Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Nie obwiniaj się .....wiem że to łatwo napisac ale co innego mogłas zrobić ?Żyć w ciągłym strachu że kogoś zaatakuje ?Moja babcia miała kiedyś psa kundelka ,fajnego ,niezbyt dużego .Piesek był słodki ,ale czasami rzucał się na wszystkich tak jakby dostawał jakiegoś szału .Nie gryzł może bardzo mocno ale potrafił capnąć i to zdrowo .I nie ważne było kto czy babcia czy jej siostra ,dosłownie jakby jakaś klapka mu się przestawiała i koniec .I niestety tez go uspili bo zdarzało się tak że babcia nie mogła wyjśc z pokoju bo się na nią rzucał .A był traktowany jak najukochańsze dziecko .Lepsze uśpienie niż oddanie do schroniska psa który 6 lat przebywał w domu i zżył się z wami ,albo nie daj Bóg zlecenie zabicia bo takie przypadki też znam .
Ja kiedy byłam jeszcze w podstawówce straciłam mojego 2 letniego spanielka pies z wieloma wadami genetycznymi choroba serca i można byłoby wypisac całą liste jego przypadłości kupiony na tzw giełdzie zwierząt bo taka mała kuleczka. Poprostu wieczorem poszedł spać i się rano nie obudził. Nawet nie mogłam się z nim pożegnać miałam 11 lat i naprawde długo to przeżywałam w szkole twierdzili ze jestem walnięta bo nosze psia obroże w piórniku teraz mam cały album jego zdjęć i po czasie potrafie patrząc na nie myślec o szczęśliwych wspomnieniach nie dręcząc się tym ze już go niema i naprawde kochać kolejnego psa. Czyli moja już 4 letnia PONke. Nie chciałam drógiego zlotego spaniela ale moja kudłata bardzo mi go przypomina dalej nosi jego niezniszczalną obroże.
Tak to bardzo trudny temat pożegań jeśli oczywiście ktoś kocha zwierzęta .Dobrze że chociaż w tym temacie nie ma różnic zdań ....Każdy to przeżywa i ja dzisiaj nawet sprzatając w korytarzu znazłam jeszcze kaganiec o którym zapomniałam bo praktycznie w nim nie chodziła i na nowo wszystko wróciło .To już, albo dopiero miesiąc ,w jednaj chwili wydaje się że to już dawno a w nastepnej że przed ułamkiem sekundy.
niestety, zawsze tak jest... u mnie była taka sama reakcja, jak znalazłam pod biurkiem zabawkę Bastra... rozwyłam się jak nie wiem, tak bez powodu, przypominając sobie, jak rzucałam mu tę piłeczkę... 28 sierpnia miną 4 miesiące. myślę, że powoli zaczynam godzić się z tą stratą. zwłaszcza, że mam mniej czasu na wspominanie, przez nowego psa... ale zawsze, każdego wieczora jest te kilkanaście minut na "rozmowę". ostatnio przytrafiła mi się dziwna rzecz... bawiłam się z Zuzią na podwórku ale trochę mnie denerwowała, gryzła sznorówki i nie reagowała, jak jej mówiłam, żeby przestała. przypomniałam sobie, że zabawa z Nim wyglądała inaczej, biegał wokół drzew i altanki jak wariat i był przy tym taki szczęśliwy... żałowałam że Zuzia nie może taka być, że nie może być choć odrobinkę do Niego podobna, zachowywać się jak On. i nagle, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, zaczęła biegać wokół altanki!(to nie powtórzyło się ani wcześniej, ani już później) wyglądała tak jak On, szczęśliwa, rozpędzona biegała dookoła i nie sposób było jej zatrzymać. znów oczy mi powilgotniały, wiedziałam że On jest ciągle obok, że wie co myślę i jak tęsknię. podziękowałam Mu znów za wszystko, że był, że jest i zawsze będzie. i choć już nie przytulę się do niego jak kiedyś, muszę mieć świadomość że On i tak zawsze będzie obok.
