Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

mariantoru1954

13 sierpnia 2012, 19:55

Aniu i Elenar! Macie dużo racji, pięknie piszecie i podziwiam Was a jednoczesnie zazdroszczę,że mimo cierpienia po pupilu
macie jeszcze siłę dostrzec jakies pozytywy na tym łez padole.Może dlatego,że Wasze zwierzaczki odeszły z powodu choroby, na którą nie było lekarstwa.Ja z trudem wyleczyłam moją Katię.WEtka na początku przed operacją nie obiecywała,że
będzie ok, powiedziała tylko- "zrobię co będę mogła..."Ta rana naprawdę była wielka i ze starości juz zaropiała i śmierdząca.
Spróbujcie sobie wyobrazić ,że Wasze zwierzaczki zostały wyleczone a za 2 tyg. ktoś je zabił obojętnie w jaki sposób.Wasze
starania i stresy przy leczeniu poszły na marne. Chyba nie trudno to sobie wyobrazić.Elenar to okropne co musiałas przejść
z leczeniem Pimpusia, rozumiem Twoje rozgoryczenie ale tak jak Ania uważam,że nie musisz robić sobie wyrzutów bo
zajmowałaś się Pimpusiem jak należy i z wielkim oddaniem. Po prostu był zbyt chory,żeby mozna było mu pomóc.
Ja pamiętam jak 17 lat temu odszedł na raka mój ojciec. Bardzo płakałam po nim ale przed jego smiercią nie mieszkaliśmy
już razem od kilkunastu lat. Ze względu na dużą odległość nie widywaliśmy się zbyt często ( raz na pół roku ,czasem rok)
i gdy go zabrakło często podświadomie myślałam,że on tam nadal mieszka z mamą i po prostu nie mamy czasu,żeby się
odwiedzić.Z wieloma krewnymi ,którzy odchodzili było podobnie. Nie mieszkaliśmy w tym samym miescie i nie widywaliśmy
się latami, dlatego ich odejście nie bolało.Nawet moje dzieci,chociaż mieszkamy w tym samym mieście widują mnie srednio
raz na 2 tyg.tak samo jest z wnukami. A moja Katia ,chociaż była tylko kotem towarzyszyła mi 24 godz. na dobę. Jej brak
zaburzył porzadek codziennego dnia. Gdzie spojrzę widzę ja oczyma wyobrazni i jej brak boli do żywego.
"Wszystkie rodzaje żałoby są bardzo bolesne, szczególnie dla tych dla,ktorych zwierzę było integralną częścią życia.Utrata
zwierzęcia nie różni się od straty bliskiego przyjaciela lub czlonka rodziny"- to wypowiedż psychologa.Zgadzam się z tym
w 100%. I jeszcze na koniec cytat: " Niemal zalozyć się jestem gotow, bo watpliwości mych to nie budzi,że gdzie jest dom
szczęśliwych kotow-tam jest dom szczęśliwych ludzi".
Elenar

13 sierpnia 2012, 20:11

Gdyby ktoś dał mi wybór: już nigdy więcej go nie zobaczysz, stracisz go na zawsze, ale nie będzie chory i cierpiący, nie wahałabym się, pożegnałabym się.

Jego cierpienie mnie rozdziera na miliony kawałeczków. To ja wolałabym cierpieć zamiast niego.

Stan jego brzuszka pogorszył się w sobotę, w niedzielę było po wszystkim... Nie mogę sobie tej soboty darować. Być może za późno zareagowałam, za późno zaczęłam działać. Ze może gdyby wcześniej mój maleńki brzuszek opychałby się teraz smakołykami...

:cry:

Mam coś takiego teraz, ze ciężko mi się zmusić do jedzenia. Kiedy tylko próbuję, zaraz myślę o jego brzuszku...

Zle mi przepotwornie. Znowu nie mogę doczekać się tabletki znieczulającej.
ania05

13 sierpnia 2012, 20:22

Mario ja juz potrafię inaczej spojrzeć bo to już ponad rok więc czas zaprószył rany .Ja z każdym moim zwierzakiem miałam kontakt na poziomie hm jakby to powiedziec ? domownika ?członka rodziny?moje psy mieszkały w domu ,spały i śpią w łóżku ,były i są tuż obok nas .Nie mam dzieci więc tym bardziej traktowałam je "blisko ".chociaż nawet jak bym miała 12 ścioro dzieci to i tak zwierzęta byłyby tak blisko . Nigdy przez 40 lat nie byłam nigdzie na wakacjach ani na wycieczce ze względu własnie na nie .Chyba że akurat był "wakat" na zwierze to raz pojechałam na uroczystości rodzinne za granicę .I to wszystko .Zawsze one były na 1 miejscu .I u ciebie jest to samo dlatego my traktujemy ich śmierć jak coś strasznego .Elenar ,jesli ty sądzisz że za mało zrobiłaś ratując Pimpulka to nie wiem czy ktoś na świecie byłby zdolny do takiego poświęcenia .Tak samo jak ty Mario .Ja spałam na podłodze jak sunia byłą chora i budziłam się na kazdy jej głębszy oddech .Większośc ludzi popuka się w tym momencie w głowę ,ale ja mam to głęboko w .......nosie.Musicie przejśc przez piekło .Innego wyjścia nie ma .ALe będzie lepiej ,uwierzcie mi .
Elenar

13 sierpnia 2012, 20:40

Wiecie co, kilka miesięcy temu tez musiałam pożegnać szynszylka, to chyba jakieś fatum nade mną. Opowiem krótko, co się wtedy stało. Moją Lolę uratowałam z zoologa. Nie planowałam kupować samiczki, tylko kolegę dla Pimpusia. Jednak jak ją zobaczyłam, od razu wiedziałam, ze trzeba ją stamtąd zabrać - widać było, ze chora, zaniedbana, bardzo smutna. Po tygodniu urodziła mi w domu malucha (nawet nie wiedziałam, ze jest wysoko w ciąży tak bardzo była chuda). Poród z komplikacjami, a oprócz tego okazało się, ze Lolcia ma tylko jednego sutka i w dodatku nie ma w ogóle pokarmu. Maluch był silny i bardzo chciał żyć. Zaczęłam go sama karmić strzykawką. Walczyłam o niego kilka dni. Traktował mnie jak matkę - na mój głos czy widok usiłował wyjść z klatki pomiędzy prętami. Zasypiał mi w dłoni. W piątej dobie przestał jeść. Nic go nie bolało, nic mu nie dolegało, po prostu umierał. Umierał mi w dłoniach, nie mogłam go nawet na chwilę zostawić, bo od razu się niepokoił. Nie doczekaliśmy umówionej eutanazji. On umierał, a ja tuliłam go i wyłam. Widok małego słodkiego umierającego ciałka był przerażający, tak bardzo chciałam uciec by tego nie widzieć, a wiedziałam, ze nie mogę go zostawić... To było straszne. Wyłam po nim jeszcze tydzień.
mariantoru1954

13 sierpnia 2012, 21:08

Elenar, przeczytałam ten artykul, jest w nim duzo racji ale ja nadal głownie Boga winię za to co przydarzyło sie moje kici,
bo przeciez ciagle powtarzane jest,że nic nie dzieje się bez jego woli i na tym etapie bólu nic więcej do mnie nie dociera.
Ale to bardzo madre słowa w tym artykule, może przydadzą się na póżniej, gdy ból trochę osłabnie (jesli tak się stanie).
Ja jeszcze przytoczę parę słow psychologa: " Nie ma różnicy ,czy pożegnalismy człowieka czy zwierzę-żal jest ten sam i tylko jego nasilenie zalezy od siły wytworzonych więzi między nami i pupilem. Wiele osob wstydzi się przyznać,że większym wstrząsem byla dla niego smierć domowego ulubieńca niż kochanego, ale rzadko widywanego krewnego. Tymczasem jest to relacja jak najbardziej naturalna-jesli nie mamy kogoś na co dzień, jego odejście nie burzy porzadku naszego świata."
I jeszcze jeden fragment:" Strata zwierzęcia może być rownie bolesna, co strata przyjaciela lub członka rodziny, ponieważ
więż emocjonalna, która łączy człowieka z jego pupilem potrafi byc rownie silna, co więż między ludzmi.Wlasciciel zwierzęcia
dba o niego, troszczy się, można powiedzieć,że "inwestuje swoje emocje". Żałoba takiej osoby jest tym bardziej bolesna,
im więcej uczucia przelała ona na swojego pupila.W skrajnych przypadkach, gdy taka osoba nie ma przy sobie nikogo bliskiego z rodziny, to wlaśnie pies,kot czy inny pupil staje się jego jedyną rodziną. W przypadku takiej osoby kondolencje są jak najbardziej na miejscu, ale muszą być niezwykle przemyślane i wyważone.Tak jak w przypadku żałoby po stracie człowieka,
żałobnik nie powinien zamykac się w sobie ani dusić emocji. Płacz z powodu kogoś bliskiego, nie jest powodem do wstydu.
Widząc kogoś w takiej sytuacji, trzeba zdać sobie sprawę,że cierpienie tej osoby jest prawdziwe. To nie jest czas na
banalizowanie czy wyśmiewanie,że to tylko zwierzak.Wiele osób wlasnie ze strachu przed ośmieszeniem zamyka się w sobie
i nie opowiada o uczuciach. Powiedzenie "bardzo mi przykro" i okazanie zrozumienia i wspólczucia jest bardziej na miejscu. Nawet jesli oznacza to,że najbliższe kilka minut spędzisz na wspomnieniach o pupilu i na przegladaniu zdjęć. Takie wspominki mogą pomóc w przezwyciężeniu smutku po utracie przyjaciela.Jesli stratę zwierzęcia poprzedzało jakieś znaczące, smutne wydarzenie np. strata członka rodziny lub utrata pracy, śmierć psa lub kota może byc o wiele bardziej bolesna dla takiej osoby.Gdu uczucia smutku i żalu kumulują się trudniej jest sobie poradzić z sytuacją.Taka osoba może
naprawdę potrzebowac rozmowy i pomocy.Wspólne wspomnienia pupila mogłoby być punktem wyjścia do rozmowy o innych
problemach.Zwierzęta w dzisiejszych czasach, szczególnie w miastach, trzymane są w domach po to, aby wypelnić emocjonalną lukę.Przelewamy na nie swoje uczucia tak jak na ludzi i mamy prawo cierpieć po ich stracie. Pomoc w tych ciężkich chwilach smutku jest bardzo potrzebna".Może te wypowiedzi psychologa pomoga Ci w jakiś sposób Elenar a może
jeszcze komuś na forum.Mnóstwo pięknych wypowiedzi zawiera książka "Marley i ja".którą juz tu na forum polecalam Ani
i innym . Warto po nia sięgnąc, bo jest wzruszająca i dużo uczy o relacjach z pupilem i potem o przeżywaniu żałoby po nim.
Elenar

13 sierpnia 2012, 21:19

Maria, mądre słowa, z którymi nie sposób się nie zgodzić. Tez czytam w necie wypowiedzi psychologów - to chyba taka forma poszukiwania jakiegoś ukojenia.

Do tego, co napisałaś o żałobie, dodałabym coś jeszcze od siebie. Nasz pupil we wszystkim zależy od nas. Nie tak jak drugi, dorosły człowiek, który może decydować o swoim życiu. Poza tym, kiedy człowiek jest ciężko chory opieką i pielęgnacją zajmują się fachowcy. Normalnie, nie ciąży na nas odpowiedzialność za zdrowie i życie drugiego człowieka. Kiedy umiera jakiś krewny, nawet w przypływie buntu i niezgody na tę śmierć, nie mamy racjonalnych powodów do poczucia winy. W przypadku pupila jest zupełnie inaczej. Dla mnie poczucie odpowiedzialności za ukochane zwierzę, a co za tym idzie poczucie winy, jest jednym z najtrudniejszych elementów żałoby...
mariantoru1954

13 sierpnia 2012, 21:55

Elenar pisze:Maria, mądre słowa, z którymi nie sposób się nie zgodzić. Tez czytam w necie wypowiedzi psychologów - to chyba taka forma poszukiwania jakiegoś ukojenia.

Do tego, co napisałaś o żałobie, dodałabym coś jeszcze od siebie. Nasz pupil we wszystkim zależy od nas. Nie tak jak drugi, dorosły człowiek, który może decydować o swoim życiu. Poza tym, kiedy człowiek jest ciężko chory opieką i pielęgnacją zajmują się fachowcy. Normalnie, nie ciąży na nas odpowiedzialność za zdrowie i życie drugiego człowieka. Kiedy umiera jakiś krewny, nawet w przypływie buntu i niezgody na tę śmierć, nie mamy racjonalnych powodów do poczucia winy. W przypadku pupila jest zupełnie inaczej. Dla mnie poczucie odpowiedzialności za ukochane zwierzę, a co za tym idzie poczucie winy, jest jednym z najtrudniejszych elementów żałoby...
Zuważyłam ,że już dwa razy na forum figuruję jako gość ale to tylko nieuwaga, myślę,że czytający po tresci postu zorientowali
się,że chodzi o mnie.
Ja tez odkąd mojej Katiuni nie ma codziennie buszuję po necie w poszukiwaniu jakiegoś ukojenia. zaglądałam też na inne fora,
czytalam posty i chcialam znalężć chociaż jeden przypadek tak bezsensownej smierci jak mojej Katii i to na dodatek po
odnalezieniu i wyleczeniu. Nie znalazłam niczego bardziej niezrozumialego. Wszystkie przypadki to choroba lub potrącenie przez samochod. W jednym przypadku kot udusił się probując wejść do domu przez uchylne okno,ale o tych przypadkach
od dawna przestrzegają różne fundacje , nawet na allegro są specjalne siatki na okno uchylne. Więc to przypadek znany
i przewidywalny. A to co się stało z moją dziewczynką to....kosmos, brak słow i odpowiedniego okreslenia. Dlatego mój
żal tez jest atypowy tzn. na tę chwilę nie do ukojenia.Ja tez tak jak Ty ciagle się obwiniam,że może powinnam mocniej probować szarpnąć tą głowkę , może za uszy lub policzki i może by się dało ją uwolnić. Dokladnie tak jak u Ciebie przewija mi się mnóstwo różnych scenariuszy ratowania jej i biczuję się tym codziennie po wielekroć. Ciągle wydaje mi się,że
jakby to jeszcze raz się wydarzyło, to tym razem by mi się udało jej pomoc.Ciągle jestem w tym pokoju ,gdzie to się stało
i odchodzę od zmysłow ,ciagle mam przed oczami jak poraz ostatni biegnie po meblach i zarzucam sobie czemu jej nie zatrzymalam. Dziewczyny, sprobujcie sobie to wszystko wyobrazić, czy można w sposób racjonalny przejść nad tym do
porządku dziennego? Czy jest w tym coś dziwnego,że w tej sytuacji moją żałoba nie odpuszcza? Ja prędzej się wykończę
niż to zrozumiem i przeboleję.Dlatego taka moja furia na Boga ,bo gdzie mam szukac winowajcy?
Elenar

13 sierpnia 2012, 22:25

A może problem właśnie w tym, ze tak gorączkowo szukasz winowajcy? I sensu? Dopatrujesz się planu, związków przyczynowo-skutkowych tam, gdzie ich nie ma. Wypadki bowiem zdarzają się ot tak, po prostu. Córka Ewy Błaszczyk zapadła w nieodwracalną śpiączkę po tym jak zakrztusiła się popijając tabletkę. Ot zdarzyło się, stało - kompletnie bez sensu, bez niczyjej winy i przyczyny. Czasami głupi przypadek bywa strasznie brzemienny w skutkach. Ja widzę to inaczej niż Ty, przede wszystkim dlatego, ze stoję z boku i nie czuję Twoich emocji. Tak to wygląda obiektywnie - po prostu przypadek, nieszczęśliwy wypadek. Poza tym ja jestem osobą niewierzącą i nigdzie nie szukam palca Bożego. Ty wierzysz i rozumiem, ze zastanawiasz się jaki Bóg miał plan. Wez jednak pod uwagę, ze wyroki boskie nie muszą być dla nas zrozumiałe, a już na pewno nie muszą być akceptowalne przez nas i zgodne z tym, czego my byśmy chcieli. Dlaczego w męczarniach umierają malutkie dzieci? Po co Bóg robi takie rzeczy? Myślisz, ze rodzice takich dzieci znajdują odpowiedzi na te pytania?

Domyślam się, ze dokucza Ci poczucie winy - to przejaw braku zgody na zaistniałą sytuację i ogromne pragnienie by stało się inaczej. Jednak obiektywnie nie masz powodów by się obwiniać. Tak trudne i drastyczne zdarzenie Was spotkało, ze Twój wpływ na to był znikomy. Być może nawet ekipa straży pożarnej z ciężkim sprzętem nie dałaby rady uratować Katii na czas.

Maria, wiesz jak ja to widzę? Ty wciąż nie pozwalasz jej odejść. Zatrzymałaś się na etapie buntu. Wszystko w Tobie krzyczy: nie, nie zgadzam się, nie tak miało być! To zrozumiałe. Jednak fakty są takie, ze to nie zwróci życia Katii, a Twoje życie zniszczy zupełnie.

Chciałabym Ci coś zasugerować. Może nie na teraz, nie na dziś, może jeszcze nie pora. Ale kiedy poczujesz się gotowa, wyobraź sobie, ze wyciągasz duszyczkę Katii zza tego kaloryfera i puszczasz ją wolną...
Elenar

13 sierpnia 2012, 22:32

W szynszylowym pokoju wręcz zionie smutkiem... Z trudem tam wytrzymuję...
mariantoru1954

13 sierpnia 2012, 22:43

W poprzednim poście "po raz" napisalam razem ale po prostu nie wcisnęłam spacji.

Elenar ,to okropne co przeszlas z tym dzieckiem Loli, aż mi się łezka zakręcila. Okropny przypadek, wyobrażam sobie co czulas
jak mimo starań nie udalo się uratowac malenstwa.Ja wczoraj ogladalam szynszyle w necie , bo chcialam bardziej je sobie przyblizyć i wyobrazić Twoich pupili.Byly nawet filmiki, fajne mają ogonki i sa bardzo ruchliwe ale ja i tak pozostaję przy
kotach.
Aniu,moja córka ma znajomych, małżeństwo po 30-ce i tez nie mają dzieci. Za to mają kilka Yorkow i zawsze mowia,że to są
ich dzieci a corka moja twierdzi,że są nienormalni. Ja też często porownuję moje koty do dzieci. Często ogladam programy
o zwierzakach, glównie na Animal Planet i tam opiekunowie mowią wprost, calkiem serio: "to jest moja rodzina, to są moje
dzieci" i ja też nie widzę w tym nic zdrożnego.Moje koty mimo, iz maja swoje legowiska tez ciagle ładuja mi się do wyrka.
Często brakuje miejsca dla mnie i muszę znosić ich sierść ale mam rolki do zbierania sierści i wszystko można jakoś pogodzić.
Także nie przejmuj się nigdy niczymi uwagami i traktuj swoje zwierzaki jak najlepiej, rozpieszczaj je, bo wolonć Tomku w swoim domku albo, co komu do domu jak dom nie jego.
Elenar

13 sierpnia 2012, 22:50

Ja w zasadzie każde zwierzątko traktuję jak istotę równą sobie, tylko zupełnie inną w wielu aspektach. One wszystkie czują dokładnie te same emocje co ludzie, mają podobne pragnienia i potrzeby. W moim domu wszystkie zwierzęta są traktowane jak członkowie rodziny. Najlepiej obrazuje to tekst mojego ojca do mnie: no zejdź psu z fotela, nie widzisz, ze chce spać?
mariantoru1954

13 sierpnia 2012, 22:54

Pięknie piszesz Elenar i masz dużo racji, ja naprawdę nie chcę rozstać się z Katia i nie godzę się z tym wypadkiem.Boję się
myśleć co bedzie dalej . Ja już dawno pisałam do Ani ,że moja żałoba zatrzymala sięna etapie buntu i gniewu i nie posuwa się
do przodu. Już tez wspominałam,że być może nigdy nie bedzie mi dany ostatni etap czyli akceptacja ale to już będzie mój koniec.Zawsze bylam nadwrazliwą osoba ale to mnie przerosło i narazie nie widzę sensownego wyjścia. Jeżeli mnie szlag nie
trafi to może za jakiś czas inaczej na to spojrzę i jak to pięknie ujęłaś ,uwolnie duszyczkę mojej Katinki-az się popłakalam ,
bo ja nie chcę żeby mnie opuściła.
mariantoru1954

13 sierpnia 2012, 22:56

Elenar pisze:Ja w zasadzie każde zwierzątko traktuję jak istotę równą sobie, tylko zupełnie inną w wielu aspektach. One wszystkie czują dokładnie te same emocje co ludzie, mają podobne pragnienia i potrzeby. W moim domu wszystkie zwierzęta są traktowane jak członkowie rodziny. Najlepiej obrazuje to tekst mojego ojca do mnie: no zejdź psu z fotela, nie widzisz, ze chce spać?
U mnie jest tak samo , jak kot leży na łóżku to ja czekam aż się wyśpi dopiero ścielę.Moja corka tak samo robi ze swoją kotką.
mariantoru1954

13 sierpnia 2012, 23:05

Elenar pisze:W szynszylowym pokoju wręcz zionie smutkiem... Z trudem tam wytrzymuję...
To TY masz osobny pokój dla szynszyli? Chcialabym tak, ale planuję moim kotom urzadzic ich raj tylko najpierw muszę brata
"wykopać ,"bo przyjechał na tymczasem i juz za długo tu barłoży wbrew mojej woli. Wtedy dodatkowy pokój będzie dla kotów.
Elenar

13 sierpnia 2012, 23:29

Tak się złożyło, ze szynszyle mają swój apartament. Mam duży dom i udało się to tak ustawić. Na wybiegu muszą mieć bezpiecznie, więc najlepiej jak jest odpowiednio urządzone pomieszczenie. To gryzonie - gryzą wszystko, co znajdą włącznie z kablami. Nie dość, ze mogą sobie zrobić krzywdę, to jeszcze niszczą. Poza tym, to zwierzęta nocne w naturze, są najbardziej aktywne wieczorem i w nocy - sama rozumiesz.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości