Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

Seiti
Posty:3112
Rejestracja:03 lutego 2011, 10:58
Lokalizacja:Łódź

24 lutego 2012, 13:00

Panie Antoni ostrożnie z lekami, zwłaszcza z tymi którymi można się naćpać(relanium). Ja dalej będę obstawać przy wizycie u psychologa. Po 1 powinien pomóc w leczeni depresji, po 2 wyjdzie Pan z domu. Myślę, że pomoc w schronie do dobry pomysł. Pan musi mieć jakieś zajęcie.
Trzymajcie się wszyscy.
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

24 lutego 2012, 17:58

Ja wiem że leki uzależniają.Biore na dializie silny tramal przeciwbólowy i praktycznie prawie nie działa.W domu teraz bore Hydroxyzyne.Ale widzisz to nie jest takie proste ,bez tego leku byłoby jeszcze cężej.No nie moge,po prostu nie moge sobie poradzic z tym że mojego najlepszego przyjaciela już nie ma.Ale te leki przepisuje mi lekadz z dial;iz,penie rozumie że jest mi teraz bardzo ciężko sie pozbierać.Jutro znowu sie wybieram do Kamusi,,to jest jedyna rzecz na której mi w tej chwili zależy,żeby byc koło jej mogiły i móc zapalic lamppke i połażyć kwiatuszki.Poza tym trzeba tam często jezdzic bo jej mogiła to na razie usypana ziemia metr na pół metra,pewnej wysokosci.A teraz są deszcze wiatry ,będzie sie to rozmywac,położone rzeczy pewnie już porwał wiatr,więc trzeba to uporządkowac,dopóki sie czegoś nie zrobi,ale to trzeba jeszcze troche poczekac,aż będą wyższe temperatury.Chciałbym to zrobic przed Wielkanocą.Rozmawiałem z włascicielem cmentarza to na razie jeszcze nie będą robic.To zrozumiałe bo przecież jeszcze zima i pogoda niepewna.Wychodzic to faktycznie nigdzie nie wychode ,poza dializami,i do banku zrobic opłaty.Może i wizyta u psychologa by mi choc troche pomogła,musze w poniedziałek porozmawiac o tym z lekarzem,jak będe na dializach.Wizyta w scronisku to by był dla mnie koszmar.Mnie w tej chwili chwyta taka żalość w sercu i rozpacz,jak widze psa na ulicy.A jesli nie daj Boże jest to jamniczek,staram sie nie patrzec i od razu wraca wspomnienie że przecież tak niedawno ja też tak chodziłem z moją Kamusią na smyczy.To jest makabra.Z jednej strony rozumiem że pies nie żyje wiecznie,i jak osiągnie już pewien wiek,przychodzi sie z nim rozstać,ale z drugiej strony nie potrafie sie z tym pogodzic.Błędne koło.Taki syf jak jest w mieszkaniu to był tylko w 2006 roku jak 2 miesiące leżałem w szpitalu,po przeszczepie.Mama m sobie nie radziła,bo przecież zajmowała sie Kamą ,przyjeżdzała do mnie to już nie miała siły żeby jeszcze sie brac za sprzątanie.Ale mnie jest wszystko jedno,nie mam żadnej chęci a nawet nie widze potrzeby że ma byc posprzątane.Przedtem było zupełnie inaczej,nie żebym latał ze scierką jak zobaczyłem troche kurzu,ale sprzątałem regularnie bo lubie czystość.Może faktycznie cos sie zaczyna ze mną dziac.Nie wiem.Wczoraj sprzedałem rower,bo w okresie wiosenno-letnim wychodziłem 2 lub 3 razy w tygodniu że sie rozruszac,tak nawet lekarz zalecał.Teraz już mi przeszła ochota i chęc na wszystko,poza odwiedzaniem grobku Kamusi.Do niej będe zawsze jezdził,czy bede miał bóle czy nie,są proszki.To jest jedyne miejsce gdzie mniej boli serce jak mam swiadomość że jestem bliżej mojej kochanej Kamci.
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

26 lutego 2012, 15:07

Ja musze szukac pomocy u psychiatry ,sam nie dam sobie rady.Cały czas frusstracja,przygnębienie poczucie beznadzieji.Nic i nikt nie jest w stanie mnie rozweselic.To jest życie w smiadomosci że nic już nie będzie takie jak przed 19 stycznia,że wszystko sie zawaliło.Wszystko mi zobojętniało,nie ma we mnie żadnej chęci do zrobienia czegokolwiek,czy to w domu czy poza nim ,jak również wokół siebie.Unikam ludzi ,nie chce z nimi kontaktu,gdyż żyją swoim życiem,zaczynają opowiadac jakieś smieszne rzeczy,a ja tego nie moge znieść.Hydroxyzyna nie za bardzo mi pomaga,raczej zamula i powoduje senność.Psychiatra pewnie zapisze mi coś innego,tylko nie wiem czy ja to będe mógł brac,przy swojej chorobie
Seiti
Posty:3112
Rejestracja:03 lutego 2011, 10:58
Lokalizacja:Łódź

26 lutego 2012, 17:45

Panie Antoni, psycholog wystarczy. Mniemam że nie jest Pan chory psychicznie żeby chodzić do psychiatry.
Co do leków... uzależnienie uzależnieniem ale chodzić codziennie naćpanym. Może Pan sobie nie zdaje sprawy ale relanium można się naćpać tak samo jak tabl na kaszel czy thiocodinem. Bardzo ostrożnie z lekami, tak samo jak z alkoholem, a już połączenie tych dwóch rzeczy absolutnie zabronione.
O ile dobrze przeczytałam to jest Pan z Warszawy, w stolicy musi być jakiś dobry psycholog. Proszę zacząć walczyć o siebie.
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

26 lutego 2012, 18:25

Nie chodzi o chorobe psychiczną,ale o depresje.A ja własnie mam wiele oznak na to wskazujących.Psycholog jest w stanie tylko porozmawiac,a psychiatra jesli po rozmowie uzna że potrzebna jest jakaś terapia,to mi ją zaleci.Psychologowi nie wolno przepisywac leków leczących depresje.Naprawde jest mi coraz trudniej jakos funkcjonowac,nie mówiąc już o normalnym funkcjonowaniu.Sam sobie nie poradze.Leki leczące depresje nie są lekami uzależniającymi i można przestac je brac po osiągnieciu jakiegos efektu.Psychika każdego człowieka jest inna,i każdy inaczej reaguje na pewne wydarzenia w jego życiu
Seiti
Posty:3112
Rejestracja:03 lutego 2011, 10:58
Lokalizacja:Łódź

26 lutego 2012, 18:45

Psycholog leczy przez rozmowę. Może pomoże rozmowa ze specjalistą, Pana wątroba ma już dość leków...
Panie Antoni miałam ciężką depresję w wieku 15-19 lat. Zaczęło się od anoreksji a skończyło na ciężkim okaleczaniu... wegetowałam w zupełnie innym świecie, nie wiedziałam nawet co się dzieje wokół mnie. Nie poszłam do żadnego lekarza, w sumie skrzętnie ukrywałam swoje choroby... teraz żałuję. Nie pamiętam kilku lat ze swojego życia, ono po prostu nie istniało. Mam totalną pustkę, zero wspomnień... oprócz bólu. Nie życzę nikomu takiej wegetacji... marnowania życia.
Jutro jest poniedziałek, więc marsz do lekarza! Musi Pan zacząć żyć od nowa, życie jest za krótkie żeby je marnować na zawieszenie.
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

26 lutego 2012, 19:16

No własnie jutro jest poniedziałek,więc do lekarza musze isc ,bo przecież dializa.A leki i tak cały czas musze różne brac.Potrafie sobie wyobrazic przez co Pani przechodziła bo sam również przez to przechodziłem,również ciężkie bardzo stany,i będe przechodził już do konca życia.I własnie dlatego oprócz tego codziennego borykania sie od wielu lat ze skutkami moich chorób,jak jaszcze zwali sie na głowe taka tragedia ,jak smierc największego przyjaciela,to ja już w takiej sytuacji jestem bezsilny.Musi mnie ktoś wysłuchac,ktoś kto w tym kierunku najlepsze kompetencje.I mysle że własnie psychiatra będzie najlepszy.Zresztą ja już miałem rozmowe z psychiatrą.Było to prawie 6 lat temu po trzecim przeszczepie i wszystko sie strasznie chrzaniło,co chwile lądowałem w szpitalu.Już byłem kompletnie załamany i na skraju wyczerpania nerwowego.Lekarze w szpitalu widocznie to zauważyli,bo własnie zaproponowali mi rozmowe z psychiatrą.Nie za wiele z niej pamiętam,ale wiem że zadawał bardzo delikatne pytania.Ale czy to cos dało ,tego nie wiem.Wiem tylko że z nerka było coraz gorzej i wkrótce wróciłem na dializy.
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

27 lutego 2012, 17:47

Już sie zapisałem,na 7 marca,do Centrum Terapii Dialog w Warszawie.Przyjmują tam ponoc dobrzy specjalisci z dziedziny psychiatrii.Wybrałem konkretną osobe,o której znalazłem bardzo dobre recenzje od osób ,które sie u niej leczyły.I lekarz z dializy też uznał to za bardzo dobry pomysł.Sama mi wytłumaczyła że taczara goryczy z mojej strony ,spowodowana długotrwałą i przewlekłą choroby,była już wypełniona po same brzegi,i ta tragedia sprzed miesiąca,była tą kroplą ,która przepełniłą tą czare.I w takiej sytuacji konieczne jest zastowanie okreslonego leczenia,bo Relanium i Hydroxyzyna napewno nie pomogą.W czwartek przychodzi do mnie dwóch kolegów,może to będzie jakas odskocznia od tych ciągłych rozmyslań.Znamy sie jeszcze ze szkoły sredniej,było nas czterech,spotykalismy sie co jakis czas.Napisałem że było,bo jeden,najmłodszy z nas ,miał 47 lat jak zginął w wypadku samochodowym w 2009 roku.Tylko on jeden z nas był żonaty i miał córke..Tak w tym życiu jest ,tragedie zdarzają sie codziennie,nie ma pewnie rodziny której by nie dotknęła jakaś tragedia
Awatar użytkownika
Dardamell
Posty:1137
Rejestracja:20 września 2011, 19:04

28 lutego 2012, 07:51

.
Ostatnio zmieniony 27 stycznia 2013, 11:00 przez Dardamell, łącznie zmieniany 1 raz.
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

28 lutego 2012, 10:22

Mam taką nadzieje że to mi pomoże.Jak sie czyta ludzi leczących depresje,odpowiednie leki potrafią pomóc a napewno złagodzic ten stan w jakim sie jest.Sam napewno sie z tym nie uporam.Poza tym sama rozmowa z takim specjalistą też dużo daje.Najgorsza jest ta pustka,głucha cisza,w mieszkaniu ,jak w trumnie.Włączam telewizor,żeby grał,nawet jak sie nie patrzy,bo inaczej by człowiek zwariowałPodobno czas leczy rany,może i tak ,ale napewno musi miąć długi czas.I napewno nie wyleczy tej rany,może co najwyżej zaleczyc.Na razie po ponad miesiącu jest własciwie prawie tak jak w pierwszych dniach.Jak jeden dzień jest troche spokojniejszy to już w następnym człowiek ryczy jak zacznie wspominac.Naprawde Męka Pańska.Dlaczego człowiek łatwiej przyjmuje smierc bliskiej osoby w podeszłym wieku niż smierc psa w porównywalnym wieku??????Nie wiem.Może jedną z przyczyn jest to że te lata dane psu tak szybko mijają i jest ich tak niewiele w porównaniu do człowieka.Ja to rozumiem tak ,że człowiek w pewnym momencie po latach pobytu psa ,tak mocno sie do niego przywiązuje że nie dociera do jego swiadomosci że przyjdzie taki moment że tego psa zabraknie,i nietety ten moment przychodzi za szybko niż bysmy oczekiwaliTak naprawde to każdy moment odejscia psa jest zły,póki my żyjemy.Tym najlepszym momentem odejscia psa byłby dzien po naszej smierci.Wtedy już nie musielibysmy przeżywac twgo bólu i cierpienia bo dalej bylibysmy razem.Ale niestety nie wszystko w życiu jest tak jak bysmy chcieli.A własciwie tak jak bysmy chcieli jest bardzo niewiele,dżo więcej jest tego czegobysmy nie chcieli.
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

28 lutego 2012, 16:45

To już ostatnia deska ratunku,bo jak do tej pory to leczą mnie yulko codziennie 3 puszki piwa,hydroxyzyna,słuchawki na ucszach i słuchanie joy division
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

28 lutego 2012, 16:53

Ni i oczywiscie The Doors.Ale nie macie pojęcia jaka to super terapia.Na daną chwile nie widze innej,a czy to jest na krótką czy na długą mete,jest mi wszystko jedno.
Awatar użytkownika
Dardamell
Posty:1137
Rejestracja:20 września 2011, 19:04

28 lutego 2012, 17:17

.
Ostatnio zmieniony 27 stycznia 2013, 11:00 przez Dardamell, łącznie zmieniany 1 raz.
antoni50
Posty:116
Rejestracja:19 stycznia 2012, 18:08

28 lutego 2012, 18:11

Joy Division to totalna destrukcja.Ian Curtis w wieku 24 lat popełnił samobójstwo,nie mogąc sobie poradzic z epilepsją i załamaniem nerwowym.Ale muzyka super,chociaż pewnie nie każdy tak powie,bo strasznie dołująca.
Awatar użytkownika
Dardamell
Posty:1137
Rejestracja:20 września 2011, 19:04

28 lutego 2012, 18:21

.
Ostatnio zmieniony 27 stycznia 2013, 11:00 przez Dardamell, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 25 gości