Weterynarz zawsze znajdzie usprawiedliwienie na swoje partactwo . Ja też cały czas sie bałem sterylizacji, aż do momentu gdy sunia dostała ropomacicze w wieku 8,5 lat. Sterylizacja była ratunkiem zycia. Na szczęście wszystko dobrze sie skończyło - bardzo szybko wróciła do sprawności. Przed zabiegiem miała zrobione wszystkie badania , łącznie z badaniem serca. Zażądałem narkozy wziewnej , która jest bezpieczniejsza. Myślę ,że weterynarz czegoś nie dopatrzył, bądź zlekceważył. Moja sunia w ciagu jednego roku miała aż 4 różne operacje i wszystkie odbyły się bez komplikacji.
Bardzo Ci wspóczuję z powodu straty sunieczki , wiem ,ze to bardzo boli.
Jak sobie poradzić po stracie psa.....
-
- Posty:8
- Rejestracja:29 czerwca 2019, 14:29
Ja też podjęłam decyzję o sterylizacji dopiero wtedy, gdy mój pies zachorował na nowotwór. Tak samo - operacja była konieczna do uratowania życia, chociaż weterynarz mówił, że ze względu na wiek jest to ryzykowna operacja, miała wtedy 13 lat. Co prawda, operacja się udała, ale to, jakie narkoza zostawiła spustoszenie w serduszku było straszne. Od sterylizacji rozpoczęły się nasze serduszkowe problemy i na serduszko finalnie odeszła, ale weterynarz nie zrobił nawet badań, po prostu wybrał znieczulenie i tyle. Dopiero następny weterynarz, któremu bardzo dużo zawdzięczam, uświadomił mi, że poprzedni powinien zrobić badania, usg, sprawdzić czy nie ma wad kardiologicznych, które finalnie wyszły i naprawdę miałyśmy dużo szczęścia, że operację przeżyła, ale to co działo się potem... Nie wiń się, mimo, że łatwo tak mówić, ciężej zrobić. Chciałaś dla swojego pieska dobrze, nie mogłaś tego przewidzieć, że odejdzie podczas operacji. Trzymaj się mocno!
Niestety nie udaje mi się przestać obwiniać samej siebie...robię to każdego dnia, kiedy po przebudzeniu uświadamiam sobie,że jej już nie ma...Najgorsza jest myśl że nie musiało tak być, że nie była chora i nie była to operacja ratująca życie, tylko....no właśnie, to miało być dla jej dobra...Mam oczywiście ogromny żal do weterynarza, że nie zaproponował żadnych badań ,że mnie nie ostrzegł, że coś może się zdarzyć, jeszcze nie kazał mi się z nią żegnać żeby jej nie stresować tylko oddać mu ją szybko na ręce....cały czas widzę jej przestraszone oczka jak patrzy kiedy wychodzę....i chyba na zawsze zostanę już z tym widokiem i palącym bólem w sercu który dusi mnie i nie ustępuje ani na minutę....ech :(:(
[quote
.Mam oczywiście ogromny żal do weterynarza, że nie zaproponował żadnych badań ,że mnie nie ostrzegł, że coś może się zdarzyć
[/quote]
Wiem co przeżywasz , ja tez z taką sytuacja nie mógłbym się pogodzić . To jest ewidentna wina weterynarza,ze nie wykonał badań , bądź ich nie zlecił. Weterynarze , którzy operowali moją sunie nie podjęliby sie operacji bez badań - to był warunek.
.Mam oczywiście ogromny żal do weterynarza, że nie zaproponował żadnych badań ,że mnie nie ostrzegł, że coś może się zdarzyć
[/quote]
Wiem co przeżywasz , ja tez z taką sytuacja nie mógłbym się pogodzić . To jest ewidentna wina weterynarza,ze nie wykonał badań , bądź ich nie zlecił. Weterynarze , którzy operowali moją sunie nie podjęliby sie operacji bez badań - to był warunek.
-
- Posty:1
- Rejestracja:06 września 2019, 17:13
Witam serdecznie. 3 września musialam pożegnać sie ze swoją 12 letnia labradorka Hera. Z dnia na dzien musieliśmy podjąć decyzję czy ja operować ale szanse byly malutkie czy ja uspic. Niestety ale maz z moim ojcem postanowili ze trzeba ja uspic żeby sie nie meczyla. Na sam koniec miala podwyzszony cukier, zle wyniki watrobowe, kulala, sikala juz krwia i kamieniami, miala guzy na kregoslupie, i jeden wielki za przednia lapa ktory przesunal i uciskal wewnetrzne narzady. Byl mega wielki co sie okazalo przy okazji wizyty u innego weterynarza bo naszej obecnej na ten czas gdy Hera nie mogla wstac itd nie bylo. Kiedys do nich chodzilismy ale potem zamienilismy na inna pania weterynarz z polecenia. I to byl nasz blad wielki blad. Jestem przekonana ze gdybysmy nadal chodzili z Hera do tego weterynarza co poszliśmy jak juz bylo za pozno to by zyla nadal. Tamta pani zbagatelizowala chyba objawy jej choroby, mowila ze te guzy to tluszczaki ze sie nie wycina. Jak w wigilię 1 raz zaczela siusiac krwia nie zrobils usg tylko dala jakies leki. A problemy nadal wracaly. Mam do siebie wielki zal ze przeze mnie nie zyje, ze to wszystko moja wina. Nie dalam rady sie z nia pozegnac. Maz byl przy niej do konca z moim tata. Glaskal ja za uchem i mowil zeby zssnela a ona sie wzbraniala przed tym. Nie moge jesc, spac, maz mnie nie rozumie mimo ze w ten dzien plakal jak bobr 1 raz to dziwi go ze ja tak dlugo przeżywam. Ale z Hera bylam 12 lat a od jej smierci minely dopiero 3 dni. Mam przed oczami jak biegnie za moim ojcem do przychodni nieswiadoma co ja czeka. Moze kolejne badanie, moze kolejny lek. Ale juz nie wychodzi o własnych silach. Mam straszne poczucie winy ktore jeszcze bardziej poteguje mój bol
-
- Posty:9
- Rejestracja:07 lipca 2019, 21:27
Jest mi bardzo przykro ale nie mogłaś tego przewidzieć co stanie się jak zmienicie lekarza. A człowiek zawsze sobie wyrzuca że nie zrobił wszystkiego tego co mógł. Strata jest naprawdę ogromna, 12 lat to sporo aby mocno zrzyć się ze zwierzakiem. Wiem to doskonale. Wczoraj minelo 2 miesiące od kiedy uśpiliśmy moją sunie, żyła 14 lat. Pod koniec mogłam zrobić dla niej więcej ale jakoś nie dochodzilio do mnie to, że jej może zabraknąć. Samo uśpienie też mogłam zrobić w domu, niestety nie decydowałam sama.. Obiecałam że nie pozwolę jej nigdy skrzywdzić a jednak myślę że nie zrobilam wszystkiego, myślę o tym codziennie. Bądź dla siebie też wyrozumiała, nie każdy to zrozumie.
-
- Posty:9
- Rejestracja:07 lipca 2019, 21:27
Jak piesek nie ma już radości z życia i dolegliwości utrudniają mu już funkcjonowanie trzeba podjąć tę decyzję i to jest prawdziwy objaw miłości wobec zwierzęcia.. Wziać na siebie ból związany z tym świadomym rozstaniem.
Pozdrawiam!
Pozdrawiam!
