Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Myślę, że Kama była szczęśliwa. Miała wspaniałego Pana, a mogła trafić gdzieś gdzie nie byłaby traktowana jak czyjś cały świat. Ze śmiercią trzeba się pogodzić, to zajmuję trochę czasu. Każdy z nas popełnia błędy, każdy mógłby być lepszy dla wszystkich, ale ci którzy nas kochają wybaczają nam nasze przywary. Kama wiedziała że jej pan jest chory, obdarzyła Pana swoją bezwarunkową miłością... myślę że by była smutna widząc Pana w takim stanie.
Nie wiem za bardzo co miał namysli GoSC,piszą że moja miłosc nie jest prawdziwa ,bo zachowuje sie jak egoista..Nie wiem na czym polega mój egoizm.Czy na tym że nie moge sie podzić ze smierciA Kamusi.i mam takie odczucia.Chyba mam do tego prawo,i nikt mi nie może narzucać jak mam przechpdzoć swoją żałobe.Jakie stawiam warunki?jak pisze Gosc?Nie za bardzo pojmuje co miał na mysli ,ale sądze że nie ja jeden.Czy ja stawiam warunek żeby Ona zmartwychwstała i staneła tu przy mnie??????I dopiero wtedy ja sie uspokoję.Nictakiego czy posobnego nigdy nie pisałem,bo musiałbym byc niespełna rozumu.Jeszcze jako tako rozumuje,choc napewno w głowie mętlik.Nie musisz mnie pytaac Gosciu czy ja nie rozumiem że pies nie żyje wiecznie.Ja to wiem dobrze,i dobrze to wie każdy kto ma psa to wie,zresztą sam to wielokrotnie pisałem.Ale moja rozpacz i cierpienie nie wynika z tego że myslałem że będzie żyła tyle co ja.Wynika z ogromnej trudnosci z pogodzeniem sie z tym że to sie stało,że tak raptownie zabrakło ukochanego zwierzaka,że sie widzi ją cały czas w myslach w różnych częściach mieszkania,i ta swiadomość że to sie już skonczyło jest niewyobrażalnie trune,żeby sie z tym pogodzic.Ale pewnie jest tak jak napisała Dardamell,że każdy przeżywa to inaczej.Jeden zapomina po dwóch dniach,inny nie zapomni po dwóch latach.Troche to boli,taki wpis,ale nie przywiązuje do tego żadnej wagi.bo każdy ma prawo miec w w różnym stopniu spotęgowaną swoją rozpacz i ból,po takiej tragedi
Zapomnieć nie da się nigdy .Ból może tylko zmaleć bo życie nas do tego zmusza .Trzeba iśc do pracy ,trzeba ugotowac obiad i żyć nadal bo życie toczy się dalej ,chociaz mamy wrażenie że dla nas czas się zatrzymał .Myślę że Antoni ma o tyle gorzej od nas że nie pracuje i nie musi się zmobilizowac do działań codziennych .Zawsze jak się czymś człowiek zajmie chociaż na chwile trzeba pomysleć o czymś innym .A tak w kółko ma psa na myśli .Nie przepychajmy się na tym wątku kto przeżywa bardziej a kto mniej ,bo to nie o to tu chodzi .Założyłam ten temat żeby sobie poradzić z odejściem przyjaciela i dał mi on dużo jak okazało się ze nie jestem sama ,i mam nadzieję że jeszcze wielu osobom to pomoże .Mnie pomógł bardzo .W tych pierwszych dniach ,tygodzniach kiedy mimo wsparcia bliskich myslałam że zwariuję ,że wykopę ją z grobu żeby ostatni raz dotknąć .Wzięcie psa jest bardzo odpowiedzialnym czynem tak samo jak urodzenie dziecka bo trzeba się nim zająć i dbać a potem w przypadku zwierzecia godnie pożegnać .Ja już to pisałam na początku że jak musiałam uśpić mojego znajdę 3 lata temu to też nie mogłam się z tym pogodzić chociaż był u mnie tylko lub aż 6 lat .Tym bardziej rozpacz była większa bo nie był stary ani niedołęzny tylko z dnia na dzień stan