Witam wszystkich .Jestem nowym czlonkiem tego forum i czuje ogromną potrzebe podzielenia sie z Wami ,moim ogromnym bólem po stracie ukochanej jamniczkiJamniczka nazywa sie Kama,bo ona dla mnie cały czas jest,w moim sercu i pozostanie na zawsze.Odeszła dzisiaj w nocy w wieku 15lat i 5 miesięcyRozpacz jest nie do opisania,niewyobrażalna.Mam do siebie wyrzuty sumienia że nie pożegnałem sie z nią przed smiercią,ale to było niemożliwe bo w nocy nastąpiło załamanie jej zdrowia-niewydolność oddechowa połączona z obrzękiem płuc.W lecznicy kazali mi ją zostawic na obserwacji na noc i rano sie dowiedziec.Ja nie mogąc czekac tak dlugo zadzwoniłem o 1.30 i dowiedziałem sie tego najstraszniejszego co można sie dowiedziec.Ja jestem na rencie,po trzech przeszczepach nerki.Mam niewydolność nerek i dializoterapie.Mam 50 lat ,a choruje od 30.Mieszkam razem z MamA i kochalismy ją i kochamy nadal bezgranicznie.Jest już pochowan na cwentarzu dla zwierząt ,wsród wielu różnych zwierzątek,a więc nie jest samaTo forum to bardzo pomocna sprawa gdyż pomaga byc razem w tak strasznie trudnym momencie.Czytając Wasze wypowiedzi czuje ogromne wsparcie w tak trudnym momencie.Pocieszam sie,choc to marne pocieszenie że moja sunia odeszła jak na jamniczka w wieku starczym,gdyż porównują wiek psów ras małych z wiekiem człowieka ,to jej wiek był wiekiem 80 letniego człowieka.Mysle że jest jej dobrze,odpoczywa sobie i czeka na nas.Prosze,napiszcie,co robić żeby było łatwiej przejsc tą tragedie.W mieszkaniu bez psinki cicho i smutno jak w trumnie.Rozumiem że zarówno człowiek jak i zwierzak ma swój czas odejscia ,ale pogodzic sie z tym nie sposób.Pozdrawiam Wszystkich serdecznie
To jeszcze raz ja Antoni50.Ciężko mi z tym że nie ucałowałem jej przed odejsciem,nie było mnie przy niej,ale zrobiłem to po przyniesieniu jej do dmu i przed pochówkiem.Była często całowana za życie węc mysle że mi wybaczy.Jestem kompletnie rozbity ,życie straciło sens i nie chce mi sie j€ walczyc o tą resztke zdrowia co mi pozostała.
Ja po stracie mojego psa popadłem w depresje. Musiałem leczyć się klinicznie. Od tamtej pory nie mam już zwierząt domowych. Świetnie rozumie co czujecie.
Antoni wszyscy tu wiemy co czujesz .Ja załozyłam ten temat po śmierci mojej suni którą uspiłam jak miała 13 lat, bo nie mogłam się z tym pogodzic i sobie poradzić .Chociaż mam 40 lat , dosłownie myślałam że zwariuję choc nie był to mój pierwszy pożegnany pies .....kompletnie rozłożyło to moje życie .Teraz po pół roku jest mi lżej bo czas roztarł trochę tą ranę ale wystarczy wspomnienie i łzy same płyną .Nie da się tego przejśc inaczej mając taką wrażliwość jak my .Nie ma słów pocieszenia chociaz własnie wpisy innych złagodziły ten najgorszy rozdzierający ból .Nie możesz czuć się winnym że się nie pożegnałes bo przeciez chciałes dla niej jak najlepiej ,szukałeś ratunku .Widzisz to jest tak że ciebie przy niej nie było i to jest dla ciebie najgorsze .Dla mnie najgorszym wspomnieniem jest to że w tej ostatniej chwili patrzyła mi prosto w oczy ....ale nie wyobrażam sobie żebym ją zostawiła w tej chwili wiedząc żę będzie usypiana -ty nie miałeś takiej możliwości ..Nigdy nie wiadomo jak postapić i co jest lepsze .Ja mam i miałam jeszcze drugiego pieska więc może takiej grobowej ciszy w domu nie mam -i tu też najgorszy obrazek mi został .Ponieważ wezwaliśmy weterynarza do domu o 23 w nocy ,na czas uśpienia zamknęliśmy drugiego psa w innej części domu i jak już było po i lekarz pojechał wpuściliśmy go do pokoju gdzie ona jeszcze leżała ,a on jak ją zobaczył biegł do niej z rozmachanym ogonem cieszac się ze wreszcie są razem .......nawet jak to pisze to płaczę .Nie da się przejść przez to spokojnie ......niektórzy biorą od razu nowego psa .Może to było by dla was z mamą dobrym rozwiązaniem ....tyle jest piesków w schroniskach ..jamników tez nie brakuje .Trzeba przejśc żal ,złość ,płacz i wszystkie etapy tej żałoby .Potem będzie tak samo ale trochę mniej będzie bolało ...
ardzo dziękuje za odpowiedz.Ale pojawiają sie wyrzuty sumienia.Jak prowadziłem ja do lecznicy to dwa razy ją mocniej pociągnołem za smycz,bo nie chciała isc.A dlatego nie chciała bo była juz bardzo słaba .Ja nie mogłem jej brac na ręce bo jestem po artroskopii kolona i odczuwam ból przy chodzeniu.W koncu zaniosłem ją na ekach nie zważając na bóli nie zagojone kolano po operacji.Boje sie żeby mnie nie zapamiętała jako tego szarpiącegoPewnie uważasz że te moje wywody sa jakieś nie z tej ziemi,ale ja już pom prostu dostaje obłędu i siebie obwiniam,bo przeciez napewno te pociąnięcia smyczą nie spowodowały jej odejscia.Przez całe życie byla dobrze traktowana,zdarzały sie skarcenia,ale to tak jak u każdego kto ma psa.Wszyscy mi tłumacza że zegara biologicznego sie nie zatrzyma ,zarówno u czlowieka jak i u zwierzęcia,ale to nie koi ran i nie zmniejsza wylanych łez.Najgorsze są te miejscaw mieszkaniu,gdzie spała,gdzie lubiła sobie leżeć.Ciągle mam ją przed oczami w tych miejscach.Nie wiem czy będe w stanie sobie z tym poradzić.Uspienie pieska to rzeczywiscie bardzo tragiczna sytuacja.My poprzednio mielismy pula dużego który dożył 17 lat ale nie byl w stanie już chodzis i trzeba bylo to zrobic.Ja nie bylem w stanie byc przy tym,poszedł z nim mój jeszcze wtedy żyjący tata,i byla straszna rozpaca.I teraz znowu to sie powtarza.Koszmar.Nie mam zupelnie jakiejkolwiek chęci do życia.Pozdrawiam.Nic już nie bedzie takie jak do tej pory.
Antoni,przechodziłam przez to rok temu.Myslałam,że oszaleję z bólu,snułam się po mieszkaniu,przytulałam smycz i kocyk swego piesia. To było straszne,znajomi namawiali -weź nowego psiaka,a ja się oburzałam na nich,że nikt mi go nie zastąpi,że za nic w świecie.....skończyło się tak,że w przeciągu miesiąca pojawił się w domu szczeniak. Nauka czystości,wychowanie,wizyty u weterynarza były tak absorbujące,że pozwoliły zapomnieć o rozpaczy-choć psiaka mam w pamięci do dzisiaj i nie ma dnia bym o nim nie mysłała. Dorodzam Ci to samo,Antoni,weź nowego pieska,bo oszalejesz z bólu.Wbrew temu co myślałam po smierci mojego Maksia, nowy przyjaciel pomaga.Jest tylko jeden minus-kocham go nad zycie,rozpieszczam i dmucham na zimne,mogę śmiało stwierdzić,że oszalałam z miłości.
Przytulam Cię cieplutko,rozumiem ten ból, nie jesteś sam i wiem,że przezywasz ogromną tragedię. Spróbuj ,,przetrawić" moje słowa, na dzien dzisiejszy mogą Ci się wydać okrutme jak i mnie kiedyś,ale to jedyna rada. Zaproś do domu nowego przyjaciela,będzie Cię kochał tak samo jak sunia.
Przytulam Cię cieplutko,rozumiem ten ból, nie jesteś sam i wiem,że przezywasz ogromną tragedię. Spróbuj ,,przetrawić" moje słowa, na dzien dzisiejszy mogą Ci się wydać okrutme jak i mnie kiedyś,ale to jedyna rada. Zaproś do domu nowego przyjaciela,będzie Cię kochał tak samo jak sunia.
Możliwe że nowy piesek by zmniejszył ogrom bólu w moim sercu.Ale jeszcze nie teraz,teraz serce by mi pękło z rozpaczy,bo przypominałbym sobie sunie która odeszła.Mam potworne wyrzuty sumienia,że może czegos nie dopatrzyłem,coś zle zrobiłem,może byl dla niej jakis ratunek.Z drugiej strony tłumacze obie że miała 15lat i 5 miesięcy,czyli tak jak 80 letni człowiek.Czyli u schyłku życia.Jeli jest faktycznie tak że możliwy byl jeszcze ratunek,to pewnie nie na długi okres czasu,a czas szybko upływa,i przecież niebawem musiałbym i tak przez to przejść.Nawet jeżeli mogłaby jeszcze życ przez rok,to mysle że mi to wybaczy,bo wie że ją bardzo kochałemZdaje sobie sprawe że brzmi to dziwnie gdy jednoczesnie oskarżam sie i próbuje usprawiedlic sie.Ale w tak bolesnej chwili ,takie przychodzą mysli do głowy,że człowiek bliski jest szaleństwa i obłędu.Wierze że jest jej teraz dobrze,że sobie odpoczywa i nie jest samotna gdyż leży wśród wielu zwierząt ,które wczesniej odeszły.A że nie ma jej materialnie wsród nas,trudno,to Bóg stwarzając psa dał mu biologicznie do przeżycia taki okres czasu,który własnie w przypadku mojej sunii,dobiegl do konca.I tak jest w całym swiecie istot żyjących że każde żywe stworzenie ma swój czasokres do przeżycia i my chocbysmy sie nie wiem jak starali ,nie przedłużymy goi.Możemy tylko spowodowac żeby w pies w czasie tych swoich 13,13,15,16 lat życia miał dobre warunki i był dobrze traktowany..Mysle że większą tragedią jest gdy odchodzi pies w sile wieku,podobnie jak człowiek,bo przeciez tyle jeszcze pięknego życia moglo byc przed nim.To jest nam trudno zaakceptowac.Trudno jest nam pojąc i zrozumiec że odchodzi osoba 20 letnia,natomiast odejscie 80letniej osoby już rozumiemy.Chociaż smierc jest dla każego wieku najtragiczniejszym punktem życia.Prosze podzielcie sie swoimi radami jak sobie z tym radzic.Wiem że nie leku ,który by ukoił ten ogromny bók jak jest we mnie w tej.To jest nie do opisania
Ten gośź to ja ,Antoni50.Przepraszam.Nie zalogowałem sie przd wysłaniem wiadomosci.W tych nerwach ,człowiek nie kontroluje co robi.Tak bardzo potrzebuje otuchy,wsparcia.zrozumienia.Wiem że to nie wyleczy rany w moim sercu,ale każdy znak,sygnał ,od każdego komu nie jest obojętne moje cierpienie jest bardzo ważny.
Antoni jestem całym sercem z tobą ....wiem że teraz przeżywasz koszmar że wydaje ci się że serce pęknie a mózg oszaleje ....ale tak się nie stanie ...Ja pożegnałam już kilka psów i zawsze byłam przy tym .Kiedyś miałąm kundelka z ulicy który bał się nawet jak człowiek podnosił dłoń wyżej ,musiał być katowany i bity .Do mojego męzą podszedł pierwszy raz po roku pobytu w domu ,myślimy że musiał go katowac jakiś mężczyzna .I jak już uwierzył w nas i ludzi że ludzka ręka może dawać miłośc a nie razy, zaczoł podejrzanie dużo pić ......diagnoza była w 2 dni -otwarcie i uśpienie na stole operacyjnym ,nie było szans .Też myslałam że oszaleje .....ten pies był moim cieniem ,gdzie byłam ja tam on ,co robiłam ja on siedział przy mnie .Jak widział mnie z oddali totak szczekał i wył z radości że ludzie myśleli że jakiś pies pod samochód wpadł ,dosłownie śpiewał .Pamiętam ostatni wieczór jak lezał i patrzył na mnie a ja już wiedziałam że rano będzie otwierany i prawdopodobnie uśpiony .Czułam się jak zdrajczyni .....że ja wiem a on nie ......Wtedy tez pierwszy raz widziałam łzy u mojego męża ......to musi minąć ,musi upłynąć jakiś czas .Nie obwiniaj się że pociągnęłeś smyczą ,jesteśmy tylko ludzmi i mamy swoje słabości .To nauczka dla nas że nie nalezy tak robić nawet w chwili stresu bo to stres był tego przyczyną .Myślisz że ja nie dawałm psu klapa w dupę jak mi zdarł całą tapetę ze ścian położoną dzie wcześniej ?Człowiek uczy się na błędach .I wiesz co ci jeszcze powiem jak tak rozpaczałam po tamtym kundelku to wydawało mi się że on ciągle za mną chodzi i ciągle go mam koło nóg -bo taki był przylepa .I po rozmowie z przyjaciółką tez miłośniczką psów która powiedziała mi tak -daj mu odejść ,nie trzymaj go przy sobie !!!!bo on jest rozdarty między tym światem a tamtym ....!!!!I tak zrobiłam .Dla niektórych pewnie byłabym do położenia na psychiatryku (ale mam to w d....)ale zrobiłam tak jak mi kazała .....powiedziałam na głos -Ziuciu idz tam do innych piesków tam gdzie będzie ci dobrze i oczyma wyobrażni zobaczyłam jak odchodzi ode mnie nie oglądając się nawet .....i moje odczucia że jest cały czas koło mnie się skończyły .Nie ma słów pocieszenia dla takich wrażliwców jak my Antoni ,my płacimy za te wszystkie dobre lata straszną cenę ,niewyobrażalny ból .
Antoni czy wiesz,że pies ma duszę, że nie umiera całkowicie i że w momecie śmierci przychodzą po pieska inne psy, by zabrać go do psiego raju -to nie sa bajki,kiedyś się spotkacie,a sunia teraz jest szczęsliwa,wysyłaj jej miłość,bo przez rozpacz będzie wracać do Ciebie zamiast biegać w psim niebie,pozwól jej odejść tam gdzie będzie szczęśliwa -:)
Nie potrafie sobie z tym poradzic.Ciągle mam przed oczam moją Kamusie.To straszne.Po prostu makabra.Biore kilka proszków uspokajających w ciągu dnia i na noc.Musze ,bo inaczej bym chyba oszalał.A tak chociaż moge sie przespac ze 2,3 godziny.Moja Mama przechodzi to lepiej ,choć też widze że cierpi,tylko może tak tego nie pokazuje.Sunia bardziej byla związana ze mną,i może dlatego.Choc czasem na nią nakrzyczałem,w tych ostatnicj dniach,bo bardzo dużo piła i sikała,a nie po artroskopii ciężko sie schylac bo kolano boli,musze brac proszki przeciwbólowe,i to mocniejsze.Więc teraz to tylko jem proszki.Nic nie przełknołem od chwiliodejscia,czyli nocy ze srody na czwartek,po prostu w ogole nie chce mi sie jeść,to pewnie nerwy.Mimo tego nakrzyczenia sunia mnie kochała ,bo wiedziała że i ja ją kocham i zawsze będe ją kochał.Naprawde może to głupie ale człowiekowi przychodzą nawet do glowy mysli samobójcze.Wtedy bysmy sie znowu spotkali.Dziękuje Aniu za ciepłe slowa,to naprawde bardzo dużo,w tak trudnym momencie,czuje sie wtedy że nie jest sie samemu ze swoim problemem.Rozumiem że pociągnięcie smyczą czy coś podobnego nie przyczyniło sie w żaden sposób do tego co sie stało..Ale człowiek w takim momecie obwinia siebie za przerozne rzeczy które w najmniejszym stopniu nie mają związku ze smiercią psa.Ta jest spowodowana głównie wiekiem i chorobami.I tak było z moją sunia,miała 15lat i 5 miesięcy,chore były nerki-mocznica-i coraz słabsze serduszko.Zdroworozsądkowo zdaje sobie sprawe że to nadszedł wlasnie kres jej drogi na tym swiecie,ale z drugiej srony bardzo ciężko jest sie z tym pogodzic,własciwie jest to niemożliwe.Bardzo piękne są twoje slowa o odchodzeniu pieska za tęczowy most.Nie trzymac psinki przy sobie i nie wyplakiwac sie przy nim.Nie nadajesz sie do psychiatryka,kompletny absurd.Jestes bardzo uczuciowa i tak podchodzisz do tej sprawy,zresztą ja podobnie a własciwie w 100% tak jak Ty.A na tych co sie zego smieją i nas krytykują nie musimy zwracac uwagi.Bardzo bym chcial żebysmy mogli pisac ze sobą przez jakis czas.Mysle że to by mi pomogło,uspokoilo w jakis sposób.W tak trunym momecie rozmowa z przyjaznie nastawionymi osobami jest bardzo ważna.Zeby nie zostac samemu ze swoim cierpieniem.Pozdrawiam serdecznie
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości