Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Wczoraj odszedł mój ukochany Piesek. Miał 19 lat. Był już strasznie słaby. Musiałam podjąć decyzję o uśpieniu. Nie mogę sobie poradzić ;-( Z ca łej rodziny najbardziej ja byłam z nim zżyta. Chodził za mną krok w krok. Znał wszystkie moje problemy, tajemnice. Do weterynarza pojechał mój Mąż. I to jest teraz dla mnie najgorsze. Nie mogę sobie wybaczyć, że ja tego nie zrobiłam. Niestety nie dałam rady. Po prostu nie mogłam. A teraz nie mogę sobie wybaczyć, że to nie ja za łapkę go trzymałam. Tłumaczę sobie, że był ślepy, głuchy i nie za wiele w ogóle już rozumiał ale jeśli czuł?? Jeśli wiedział w ostatnich chwilach życia, że jego ukochana Pani go zostawiła? Tak mi źle..i tak bardzo mi go brakuje
Kathrine, ja właśnie tak zaczynam wspominać moje maleństwo. Chociaż od miesiąca mam w domu małą sunię, która daje nam mnóstwo radości, to nie ma dosłownie jednego dnia, żebym nie myślała o Westonku. Ale życie toczy się dalej i Tosia jest teraz z nami, zaczęliśmy razem nowy rozdział w naszym i jej życiu. I masz rację, będziesz na pewno miała więcej zajęcia przy piesku, a czy to za wcześnie? To jest u każdego indywidualna sprawa, Tosia zawitała w naszym domu po dwóch tygodniach, kiedy ból był jeszcze świeży i pomogła mi wrócić jakoś do normalności. Tobie też tego życzę.
Witam nie jestem w stanie pomuc mojemu chłopakowi po stracie naszego małego pupila on nie chce żyć stracił sens zycia nic go nie cieszy cały czas płacze nie chce żyć a ja nawet niewiem jak mu pomuc tak cierpi wszędzie go widzi cały czas wspomina mi łatwo nie jest bo mam to samo żyje dla niego i drugiego pieska którego mieliśmy wcześniej staram sie być dla nich twarda nie poddawać sie ale to trudne i bardzo bolesne to strasznie boli a ten ból kasy realny i widoczny u nas obojga bierzemy tabletki uspokajające bo odszedł w ten poniedziałek niewiem co teraz robić i jak żyć a najważniejsze jak mu chociasz odrobine pomuc. Ludzie mówią to tylko pies zajmij sie czymś to przestaniesz myśleć bo w depresję wpadniesz trzeba żyć dalej, pies to pies a dziecko to dziecko a to bylo nasze małe bardzo małe dziecko. Pisze to bo myślę ze dowiem sie jak żyć i jak choć troszkę pomuc w cierpieniu chłopakowi a jesli nie to chociasz słowo albo zdanie zeby chociaż trochę mu ulżyć.
Cześć...nawet nie jestem w stanie pisać i nic robić...wczoraj był ten okrutny dzień...moja Sonia odeszła...cały czasem mam do sobie pretensje czy nie za wcześnie została podjęta taka decyzja...miała chłoniaka skóry który zaatakowal jej cala skórę...do końca przemywalam rany które były okropne...wielkie guzy które zachodziły jej na oczka...jadła...piła...ale te rany i guzy nie dawały jej spokoju...cieszyła się do końca...ciężko jej sie oddychalo...szczególnie w nocy...ostatnie kilka miesięcy tylko czuwalam nad nią...słuchałam jak oddycha...czy się nie lize nie próbuje wygryzać sobie ran...jej calutkie ciało było całe w guzach...chemia nie pomagała...była dla mnie całym światem...na chwilę obecną wydaje mi się ze nie jestem w stanie sobie z tym poradzić...mam cały czas wyrzuty sumienia ze mogła jeszcze pozyc...nie potrafie bez niez zyc...czy to się nigdy nie skończy...rycze całymi dniami i nocami...
