Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Rozumiem Twój ból, naprawdę. Każdy, kto kocha swojego psa jak członka rodziny, czuje podobnie w takiej sytuacji. Ważne jest, by pamiętać, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś, w tamtym momencie. Weterynarz uspokoił Cię, że Puszek będzie żyć, więc nie miałaś powodów, by myśleć inaczej. Nie obwiniaj się - Twoje intencje były dobre.
-
- Posty:2
- Rejestracja:30 stycznia 2025, 19:23
Bardzo wszystkim tutaj na forum współczuję straty.
I łączę się w bólu .
Dziś mija 10 dzień od odejścia mojego wiernego przyjaciela, serce krwawi nie umiem funkcjonować normalnie ciagle płacze zasypiam licząc bo inaczej ciagle mam przed oczami go i to że mu nie pomogłam oraz jego ostanie dni gdy tak cierpiał. Najgorsze są powroty do domu . Fruguś miał niecałe 6 lat . Nigdy nie chorował nie wymiotował ani nie miał biegunek . Wnosił pełno radości do domu , uwielbialiśmy go. Codzienie w pracy opowiadałam co znowu wykombinował bo był trochę charakterny zawsze się śmialiśmy że on nas sobie wychował . Zawsze wołałam do niego synuś mamusi bo z całej rodzinny najbardziej upodobał sobie mnie.
Około 16 grudnia , Fruguś zaczął się trząść jakby z zimna zrobił się taki bez energi. Pojechaliśmy do weterynarza, zbadał i stwierdził zapalenie spojówek i gorączkę dał zastrzyk , syrop i krople do domu .Frugo już tego samego dnia wrócił do formy. Po świętach znów zaczął być osowiały do tego doszły popiskiwanie jakby z bólu . Pojechaliśmy do weterynarza dał zastrzyki i kazał wrócić na badania na czczo. Wykonaliśmy badanie krwi pakiet rozszerzony , wyszło że ma podwyższone wyniki wątroby zlecono nam usg . Z USG wyszło wszystko w porządku. A że piesek czuł się dobrze to kazali tylko powtórzyć wyniki po miesiącu. Niestety znowu nastąpiły zmiany w zachowaniu zaczął popiskiwać i chodzić z ogonkiem i główką w dół oraz grzbiet wygięty. Pojechaliśmy znowu do weterynarza. Zbadał i stwierdził że wątrobowe objawy pewnie się zaostrzyły .Dał kilka zastrzyków , tabletki na wątrobę żeby podawać w domu i mieliśmy zrobić mu dietę. Wszystko wróciło do normy odzyskał mnóstwo Energi nie było po nim widać żeby coś mu dolegało. Apety miał duży i nowa karma wątrobowa bardzo mu smakowała .Myśleliśmy że już będzie dobrze . Niestety minęły zaledwie 5 dni i objawy znowu się pojawiły przestał jeść i pić .Pojechaliśmy do Kliniki .
Weterynarz zbadał go i obejrzał wyniki , powiedział że na pewno to nie jest z wątroba, bo nie ma przy tym takich bóli . Obstawiał refluks lub wrzody . Kazał znaleść gastrologa i jechać na wizytę tam. Wizyte udało nam się załatwić na poniedziałki bo to była sobota .Wróciliśmy do domu w nocy , przestał piszczeć lepiej chodził ale był całą noc niespokojny . W niedzielę niestety stan się pogorszył doszły objawy nietrzymania równowagi. Pojechaliśmy znowu do kliniki weterynarz odrazu po jego postawie zauważyła że ma mocny ból ale trudno zlokalizować go ,bo przy badaniach nigdy nie piszczał . Weterynarz powiedział że musimy znaleść źródło tego bólu bo widział że bardzo cierpi , zrobił dodatkowe badania na berlioze i trzustka oraz krew ogólną . Wyniki idealne nawet wątrobowe się polepszyły. Zlecił usg tam też czysto .
Wiedział że mamy wizytę na następny dzień u gastrologa więc myślał że tam może znajdą powód. A że nasz kochany nie jadł i nie pił już drugi dzień , zalecił zostawienia go do jutra na kroplówkach . Z bólem serca zostawiłam ,myślałam że to mu pomoże. Gdy go odbieraliśmy był w gorszym stanie taki beż sił nawet nie cieszył się na nasz widok. Jechaliśmy odrazu do gastrologa , ten stwierdził że na pewno to nie są objawy gastrologiczne bo były by przy tym wymioty lub biegunki . Zrobił usg aby potwierdzić i dodatkowe badania krwi .
Zawołał neurologa który go zbadał i powiedział że może to być problem z dyskiem lub bakterią w mózgu. Zalecił zrobinie rezonansu i pobradnia płynu rdzeniowo mózgowego ale trzabyło go pierw postawić do formy bo był bardzo osłabiony dostał zastrzyk i kroplówkę .A wynik u gastrologa z krwi wyszły że ma stan zapalny oraz niski poziom potasu . Dostaliśmy receptę na potas i leki przeciwbólowe. Oraz udało nam się znaleśc klinikie w której mieliśmy termin rezonansu za dwa dni.
Wróciliśmy do domu,niestety nie było aż tak dobrze troszkę zjadł i przyjął leki i napił się wody ale dalej chodził niespokojny i zaczą się potykać i wchodzić na ściany oraz tracić równowagę. Myśleliśmy że te wszystkie leki tak na niego działają ale niestety niecałe 4 godziny od przyjazdu do domu Fruguś odszedł . Bardzo cierpię zarzucam sobie że może gdybyśmy pojechaliśmy do innego weterynarza to może udało by się go zdiagnozować i by był dziś z nami . Chodź badało go około 8 weterynarzy .Ale może gdybyśmy wybrali inną klinike wciąż zadaję sobie te pytanie ? W te dwa ostatnie dni każdy z nich powtarzał że nie jest umierający jest poprostu w bólu . SERCE MI PĘKŁO to tak mocno boli nie umiem dojść do siebie tak strasznie ciężko. Jeszcze dochodzą wyrzuty że w ostatnich minutach nie byłam przy nim chodź on
w tedy tylko do mnie lgnął, ale mąż przejoł opiekę i kazał mi się przespać bo szłam rano do pracy . To tak bardzo boli nie wiem jak sobie poradzić ...
I łączę się w bólu .
Dziś mija 10 dzień od odejścia mojego wiernego przyjaciela, serce krwawi nie umiem funkcjonować normalnie ciagle płacze zasypiam licząc bo inaczej ciagle mam przed oczami go i to że mu nie pomogłam oraz jego ostanie dni gdy tak cierpiał. Najgorsze są powroty do domu . Fruguś miał niecałe 6 lat . Nigdy nie chorował nie wymiotował ani nie miał biegunek . Wnosił pełno radości do domu , uwielbialiśmy go. Codzienie w pracy opowiadałam co znowu wykombinował bo był trochę charakterny zawsze się śmialiśmy że on nas sobie wychował . Zawsze wołałam do niego synuś mamusi bo z całej rodzinny najbardziej upodobał sobie mnie.
Około 16 grudnia , Fruguś zaczął się trząść jakby z zimna zrobił się taki bez energi. Pojechaliśmy do weterynarza, zbadał i stwierdził zapalenie spojówek i gorączkę dał zastrzyk , syrop i krople do domu .Frugo już tego samego dnia wrócił do formy. Po świętach znów zaczął być osowiały do tego doszły popiskiwanie jakby z bólu . Pojechaliśmy do weterynarza dał zastrzyki i kazał wrócić na badania na czczo. Wykonaliśmy badanie krwi pakiet rozszerzony , wyszło że ma podwyższone wyniki wątroby zlecono nam usg . Z USG wyszło wszystko w porządku. A że piesek czuł się dobrze to kazali tylko powtórzyć wyniki po miesiącu. Niestety znowu nastąpiły zmiany w zachowaniu zaczął popiskiwać i chodzić z ogonkiem i główką w dół oraz grzbiet wygięty. Pojechaliśmy znowu do weterynarza. Zbadał i stwierdził że wątrobowe objawy pewnie się zaostrzyły .Dał kilka zastrzyków , tabletki na wątrobę żeby podawać w domu i mieliśmy zrobić mu dietę. Wszystko wróciło do normy odzyskał mnóstwo Energi nie było po nim widać żeby coś mu dolegało. Apety miał duży i nowa karma wątrobowa bardzo mu smakowała .Myśleliśmy że już będzie dobrze . Niestety minęły zaledwie 5 dni i objawy znowu się pojawiły przestał jeść i pić .Pojechaliśmy do Kliniki .
Weterynarz zbadał go i obejrzał wyniki , powiedział że na pewno to nie jest z wątroba, bo nie ma przy tym takich bóli . Obstawiał refluks lub wrzody . Kazał znaleść gastrologa i jechać na wizytę tam. Wizyte udało nam się załatwić na poniedziałki bo to była sobota .Wróciliśmy do domu w nocy , przestał piszczeć lepiej chodził ale był całą noc niespokojny . W niedzielę niestety stan się pogorszył doszły objawy nietrzymania równowagi. Pojechaliśmy znowu do kliniki weterynarz odrazu po jego postawie zauważyła że ma mocny ból ale trudno zlokalizować go ,bo przy badaniach nigdy nie piszczał . Weterynarz powiedział że musimy znaleść źródło tego bólu bo widział że bardzo cierpi , zrobił dodatkowe badania na berlioze i trzustka oraz krew ogólną . Wyniki idealne nawet wątrobowe się polepszyły. Zlecił usg tam też czysto .
Wiedział że mamy wizytę na następny dzień u gastrologa więc myślał że tam może znajdą powód. A że nasz kochany nie jadł i nie pił już drugi dzień , zalecił zostawienia go do jutra na kroplówkach . Z bólem serca zostawiłam ,myślałam że to mu pomoże. Gdy go odbieraliśmy był w gorszym stanie taki beż sił nawet nie cieszył się na nasz widok. Jechaliśmy odrazu do gastrologa , ten stwierdził że na pewno to nie są objawy gastrologiczne bo były by przy tym wymioty lub biegunki . Zrobił usg aby potwierdzić i dodatkowe badania krwi .
Zawołał neurologa który go zbadał i powiedział że może to być problem z dyskiem lub bakterią w mózgu. Zalecił zrobinie rezonansu i pobradnia płynu rdzeniowo mózgowego ale trzabyło go pierw postawić do formy bo był bardzo osłabiony dostał zastrzyk i kroplówkę .A wynik u gastrologa z krwi wyszły że ma stan zapalny oraz niski poziom potasu . Dostaliśmy receptę na potas i leki przeciwbólowe. Oraz udało nam się znaleśc klinikie w której mieliśmy termin rezonansu za dwa dni.
Wróciliśmy do domu,niestety nie było aż tak dobrze troszkę zjadł i przyjął leki i napił się wody ale dalej chodził niespokojny i zaczą się potykać i wchodzić na ściany oraz tracić równowagę. Myśleliśmy że te wszystkie leki tak na niego działają ale niestety niecałe 4 godziny od przyjazdu do domu Fruguś odszedł . Bardzo cierpię zarzucam sobie że może gdybyśmy pojechaliśmy do innego weterynarza to może udało by się go zdiagnozować i by był dziś z nami . Chodź badało go około 8 weterynarzy .Ale może gdybyśmy wybrali inną klinike wciąż zadaję sobie te pytanie ? W te dwa ostatnie dni każdy z nich powtarzał że nie jest umierający jest poprostu w bólu . SERCE MI PĘKŁO to tak mocno boli nie umiem dojść do siebie tak strasznie ciężko. Jeszcze dochodzą wyrzuty że w ostatnich minutach nie byłam przy nim chodź on
w tedy tylko do mnie lgnął, ale mąż przejoł opiekę i kazał mi się przespać bo szłam rano do pracy . To tak bardzo boli nie wiem jak sobie poradzić ...
Dziękuję za dobre słowa, ale wiem że to moja wina. Mogłam zrezygnować z wyjazdu, pójść do Kliniki zamiast stałego weterynarza . Puszek mógł żyć , dwie godziny zadycydowały o wszystkim. Teraz został mi ból, wyrzuty i ciężkie chwilę. Sama jestem sobie winna, myślałam, że uda się wszystko załatwić w danym dniu. Los kazał mi zapłacić za to zbyt wysoką karę.Franex2 pisze: ↑27 stycznia 2025, 16:47Rozumiem Twój ból, naprawdę. Każdy, kto kocha swojego psa jak członka rodziny, czuje podobnie w takiej sytuacji. Ważne jest, by pamiętać, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś, w tamtym momencie. Weterynarz uspokoił Cię, że Puszek będzie żyć, więc nie miałaś powodów, by myśleć inaczej. Nie obwiniaj się - Twoje intencje były dobre.
-
- Posty:3
- Rejestracja:10 lutego 2025, 22:07
Moje serce pękło na 1 mln kawałków po odejściu mojego Dyzia. Nie mogę się podnieść ani poradzić po jego śmierci. Był ze mną 14 lat a okrutna choroba w błyskawicznym tempie zmiotła go na tyle, że nie mogłam podjąć innej decyzji, niż podjęłam chroniąc go od cierpienia.
Koniec jego cierpienia stał się początkiem mojego. Ciągle się obwiniam, że może mogłam zauważyć coś niepokojącego wcześniej albo zareagować inaczej.
Nie wiem jak bez niego mam żyć.
25 stycznia nastąpił mój mały koniec świata…
Koniec jego cierpienia stał się początkiem mojego. Ciągle się obwiniam, że może mogłam zauważyć coś niepokojącego wcześniej albo zareagować inaczej.
Nie wiem jak bez niego mam żyć.
25 stycznia nastąpił mój mały koniec świata…
-
- Posty:3
- Rejestracja:10 lutego 2025, 22:07
Jak bardzo rozumiem ten ból i to ciągłe obwinianie się. Gdybym poszła 2 godziny wcześniej, gdybym poszła do innego weterynarza, gdybym… a prawda jest taka, że uczyniliśmy WSZYSTKO co się w danym momencie dało zrobić. Nie ma tutaj w tym naszej winy… bardzo mi przykro, że przez to co przechodzisz - łączę się w tym bólu, gdyż sama go w tej chwili mam i wiem aż za dobrze, jak bardzo to boli…Puszek mógł żyć , dwie godziny zadycydowały o wszystkim. Teraz został mi ból, wyrzuty i ciężkie chwilę. Sama jestem sobie winna, myślałam, że uda się wszystko załatwić w danym dniu. Los kazał mi zapłacić za to zbyt wysoką karę.
Współczuję śmierci Pani pieska. Mogę tylko pozazdrościć wieku. Mój mój mial tylko 10 lat.Dziś byłam u weterynarz i powiedział ,że dal sterydy na atak serca , nie poznał udaru, dlatego Puszkowi nie pomagało i dostał padaczki. Jest mi bardzo ciężko , dużo czytam o udarach u piesów i one wychodzą z tego . Ja pojechalam zaraz po udarze do weterynarza z 30 letnią praktyką i straciłam psa.OlkaFasolka pisze: ↑10 lutego 2025, 23:04Moje serce pękło na 1 mln kawałków po odejściu mojego Dyzia. Nie mogę się podnieść ani poradzić po jego śmierci. Był ze mną 14 lat a okrutna choroba w błyskawicznym tempie zmiotła go na tyle, że nie mogłam podjąć innej decyzji, niż podjęłam chroniąc go od cierpienia.
Koniec jego cierpienia stał się początkiem mojego. Ciągle się obwiniam, że może mogłam zauważyć coś niepokojącego wcześniej albo zareagować inaczej.
Nie wiem jak bez niego mam żyć.
25 stycznia nastąpił mój mały koniec świata…
Zrobiła Pani wszystko co mogła dla swojego pieska. Nie powinna mieć Pani wyrzutów sumienia ,bo ratowała go do końca. Szkoda,że tyłu wete. nie znalazło przyczyny choroby.AgaaaA0612 pisze: ↑30 stycznia 2025, 19:46Bardzo wszystkim tutaj na forum współczuję straty.
I łączę się w bólu .
Dziś mija 10 dzień od odejścia mojego wiernego przyjaciela, serce krwawi nie umiem funkcjonować normalnie ciagle płacze zasypiam licząc bo inaczej ciagle mam przed oczami go i to że mu nie pomogłam oraz jego ostanie dni gdy tak cierpiał. Najgorsze są powroty do domu . Fruguś miał niecałe 6 lat . Nigdy nie chorował nie wymiotował ani nie miał biegunek . Wnosił pełno radości do domu , uwielbialiśmy go. Codzienie w pracy opowiadałam co znowu wykombinował bo był trochę charakterny zawsze się śmialiśmy że on nas sobie wychował . Zawsze wołałam do niego synuś mamusi bo z całej rodzinny najbardziej upodobał sobie mnie.
Około 16 grudnia , Fruguś zaczął się trząść jakby z zimna zrobił się taki bez energi. Pojechaliśmy do weterynarza, zbadał i stwierdził zapalenie spojówek i gorączkę dał zastrzyk , syrop i krople do domu .Frugo już tego samego dnia wrócił do formy. Po świętach znów zaczął być osowiały do tego doszły popiskiwanie jakby z bólu . Pojechaliśmy do weterynarza dał zastrzyki i kazał wrócić na badania na czczo. Wykonaliśmy badanie krwi pakiet rozszerzony , wyszło że ma podwyższone wyniki wątroby zlecono nam usg . Z USG wyszło wszystko w porządku. A że piesek czuł się dobrze to kazali tylko powtórzyć wyniki po miesiącu. Niestety znowu nastąpiły zmiany w zachowaniu zaczął popiskiwać i chodzić z ogonkiem i główką w dół oraz grzbiet wygięty. Pojechaliśmy znowu do weterynarza. Zbadał i stwierdził że wątrobowe objawy pewnie się zaostrzyły .Dał kilka zastrzyków , tabletki na wątrobę żeby podawać w domu i mieliśmy zrobić mu dietę. Wszystko wróciło do normy odzyskał mnóstwo Energi nie było po nim widać żeby coś mu dolegało. Apety miał duży i nowa karma wątrobowa bardzo mu smakowała .Myśleliśmy że już będzie dobrze . Niestety minęły zaledwie 5 dni i objawy znowu się pojawiły przestał jeść i pić .Pojechaliśmy do Kliniki .
Weterynarz zbadał go i obejrzał wyniki , powiedział że na pewno to nie jest z wątroba, bo nie ma przy tym takich bóli . Obstawiał refluks lub wrzody . Kazał znaleść gastrologa i jechać na wizytę tam. Wizyte udało nam się załatwić na poniedziałki bo to była sobota .Wróciliśmy do domu w nocy , przestał piszczeć lepiej chodził ale był całą noc niespokojny . W niedzielę niestety stan się pogorszył doszły objawy nietrzymania równowagi. Pojechaliśmy znowu do kliniki weterynarz odrazu po jego postawie zauważyła że ma mocny ból ale trudno zlokalizować go ,bo przy badaniach nigdy nie piszczał . Weterynarz powiedział że musimy znaleść źródło tego bólu bo widział że bardzo cierpi , zrobił dodatkowe badania na berlioze i trzustka oraz krew ogólną . Wyniki idealne nawet wątrobowe się polepszyły. Zlecił usg tam też czysto .
Wiedział że mamy wizytę na następny dzień u gastrologa więc myślał że tam może znajdą powód. A że nasz kochany nie jadł i nie pił już drugi dzień , zalecił zostawienia go do jutra na kroplówkach . Z bólem serca zostawiłam ,myślałam że to mu pomoże. Gdy go odbieraliśmy był w gorszym stanie taki beż sił nawet nie cieszył się na nasz widok. Jechaliśmy odrazu do gastrologa , ten stwierdził że na pewno to nie są objawy gastrologiczne bo były by przy tym wymioty lub biegunki . Zrobił usg aby potwierdzić i dodatkowe badania krwi .
Zawołał neurologa który go zbadał i powiedział że może to być problem z dyskiem lub bakterią w mózgu. Zalecił zrobinie rezonansu i pobradnia płynu rdzeniowo mózgowego ale trzabyło go pierw postawić do formy bo był bardzo osłabiony dostał zastrzyk i kroplówkę .A wynik u gastrologa z krwi wyszły że ma stan zapalny oraz niski poziom potasu . Dostaliśmy receptę na potas i leki przeciwbólowe. Oraz udało nam się znaleśc klinikie w której mieliśmy termin rezonansu za dwa dni.
Wróciliśmy do domu,niestety nie było aż tak dobrze troszkę zjadł i przyjął leki i napił się wody ale dalej chodził niespokojny i zaczą się potykać i wchodzić na ściany oraz tracić równowagę. Myśleliśmy że te wszystkie leki tak na niego działają ale niestety niecałe 4 godziny od przyjazdu do domu Fruguś odszedł . Bardzo cierpię zarzucam sobie że może gdybyśmy pojechaliśmy do innego weterynarza to może udało by się go zdiagnozować i by był dziś z nami . Chodź badało go około 8 weterynarzy .Ale może gdybyśmy wybrali inną klinike wciąż zadaję sobie te pytanie ? W te dwa ostatnie dni każdy z nich powtarzał że nie jest umierający jest poprostu w bólu . SERCE MI PĘKŁO to tak mocno boli nie umiem dojść do siebie tak strasznie ciężko. Jeszcze dochodzą wyrzuty że w ostatnich minutach nie byłam przy nim chodź on
w tedy tylko do mnie lgnął, ale mąż przejoł opiekę i kazał mi się przespać bo szłam rano do pracy . To tak bardzo boli nie wiem jak sobie poradzić ...
Łączę się w bólu ,ponieważ przechodzę również stratę przyjaciela, tylko ,że ja będę miała do końca życia wyrzuty sumienia i muszę z tym żyć.,pomimo że Puszek trafił od razu do weterynarza. Ten jednak się nie poznał .
-
- Posty:2
- Rejestracja:30 stycznia 2025, 19:23
Jest tak że jak trafiamy do weterynarza to im ufamy , my niestety się nie znamy .
Pani zrobiła dla puszka to co mogła bo nie przepuszczała pani że weterynarz się myli .
Łatwo mi mówić że to nie pani wina jak ja sama cały czas zadręczam się że mogłam zrobić coś więcej. We wtorek minie miesiąc a ja dalej nie mogę dojść do siebie . Jak zdrowy piesek który nigdy nie chorował nie miał biegunek ani wymiotów i nagle go niema. Codziennym ból nie do zniesienia .
Pani zrobiła dla puszka to co mogła bo nie przepuszczała pani że weterynarz się myli .
Łatwo mi mówić że to nie pani wina jak ja sama cały czas zadręczam się że mogłam zrobić coś więcej. We wtorek minie miesiąc a ja dalej nie mogę dojść do siebie . Jak zdrowy piesek który nigdy nie chorował nie miał biegunek ani wymiotów i nagle go niema. Codziennym ból nie do zniesienia .
-
- Posty:3
- Rejestracja:10 lutego 2025, 22:07
To prawda, 14 lat do ładny wiek dla psa ale mimo wszystko jest to wciąż za krótko i liczyłam na kilka jeszcze wspólnych lat. Tym bardziej, że przedstawiciele jego rasy - yorki - dożywają czasem 17-18 lat. Był to zdrowy piesek, nie chorował mi często ani nie miał żadnych większych dolegliwości. Dlatego też nie myślałam - a właściwie to nie dopuszczałam myśli - że kiedyś może go zabraknąć. Kiedy nastąpiło najgorsze byłam w takim szoku, że do dziś nie wierzę w to co się stało.
To samo co u Pani - zdrowy piesek i nagle go nie ma. Dziś mijają 3 tygodnie a rana wciąż boli i miewam napady smutku i płaczu, np. W w sklepie przy półkach z produktami dla zwierząt, gdzie kilka razy w tygodniu kupowałam mu różne przysmaki, idąc parkiem „naszą” spacerową trasą, widząc jego rzeczy w domu, których do dziś nie byłam w stanie schować i zabrać.
To samo co u Pani - zdrowy piesek i nagle go nie ma. Dziś mijają 3 tygodnie a rana wciąż boli i miewam napady smutku i płaczu, np. W w sklepie przy półkach z produktami dla zwierząt, gdzie kilka razy w tygodniu kupowałam mu różne przysmaki, idąc parkiem „naszą” spacerową trasą, widząc jego rzeczy w domu, których do dziś nie byłam w stanie schować i zabrać.
Jest ciężko pogodzić się ze śmiercią Puszka, tęsknię za nim i jednocześnie myślę o dniu który wszystko zmienił. Cały czas dręczą mnie wyrzuty , jakbyś jakąś siła sterowała wówczas nami : zła diagnoza, mój wyjazd, Puszek dostał ataku padaczki w połowie drogi. Wszystko ułożyło się tak, by Puszek nie przeżył.OlkaFasolka pisze: ↑15 lutego 2025, 19:13To prawda, 14 lat do ładny wiek dla psa ale mimo wszystko jest to wciąż za krótko i liczyłam na kilka jeszcze wspólnych lat. Tym bardziej, że przedstawiciele jego rasy - yorki - dożywają czasem 17-18 lat. Był to zdrowy piesek, nie chorował mi często ani nie miał żadnych większych dolegliwości. Dlatego też nie myślałam - a właściwie to nie dopuszczałam myśli - że kiedyś może go zabraknąć. Kiedy nastąpiło najgorsze byłam w takim szoku, że do dziś nie wierzę w to co się stało.
To samo co u Pani - zdrowy piesek i nagle go nie ma. Dziś mijają 3 tygodnie a rana wciąż boli i miewam napady smutku i płaczu, np. W w sklepie przy półkach z produktami dla zwierząt, gdzie kilka razy w tygodniu kupowałam mu różne przysmaki, idąc parkiem „naszą” spacerową trasą, widząc jego rzeczy w domu, których do dziś nie byłam w stanie schować i zabrać.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości