Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Ja za to coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu że to moja wina. Zbyt pochopnie i szybko podjęłam decyzję o operacji , która powinna być wykonana w ostateczności... Mogłam wybrać inna metodę leczenia. Tym bardziej ze Leo jeszcze poruszał się w miare normalnie.. Jeszcze jak ostatnio doczytałam że jakiś psiak też miał to co mój Leo i mial gorzej bo paraliż czterokonczynowy przez miesiąc.. Ale kołnierz i rehabilitacja pomogły i wyzdrowiał bez operacji .... eh jaka ja głupia bylam Chyba do końca zycia będę się za to winic.
Kathrine...nie zbyt pochopnie podjelas decyzje tylko chcialas uronic Leo od bolu i postepujacej choroby.Myslisz ze gdybys czekala i patrzyla jak pies z paralizem czterech lap opada z sil to czulabys sie lepiej ? nie wierze.To jak piszesz o Leo to juz widac ze Jestes baaardzo wrazliwa osoba...a takim jest ciezej.Zawsze sie mowi..poczekac do konca i podjac decyzje wtedy...a kiedy jest ten dobry moment ? przeciez tego nie wiemy :(Moj malutki mial ogromny brzuszek..i pomimo tego ze jakos to bylo..mial juz problemy z wyproznieniem.Widzialam ze jest mocno chory...smutny.Jak przyszedl wynik biopsji ze 60 % wszystkich leukocytow juz jest rakowych...nadal nie wiedzialam czy juz..czy poczekac moze...niby nie bylo jeszcze tak zle...ALE pomyslalam ze ja nie widze wszystkiego..nie wiem jak on to czuje...a zobaczyc na wlasne oczy ze nie wytrzymuje z bolu zabilo by mnie chyba.Dlatego podjelam decyzje...zeby mu ulzyc.On wie ze kocham go ponad wszystko i zrobilam to z milosci do niego
Kurde to jest mega ciężki temat i ciężko mi o tym pisać. Bo tamten psiak doznał tego podczas zabawy czyli w wyniku urazu a mój Leo niestety miał to na tle wrodzonym lub genetycznym(podobno to wada gen a patrząc ze Leo miał też 2 rzepki wypadnięte i miał też wnętrostwo jednostronne - to prawdopodobnie to wszystko odziedziczył...) Coniqu pewnie masz racje ,bo ja patrzyłam na to z tej strony ,że skoro ortopeda który go zdiagnozował mówił ,że kołnierz może nie pomóc i może to nawracać dlatego zdecydowałam się na operację ,bo już nie chciałam dłużej patrzeć jak cierpi.. Te epizody bólu nie trwały jakiś tam tydzień tylko zaczęło się to w połowie sierpnia a dopiero pod koniec września dowiedzieliśmy się co ma... Tylko że przy końcu już leki przeciwbólowe nie pomagały.. Przy tej chorobie psiak powinien mieć ograniczony ruch ,żeby to się nie pogarszało a ja nawet o tym nie wiedziałam Jeszcze pamiętam jak wróciłam ,ze szpitala i go wykąpałam a dzien później miał mieć badanie TK.. Po kąpieli jak to psiaki trochę się tarzał a ja głupia zamiast go wysuszyć to to olałam. Później jak odbieraliśmy go po badaniu TK to była masakra.. Ciągle leżał w swoim legowisku , nie można było go prawie dotykać bo piszczał.. W nocy nie mógł spać tylko chodził i popiskiwał.. Chodził już dziwnym chodem głowa w jedna stronę a tułów w drugą.. To tarzanie i później narkoza przy TK go jeszcze dobiło i leki p/bólowe wcale już nie pomagały.. Jeszcze później jak dowiedzieliśmy się od ortopedy który się nim zajmował ''jaki to jest ból'' to już wgle się załamałam ,że tak go trzymałam w domu zamiast wcześniej isc do weta.. Jeszcze jak mówiłam ,mężowi , rodzicom to wszyscy mówili mi ,że może sobie coś nadwyrężył ,że nic mu nie jest pewnie mu przejdzie.. ehh przecież ciągle z nim przebywałam , spędzaliśmy każdą chwile razem , znałam go na pamięć i wiedziałam gdy coś mu dolegało.. ale nie szliśmy do weta od razu bo zachowywał się prawie normalnie albo przez jeden dzień gorzej a potem nagle lepiej.. Tak jak pisałam pod koniec jak już go widziałam pamiętam jak zanosiliśmy go dokładnie 3 miesiące temu do kliniki to przy podmuchach wiatru piszczał A mi serce rozrywało się na kawałki, bo nie byłam w stanie mu pomóc Mimo ,że jest z nami sunia to i tak bardzo tęsknie za Leo i chciałabym żeby do mnie wrócił ale wiem ,że teraz zostało mi tylko gdybanie i myślenie ,bo czasu nie cofnę i nic już mi go nie zwróci.. No niestety jestem b wrażliwa dlatego jest mi tak ciężko.. Nie wiem czy kiedykolwiek się z tym uporam i będę w stanie żyć tak jak kiedyś
Kathrine..nie jestesmy weterynarzami zeby od razu rozpoznac symptomy...a non stop szukac chorob u psa odbiera przyjemnosc bycia z nim.U mojego malutkiego najpierw powiekszyly sie wezly chlonne na szyi..myslalam moze jak pociagnal na smyczy..zaraz zejdzie.Czlowiek nie zakladal od razu ze to rak.Nie mozemy sie obwiniac..bo czy ktos kto kocha jest winny ?
Minął miesiąc a ja już dobrze wiem ze zycie nigdy już nie bda takie same. Tak jak mówicie to jest wegetacja. Nic nie cieszy. Człowiek robi wszystko mechanicznie jak robot. U mnie jest trochę gorzej.zawalił się świat po śmierci Pusia wali się praca i życie osobiste.czasem chciałabym po prostu być juz z nim po 2 stronie. On jedyny mnie zawsze pocieszyl.wystarczyło ze się przytulił.był smutny kiedy ja płakałam i patrzył tymi mądrymi oczkami.szczególnie jak płakałam nad nim ze nie je kiedy jeszcze był w dobrym stanie fizycznym.wiedziałam juz wtedy jak to się skończy. A on patrzył jakby nie rozumial czemu płacze bo przecież biega skacze i jest radosny.2 miesiące zrobily z wiecznie szczęśliwego rozrabiaka cień psa który konał. Wciąż szukam winy w sobie w tych 12 latach jego życia. Ze może któraś moja decyzja wpłynęła na to ze te nerki siadly. Nie potrafię pogodzić się z jego strata.ciągle pytam dlaczego nie żył tych 15-16 lat jak mieszance.ze dlaczego on skoro był pod stałą opieką od 8 lat po tym jak zachorował na serce.nie liczyly się żadne pieniądze bo był naszym oczkiem w glowie. Boże tak za toba tęsknię. Nie ma dnia żebym nie płakała
Racja nic nie cieszy a jak już cieszy to taki uśmiech przez łzy albo udawanie ,że wszystko już jest ok.. Jak tylko sobie przypominam o Nim to tak strasznie tęsknie za tym ,że już nigdy Go nie zobaczę , nie przytule , nie wezmę na ręce. Często siedzę zamyślona i godzinę albo dłużej gapię się przez okno. Najlepiej spędzałabym tak cały dzień siedząc w piżamie , nieogarnięta , nic nie jedząc.. Wychodząc na spacer z nowym psiakiem też myślę o Leo. Pewnie by się cieszył , bo jest dużo śniegu a on uwielbiał się w nim tarzać a później przychodził z kulami śniegu poprzyczepianego wszędzie
Dziewczyny, rozumiem Was doskonale. Człowiek ma tyle problemów, że odejście Soni było dla mnie jak kopnięcie leżącego.Tylko, że ja nadal nie podniosłam się po tym kopniaku... Gdyby nie przymus wyjścia do pracy, to chyba nie wyłaziłabym w ogóle z piżamy. W pracy jakoś trzeba się trzymać ale w domu to już najmniejsze czynności życiowe sprawiają trudność. Zostały wspomnienia, które niestety wywołują łzy. Też tak mam, że jak przypomni mi się jakiś epizod z Sonią to odrywam się od rzeczywistości, zamyślam, gapię bezwiednie w ścianę/okno... podobnie jak Ty, Kathrine… Wiem, że nigdy Jej nie zapomnę - zawsze będzie w moim sercu <3 Ale świadomość, że już nigdy Jej nie przytulę, nie podrapię za uszkiem, tak jak lubiła, że nie pobawimy się razem... Gula w gardle jest ogromna...
Witam wszystkich. Trafiłam na ten temat szukając czegokolwiek, co byłoby w stanie ukoić moje nerwy po śmierci mojej ukochanej niuni. Sabunia zasnęła mi na rękach w Sylwestra o 13:28 po ponad półrocznej walce z chorobą. Miała tylko 4 lata i 9 miesięcy. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić. Do tego mam dwójkę małych dzieci, które tak przeżyły jej stratę, że jedna z płaczem budzi się w nocy i jej szuka, a druga zaczęła się moczyć... Nie mogę w to wszystko uwierzyć, nie mieści mi się to w głowie :(
Bylam dzisiaj w szpitalu na badaniach i jutro zostane tam na kilka dni z powodu radioterapii na tarczyce.Lekarka chciala przesunac termin ale ordynator sie nie zgodzil.Pamietal ze mam najpozniej 28 go jechac po nowego psa..Mania.To jest ogromna klinika gdzie setki pacjentow sie dziennie przewija.A on pamietal ze Malutki nie zyje i mam nowego bulterierka przywiezc do domu.Facet najwidoczniej rozumie rozpacz po stracie psa :(Mam codziennie jeszcze takie momenty ze na mysl o Malutkim poplacze sie..ale staram sie myslec ze gdzies tam jest i poczeka na mnie.Nie mamy oboje teraz na to wplywu.Wiem ze gdyby mial taka mozliwosc porozrywal by chmury i wszystko na drodze zeby do mnie przybiec.Ja dopiero teraz zrozumialam co to jest naprawde przemijanie.Nigdy nie zglebialam tego tematu.I chociaz dziadki mi pomarli to dopiero teraz dotarlo do mnie ze kiedys wszystko sie konczy czy tego chcemy czy nie
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości