Serio współczuję ale... trąbią by nie zostawiać psów w autach... Mam nadzieję że już nigdy nie popełnisz takiej głupoty. Wiem, że cierpisz ale...nie, może lepiej to przemilczę.
Wera może drugiego psiaka wyprowadzajcie na smyczy by uniknął podobnego losu.
Biedne maleństwo...
Tak czy siak łączę się z Wami w bólu. Czas leczy rany, z czasem ból będzie znośniejszy.
Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Dzisiaj mija 15 dni jak pożegnałam mojego najlepszego Przyjaciela... To był mój pierwszy Psiaczek, tak długo wyczekiwany, wymarzony. Moje maleńkie Słoneczko, które tak wiele mnie nauczyło. Był przy mnie zawsze, nawet wtedy gdy wszyscy inni się odwracali, kochał bezwarunkowo całym swoim wyjątkowym Psim Serduszkiem. Każdego ranka żegnał się ze mną dając buziaka, skakał z radości i ciepło witał gdy tylko do Niego wracałam, spał ze mną w jednym łóżku, czasem nawet jadł z jednego talerzyka, chociaż moja mama na nas krzyczała. Rozumiał mnie jak nikt inny, oblizywał łzy, przytulał się, zaczepiał jakby chciał powiedzieć "nie martw się". Wierzę w to, że moja Perełeczka jest teraz w niebie, za Tęczowym Mostem, razem z mamą, braćmi, kolegami i koleżankami. Mój Aniołek nie czuje już bólu, jest zdrowy i szczęśliwy jak nigdy. Patrzy na mnie z góry i pilnuje, wyczekując dnia kiedy będzie mógł wybiegnąć mi na spotkanie. Mimo to czuję się jakby moje serce pękło. Ciągle widzę te ostatnie godziny jego cierpienia, gdy tak bardzo się męczył i patrzył na mnie tym błagalnym i przepraszającym wzrokiem, a ja nie umiałam mu pomóc. Ciągle czuję jak jego serduszko pod moją dłonią bije coraz słabiej aż w końcu uderza ostatni raz. To wszystko stało się tak strasznie szybko. Minął zaledwie miesiąc, od kąd zaczęło dziać się z nim coś dziwnego. Jeszcze dzień wcześniej weterynarz mówił, że już wraca do zdrowia. Przecież tak o niego dbaliśmy. Robiliśmy badania, pilnowliśmy szczepień co do dnia, często chodziliśmy na kontrole. Jak to się stało, że nikt niczego nie zauważył? Moje Maleństwo zmarło z powodu guza mózgu o którym dowiedzieliśmy się dopiero po jego śmierci. Ciągle wyrzucam sobie, że gdybyśmy zrobili coś jeszcze, zauważyli wcześniej, byłby teraz z nami. Powinnam zapewnić Mu godną śmierć, a nie tyle godzin cierpienia. Ale przecież każdy mówił, że wraca do zdrowia. Nie wiem co ze sobą zrobić. Nie potrafię znaleźć słów, żeby opisać tą pustkę. Ktoś kto nie kochał swoje Pieska z całego serca i nie traktował Go jak członka rodziny nigdy tego nie zrozumie. Dlatego właśnie piszę tutaj, może szukając słów otuchy i zrozumienia - bo Wy przechodziliście dokładnie to samo i wiecie jakie to uczucie, kiedy w jednej chwili tracisz Najlepszego Przyjaciela i wali się cały świat... Nic tak nie boli jak komentarze "to tylko zwierze","weźmiesz następnego", "nie przesadzaj, to był Pies", "gdyby to był ktoś z rodziny to rozumiem, ale żeby po Psie tak płakać", "do czego to podobne żeby tak rozpaczać po zwierzęciu", "ludzie przechodzą gorsze tragedie". Nigdy nie zmarł mi nikt bliski, nigdy nie widziałam śmierci z bliska. Moment kiedy musiałam porzegnać moją Kruszynkę był najgorszą chwilą w moim życiu. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez mojego Słoneczka. Zawsze będzie dla mnie najważniejszy a ja będę kochała mojego Misia najmocniej na świecie. A ból po stracie Przyjaciela nie minie nigdy...