Dziś mijają 3 dlugie miesiące .Pełne smutku , łez i rozpaczy . Zaczynam się przyzwyczajać do nowej sytuacji, chodz nie ma dnia abym o nim nie myślała i nie tęskniła oraz pragneła jego powrotu .Nie wyobrażam sobie świąt Bożego Narodzenia bez Tofusia. Chciałabym kiedyś mieć nowego członka rodziny , ale jeszcze dla mnie za wcześnie .Dom jest strasznie pusty ale obawa przed tym że nowy piesek będzie inny niż Tofik , przeraża mnie bardziej.Ciagle jak myślę o tym ostatnim dniu to czuje jakby ktoś położył mi wielki głaz na klatkę, ciężko mi się oddycha .Tak bardzo boli mnie te wspomnienie . Mam nadzieję i tego też Wam życzę aby
nadchodzące Świąta Bożego Narodzenia spędzić spokojnie oraz radośnie w miłości oraz w rodzinnym gronie .
nadchodzące Świąta Bożego Narodzenia spędzić spokojnie oraz radośnie w miłości oraz w rodzinnym gronie .
Wczoraj był ten najgorszy w moim życiu dzień...odeszła moja 9 letnia Sonia...mam ogromne poczucie winy czy nie za wcześnie podjęłam taką decyzję...ja nie zyje...umarłam razem z nią...nie istnieje...jestem jak cień...wszystko odeszlo razem z nią...miała chłoniaka skóry...rany i guzy miala na calym ciele...rany sie otwierały...wielki guz zakrywal jej już prawie całe oczko...nie mogłam jej na moment spuścić z oka bo wrecz wygryzala sobie te rany...na lapce był taki guz w stanie zapalnym że wdała się martwica...nie okazywała bólu była twarda i silna do końca...opatrywalam rany ktore sie nie goily...wiedziałam ze już nie ma siły do tego...zaczela ciezko wzdychac...oddech byl inny...ciągle tylko prosiłam ja by nie wylizywala się...kazda noca tylko sluchalam czy sie nie lize...wszystko było silniejsze od niej...nie panowała nad tym...chemia juz nie dzialala...jadła...piła...miała apetyt ale wiem ze to wszystko dzięki sterydom...bo mogła jeść wszystko...na spacerach patrzyła tylko aby zjeść cokolwiek a nie spacerować...nawet po zjedzeniu michy w domu...cieszyla sie...jej ciało to byla rana na ranie...mam ogromne wyrzuty sumienia że za szybko że mogla jeszcze być ze mna...że ma żal do mnie że mogłam jeszcze powalczyć i mieć ja obok...to było moje dzieciątko któremu pozwolilam odejść...jestem w rozpaczy...nie wiem jak dalej żyć...
w niedzielę 28 stycznia 2018 pożegnałam moją Sarę; mija prawie rok a nie ma dnia żebym o niej nie myślała ani nie płakała.w domu jest jeszcze jedno szczęście- Milka,ma już 10 lat,wychowywały się razem 9 lat, najlepszych lat mojego życia. Po stracie Sary zadaję sobie czasami pytanie-jak zniosę odejście Milki? nie umiem nawet o tym myśleć. nie ma dnia żebym nie wracała myślami do choroby i śmierci Sary,dziesiątki pytań i wyrzutów sumienia-czy zrobiłam wszystko żeby ją uratować; diagnoza chłoniak.Rozpacz po jej stracie zatrzymała się na tyle, że już normalnie codziennie funkcjonuję, ale wiem , że w ból zostanie już na zawsze.
Wczoraj był ten najgorszy w moim życiu dzień...odeszła moja 9 letnia Sonia...mam ogromne poczucie winy czy nie za wcześnie podjęłam taką decyzję...ja nie zyje...umarłam razem z nią...nie istnieje...jestem jak cień...wszystko odeszlo razem z nią...miała chłoniaka skóry...rany i guzy miala na calym ciele...rany sie otwierały...wielki guz zakrywal jej już prawie całe oczko...nie mogłam jej na moment spuścić z oka bo wrecz wygryzala sobie te rany...na lapce był taki guz w stanie zapalnym że wdała się martwica...nie okazywała bólu była twarda i silna do końca...opatrywalam rany ktore sie nie goily...wiedziałam ze już nie ma siły do tego...zaczela ciezko wzdychac...oddech byl inny...ciągle tylko prosiłam ja by nie wylizywala się...kazda noca tylko sluchalam czy sie nie lize...wszystko było silniejsze od niej...nie panowała nad tym...chemia juz nie dzialala...jadła...piła...miała apetyt ale wiem ze to wszystko dzięki sterydom...bo mogła jeść wszystko...na spacerach patrzyła tylko aby zjeść cokolwiek a nie spacerować...nawet po zjedzeniu michy w domu...cieszyla sie...jej ciało to byla rana na ranie...mam ogromne wyrzuty sumienia że za szybko że mogla jeszcze być ze mna...że ma żal do mnie że mogłam jeszcze powalczyć i mieć ja obok...to było moje dzieciątko któremu pozwolilam odejść...jestem w rozpaczy Kinga
Pisałam ostatnio że mamy w planach wziąć nowego psiaka do domu jednak ja się rozmyśliłam.. Nie jestem jeszcze na to gotowa. Może mąż tak , ale ja nie. Znając mnie pewnie zacznę porównywać a wole uniknąć takich sytuacji.. Zresztą nie ma dnia żebym nie myślała o nim. Wciąż wracam do tamtych dni jak był jeszcze z nami. Nie mogę tego przeboleć ze zostawiliśmy go tam sami , ze nie byliśmy z nim w tych ostatnich chwilach.. Czasami nawet mysle ze może już nie chciał walczyc bo myslal ze go zostawiłam i nie wrócę po niego ;( Może jakbym tam była to by walczyl dalej i wrocił do nas.. Wiecie jak to jest.. Teraz zaczyna się u mnie gdybanie ehh... Moje serce umarło gdy on umarł. Chciałabym żeby mój kochany Leo wrócił. Momentami się łapię na tym i wypowiadam słowo ''idziemy?'' on zawsze wtedy stał przed drzwiami i czekał ,bo wiedział że zraz wyjdziemy na spacer. Był taki mądry , zawsze mnie rozumiał , wchodził/lizał brzuch jak jaszcze byłam w ciąży.. Tak bardzo mi brakuje jego obecności.. Tej rutyny z nim
Wiem że choćbym poruszyła niebo to i tak nic nie sprawi że on wróci . Ktoś by powiedział że on wróci ale może w innym futerku.. Jednak dla mnie to nigdy nie będzie to samo i nigdy nie będzie tak cieszyło jak on..
Wiem że choćbym poruszyła niebo to i tak nic nie sprawi że on wróci . Ktoś by powiedział że on wróci ale może w innym futerku.. Jednak dla mnie to nigdy nie będzie to samo i nigdy nie będzie tak cieszyło jak on..
Kinga, ogromne wyrazy współczucia, wiem co czujesz, nie ma chyba nic gorszego od tej ostatecznej decyzji, bo rozumiem, że pozwoliłaś swojej suńce spokojnie odejść. Nie napiszę Ci, żebyś się nie obwiniała i nie miała wyrzutów sumienia, bo i tak będziesz je miała. U mnie minęły dwa miesiące, a ja nadal się czasem zastanawiam, czy aby nie za wcześnie zdecydowałam o eutanazji. Twoja sunia na pewno cierpiała, z tego co piszesz można to wywnioskować, ale na pewno chciała być silna dla Ciebie. Teraz już nie cierpi, nic jej nie boli, a Ty zrobiłaś co musiałaś. Teraz Ty będziesz cierpieć, nie da się tego przespać, ale z czasem będzie łatwiej. Trzymaj się dzielnie, jakoś to przetrwasz.
Kaja...bardzo dziekuje za slowa wsparcia...tego w tej chwili najbardziej potrzeba...wszyscy przechodzimy to tak samo...tak samo ciezko...staram się myśleć ze jej jest teraz dobrze...ze nie będzie miała do mnie żalu ze tak postapilam...w środku jestem rozsypana...rozpadam się na kawałki...każdorazowo przed wejściem do domu zaczyna się płacz bo wiem że gdy otworzę jej tam nie będzie...gdy się budzę już nie słyszę jej oddechu...była taka dzielna...tak pokazywala zobacz damy radę...straciłam swoje jedyne psie dziecko które było wpatrzone we mnie a ja w nia...mam 35 lat i czuję się teraz jakbym wszystko nagle stracila...
Kaja i Marta tak bardzo jestem z Was dumna że już macie nowe istoki i dajecie im swoją miłość...mimo krotkiego czasu od pozegnania mojej milosci...ja tez mysle o psince...ale bije się z myślami czy nie za wcześnie...nie chce doszukiwać się w niej mojej Soni ale też wiem ze dlugo nie wytrzymam tak bez zimnego noska...smiejacego sie pyszczka...codziennych obowiązków...Sonia była i jest dla mnie ta najważniejsza najwspanialsza i zawsze będzie...była moim pierwszym psiakiem dorosłego życia...która stała się moim dzieckiem...ale myślę ze wolałaby widzieć mnie w innym stanie niz teraz jestem i wspierać mnie zza teczowego mostu...spokojnie sobie biegać wiedząc że nie musi się o mnie martwić...dziękuję za to forum...jesteście wszyscy wielcy...z takimi ogromnymi serduchami i całkowitym oddaniem dla naszych maluszków...
Kinga w sumie nie wiem jak Cie pocieszyć ,bo sama jestem ciągle w rozpaczy choć minął już prawie miesiąc jak mój kochany Leo odszedł. Zazdroszczę Ci tego ze mogłaś być przy swoim psiaku do końca , mimo że tak bardzo cierpiał. Ja niestety nie mogłam byc przy naszym Leo i załuje tego bo byłam mu to winna.. Nawet do końca to nie ja podjęłam decyzję o eutanazji tylko lekarze z kliniki w której przebywał... Cóż mogę napisać.. Moje zycie teraz to taka obojetnosc do wszystkiego ,totalna niechęć i uśmiech przez łzy :/ i wiem że czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja nas do bólu i niestety musimy z tym bólem jakoś żyć. Życzę Ci dużo siły i wytrwałości na ten ciężki czas.. Trochę ulgi przynosi mi myślenie o tym że to nie jest ostatnie pożegnanie i wierze że kiedyś gdy i na nas przyjdzie czas to spotkamy się tam po drugiej stronie z naszymi kochanymi psiakami..
Kathrine...wiem doskonale co czujesz...on tak nie myśli ze go zostawiłaś i ze nie wrócisz...oddalas go do kliniki bo tak bardzo go kochalas i walczylas przez cały czas do samego konca...on to czuł...i na pewno walczył tez do końca by być dla Ciebie...ale niestety był potrzebny tam za tęczowym mostem...nie możemy się obwiniać...bo sama to robię...a wiem przecież ze wtedy nasze szczęścia mogą się też smucic a przecież chcą się szczęśliwie tam bawić... jak my będziemy bez końca brać winę na siebie to one będą musiały się zatrzymywać i też smucic...bo przeciez byliśmy dla nich całym swiatem...wszystko widzą tam z góry...wiesz ja też myślę nad psiakiem...nie mam dzieci więc to tylko moje jedyne dziecko...najwspanialsze na świecie...i zawsze będzie...nikt nam nie zastapi nawet gdy przyjdzie nowy czlonek...a wierz ze tez Leos chciałby abyś ta miłość która masz w sobie i dawalas jemu dała też innemu psiemu dziecku...bedziemy na pewno na nowego psiaczka patrzeć przez pryzmat naszych miłości ale też myślę ze wniosa trochę zamieszania w życie i wtedy zobaczymy że każdy jest inny i cudowny na swój sposób...pokochamy nawet z innych charakterem...chce w to wierzyc...i nigdy prze nigdy nie zastąpią nam Soni, Leosia i innych tylko będą nastepcami...trzymaj się...jestem z Toba...
Leo , Leoś - bo właśnie tak się nazywał. Był 2kg yorczkiem(raczej nie czystej rasy) jednak w tamtym momencie jak go brałam nie liczyło się to dla mnie, bo chciałam po prostu go mieć a resztą tak się nie interesowałam.. Obwiniac raczej zawsze się będę ,bo to ja zdecydowałam się na ta operacje. Wiem tez ze ta choroba która on miał była nieuleczalna i z czasem by było coraz gorzej. Mimo to mogłam wybrać na początku mniej inwazyjny i bardziej bezpieczniejszy sposób leczenia. Wiem że to by nie pomogło na dłuższą mete ale przynajmniej by był jeszcze teraz ze mną.. Mam też żal do osoby od której miałam naszego Leo bo nie poinformowała mnie że mogą mu wyjść takie wady po roku życia. Zresztą to po części też moja wina..bo wtedy tak się tym nie interesowałam.. Wcześniej też przeszedł operację usunięcia jądra bo mu nie zeszło.. Miał też dwie rzepki wypadnięte.. To raczej nie są choroby na które się choruje tylko ewidentnie genetyka. Szkoda mi bardzo takich psiaków ,bo ludzie rozmnażają a nie maja nawet pojęcia jak to robić a potem tylko taki pies cierpi a opiekun jeszcze bardziej po stracie ;/ Mimo to nigdy nie zalowalam ze go wzielam i bylam w stanie zrobić dla niego wszystko , wydać każdą złotówkę żeby tylko wyzdrowiał i był z nami... Niestety los zadecydował inaczej.. Straciłam moją największą miłość i musze jakoś z tym żyć
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości