Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Dzisiaj będzie miesiąc od tej tragedi a rozpacz wcale nie jest mnijsza.Ciągłe wspomnienia,ciągłe przypominanie sobie,,w glowie cały czas tylko mysli związane z Kamusią.I choc przecież była ta swiadomoscnieuchronnej tragedi,człowiek jakby nie chciał tego przyjmowac do swojej swiadomosci.Zadaje sobie pytanie,dlaczego?przecież tak dobrze jest jej z nami i nam z nią.I raptem ma sie to wszystko skonczyc..Przecież to będzie straszne,yragiczne,jak katastrofa jesli raptem wszystko w tym domu zmieni sie o 360 stopni,jak zabraknie tego kochanego zwierzątka.Moja głowa nie mogła tego ogarnąc.I faktycznie tak jest po jej odejsciu,ten dom już nigdy nie będzie taki jak przed 19 stycznia,wszystko zmieniło sie diametralnie,żadnej chęci ,żadnej motywacji do życia.Jedyna motywacja to .Pozostaje odwiedzac Kame jak najcz esciej,żeby miec tą swiadomosc że jest sie blisko Niej..W mieszkaniu pusto,głucha cisza,brak oznak jakiegokolwiek życia,które ,gdy brakje tego zwierzątko które było całą radoscia tego domu.A teraz,całkowita beznadzieja
A jak by było fajnie jakbyś miał jakiegoś psiaka ...trochę byś zapomniał ....i nie traktuj tego jako zdrade Kamy -jej już nie ma w tym wymiarze ,ona patrzy jak się męczysz i na pewno podeśle ci jakiegoś pieska ,tylko oważnie się rozglądaj wokół ...
Naprawde jeszcze teraz nie dał bym rady.Musze wyjsc z tego letargu,bo jak na razie to nie wiem co sie wokól mnie dzieje.Prowadząc tego psa ,nie mógł bym zniesc mysli że jeszcze tak niedawno tak prowadziłem swojego pieska.Ja nawt teraz nie chodze do sąsiadów ,którzy mieszkają piętro niżej,a wczesniej często chodziłem,nie codze bo mają pieska,ze schroniska,ale wzieli po ponad trzech latach od smierci ich poprzedniego.To był nasz trzeci piesek,każdy był bardzo długo,ale do poprzednich nie byłem tak mocno przywiązany i zżyty emocjonalnie jak z Kamusią.Nie wiem z czego to wynika.Naprawde przy nas dwóch w tym mieszkaniu,ten pies był wszystkim.Cżlowiekowi chciało sie życ naet jak sie gorzej czułem.Teraz nie ma już nic.
Antoni nie możesz siedziec w domu .Ja przez 2 tygodnie wychodziłam z mężem i pieskiem tym który nam został z domu na całe popołudnia .Jechaliśmy nad rzekę ,na spacer do miasta ,do znajomych ,gdziekolwiek żeby tylko nie myśleć ,żeby nie patrzec na kąty w chałupie.Rano do pracy ,popołudniu uciekalismy jakby dom nas parzył .I chyba dzięki temu przetrwaliśmy te najgorsze pierwsze chwile .Nie wyobrażam sobie jakbym siedziąła w domu .Oszalałabym na 100 procent .Nie traktuj wizyty w schronisku jako ból tylko jako pomoc jakimuś biednemu psu ,który być może nie był nigdy głaskany tak jak twoja sunia .Nie zakładaj że spotka cię tam tylko żal ,być może dla ciebie to bedzie bolesne ale dla tego psa bedzie to błogosławieństwo .
Ale gdy sunka była ,było zupełnie inaczej,człowiek wejdzie że będzie sie witac jak przyjade z dializy,że wyjde z nią na dwór,może i troche pokrzycze,jak wieczorem gdy jadłem kolacje dopominała sie,ja jej zawsze troche dawałem pokrojonej w kaałeczki kiełbaski czt wędlinki,ale jej to wdzystko było mało,oprócz tego dostawała gotowane jedzenie i zawsze miała w miseczce suchy Royal,że będzie leżec kło mnie wieczorem ,i tak lubiłem ją wtedy głaskać.To wtedy jakoś inaczej sie żyło,radosnie to i chciało sie żeby w mieszkaniu było czysto,A teraz jest mi kompletnie obojętne.A co to teraz ma za znaczenie że kurze nie starte od miesiąca,że na dywanie pełno okruchów i innych smieci,czy że wanna nie myta od miesiąca.Dla mnie wszystko sie zawaliło i nawt nie chodzo chęci których nie mam do niczego,ale o to że nie odczuwam potrzebt posprzątania.Bo chocbym to nawet zrobił to nie będzie to mieszkanie jakie było przed 19 stycznia,a ja ani o jote z tego powodu nie poczuje sie lepiej.Całeszczęscie że jeszcze chcą mi przepisywac to Relanium ,choc już troche kręcą nosami że za często chce nową recepte.
Tak po głębszej analizie uważam że każda smierc ,o której decyduje Ten Najwyższy który jest nad nami ,ma jakies tam swoje uzasadnienie i sens.Bo na przykładzie mojej Kamusi,tak sobie rozważam,że gdyby nawet tej tragicznej nocy udało by sie ją jeszcze uratowac,to co dalej.Przecież musielibysmy sobie zdawac sprawe że to co nieodwracalne,musiałoby sie stac w niedalekiej przyszłosci.Piesek by napewno był coraz słabszy,coraz było by mu trudniej.My bysmy żyli w tej ciągłym strachu i swiadomosci że ta sunia nie może już byc długo ,razem z nami,a więc jest dalej z nami ,ale dla niej życie napewno coraz cięższe,a dla nas znowu w strasznym napięciu,że to wydarzyc sie może w każdej chwili,i jestesmy bezsilni ,bo sunia jest już staruszką.A nie daj Boże gdyby pojawiły sie jakieś duże bóle czy np ,paaraliż nóg czy coś innego i trzeba by było podejmowac tą decyzje,najgorszą z najgorszych,to bym chyba wylądował w psychiatryku.Aludzie,jak np. Ania z tego forum muszą często podejmowac takie dectzje.Ałasciwie to nie jest to żadna decyzja,tylko konieczność,bo pozwolic psu na to aby bardzo cierbiał,zanim odejdzie,to by było barbarzyństwo..I własnie w przypadku mojej Kamusi,dożyła sędziego wieku,do konca swiadoma,sprawna,nie cierpiąca.I .Więc tTen Najwyższy nad nami uznał że to już ten moment,żeby piesek po bardzo długim i dobrym życiu,przeszedł już sobie spokojnie na tą drugą strone,za Tęczowy Most,do innych zwierzątek.Może ktoś uzna to za niedorzecznosc co tu pisze,ale ja w to wierze ,i to bardzo,I bynajmniej nie pojawiło sie to teraz ,po smierci mojej suni,ale już bardzo dawno,własciwie od oczątku mojej choroby,czyli od 30 lat.W tym czasie zdarzały sie takie historie z moim stanem zdrowia,że nawt lakarze już załamywali ręce i zresztą ja sam wiedziałem ,po swoim stanie zdrowia że jest bardzo zle.A jednak wyszedłem z tych ciężkich sytucji.I nikt mi nie powie że to stało sie ot tak sobie,po prostu udało mi sie.Nie,jak to sie mówi każdy ma soją swieczke,zwierze również.I tylko Stwórca tego swiata ma prawo decydowac kiedy komu ta swieczka gasnie.
Minął już miesiąc a ja sie czuje tak jakby to sie stało dwa dni temu.Nie potrafie tego wszystkiego ogarnąc swoim umysłem.Może to że siostra przyjeżdza na święta choc troche wpłynie żeby troche sie ogarnąć i mieszkanie.Ale na ten moment jest we mnie tylko obojętność i brak chęci do czegokolwiek.Wybieram sie znowu do mojej suni w odwiedziny ,pod koniec tygodnia,bo jest odwilż,snieg topnieje,będą deszcze i ta mogiłka,niewysoki kopczyk może sie rozmyc,więc trzeba to uporządkowac.Jak tylko zrobi sie na dobre ciepło,bde do Niej jezdził co tydzień..Żyby byc jak najbliżej mojej Kamusi,zapolic lampke i trosze z sunią porozmawiac.To jest w tej chwili i już tak pozostanie do smierci jedyne miejsce najchętniej przezemnie odwiedzane.
Szkoda że to taką wyprawę musisz zrobić żeby odwiedzić grobik .....no ale nie każdy ma podwórko .Oczywiście nie wolno chować psów na podwórkach ale ja mam to w poszanowaniu .Wszystkie psiaki leżą tutaj u mnie i mnie pilnują
No tak,to co innego,ja mieszkam normalnie w bloku.Ale jak już sie robi cieplej to taka wyprawa będzie przyjemnoscią .Teraz to troche było gorzej bo cmentarz leży spory kawałek od przystanku,pod lasem,snieg zmarznięty ,że łatwo kozła fiknąć.Ale mam nadzieje że już sie będzie ocieplać.Musze poprosic lakarza na dializie żeby mi przepisał Nitrazepam,podobno lepszy od Relanium,choc codziennie biore dwie piątki.Niestety ,w tej chwili te proszki to dla mnie konieczność
Uważaj z tymi lekami, obydwa uzależniają ...
Mi na ból po stracie psa pomógł drugi psiak. Kiedy minął czas największego bólu, kiedy juz mogłam rozejrzeć się za nowym psiakiem - zrobiłam to. I to był właściwy krok. To lepsze od tabletek, wierz mi.
Mi na ból po stracie psa pomógł drugi psiak. Kiedy minął czas największego bólu, kiedy juz mogłam rozejrzeć się za nowym psiakiem - zrobiłam to. I to był właściwy krok. To lepsze od tabletek, wierz mi.
Ja już sie w życiu nabrałem tyle leków,że uzbierała by sie z nich pełna beczułka od piwa,a może nawet i dwie.Wiem że leki uzależniają,ale najgorsze jest to że z czasem przestają działać.Ja na bóle na dializie biore 2 ampułki Tramalu,i to już prawie nic nie daje bo biore już ze dwa lata.Ale trudno,ja głowa troche zamulona to mniej sie rozmysla o tragedi ,która nas spotkała.
Ja jednak już pieska nie wezme.Nie dam rady,nie czuje sie na siłach.Już od dłuższego czasu borykam sie z różnymi dolegliwosciami,i to sie cały czas będzie pogłębiac.To był trzeci nasz piesek,najbardziej ukochany i żaden nastęępny nie był by w stanie Kamusi zastąpic i byc tak kochany jak ona.Ja wiem że mnóstwo psów czeka żeby miec normalny dom,ale moja sprawnosc jest coraz mniejsza,siłubywa i nie wiem co sie będzie za pół roku,rok,a przy mojej chorobie wydarzyc sie może wiele.Psa natomiast bierze sie nie na rok czy dwa ale na znacznie dłużej.Moja Mama ma 87 lat ,a wię trzeba byc przygotowanym i miec swiadomosc że to wiek bardzo poważny i w każdej chwili może sie zdarzyc to najgorsze.Choc tak do konca to nie wiemy,czy smierc to już jest kres życia.Na tym swiecie napewno tak,ale co dzieje sie z duszą po smierci,tego nie wiemy.Ciało to marmosc nad marnosciami ,a dusza jest niesmiertelna.Rodzi sie człowiek raz i życie na tej ziemi ma jedno,ale nie życze nikomu takiego życia jak ja mam od 30 lat.To jest ciągłe zmaganie sie z różnymi bolączkami ,które wynikają z wielu moich chorób..Więc teraz pozostaje mi już tylko zładnie urządzic Kamusi jej grobik i odwiedzac Ją tak często jak tylko pozwoli zdrowie,.Chociaż wtedy ,wiedą że jestem tak blisko Niej,pocujesie lepiej i zrobi sie razniej na sercu
Witajcie.Dawno nie pisałam.Rozchorowałam się po śmierci Berna(jakaś długa infekcja)i inne wcześniejsze choroby dały znać o sobie.Dziś po raz pierwszy od wielu dni usiadłam do komputera.Podobnie jak Antoni nie mogę na ten czas wziąć nowego pieska.Czeka mnie pobyt w szpitalu,maż pracuje(nie ma go w domu 12 godzin) a nowy piesek byłby skazany na brak opieki.
Z okna widzę jak na grobku Berna pali się znicz,coraz bardziej dochodzi do mojej świadomości,że piesek odszedł .
Kilka dni temu pod naszą posesję przyszedł mały piesek-kudłaty kundelek,zaglądał na podwórko chodził wzdłuż siatki gdzie często spacerował Berno,wąchał wszystko,długo stał szczególnie przy miejscu gdzie pochowany jest Berno.
Wszystko trwało kilkanaście minut.Widziałam,że odchodził potem w stronę domków jednorodzinnych.
Myślę,że był to piesek od kogoś z sąsiadów,bo ładnie wyglądał i miał obrożę.Z tego co pamiętam Berna odwiedzali psi koledzy jak żył,szczególnie szczeniaki z okolicy a on im pokazywał jak piesek powinien robić siku(jak Berno był malutki i pierwszy raz robił siku podnosząc łapkę do góry to upadł a potem już b.uważał,żeby się w takiej sytuacji nie przewracać).
Zastanawiam się czy psi koledzy Berna i suczki koleżanki wiedzą ,że on odszedł za Tęczowy Most.
W moich myślach został obraz Berna odchodzącego za Tęczowy Most-ten jego błagalny wzrok,którym nas żegnał.
Pozdrawiam wszystkich i życzę dużo zdrowia oraz sił po stracie ukochanych zwierzaczków.
Z okna widzę jak na grobku Berna pali się znicz,coraz bardziej dochodzi do mojej świadomości,że piesek odszedł .
Kilka dni temu pod naszą posesję przyszedł mały piesek-kudłaty kundelek,zaglądał na podwórko chodził wzdłuż siatki gdzie często spacerował Berno,wąchał wszystko,długo stał szczególnie przy miejscu gdzie pochowany jest Berno.
Wszystko trwało kilkanaście minut.Widziałam,że odchodził potem w stronę domków jednorodzinnych.
Myślę,że był to piesek od kogoś z sąsiadów,bo ładnie wyglądał i miał obrożę.Z tego co pamiętam Berna odwiedzali psi koledzy jak żył,szczególnie szczeniaki z okolicy a on im pokazywał jak piesek powinien robić siku(jak Berno był malutki i pierwszy raz robił siku podnosząc łapkę do góry to upadł a potem już b.uważał,żeby się w takiej sytuacji nie przewracać).
Zastanawiam się czy psi koledzy Berna i suczki koleżanki wiedzą ,że on odszedł za Tęczowy Most.
W moich myślach został obraz Berna odchodzącego za Tęczowy Most-ten jego błagalny wzrok,którym nas żegnał.
Pozdrawiam wszystkich i życzę dużo zdrowia oraz sił po stracie ukochanych zwierzaczków.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 25 gości