się pogorszył i okazało się że ma 500 cukru i marskość wątroby .Po otworzeniu na stole nie zostął już wybudzony z narkozy bo jednym ratunkiem był by przeszczep .A tego się nie robi .I wtedy moja przyjaciółka przez telefon (mieszka w Australii )widząc i slyszac moją rozpacz (w zasadzie nasze rozmowy wyglądały tak że ja ryczałam a ona mówiła ) powiedziała mi tak -dodam że pieska znała i go bardzo lubiła bo rok przed tą jego śmiercią była w Polsce a że jest miłośniczką wszystkich psów zdążyła przez te kilka dni go pokochac bo nie dało się inaczej -więc powiedziała mi DAJ MU ODEJŚĆ ,NIE TRZYMAJ GO PRZY SOBIE BO ON SIĘ MĘCZY WIDZĄC JAK TY ROZPACZASZ .JEST ZAWIESZONY MIĘDZY TYM A TAMTYM ŚWIATEM .DAJ MU ODEJŚĆ .I wiecie że powiedziałam do niego (czesc ludzi pewnie popuka się w czoło ale mam to w d....)IDZ ZIUTECZKU TAM GDZIE NA CIEBIE CZEKAJĄ ,IDZ DO SWOICH .Nie wiem czy to podświadomośc ale poczułam w tym momencie taki spokój i ulgę że przestałam płakać i w myslach zobaczyłam jak nie oglądając się za siebie biegnie tak jak zwykle przed siebie .Myślę ze Antoni tego jeszcze nie zrobił .Jest to trudne wiem bo rok temu znowu żegnałam moją sunię i rozpacz znowu zwaliła mnie z nóg .Ale trzeba dac im odejść ,tak wirtualnie w myślach bo w sercu zawsze będzie odcisk ich łapki i nigdy się nie zagoi .
I*m sorry ale ja się nie loguje bo zapomniałam hasła .....proszę jednak zwracać uwagę na moje posty bo mi bedzie przykro
Dziękuje Wam za ciepłe słowa i wspieranie mnie w tak trudnym momencie.Też tak sądze że każdy ma suieniu jakieś tam złe sprawki czy to wobec człowieka ,czy wobec zwierzęcia.Ale sumienie nie daje spokoju,choc pewnie z czasem sie uspokoi.Bo przecież gdyby jej nie było dobrze u nas,gdyby czuła sie niekochana to czy dożyła by tak sędziwego wieku.A poza tym było by widac po zachowaniu psa ,jesli czułabt że sie jej nie kocha.Kama była radosna do konca,cieszyła sie bardzo jak sie tylko otwierało drzwi.Mysle że najważniejsze jest jakie było jej całe życie, a napewno było conajmniej dobre.A tych złych dni to był ułamek procenta wobec wszystkich tych dni u nas spędzonych.Popełnia sie błędy ,bo nikt nie jest nie omylny i nie jest aniołem.Ale ile sie słyszy o postępowiu ludzi wobec siebie czy wobec zwierząt,Ze włos sie jeży na głowie.Jak chocby ostatnio U Jaworowicz ,w sprawie dla reportera,ojciec biednej rodziny nie może pochowac dwójki swoich malutkich dzieci,bo nie pieniędzy i musi brac kredyt na duży procent.I to ksiądz,albo teraz ,matka zakopuje półroczne dziecko,do konca nie wiadomo czy martwe,gdzies pod płotem.To sie aż człowiekowi nie chce wierzyc że takie rzeczy mają miejsce.I nie są to wcale pojedyncze przypadki.Liczą sie tylkodobra materialne i kasa,i żeby miec coraz więcej ,,a ten biedny nic sie nie liczy.Bo z drugiej strony gdybym jej nie kochał,narażałbym sie ,mając chore kolano żeby ją nosic po schodach.A ile razy bolał mnie przy tym kręgosłup,mam torbiel w kręgosłupie lędzwiowym,ale ja już sie na operacje nie godze.Ye prochy przeciwbólowe w koncu rozwalą wątrobe,bo jeszcze jakby było mało mam od 112 lat wirusa C,tylko na szczęscie na razie sie nie uaktywnia,ale wirus C i tak sie konczy marskoscią wątroby,prędzej czy pózniej.Dlatego sprawa drugiego piesk nie wiem czy byłaby doba.Teraz to jeszcze napewno nie ze względu na stan mojej psychiki na dzień dzisiejszy.A pózniej sie zastanowie.Moja Mama ma 87 lat,więc już można sie wszystkiego spodziewac w każdej chwili,nikogo tu nie mam z rodziny,oprócz siostry Mamy,troche młodszej.Mam siostre w Wiedmiu,ale ona przjeżdza raz lub dwa razy do roku na pare dni.Także w każdej chwili moge zostac sam,choc powiem ,i to jak najbardziej szczerze że wolałbym aby było odwrotnie.Teraz tak jest ,że to rodzice chowają dzieci,a powinno byc odwrotnie.Mój brat zmarł w wieku 18 lat w 1974 roku bo nie było żadnej szansy dostania sie na dialize.Aniu,co do tego ostatecznego pożegnania swego pieska to przygotowuje sie do tego,jeszcze z tydzien i pozwole jej spokojnie odejsc za Tęczowy MostMasz racje,trzeba jej już duszyczce pozwolic na to drugie życie za TM.I znowu zapomniałem sie zalogowac.Pozdrawiam Serdecznie
Ja musiałem dzisiaj usuną dwie pufy z przedpokoju,które stały obok szafki na buty.Kamusia już od dawna lubiła sobir leżec na tych pufkach.I jak sie wchodziło to pierwszy widok był własnie na Kamcie jak sie podrywała i trzęsła z radosci ,na tych pufkach.Dzisiaj jak wróciłem z dializy,przy wejsciu ,spojrzałem w tym kierunku jak zawsze i coś mnie tak scisneło w srodku z żalu,że musiałem je zabrac gdzie indziej,w taką wnęke i jeszcze ja nakryłem żeby nie wiadomo było że to te pufy.Nie wiem,może to jest wariactwo ale ic nie poradze.
Nie to nie jest wariactwo ,ja wyrzuciłam wykładzinę na której odbywało się usypianie bo nie mogłam patrzeć na nią ,pochowałam wszystkie zdjęcia ,zmieniłam tapety telefonów i wygaszarkę kompa bo wszedzie była ona .Wyrzuciłam jej kanapę bo miała własną ,też nie mogłam patrzeć .Teraz już mam ją na wygaszaczu i mam powyjmowane zdjęcia .Patrzenie na te przedmioty było zbyt bolesne ale teraz już wracam do tego .
No więc kolejny dowód na to że każdy przeżywa inaczej .Myślę żę tylko ból w sercu jest jednakowy .
No własnie,u mojej Mamy w pokoju jestfotel na którym Kama codziennie spała,na noc spała prawie zawsze u mnie bo moja wersalka jest cały czas rozłożona,nakkryta tylko mikrofibrą,bo często kłade sie troche po przyjezdzie z dializy ,wtedy Kamusia często przy mnie leżała a ją głaskałem.Też sama wiele razy stawała przy tej wersalce przednimi łapkami,żeby ją podsadzic,sama już nie dawała rady wskoczyc.Lubiła sie zagrzebac pod kołderką i spac.Czasem potrafiła tak spac pare godzin,sama,bo zazwyczaj wolała jak ktoś był.Ale mysle że była już coraz słabsza,bo czasami jak ją podsadziłem,to siedząc prze telewizorem,że za chwile już zamykała oczka.Wydaje mi sie że choc w miare sprawna fizycznie,była już bardzo zmęczona tym swoim długim życiem,więc pewnie Bóg wiedział co robi zabierając ją już do siebie.I własnie ten fotel też mnie stresuje,wyrzucic byłoby go ciężko bo to spory fotel i ciężki,chyba że by go porozwalac.Ale póki co nikt nie ma prawa na nim siadac i jest zakryty.....................ja zrobiłem Aniu to samo,momentalnie pokasowałem jej zdjęcia z telefonu i z pulpitu telefonu.Oczywiscie w aparacie mam jej zdjęcia i też mysle że przyjdzie taki moment że będe mógł już je powiesic oprawione na scianie czy postawic w widocznym punkcie.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości