! Jak można porównywać psa do samochodu?! Jakbym mogła swojemu psu przedłużyć życie to bym sprzedała swoje auto i wzięła nawet kredyt.
Czy Ty człowieku piszesz poważnie?! Jak można porównywać psa do samochodu?! Jakbym mogła swojemu psu przedłużyć życie to bym sprzedała swoje auto i wzięła nawet kredyt.
Przykro mi, musi ci być naprawdę ciężko. Na pewno masz przy sobie ludzi dla których warto żyć. Nie załamuj się. Jeśli potrzebujesz długoterminowej pomocy cenna może okazać się psychoterapia kraków Pamiętaj, nie jesteś sama i zawsze masz przy sobie kogoś na kim możesz polegać.
13 kwietnia jakiś dupek potrącił mojego pieska. W strefie zamieszkanie, gdzie powinno się jechać 20 h/km on jechał minimum 60 i we mgle nawet się nie zatrzymał. Codziennie rano jeździł tą drogą z dużą prędkością a od kiedy zabił mi psa od razu przepadł, codziennie czekam na niego i nie ma go. Moje biedactwo zmarło 2 h po potrąceniu, nie miała żadnych obrażeń zewnętrznych ani połamań. Za pierwszym razem jak wyszłam od weterynarza to byłam szczęśliwa że jest ok dał mu zastrzyki i pózniej miałam przyjechać na kroplówkę. Przyjechałam do domu położyłam ja na poduszce ona wstawała i przewrcała się za chwile zaczeła mieć drgawki i słabo oddychała. Szybko spowrotem do wterynarza i powiedział ze już nie pracuje jej serudszko. Musiała miec duze obrazenia wewnetrzne. Nie mogę sie z ym pogodzić ze nie zyję, tym bardziej ze była pełna radości kochana lubiała się przytulać witała z rodości jak przychodziło się do domu miała 8 lat i wszystko dla niej bym zrobiła a ten dupek zabił mi psa i nawet nie ma odwagi juz jezdzic ta drogą, Chce mu zrobić ładny grób u mnie na ogródku ale nie mam odwagi tam iśc wiedzac ze metr pod ziemią leży biedna moja. chce ją przytulic,odechciało mi sie wszystkiego. Mogła żyć jeszcze raz tyle, Cieszyła się ze idzie na spacer a nie wiedziała ze juz z niego nie wroci. Mój pies powinien umrzec ze starości a nie w takim cierpieniu. ryczę jak głupia bo nie mogę przestac myślec o cierpieniu mojego kochanego pieska. Przyjezdzam do domu i wmawaim sobie że spi sobie w drugim pokoju albo ze jest na dworze. nie mam zamiaru miec nastepnego psa i przezywac w przyszłosci jego śmierci po za tym nikt nie zastąpi miejsca mojej Perełki. Psa pogodnego oddanego i cudownego.
-
- Posty:1
- Rejestracja:26 kwietnia 2016, 07:45
Też straciłam psa dzięki Waszym wpisom wiem jak sobie poradzić po stracie mojego Leona
Ja straciłam mojego ukochanego, wymarzonego i wyczekanego pas dwa dni temu, niespodziewanie. Miał niecałe dwa lata i był jeszcze taki młodziutki. Na spacerze użądliła go pszczoła. Okazało się, że jest uczulony i dostał wstrząsu anafilaktycznego. Walczyliśmy o niego prawie dobę ale niestety się nie udało. Nie potrafię pogodzić się z jego odejściem. Cały czas o nim myślę i nie potrafię przestać. Kiedy wracam do domu mam przed oczami czekającego, radosnego psa. Rano budzę się wielokrotnie czekając aż do mnie podbiegnie i nasłuchuję odgłosu pazurków na podłodze ale wiem,że to już się nigdy nie stanie. Nie potrafię pogodzić się z jego odejściem zwłaszcza, że był to mój pierwszy piesek, taki jakiego sobie wymarzyłam, po prostu idealny. Nie mam siły już tak funkcjonować. Ten ból jest taki ogromny. Nie potrafię bez niego żyć!!!!!!!!!
Szukałam takiego miejsca jak to i ludzi, którzy przeżyli bądź przeżywają to samo. 6.10.2016 o 9.45 straciłam mojego ukochanego przyjaciela, towarzysza mojego życia - Bąbelka. Kundelka, który nadawał sens mojemu życiu.Zaczęło się od choroby wątroby - leczenie, poprawa, później nawrót i znów leczenie. Nasz Misiek słabł z dnia na dzień, ale zwalałam to na wiek.Akceptowałam, że wolniej chodzi, że więcej śpi, mniej je i jest mniej aktywny. Okazało się jednak, że chora wątroba zabierała całą krew dla siebie dlatego Bąbelek miał niskie ciśnienie i serduszko słabo pracowało. Postanowiliśmy oddać go do szpitala, tam spędził dobę, o 8 rano zadzwoniłam czy przeżył noc - przeżył. Chciałam szybko jechać do kliniki, ale rodzice uznali, że pojedziemy o 10 jak zrobią badania. 0 9.45 telefon z kliniki, że malutki odszedł przed chwilą. Nie mogę sobie darować, że odszedł bez nas, że go nie utuliłam i nie zmarł w moich ramionach. Był moim serduszkiem, najważniejszą istotą. Był z nami prawie 13 lat, uczestniczył w każdej Wigilii, w każdych świętach, obchodziliśmy jego urodzinki, codziennie miał zapewnione długie spacery, zabawy, najlepsze jedzenie. Był rozpieszczony jak mało kto Rozumiał ludzką mowę niczym 4letnie dziecko, zaczynałam dzień słowami"Dzień dobry Bąbelku" i całowałam jego zimny nosek. Odszedł tak nagle , właściwie nie pokazywał, że coś jest nie tak, nie spodziewaliśmy się tego. 2 dni był bardzo słaby. Pociesza mnie fakt, że nie cierpiał, ale ogólnie jestem w rozsypce. Chwilami myślę, że jestem nienormalna, że kochałam go jakąś chorą miłością. Mój świat po prostu runął, wszystko mi go przypomina, ciągle o nim mówię, oglądam zdjęcia, filmiki i nie mogę uwierzyć, że już nigdy go nie przytulę. Czuję, że moje serce rozpadło się na milion kawałków, czuję żal, ból i wszechogarniającą pustkę... Naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić. Dziś zrobiłam mu grobik, ogrodziłam miejsce pochówku płotkiem w kształcie serduszka, położyłam kwiatki i znicz i wyłam na głos. Kiedy ten ból zacznie ustawać? Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować, biorę po 5 silnych tabletek uspokajających. Boję się, że tam gdzie jest jest mu źle ;( Jak długo trwała wasza rozpacz? Napiszcie cokolwiek co pozwoli mi poczuć się lepiej, bo żyjąc tak jak teraz po prostu długo nie pociągnę.
-
- Posty:2
- Rejestracja:21 października 2016, 17:01
- Lokalizacja:Poznań
Kiedyś straciłam psa. Byłam nastolatką jeszcze. Tata poszedł z nim na spacer i wrócił bez mojego Dingo. Wtedy opowiedział mi zmyśloną wersję, że Dingo uciekł, poleciał za jakimś psem. Przez miesiąc rozwieszaliśmy ogłoszenia i miałam nadzieję, że psina się znajdzie. Kilka lat później zupełnie przypadkiem dowiedziałam się, że Dingo wpadł pod samochód... Poryczałam się jak dziecko. Chyba najgorsze jest zatajenie prawdy o śmierci zwierzęcia. Do tej pory jest mi smutno, gdy to wspominam
-
- Posty:233
- Rejestracja:16 października 2016, 15:58
Twoja miłość do niego i jego miłość do ciebie będą trwały wiecznie i nigdy nie przeminą, szliście przez życie razem, on był , jest i będzie jedną z najważniejszych części twojego życia. Dałas mu piękną miłość, przyjaźń i cudowne życie. Dokładnie 6.10.2016 roku o 21:45 odeszła nasza ukochana Madzia, była dla nas jak dziecko, jej odejście to był szok, choroba postępowała szybko. Też placzemy, cały czas o niej mówimy, nie umiemy się z tym pogodzić i my bierzemy tabletki na uspokojenie... Kochasz go bardzo jak i my naszą Madzie, twoja miłość do niego jest normalna, słabe to pocieszenie ale z czasem rozpacz się zmniejsza, ponieważ akceptujemy to co w życiu nieuniknione. Naszą Madzie wzieliśmy dwa i pól miesiąca po odejściu Basi , ze schroniska i ten ból był nawet wtedy bardzo silny po odejściu Basi ,ale urzekły nas smutne oczka naszej Madzi, była po ciężkich przejściach, chorobach , postanowliśmy dać jej dom i rodzinę... Gdy przyjechała urzekła nas, zakochaliśmy się strasznie a ona w nas i było naprawdę warto, dała nam dwa i pól roku wielkiej miłości, cudownej przyjaźni . Basię nadal bardzo kochamy ale adopcja Madzi to była najlepsza decyzja w naszym życiu. Gdy ból się trochę zmniejszy , za jakiś czas, gdy będziesz gotowa na to, pomyśl o adopcji , tam czeka tyle biednych, pokrzywdzonych przez życie psiaczków. Wiemy, że teraz to pewnie niewyobrażalne dla Ciebie i sama myśl może wywoływać poczucie winy, ale może nadejdzie ta chwila gdy będziesz na to gotowa i wcale nie będzie to oznaczać, że postępujesz niewłaściwie, wręcz przeciwnie, nasi ukochani przyjaciele, którzy odchodzą, ponieważ widzą nasz ból i rozpacz często wskazują nam kolejnego, który też zasługuje na naszą miłość, dom i rodzinę.Dagmara.C pisze:Szukałam takiego miejsca jak to i ludzi, którzy przeżyli bądź przeżywają to samo. 6.10.2016 o 9.45 straciłam mojego ukochanego przyjaciela, towarzysza mojego życia - Bąbelka. Kundelka, który nadawał sens mojemu życiu.Zaczęło się od choroby wątroby - leczenie, poprawa, później nawrót i znów leczenie. Nasz Misiek słabł z dnia na dzień, ale zwalałam to na wiek.Akceptowałam, że wolniej chodzi, że więcej śpi, mniej je i jest mniej aktywny. Okazało się jednak, że chora wątroba zabierała całą krew dla siebie dlatego Bąbelek miał niskie ciśnienie i serduszko słabo pracowało. Postanowiliśmy oddać go do szpitala, tam spędził dobę, o 8 rano zadzwoniłam czy przeżył noc - przeżył. Chciałam szybko jechać do kliniki, ale rodzice uznali, że pojedziemy o 10 jak zrobią badania. 0 9.45 telefon z kliniki, że malutki odszedł przed chwilą. Nie mogę sobie darować, że odszedł bez nas, że go nie utuliłam i nie zmarł w moich ramionach. Był moim serduszkiem, najważniejszą istotą. Był z nami prawie 13 lat, uczestniczył w każdej Wigilii, w każdych świętach, obchodziliśmy jego urodzinki, codziennie miał zapewnione długie spacery, zabawy, najlepsze jedzenie. Był rozpieszczony jak mało kto Rozumiał ludzką mowę niczym 4letnie dziecko, zaczynałam dzień słowami"Dzień dobry Bąbelku" i całowałam jego zimny nosek. Odszedł tak nagle , właściwie nie pokazywał, że coś jest nie tak, nie spodziewaliśmy się tego. 2 dni był bardzo słaby. Pociesza mnie fakt, że nie cierpiał, ale ogólnie jestem w rozsypce. Chwilami myślę, że jestem nienormalna, że kochałam go jakąś chorą miłością. Mój świat po prostu runął, wszystko mi go przypomina, ciągle o nim mówię, oglądam zdjęcia, filmiki i nie mogę uwierzyć, że już nigdy go nie przytulę. Czuję, że moje serce rozpadło się na milion kawałków, czuję żal, ból i wszechogarniającą pustkę... Naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić. Dziś zrobiłam mu grobik, ogrodziłam miejsce pochówku płotkiem w kształcie serduszka, położyłam kwiatki i znicz i wyłam na głos. Kiedy ten ból zacznie ustawać? Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować, biorę po 5 silnych tabletek uspokajających. Boję się, że tam gdzie jest jest mu źle ;( Jak długo trwała wasza rozpacz? Napiszcie cokolwiek co pozwoli mi poczuć się lepiej, bo żyjąc tak jak teraz po prostu długo nie pociągnę.
Byłam z moim pieskiem prawie 17 lat ...ostatnie pięć lat chorował na serce , różnie się czuł , ale wciąż widziałam ,ze mu dobrze z nami i chce żyć ....pewnego razu osłąbł , i oczka zgasły ... Przyjechał doktor .....
pożegnałam go nie chcąc więcej żadnego psa bo to brak niezależności, konieczność dopasowywania się do kogoś itd itd ....po 3 strasznych tygodniach gdy płakałam codziennie w komputer widząc pieski poszkodowane i do adopcji , złamałam się i stwierdziłam, że wcale nie chcę być taka niezależna i swobodna.... Dostała mi się sunia - moja pierwsza psia dziewczynka , która zaczęła robić porządki w domu .... kocham ją za tą demolkę , za to że jest .... każdego pieska kocha się inaczej ale to są takie kudłate anioły potrzebne do szczęścia ....
pożegnałam go nie chcąc więcej żadnego psa bo to brak niezależności, konieczność dopasowywania się do kogoś itd itd ....po 3 strasznych tygodniach gdy płakałam codziennie w komputer widząc pieski poszkodowane i do adopcji , złamałam się i stwierdziłam, że wcale nie chcę być taka niezależna i swobodna.... Dostała mi się sunia - moja pierwsza psia dziewczynka , która zaczęła robić porządki w domu .... kocham ją za tą demolkę , za to że jest .... każdego pieska kocha się inaczej ale to są takie kudłate anioły potrzebne do szczęścia ....
-
- Posty:233
- Rejestracja:16 października 2016, 15:58
Tak pieski to nasze Anioły na ziemi. Dobra decyzja o adopcji.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 23 gości