Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Antoni nikt nie neguje twojej decyzji .Są ludzie którzy biorą od razu psa ,niektórzy po długim czasie .Ja też obiecywałam sobie że juz nigdy przenigdy a jednak wziełam bo nie mogłam wytrzymać ciszy w domu chociaż jeden pies jeszcze był .Każdy inaczej reaguje .Ból jest chyba taki sam u wszystkich którzy kochają zwierzęta .
Witam. Antoni,specjalnie dla Ciebie przytaczam kilka zwrotek pieknego wiersza. Wiem ,że nie jesteś w stanie wyobrazić sobie sytuacji,że przygarniasz nowa psinę, dlatego przeczytaj te słowa. Może inaczej spojrzysz na swój ból. Zapłacz kiedy odejdzie,uroń łzę jedną i drugą i przestań nim słońce wzejdzie,bo On nie odszedł na długo. Potem rozglądnij sie wkoło,ale nie w górę,patrz nisko,,może wystarczy zawołać,On może być już blisko.A jeśli ktoś mi zarzuci,że świat widze w krzywym zwierciadle,to ja powtórzę,On wróci,choc może w innym futerku. Dodam tylko że nasz nowy piesek wybiera sobie te same miejsca co Lenusia.Mało tego ,gdy patrzy na mnie to naprawdę widzę w jej spojrzeniu znajomy błysk. Wierzymy że Lena pomogła nam wybrać właśnie tego a nie innego pieska.Wierzymy również,że część Jej duszy jest teraz w nowym piesku.Dzięki temu,wszystko ma sens.Tak myślę i niech tak właśnie zostanie. Pozdrawiam serdecznie.
Kama,była naszym trzecim pieskiem,najbardziej kochanym i ostatnim.Sytuacja ludzi tu piszących jest troche inna niż moja.Mają rodziny,wielu domowników w domu,i zazwyczaj nie mają ciężkich przewlekłych chorób.I oby nigdy nie mieli.Naprawde nasze życie,moje i mojej mamy to jest w tej chwili już stąpanie po cienkiej linie.Mama ze względu na wiek,a ja z powodu dializ,które już trwają 22 lata i przecież nie będą trwac w nieskonczonosc.Teraz jeszcze depresja mnie dobiła.Naprawde ja mam swiadomosc że koniec nie bliski.Ale jak kiedys bałem sie smierci tak teraz to sie zmieniło.Po odejsciu Kamusi nie boje sie smierci.Chodzi tylko o to żeby szybko i bezbolesnie,jak moja Kama.Ludzie ,którzy mają rodziny,dzieci,oczywiscie powinny brac nowego pieska jesli czują sie psychicznie na siłach.Przed nimi jeszcze długie lata życia,przedemną niestety już nie.Pewnie zaraz ktos mnie posądzi o czarnowidztwo.Może i tak jest.Ale to wynika z realnej oceny sytuacji i pewnie też z tej depresji.Ale cóz,z losem trzeba sie pogodzic.I jak dziękuje Bogu za to że dał mojej Kamusi prawie 15 i pół roku życia,w dobrej kondycji do konca i spokojne odejscie,tak i dziEkuje Bogu za 30 lat życia w ciężkiej chorobie,bo w tym czasie wielu moich znajomych z dializ i to ludzi młodych już odeszło.Teraz każdy przeżyty miesiąc to już bardzo dużo.
Witam wszystkich na forum... Piszę ponieważ czuję ogromną pustkę po stracie swojej kochanej suni. Półtora tygodnia temu poddałam swoją sunie zabiegu sterylizacji, jednak po pierwszej operacji z rany zaczęła sączyć się krew z ropą. Pojechaliśmy do Pani Weterynarz okazało się że musi być poddana kolejnemu zabiegowi poprawkowemu, po wszystkim okazało się że w środku powstała przepuklina najprawdopodobniej spowodowana tym, że Fionka była bardzo żywiołowym i ruchliwym psiakiem. Następnego dnia po drugiej operacji jej stan się bardzo pogorszył w nocy musiałam zawieźć moją wierna przyjaciółkę do Pani Weterynarz gdyż dostała 42 stopnie gorączki i zesztywniała. W środę jej stan był stabilny jednak sztywnienie pozostało, Pani Weterynarz przypuszczała, że Fionka ma tężec, bo ogromnej walce i nadziei okazało się, że pieski chorujące na tężec w naszym kraju nie mają żadnych szans na walkę z tą groźną chorobą, gdyż nie ma surowicy dla nich. Wczoraj rano otrzymałam telefon od Pani Weterynarz... "Fionka zasnęła, nie cierpiała" w jednej chwili cały świat odwrócił mi się do góry nogami, nie wychodze z domu, siedzę i płaczę, rozmyślam co zrobiłam źle, dlaczego to właśnie mnie spotkało ... Moja sunia miała niespełna 17-ście miesięcy wiem że jest jej lepiej bo nie cierpi, ale nie wiem jak ja mam poradzić sobie ze stratą mojej wiernej suni. Jestem w drugim miesiącu ciąży, wiem że stres i silne emocje mocno szkodzą dziecku ale mimo to nie potrafię się uspokoić nie potrafię zapomnieć, nie umiem wyrzucić z siebie tego potwornego bólu. Czytałam wiele na temat tego czy powinnam zdecydować się na adopcję kolejnego psa, wiem że minął dopiero dzień po stracie ukochanej Fionki ale ja tak bardzo tęsknię, chciała bym w jakiś sposób zdusić tą tęsknotę. Poszukałam dzisiaj że jest do adopcji dwuletnia labradorka prawie taka sama jak Fionka ... myślicie że to dobry pomysł aby zdecydować się na taki krok? Proszę o pomoc
Jeśli czujesz taką potrzebę na świeżo -bierz psa ,jednak jesli nie jesteś pewna wstrzymaj się i przemyśl.Ja po uśpieniu mojej suni byłam w takiej rozpaczy i tak ogłuszona wszystkim że od razu chciałam następnego jakby to miało pomóc pomimo że mam jeszcze kundelka ze schroniska .I tak zwlekałam z dnia na dzień aż najgorszy żal przeszedł i jakoś poukładaliśmy sobie życie z jednym psiakiem .To bardzo trudna decyzja i trzeba ją przemyśleć .Jedni od razu biora ,inni po kilku miesiącach a jeszcz inni po latach a jeszcze inni :)nigdy .Żal zawsze jest ogromny i pewnie czytałaś ten temat od początku jak my tu przechodziliśmy to wszystko .Nie ma słów ani sposobu ,trzeba przepłakac i przeżyć to w sobie .Na pewno mnie pisanie tutaj bardzo dużo pomogło .
-
- Posty:28
- Rejestracja:23 marca 2012, 17:12
Dobrego przyjaciela nie da się zastąpić innym można jedynie wypełnić pustkę
Tak,na przyjęcie nowego psa trzeba byc przygotowanym,bo w przeciwnym wypadku może to wyrządzic więcej szkody jak pożytku.Ja choc mineły już dwa miesiące ,nie zdecydował bym sie.Wszystko dalej przeżywam,jeżdze co tydzień na cmentarz i tylko tam czuje sie naprawde lepiej..A tak jak napisał Łukasz dobrego przyjaciela nic nie zastąpi,każdy następny pies to będzie tylko namiastka poprzedniego,jesli więż emocjonalna była silna to zawsze bdzie sie pamiętac,i to będzie ze szkodą dla nowego psa.To wielka tragedia że tak młodziutki piesek już konczy życie.Ja też siebie obwiniałem o rózne rzeczy i napewno pewne rzeczy zrobiłem zle lub powinienem zrobic inaczej.Ale człowiek jest omylny,popełnia błędy,nie jest w stanie przewidziec co będzie najlepsze w konkretnej sytuacji.Gdyby tak było po ziemi chodziły by same anioły.A tak nie jest i nigdy nie będzie.Więc nie obwiniaj siebie że coś zle zrobiłas,bo t i tak nic nie da,pieskowi życia nie wróci a Ty sie pogrążasz w rozpaczy.Często choroba atakuje nagle i ma gwałtowny przebieg i nic nie można na to poradzic.Moja sunia po sterylizacji też miała problemy.Cieczka pojawiała sie dalej bo okazało sie że nie wyciął wszystkiego ,więc potrzebna była druga operacja.Z jednej strony jak odchodzi młody piesek,to cierpienie jest ,ale mysle że troche mniejsze niż w przypadku smierci psa w sędziwym wieku.Z każdym rokiem człowiek sie coraz bardziej przywiązuje do stworzenia,i gdy już tych lat minie tyle że piesek musi odejśc ,to tragedia jest wtedy przeogromna.Mnie w dalszym ciągu jest bardzo ciężko.Chodz może sie myle w tym rozumowaniu,bo z kolei gdy odchodzi piesek młody to jest ogromny żal i ból,że tyle jeszcze lat było przed nim.Ale tak jak ludzie zwierzęta również konczą żywot w różnym wieku.I musimy sie z tym godzic,bo nie ma innego wyjscia,choc serce mało nie pęknie z rozpaczy.
Witam. Jak zauważyłaś każdy z nas inaczej podchodzi do myśli o przygarnięciu drugiego pieska. To chyba zależy od wielu czynników. Po śmierci mojego pieska pustka była tak wielka ,że po tygodniu pojechaliśmy do schroniska i wróciliśmy do domu z Mają. Zaraz potem zaczęły się wizyty u lekarza, gdyż piesek został nam oddany z biegunką. Na szczęście szybka pomoc zatrzymała chorobę. Tęsknię bardzo za poprzednim pieskiem, zapalam często świetełko na Jej grobie i zawsze Jej dziękuje za wsólnie przeżyty czas. Napewno obecność nowego przyjaciela bardzo mi pomogla. Maja będzie napewno szczęśliwa w naszym domu.Uważam ,że jeżeli czujesz taką potrzebę to nie powinnaś długo się zastanawiać i zaopiekować się innym pieskiem. Pozdrawiam.
Witam serdecznie. Antoni co słychac u Ciebie, jak sie czujesz. Jezeli masz ochotę,to napisz kilka słów. Pozdrawiam.
Witam wszystkich.U mnie niewiele sie zmieniło.Rozpaczi szok,jaki nastąpił po tej tragedi może i troche osłabły,ale dalej jest przygnębienie,całkowita obojętnosc i unikanie kontaktu z ludzmi.Jedynie wtechwile sobie z Kamusią porozmawiac.Byłem już na dwóch wizytach u psychiatry,biore proszki w nadzieji że może mój nastrój poprawi sie choc troche,bo taki jak był przed 19 stycznia to już nigdy nie będzie.Nic już po tym dniu nie będzie takie jak było,wrzystko sie zmieniło diametralnie,ale życ jakoś trzeba,tym bardziej że mnie tego życia zostało już nie tak dużo.Ale nie smuci mnie to bo wierze że spotkam sie na tej drugiej stronie z moją ukochaną Kamusią i będziemy już razem na zawsze.Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Z Kamą mozesz rozmawiać w każdym miejscu ,tam na cmentarzu lezy tylko jej ciało ale jej energia i przywiązanie są razem z tobą .Wszystko krązy wokół nas , każde wypowiedziane słowo i to dobre i to złe ,jak każda myśl .Życze wszyskim kochającym zwierzęta forumowiczom spokojnych ,pełnych nadzei na lepsze jutro świąt ,pomimo złych i smutnych rzeczy jakie nas spotykają żeby mimo wszystko dawały nam siłę i utwierdzały w przekonaniu że nie ma nic cenniejszego niż miłość i przywiązanie .Tego nie można kupić za żadne pieniądze .
Kurcze,cos sobie zupełnie nie daje rady.Już ponad miesiąc biore te prochy antydepresyjne i jak na razie prawie żadnej poprawy.Dalej całkowita obpjętność,brak chęci żeby cokolwiek zrobic w domu czy koło siebie.Nie radze sobie z tym zupełnie.Chwila wspomnienia i od razu szloch,i zapytanie dlaczego tej ukochanej istoty już tu nie ma..Naprawde to mnie przytłacza.Na swięta przyjechała siostra z Austri,ale dla mnie to były bardzo smutne swięta.Tak własciwie to poczas tych 6 dni jej pobytu zamioeniłem z nią pare zdań.Koszmar,nie potrafie sie z tym pogodzic co sie wydarzyło 19 stycznia.Jeszcze tylko troche trzyma mnie alkohol,choc wiem że to nic dobrego,i w mojej sytuacji zdrowotnej jeszcze bardziej mnie wyniszcza ale mnie już naprawde jest wszystko jedno.JuZ nie mam siły walczyc o dalsze życie.Ból i rozpaczjest silniejsze niż wszystko inne.Prosze Boga o jak najszybsze spotkanie z jedynym przyjacielem mego życia..Wszystko runeło,wszystko sie zawaliło,i nic już nie będzie takie jak przed 19 stycznia.W mieszkanie wszędzie centymetrowy kurz i brud jak nigdy dotąd,alemnie to absolutnie nie przeszkadza,i mysle że już nigdy nie będzie mnie to obchodziło ,czy jest czysto czy brudno,po prostu to jest obok mnie,nie ma żadnego znaczenia.
Leki też potrzebują czasu żeby zadziałać Antoni .Może zacznij wychodzić z domu ....nie wiem .Trzyma cię tak długo bo chyba nie masz innego zajęcia tylko rozmyślasz .Ja musiałam iśc do pracy i trochę pomyśleć o czymś innym ,pogadać nawet o tym z kimś innym ale zając się czymś .I leków nie mozna łaczyć z alkoholem ,chyba o tym wiesz ....
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 33 gości