Guz mózgu to bardzo poważna choroba i u ludzi i u zwierząt .Niewiele byś pomogła .Założyłam ten temat prawie rok temu ....18 lipca będzie rok .A boli jak bolało ,może trochę mniej ,serce może już się zagoiło ale z blizną .Zresztą nie pierwszą na nim .Nic tak nie boli jak śmierć przyjaciela .Możę niektórzy się oburzą ale śmierć członka rodziny -człowieka łatwiej sobie wytłumaczyć i łatwiej zrozumieć .
Uważam dokładnie tak samo. W społeczeństwie za normę przyjęte jest to, że zmarłego człowieka trzeba odpowiednio pożegnać, zapewnić godny pochówek, nawet jego doczesne zmarłe ciało traktować ze stosownym szacunkiem. Możemy liczyć na akceptację i zrozumienie ze strony innych, bo przecież nikt nie powie do kogoś komu zmarł rodzić, dziecko czy małżonek, że nic się nie stało... Ze zwierzątkami jest jednak zupełnie inaczej. Cmentarze dla Pupili wciąż budzą niezdrową sensację, a gdy ktoś pochowa tak swojego Przyjaciela narażony jest na niemiłe komentarze i krzywe spojrzenia ze strony innych ludzi. W większości duchowni oburzają się i uważają za heretyków ludzi, którzy mówią o tym, że ich zmarły Piesek odszedł do nieba. Ciągle czymś dziwnym jest to, że chcemy się za naszego Przyjaciela pomodlić czy przejść krok po kroku przez żałobę - jak w przypadku bliskich nam ludzi. Ktoś kto nigdy nie doświadczył bezwarunkowej miłości, przyjaźni, akceptacji i oddania jakimi obdażają nas nasze Pieski, nie jest w stanie pojąć jak silne uczucie rodzi się między Pupilem a jego właścicielem. Dlatego właśnie to boli jeszcze bardziej. Przeżywamy ogromny ból, rozpacz, nie możemy się pogodzić z tym co się stało a oprócz tego ludzie na każdym kroku dają nam odczuć że zwariowaliśmy. Cieszę się, że znalazłam tą stronę i mam świadomość, że nie jestem sama w tym trudnym dla mnie czasie i są jeszcze ludzie, którzy to zrozumieją.
Ja mam to gdzieś co ktoś sądzi o przeżywaniu żałoby -bo tak to chyba trzeba nazwać -po zwierzęciu .Jesli dla kogoś to jest śmieszne to jest bardzo ubogim i głupim człowiekiem ,to znaczy że nigdy nie miał przyjaciela i nie zasługuje na niego .Ja na wspomnienie każdego mojego futrzaka mam łzy w oczach ....i nic tego nie zmieni .
Moje psie niebo
"Dokąd idą psy, gdy odchodzą?
No, bo jeśli nie idą do nieba
To przepraszam Cię, Panie Boże
Mnie tam także iść nie potrzeba
Ja poproszę na inny przystanek
Tam gdzie merda stado ogonów
Zrezygnuję z anielskich chórów
Tudzież innych nagród nieboskłonu
W moim niebie będą miękkie sierści
Nosy, łapy, ogony i kły
W moim niebie będę znowu głaskać
Moje wszystkie pożegnane psy"
B. Borzymowska
Moje psie niebo
"Dokąd idą psy, gdy odchodzą?
No, bo jeśli nie idą do nieba
To przepraszam Cię, Panie Boże
Mnie tam także iść nie potrzeba
Ja poproszę na inny przystanek
Tam gdzie merda stado ogonów
Zrezygnuję z anielskich chórów
Tudzież innych nagród nieboskłonu
W moim niebie będą miękkie sierści
Nosy, łapy, ogony i kły
W moim niebie będę znowu głaskać
Moje wszystkie pożegnane psy"
B. Borzymowska
Ponownie odzywam się. W niedzielę będzie 1,5 mieś. od tragicznej śmierci mojej kotki Kati. Mój ból nie zmniejszył się ani
trochę. Od jej odejścia nie było dnia abym po niej nie płakała. Wyję kilka razy dziennie bo w Katia towarzyszyła mi we wszystkim co w domu robiłam, bez przerwy wszędzie za mną chodziła, spała ze mną i teraz w wielu sytuacjach brakuje mi
jej, przypomina mi się,że w tej czy innej sytuacji już by tu była przy mnie. Wtedy te wspomnienia i jej brak wywołują ataki
płaczu i długo nie mogę się uspokoić. Odizolowałam się od świata, nigdzie nie wychodzę,nie mogę nic robić, zaniedbałam dom
i siebie. Nadal nie mogę jeść ani spać, schudłam już prawie 8 kg.Z nikim nie mogę porozmawiać na ten temat bo wszyscy
mówią; "weż się w garść" to tylko kot. Nie mam przy kim wypłakać się, wyżalić bo nikt nie ma zrozumienia dla mojej rozpaczy.