Współczuję ci. Wiem co przeżywasz. U mnie za kilka dni minie 9 mcy.tyle ze mój Pusio się nie wybranial.on juz nie miał sily. Miał pustkę i obojętność w oczkach.dlatego Tobie jest ciężej. My czekaliśmy z siostra do końca. Do ostateczności. Wtedy kiedy już nie mógł wstać.ja nie potrafiła bym uśpić go kiedy mimo że powolutku ale sam chodził i się tulil.miałyśmy o tyle łatwiej ze weterynarz traktował nas inaczej bo jestem jego księgowa.zresztą to cudowni lekarze którzy wolą ratować niż kogoś skroic za leczenie tylko bo czują pieniądze. I dzięki nim łatwiej było mi to znieść bo po wszystkim powiedzieli ze to był najlepszy moment. Ze ratowalysmy do końca ale nie dalysmy cierpieć. Choć u nas to był wyrok. Z wiekiem i nerkami nikt nie wygra... choć nam udało się mu dać jeszcze rok życia po diagnozie a to jest bardzo długo. Trzymaj się ciepło. Będziesz cierpieć całe życie na wspomnienie o niej ale pierwsze 2 mce są najgorsze. Ja wylam dzień dnia w pracy i w domu.i mnie tez nikt nie rozumiał oprócz siostry.bo to był nasz psiak. Teraz też nie jest łatwo ale po czasie dociera do Cb ze go/jej nie ma i nigdy już nie wróci i wtedy przychodzi pogodzenie się z tym podświadomie bo w głębi serca nigdy się z tym nie pogodzisz. Jeśli kochałas całym sercem tak jak ja
Witam ponownie - bardzo dawno mnie tu nie było , miałam ciągle problemy z zalogowaniem się i dziś to w końcu ogarnęłam . U mnie jako tako daje radę po uśpieniu mojego ukochanego psiaka - za kilka dni będzie 5 miesięcy , z jednej strony wydaje mi się że to wieki a z drugiej mam wrażenie jak gdyby jeszcze wczoraj biegał po mieszkaniu . Najgorsze jest chyba u mnie jak zacznę rozmyślać i wspominać i myśle sobie że im więcej czasu upływa to może nie ma tej pierwszej rozpaczy ale jest z każdym dniem większa tęsknota . Tak jak czekasz na kogoś bliskiego po długiej podróży bardzo stęskniona ale jednocześnie cieszysz się że już wraca tak tutaj pojawia się świadomość że ten piesek już nie wróci . Bardzo mi wtedy smutno i ogólnie wydaje mi się , że się zmieniłam od tamtego czasu - nawet trudno mi to opisać , nie wiem , pewne rzeczy już nie są dla mnie ważne inne mi zobojętniały . Kiedyś bym pomyślała - dziewczyno opamiętaj się to tylko pies . Dla mnie to nie był tylko pies - to był mój prawdziwy przyjaciel i w sercu nadal nim jest . Strasznie tęsknie . Pozdrawiam wszystkich i rozumiem też co każdy z was przeżywa osobiście i życzę wam i sobie mimo wszystko trochę uśmiechu na twarzy - może na sercach będzie troszkę lżej
-
- Posty:1
- Rejestracja:21 września 2019, 19:55
Witam wszystkich. W środę straciłam mojego najlepszego przyjaciela Figo , był yorkiem, dla innych psem , dla mnie kimś na równi z człowiekiem. Zginął nagle- uciekł nam, przebiegał przez pasy i rozjechal go samochód. Kiedy zobaczyłam jego drobne ciałko, leżące na chodniku serce pękło mi na pół. Nie umiem sobie z tym poradzić, nie chce żyć. To on wspierał mnie w trudnych momentach życia i on dzielił ze mną każda radość.
Klaudia wiem co przeżywasz. Ja tez darlam sobie włosy z głowy kiedy uspilam Pusia.mimo ze musiałam bo juz bardzo cierpial.tez nie chciałam żyć bo życie w 1 chwili straciło sens.nawet w pracy siedziałam przed komputerem pracowałam i płakałam przez 2 tyg dzień dnia. Myślałam że umrę z tesknoty i rozpaczy.niestety musisz to przetrzymać. Później przywykniesz do tych uczuć i bd ci się wydawać ze jest trochę lepiej... mojego misia nie ma już prawie 10mcy a ja nadal rycze jak teraz to pisze.i wiem ze nawet za 30 lat będę tak samo tęsknić i płakać
Czesc wszystkim. Dawno tutaj nie zaglądałam. Dziś jakos tak mnie wzielo żeby odwiedzić forum i czytam Wasze wpisy:( Od śmierci mojego Kubusia minelo 16 miesięcy... Ale tęsknię za nim każdego dnia tak samo. Najgorszy ból minął bo najgorsze są pierwsze 2 3 miesiące. Nadal cierpię ale jestem już tak oswojona z tym bólem i tęsknotą ze jest już troszkę lepiej niż na początku.Nie beczę już jak wtedy po nocach ale zdarzają się nadal chwilę kiedy wspominam Go, zamyślam się a łzy same napływają do oczu.Nigdy Go nie zapomnę, nigdy nie przestanę kochać tęsknić i myśleć. Był jest i będzie największą miłością mojego życia i nigdy nikt mi go nie zastąpi.Codziennie rano i kładąc się spać przysięgam mu to. Klaudia wiem co przeżywasz:( Mój skarb tez zginął w tragicznym wypadku.To okropne:( Musisz być bardzo silna teraz.Wydaje sie nie możliwe ale przetrwasz to jakoś. z czasem będziesz oswajac sie z tym bólem i będzie wydawał się mniejszy. Choć to tylko złudzenie bo ból i tęsknota nigdy nie miną .Poprostu czas uczy nas żyć z tym.. Bądź silna dla niego.Pomysl ze on jest juz w lepszym świecie, szczęśliwy i wesoły i taka i Ciebie napewno chciałby z góry widzieć. Ja tak o tym myślę i zaciskam pięści każdego dnia żeby jakoś żyć .Próbuje być silna i twarda bo myślę że mój skarbuś wlasnie tego by chciał.Wszyscy musimy byc silni:( nie cofniemy czasu.Mielismy najcudowniejsze pieski które zawsze będą w naszych sercach ale niestety musimy żyć dalej i sie nie poddawać..
-
- Posty:7
- Rejestracja:11 października 2019, 20:14
Witam Państwa, ponad tydzień temu zginął mój 5 miesięczny Dyzio. Wyśliznął się na spacerze z szelek i wbiegł na ulicę. Razem z nim umarło moje serce. Cały czas o nim myśle, widzę go w każdym skrawku mieszkania i na ulicy gdzie chodziliśmy na spacery. Był dla mnie największym szczęściem jakie mnie spotkało i byłam przy nim niewyobrażalnie szczęśliwa. Ogromnie go kocham i czułam, że on też odwzajemnia tą miłość. Był malutkim kundelkiem ok 3kg, dla mnie najpiękniejszym i najmądrzejszym stworzeniem na ziemi.
Byłam w domu kiedy to się stało i cały czas nie mogę sobie wybaczyć, że gdybym tam była do tego by nie doszło. Dyzio był tak mały, że musiał dorosnąć żeby dostać szelki typu guard, które są podobno typowe dla "uciekinierów". Los z nas zakpił bo kiedy to się stało mój chłopak trzymał w ręce właśnie takie nowe szelki, które odebrał z paczkomatu.
Nie umiem sobie poradzić z tą stratą, ból jest niewyobrażalny i aż czuję go fizycznie. Nie mogę sobie wytłumaczyć, że już nigdy nie dam mu buzi w brzuszek i nie będzie się na mnie pchał w nocy. Nie mieści mi się to w głowie i zadaje sobie to samo pytanie co pewnie każdy "dlaczego mnie to spotkało?". Tak długo na niego czekałam, tak strasznie mocno go pokochałam i odszedł tak szybko i tak okrutnie...
Byłam w domu kiedy to się stało i cały czas nie mogę sobie wybaczyć, że gdybym tam była do tego by nie doszło. Dyzio był tak mały, że musiał dorosnąć żeby dostać szelki typu guard, które są podobno typowe dla "uciekinierów". Los z nas zakpił bo kiedy to się stało mój chłopak trzymał w ręce właśnie takie nowe szelki, które odebrał z paczkomatu.
Nie umiem sobie poradzić z tą stratą, ból jest niewyobrażalny i aż czuję go fizycznie. Nie mogę sobie wytłumaczyć, że już nigdy nie dam mu buzi w brzuszek i nie będzie się na mnie pchał w nocy. Nie mieści mi się to w głowie i zadaje sobie to samo pytanie co pewnie każdy "dlaczego mnie to spotkało?". Tak długo na niego czekałam, tak strasznie mocno go pokochałam i odszedł tak szybko i tak okrutnie...
Asiu ja też stracilam ukochanego psiaka.po latach razem i boli niewyobraznie mimo ze to juz 10mcy.nawet nie wyobrażam sobie co Ty czujesz po takiej tragicznej sytuacji.choć decyzja o eutanazji tez nie jest łatwa tak bylo w moim przypadku. Cóż mogę Ci powiedzieć? Musisz przeżyć ta rozpacz choć bd Ci się wydawało ze zwariujesz ze umrzesz z tesknoty i żalu . Chyba nie ma tu osoby tutaj ktora tego nie czula. Tak jak pisałam wcześniej tutaj czas nie leczy ran tylko oswaja z bólem... pisz jeśli Ci to pomoze. Pisz tutaj. Mi to bardzo pomogło bo tu są ludzie którzy Cię rozumieją w 100%. Ja zaglądam tu często. Trzymaj się ciepło. Jestem z Tobą myslami.i nie wstydź się łez nawet jeśli ktoś głupio na to patrzy. Musisz to wypłakac musisz przejść ta żałobę. I przede wszystkim masz do tego pełne prawo.to nie tylko pies to ktoś kto kochał i był kochany