Wiem,że zwierzęta żyją krócej od nas i są śmiertelne. Moj pierwszy pies zginął pod kołami samochodu gdy miał 9 lat, było to
wiele lat temu, potem następny pies odszedł chory na raka w wieku 12 lat. Cztery lata temu moją 12 letnia kotka odeszła
na raka sutka. Wszystkie te moje zwierzaczki opłakałam ale dosyć szybko pozbierałam się, bo potrafiłam sobie przetłumaczyć,
że nie było dla nich ratunku i pożyły sobie sporo lat. A ze śmiercią Kati nie mogę się pogodzić bo miała dopiero roczek
i najbardziej boli mnie to,że po cudownym odnalezieniu (jej odnalezienie było dla mnie jak cud bo już wątpiłam)i po tym
skomplikowanym i kosztownym leczeniu nie dane nam było nacieszyć się sobą.Nic już dla mnie nie ma sensu, czuję się jak
osoba ,która straciła dziecko. Katia była dla mnie wyjątkowa, nigdy nie miałam zwierzaczka o tak wspaniałym charakterze,
żadnego tak nie kochałam ja ją i żaden zwierzak nie był dla mnie tak ważny jak ona. Wraz z jej odejściem umarla część
mnie, mam wyrwany kawal serca. Zrobilam się lodowata i nieczuła, przeklinam wszystko i wszystkich nawet Boga.
Jesli chciał mnie ukarać to nie musiał tego robić kosztem życia niewinnego, kochanego kociaka.Mój ból i rozpacz są tak silne jak zaraz po jej wypadku i zatrzymały się na tym etapie. Upływ czasu nie łagodzi mojego cierpinia. Czuję,że się
wykańczam psychicznie i fizycznie i niedługo dołączę do Kati. Chyba jestem takim ciężkim przypadkiem jak piszący tu
wcześniej na forum antoni 50, który nie mógł uporać się z odejściem jamniczki Kamy. Pozdrawiam wszystkich cierpiących
po stracie zwierzaczka i proszę o jakieś słowa pocieszenia. Najgorzej jest czuć się samotnym mając bliskich, którzy mnie
nie rozumieją i nie dają wsparcia.
trochę. Od jej odejścia nie było dnia abym po niej nie płakała. Wyję kilka razy dziennie bo w Katia towarzyszyła mi we wszystkim co w domu robiłam, bez przerwy wszędzie za mną chodziła, spała ze mną i teraz w wielu sytuacjach brakuje mi
jej, przypomina mi się,że w tej czy innej sytuacji już by tu była przy mnie. Wtedy te wspomnienia i jej brak wywołują ataki
płaczu i długo nie mogę się uspokoić. Odizolowałam się od świata, nigdzie nie wychodzę,nie mogę nic robić, zaniedbałam dom
i siebie. Nadal nie mogę jeść ani spać, schudłam już prawie 8 kg.Z nikim nie mogę porozmawiać na ten temat bo wszyscy
mówią; "weż się w garść" to tylko kot. Nie mam przy kim wypłakać się, wyżalić bo nikt nie ma zrozumienia dla mojej rozpaczy.
Wiem,że zwierzęta żyją krócej od nas i są śmiertelne. Moj pierwszy pies zginął pod kołami samochodu gdy miał 9 lat, było to
wiele lat temu, potem następny pies odszedł chory na raka w wieku 12 lat. Cztery lata temu moją 12 letnia kotka odeszła
na raka sutka. Wszystkie te moje zwierzaczki opłakałam ale dosyć szybko pozbierałam się, bo potrafiłam sobie przetłumaczyć,
że nie było dla nich ratunku i pożyły sobie sporo lat. A ze śmiercią Kati nie mogę się pogodzić bo miała dopiero roczek
i najbardziej boli mnie to,że po cudownym odnalezieniu (jej odnalezienie było dla mnie jak cud bo już wątpiłam)i po tym
skomplikowanym i kosztownym leczeniu nie dane nam było nacieszyć się sobą.Nic już dla mnie nie ma sensu, czuję się jak
osoba ,która straciła dziecko. Katia była dla mnie wyjątkowa, nigdy nie miałam zwierzaczka o tak wspaniałym charakterze,
żadnego tak nie kochałam ja ją i żaden zwierzak nie był dla mnie tak ważny jak ona. Wraz z jej odejściem umarla część
mnie, mam wyrwany kawal serca. Zrobilam się lodowata i nieczuła, przeklinam wszystko i wszystkich nawet Boga.
Jesli chciał mnie ukarać to nie musiał tego robić kosztem życia niewinnego, kochanego kociaka.Mój ból i rozpacz są tak silne jak zaraz po jej wypadku i zatrzymały się na tym etapie. Upływ czasu nie łagodzi mojego cierpinia. Czuję,że się
wykańczam psychicznie i fizycznie i niedługo dołączę do Kati. Chyba jestem takim ciężkim przypadkiem jak piszący tu
wcześniej na forum antoni 50, który nie mógł uporać się z odejściem jamniczki Kamy. Pozdrawiam wszystkich cierpiących
po stracie zwierzaczka i proszę o jakieś słowa pocieszenia. Najgorzej jest czuć się samotnym mając bliskich, którzy mnie
nie rozumieją i nie dają wsparcia.
Ja wyłam 2 miesiące non stop i nic ani nikt nie mógł mnie przed tym powstrzymać i tak jak ty pożegnałam już przedtem inne zwierzeta .Ryczałam w pracy ,na ulicy ,jedząc obiad ,kładąc się spać itd.itp. az w końcu coś minęło i się skończyło .Moze doszło do mnie że już koniec i tak i siak nic to nie zmieni .Teraz mija już rok i jest lepiej ale moze dlatego że mam od 4 lat drugiego pieska i on robi zamieszanie w domu ?Jedno co mnie pocieszyło to to ze uświadomiłam sobie że prędzej czy póżniej ja też odejdę i być może spotkam moje wszystkie zwierzaki .
Aniu05, bardzo dziękuję Ci za słowa wsparcia. Czytalam od początku forum i wiem jak zmagałaś się z bólem po stracie swojego
psiaka. Mimo to bardzo pomagałaś antoniemu50. Jesteś wrażliwą osobą tak jak ja. Czasem jestem na siebie wściekła za to
ale nic na to nie poradzę, widocznie taka się urodziłam i nic ani nikt tego nie zmieni. Ale już wolę moją nadwrażliwość do
zwierząt niż znieczulicę jakiej pełno w życiu się spotyka.Dzisiaj dostałam przesyłkę z czterema zamówionymi książkami,
które podobno pomagają osobom takim jak my, czyli przeżywającymi mocno utratę zwierzaka lub członka rodziny. A oto ich
tytuły; Marley i ja-John Grogan, Spacer po szczęscie i Psy, Rachel i cała reszta- obie autorstwa Lucy Dillon oraz Kleo i ja czyli
jak szalona kotka ocaliła rodzinę-Helen Brown.Zanim je zamówiłam czytałam ich recenzje, są polecane jako pomoc ludziom
w depresji po utracie kogoś bliskiego i napisane są w formie opowiadania- to nie są jakies typowe poradniki.Może jak je
przeczytam będzie mi lżej.Ale trudno mi się teraz czyta bo nie mogę się skupić, co trochę myśli uciekają w stronę rozpaczy
po Katii. Robię przerwę na płacz i staram się dalej czytać. Prawda jest taka ,że ja nie chcę o niej zapomnieć i sądząc po tym co czuję dzisiaj nie wierzę,że uporam się z tym bólem. Nie wiesz co słychać u antoniego50, czy jest mu już lepiej? Pozdrawiam Cię!
psiaka. Mimo to bardzo pomagałaś antoniemu50. Jesteś wrażliwą osobą tak jak ja. Czasem jestem na siebie wściekła za to
ale nic na to nie poradzę, widocznie taka się urodziłam i nic ani nikt tego nie zmieni. Ale już wolę moją nadwrażliwość do
zwierząt niż znieczulicę jakiej pełno w życiu się spotyka.Dzisiaj dostałam przesyłkę z czterema zamówionymi książkami,
które podobno pomagają osobom takim jak my, czyli przeżywającymi mocno utratę zwierzaka lub członka rodziny. A oto ich
tytuły; Marley i ja-John Grogan, Spacer po szczęscie i Psy, Rachel i cała reszta- obie autorstwa Lucy Dillon oraz Kleo i ja czyli
jak szalona kotka ocaliła rodzinę-Helen Brown.Zanim je zamówiłam czytałam ich recenzje, są polecane jako pomoc ludziom
w depresji po utracie kogoś bliskiego i napisane są w formie opowiadania- to nie są jakies typowe poradniki.Może jak je
przeczytam będzie mi lżej.Ale trudno mi się teraz czyta bo nie mogę się skupić, co trochę myśli uciekają w stronę rozpaczy
po Katii. Robię przerwę na płacz i staram się dalej czytać. Prawda jest taka ,że ja nie chcę o niej zapomnieć i sądząc po tym co czuję dzisiaj nie wierzę,że uporam się z tym bólem. Nie wiesz co słychać u antoniego50, czy jest mu już lepiej? Pozdrawiam Cię!
No własnie nie mam pojęcia zielonego co się dzieje z Antonim .......Mam nadzieje że jakoś się otrząsnoł i jako- tako mu się wiedzie .Hm, Antoni odezwij się jesli czytasz nadal ten temat . Ja zawsze byłam taka i nawet byłam zła na to jaka jestem, że zawsze musze wszystko przeżywać 500 razy mocniej niż inni ludzie ,ale tak jak piszesz lepiej mieć krwawiące serce niż serce z kamienia ....nie mogę patrzeć na programy o maltretowaniach zwierzętach i innych strasznych rzeczach ,wywozie koni na rzeż ,ach ........myślę ze to wynosi się po prostu z domu i dostaje w genach .Ja słyszałm też o książce ...hm..nie pamiętam tytułu ale chyba gdzieś tu ktoś wspomniał o niej -Czy psy mają duszę -taki chyba miała tytuł .W sumie czy pies czy kot chodzi o to samo .Ja wiem że trzeba się wypłakać bo innego wyjścia nie ma .Zobaczysz przyjdzie taki dzień że już nie będziesz miałą na płacz siły ,u mnie tak było .Teraz wydaje Ci się że ból nigdy nie minie ,mało tego ze codziennie jest większy ...ale wierz mi minie .Nie dlatego że zapomnisz ,bo tak się nie stanie ale dlatego że upływający czas wymaże te najgorsze myśli i wspomnienia .Ja też jeszcze ryczę jak sobie pomyślę o tym ostatnim dniu .Licząc tygodniami to jutro rocznica bo było to w niedzielę a datą to 18 lipca .A mam wrażenie ze minęły 2 miesiące .
Witaj Aniu! Cieszę się,że znowu się odezwałaś. Ja dzisiaj prawie cały dzień czytałam książkę. Oczywiście były przerwy na
płacz ale nie wymuszane. Po prostu,gdy robię coś w czym Katia mi towarzyszyła natychmiast odczuwam jej brak i beczę.
Z tych czterech książek, które wczoraj otrzymałam wybrałam najpierw do czytania tę o kotce Kleo, która uratowała rodzinę.
Autorka opisuje swoją rozpacz mi.in. tymi słowami, cytuję: " Z gardla wyrwał mi się urywany, gwałtowny szloch.Nieustannie zadziwiała mnie wydolność ludzkich kanalików łzowych. Ile wiader wody mozna przez nie przetoczyć?Gdy już miałam wrażenie,
że wypłakałam dzienny przydział, po moich policzkach zaczynały spływać nowe strugi. Płacz stał się codzienną funkcją
fizjologiczną, jak oddychanie,stał się czymś, co się przydarza mimowolnie".Właśnie dokładnie tak jest ze mną. Ciągle
nie mogę zrozumieć tego co stało się z moją Katią, jak do tego doszło. Gdyby była nieuleczalnie chora lub wpadła pod
samochód to bym sobie przetłumaczyła,że nie było ratunku. Ale w przypadku Katii....prędzej bym się smierci spodziewała niż
takiego tragicznego wypadku. Jak się odnalazła i w czasie leczenia tak bardzo jej pilnowałam, tak onią dbałam ,żeby już nic
złego jej nie spotkało. Dlatego nie mogę się pogodzić z jej wypadkiem. Na dodatek nigdy w życiu żadnego z moich zwierzaczków nie kochałam tak jak jej. Ona była dla mnie najcenniejsza i najważniejsza.Nie widzę nadziei abym mogła się
z tym uporać i jeszcze kiedyś żyć normalnie lub uśmiechnąć się.Tak czuję dzisiaj bo mimo upływu czasu mój ból nie maleje.
Wracam do czytania. Pozdrawiam Cię!
płacz ale nie wymuszane. Po prostu,gdy robię coś w czym Katia mi towarzyszyła natychmiast odczuwam jej brak i beczę.
Z tych czterech książek, które wczoraj otrzymałam wybrałam najpierw do czytania tę o kotce Kleo, która uratowała rodzinę.
Autorka opisuje swoją rozpacz mi.in. tymi słowami, cytuję: " Z gardla wyrwał mi się urywany, gwałtowny szloch.Nieustannie zadziwiała mnie wydolność ludzkich kanalików łzowych. Ile wiader wody mozna przez nie przetoczyć?Gdy już miałam wrażenie,
że wypłakałam dzienny przydział, po moich policzkach zaczynały spływać nowe strugi. Płacz stał się codzienną funkcją
fizjologiczną, jak oddychanie,stał się czymś, co się przydarza mimowolnie".Właśnie dokładnie tak jest ze mną. Ciągle
nie mogę zrozumieć tego co stało się z moją Katią, jak do tego doszło. Gdyby była nieuleczalnie chora lub wpadła pod
samochód to bym sobie przetłumaczyła,że nie było ratunku. Ale w przypadku Katii....prędzej bym się smierci spodziewała niż
takiego tragicznego wypadku. Jak się odnalazła i w czasie leczenia tak bardzo jej pilnowałam, tak onią dbałam ,żeby już nic
złego jej nie spotkało. Dlatego nie mogę się pogodzić z jej wypadkiem. Na dodatek nigdy w życiu żadnego z moich zwierzaczków nie kochałam tak jak jej. Ona była dla mnie najcenniejsza i najważniejsza.Nie widzę nadziei abym mogła się
z tym uporać i jeszcze kiedyś żyć normalnie lub uśmiechnąć się.Tak czuję dzisiaj bo mimo upływu czasu mój ból nie maleje.
Wracam do czytania. Pozdrawiam Cię!
Musisz jakoś to przetrwać ,mnie też się wydawało i wręcz byłam pewna ze się nie pozbieram .Myślałam że po prostu w końcu wywiozą mnie do psychiatryka bo żal odbierał mi dosłownie logiczne myślenie .Fragment książki = porównywalny ryk towarzyszył mi od rana do wieczora a jeszcze w nocy budziłąm się i ryczałam .Nawet teraz łzy mi lecą jak sobie przypomnę tą niedzielę rok temu .Wiesz wtedy emitowali w tv Seksmisję wieczorem .Od tej pory nie nawidzę tego filmu ,nienawidzę Sztura ...bo kojarzy mi się z tym dniem .
Dzisiaj ok. 13-ej skończyłam czytać tę książkę o kotce Kleo. Bardzo ładna i wzruszająca ale nie na koniec nie obyło się bez
płaczu. Na ostatniej stronie wydawca zamieścił nr konta i dane pewnej fundacji, która ratuje koty. Zamieścili zdjęcie kota,
jednego z podopiecznych fundacji, to była wykapana moja Katia. Oczywiście nie wytrzymałam i beczałam znowu. Teraz zaczęłam czytać następną książkę, tym razem padło na tytuł " Marley i ja". Z pewnością o niej słyszałaś.Na chwilę można
oderwać się od rzeczywistości czytając takie książki ale mam problemy z całkowitym skupieniem się na tym co czytam i często
muszę wracać do poprzednich stron. Cały czas Katia i ból po niej przeszkadza mi w skupieniu uwagi. Już cały tydzień nigdzie
nie wychodzilam, czuję się słabo i nadal nie mogę jeść ani spać. Jak długo można tak żyć i to wytrzymać. Wiadomo,że
w silnym stresie osłabia się odporność i zarówno ludzie jak i zwierzęta narażone są wtedy na łapanie różnych chorób. Czuję,
że to się żle skończy dla mnie. Moje pozostałe koty nadal ,gdy płaczę podbiegają do mnie ,łaszą się i chcą lizać po twarzy.
To wzruszjące i doceniam to w nich ale nic nie poradzę,że nadal nie mogę powstrzymać łez.Gdybym miała do wyboru zatrzymać
jedną Katię czy wszystkie pozostałe koty, wybrałabym Katię. Ona jedna robiła w domu gwar za pięć kotów. A teraz są cztery
koty a w domu grobowa cisza i spokój, jakby nie było żadnego kota.Gdyby Katia żyła dłużej i mogła nacieszyć się nim po tym
bolesnym i uciążliwym leczeniu może byłoby mi lżej. A tak mam uczucie,że posłużyła tylko jako królik doświadczalny bo młoda
Pani wet jeszcze nie miała takiego przypadku i do końca nie byłyśmy pewne jakie będą efekty leczenia. Może ktos ,kto czyta
moje posty pomyśli,że przesadzam ale nikt nie wie jak to wyglądało i,że nawet zarywałam noce aby pilnować bandazy, ktore
Katia z uporem zrywała z siebie zębami.Reasumując, przypadek mojej Katii był wyjątkowy i dlatego nie mogę się pogodzić,
że taki był finał tego co przeżyłyśmy; czyli kotka ,ja i wetka.Gdyby tylko żyła dłużej może byłoby łatwiej to znieść.
Wracam do czytania i pozdrawiam.
płaczu. Na ostatniej stronie wydawca zamieścił nr konta i dane pewnej fundacji, która ratuje koty. Zamieścili zdjęcie kota,
jednego z podopiecznych fundacji, to była wykapana moja Katia. Oczywiście nie wytrzymałam i beczałam znowu. Teraz zaczęłam czytać następną książkę, tym razem padło na tytuł " Marley i ja". Z pewnością o niej słyszałaś.Na chwilę można
oderwać się od rzeczywistości czytając takie książki ale mam problemy z całkowitym skupieniem się na tym co czytam i często
muszę wracać do poprzednich stron. Cały czas Katia i ból po niej przeszkadza mi w skupieniu uwagi. Już cały tydzień nigdzie
nie wychodzilam, czuję się słabo i nadal nie mogę jeść ani spać. Jak długo można tak żyć i to wytrzymać. Wiadomo,że
w silnym stresie osłabia się odporność i zarówno ludzie jak i zwierzęta narażone są wtedy na łapanie różnych chorób. Czuję,
że to się żle skończy dla mnie. Moje pozostałe koty nadal ,gdy płaczę podbiegają do mnie ,łaszą się i chcą lizać po twarzy.
To wzruszjące i doceniam to w nich ale nic nie poradzę,że nadal nie mogę powstrzymać łez.Gdybym miała do wyboru zatrzymać
jedną Katię czy wszystkie pozostałe koty, wybrałabym Katię. Ona jedna robiła w domu gwar za pięć kotów. A teraz są cztery
koty a w domu grobowa cisza i spokój, jakby nie było żadnego kota.Gdyby Katia żyła dłużej i mogła nacieszyć się nim po tym
bolesnym i uciążliwym leczeniu może byłoby mi lżej. A tak mam uczucie,że posłużyła tylko jako królik doświadczalny bo młoda
Pani wet jeszcze nie miała takiego przypadku i do końca nie byłyśmy pewne jakie będą efekty leczenia. Może ktos ,kto czyta
moje posty pomyśli,że przesadzam ale nikt nie wie jak to wyglądało i,że nawet zarywałam noce aby pilnować bandazy, ktore
Katia z uporem zrywała z siebie zębami.Reasumując, przypadek mojej Katii był wyjątkowy i dlatego nie mogę się pogodzić,
że taki był finał tego co przeżyłyśmy; czyli kotka ,ja i wetka.Gdyby tylko żyła dłużej może byłoby łatwiej to znieść.
Wracam do czytania i pozdrawiam.
Każdy właściciel ma chyba takiego swojego ulubieńca, którego życie i śmierć tkwią głęboko w jego sercu. Można mieć kilku podopiecznych i tego wyjątkowego pośród nich, którego strata boli ze zdwojoną siłą. U mojej babci żyje sobie Tarzan, ma 15 lat. Wiele z nim przeszłam. U siebie mam dwie suki- Shenę i Neyę. Ale już wiem, że to Neya jest dla mnie wyjątkowa, ona zmieniła moje życie, dzięki niej znalazłam to forum i wiele się nauczyłam. Pewnie popadłabym w depresję po stracie Sheny i Tarzana ale jakbym straciła Neyę to bym umarła.
Wierzę, że spotkasz kota w którym się zakochasz od pierwszego wejrzenia, może Twoja Katia jeszcze wróci do Ciebie pod inną postacią. (13 marca 2004 roku umarł mój królik z którego śmiercią nie potrafiłam się pogodzić, 13 marca 2010 urodziła się Neya;) kto wie...)
Wierzę, że spotkasz kota w którym się zakochasz od pierwszego wejrzenia, może Twoja Katia jeszcze wróci do Ciebie pod inną postacią. (13 marca 2004 roku umarł mój królik z którego śmiercią nie potrafiłam się pogodzić, 13 marca 2010 urodziła się Neya;) kto wie...)
Dzięki seiti za piękne słowa pocieszenia. Ja nadal wyję i nie mogę zasnąć i dlatego ponownie dzisiaj zajrzałam na forum
w nadziei,że ktoś może coś do mnie napisał. Ja też bym chciała aby stał się cud i Katia do mnie wróciła tak jak wtedy ,gdy
zaginęła. Ciągle podświadomie czekam na nią, takie mam chwilami uczucie jakby zanowu zaginęła a ja muszę jej szukać.
Łapię się na tym,że ciągle czekam na nią i jak sobie uświadomię,że ona tym razem już nie wróci znowu potok łez. Nie ,
ja chyba trafię do czubków. Nigdy nie przypuszczałam,że taka rozpacz mnie dopadnie, taka niesprawiedliwość. Myślałam,że
po tych przejściach tylko długie lata razem spędzimy. Ciągle pytam; jaki był sens tego,że się odnalazła i wyleczyła, po co
to wszystko ,żeby teraz w ziemi leżała a ja odchodzę od zmysłów. Najgorszy jest ten brak zrozumienia wśród rodziny
i znajomych.Chciałabym aby kiedyś Katia wrociła w innym futerku ale czy to możliwe aby było tak samo? Ja już w to nie
wierzę,że inny kot zdoła mi ją zastąpić. Dzięki seiti za wsparcie i pozdrawiam.
w nadziei,że ktoś może coś do mnie napisał. Ja też bym chciała aby stał się cud i Katia do mnie wróciła tak jak wtedy ,gdy
zaginęła. Ciągle podświadomie czekam na nią, takie mam chwilami uczucie jakby zanowu zaginęła a ja muszę jej szukać.
Łapię się na tym,że ciągle czekam na nią i jak sobie uświadomię,że ona tym razem już nie wróci znowu potok łez. Nie ,
ja chyba trafię do czubków. Nigdy nie przypuszczałam,że taka rozpacz mnie dopadnie, taka niesprawiedliwość. Myślałam,że
po tych przejściach tylko długie lata razem spędzimy. Ciągle pytam; jaki był sens tego,że się odnalazła i wyleczyła, po co
to wszystko ,żeby teraz w ziemi leżała a ja odchodzę od zmysłów. Najgorszy jest ten brak zrozumienia wśród rodziny
i znajomych.Chciałabym aby kiedyś Katia wrociła w innym futerku ale czy to możliwe aby było tak samo? Ja już w to nie
wierzę,że inny kot zdoła mi ją zastąpić. Dzięki seiti za wsparcie i pozdrawiam.
Spędziłaś z nią dodatkowe chwile, mogłaś ją pożegnać.
Miarą człowieczeństwa jest to jak się traktuje zwierzęta. Niektórzy uważają że tylko człowiek powinien być opłakiwany, dla mnie to żałosne. Na płacz zasługują wszystkie istoty które wyryły się w naszych sercach. Ktoś kto nie potrafi docenić zwierząt nie wie co traci. Nie wie co to bezwarunkowa miłość i co to znaczy być czyimś światem.
Nikt jej nie zastąpi bo była wyjątkowa dla Ciebie, ale to nie oznacza, że inny futrzak nie może stać się wyjątkowy.
Miarą człowieczeństwa jest to jak się traktuje zwierzęta. Niektórzy uważają że tylko człowiek powinien być opłakiwany, dla mnie to żałosne. Na płacz zasługują wszystkie istoty które wyryły się w naszych sercach. Ktoś kto nie potrafi docenić zwierząt nie wie co traci. Nie wie co to bezwarunkowa miłość i co to znaczy być czyimś światem.
Nikt jej nie zastąpi bo była wyjątkowa dla Ciebie, ale to nie oznacza, że inny futrzak nie może stać się wyjątkowy.