Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Mario, myślę, ze psychoterapia to bardzo dobry pomysł. Bo leki jedynie złagodzą objawy. Natomiast dobry psychoterapeuta pomoże Ci lepiej zrozumieć samą siebie, a tym samym przyczyny tego, co się z Tobą aktualnie dzieje. Z taką wiedzą można dalej wpływać na siebie i swoje życie.
Troszkę stabilniejsza psychicznie dzisiaj jestem. W takim sensie, ze emocje nie targają mną jak marionetką - raz w tą raz w drugą stronę. Choć oczywiście jest bardzo ciężko
Ciężko mi strasznie zajmować się Lolą. Ciężko z nią przebywać. Stanowili parę idealną. Ból, brak, smutek Muszę bardzo nad sobą pracować by dać jej wszystko czego potrzebuje, nieustannie sobie coś tłumaczyć i perswadować...
Z tego nieustannego lęku o mojego Ślicznusia, każdego jednego dnia kiedy byliśmy razem, dbałam o niego tak i kochałam go tak jakby to miał być nasz ostatni dzień razem... Przynajmniej nie żałuję teraz, ze mu czegoś brakowało...
Ciężko mi strasznie zajmować się Lolą. Ciężko z nią przebywać. Stanowili parę idealną. Ból, brak, smutek Muszę bardzo nad sobą pracować by dać jej wszystko czego potrzebuje, nieustannie sobie coś tłumaczyć i perswadować...
Z tego nieustannego lęku o mojego Ślicznusia, każdego jednego dnia kiedy byliśmy razem, dbałam o niego tak i kochałam go tak jakby to miał być nasz ostatni dzień razem... Przynajmniej nie żałuję teraz, ze mu czegoś brakowało...
No to chwała Bogu że zaczynasz myślec o pozytywach życia Pimpuli ....miał dobrze ,troszczyłaś się o nigo jak mogłaś ,choroba wygrała ale nie zaznał zła w swoim malutkim życiu .Niewiele zwierząt ma tyle szczęścia .Maria jeszcze się smuci ale mam nadzieje że zacznie też myślec choć trochę pozytywniej .Teraz Elenar musisz dać Loli więcej troski zeby nie czuła się tak bardzo samotna .A Maria pomyśleć o swoich kotkach i sobie żeby one cieszyły się tak wspaniałą pańcią .
Droga Aniu! Oby Twoje życzenia spełnilły sie i żeby ze mną bylo lepiej.Wiesz,że przypadek mojej Katii jest trudny do wyt łumaczenia i tym samym do przyjęcia.Dzis i jutro te koncerty,juz sie zaczely a ja w domu i mimo namowy córki biję się z myślami co mam robić,głównie chodzi o to,że sie nie wyspałam i żle sie czuje.po prostu nie wiem, czy fizycznie dam rade.ania05 pisze:No to chwała Bogu że zaczynasz myślec o pozytywach życia Pimpuli ....miał dobrze ,troszczyłaś się o nigo jak mogłaś ,choroba wygrała ale nie zaznał zła w swoim malutkim życiu .Niewiele zwierząt ma tyle szczęścia .Maria jeszcze się smuci ale mam nadzieje że zacznie też myślec choć trochę pozytywniej .Teraz Elenar musisz dać Loli więcej troski zeby nie czuła się tak bardzo samotna .A Maria pomyśleć o swoich kotkach i sobie żeby one cieszyły się tak wspaniałą pańcią .
Juz wiem skąd ten względny ład emocjonalny - z wyczerpania po eksplozji emocji. Coś czuję, ze to już tak będzie teraz. Moje zdrowie tez bardzo kuleje. Kulało już wcześniej, lekarze podejrzewają u mnie chłoniaka. Teraz kompletnie nie mogę jeść. Ewidentnie na tle psychicznym. Mam kompletny jadłowstręt.
Spróbuję zasnąć, bo rano muszę wstać. Spokojnej nocy.
Spróbuję zasnąć, bo rano muszę wstać. Spokojnej nocy.
Elenar ,podejrzewają ?A co się dzieje ,Węzły chłonne masz powiększone ,przecież rozpoznanie jest łatwe ?To dlaczego się tak grzebią ?
Tak, mam powiększone od dawna. I pałętam się od lekarza do lekarza. Chirurg-onkolog wstrzymał się jeszcze z pobraniem węzła. Mam tez powiększoną grasicę. Poza tym od dawna stany podgorączkowe i inne objawy sugerujące zespół paraneoplastyczny lub przewlekłą infekcję. No ale nie mam jeszcze diagnozy.
Prawie w ogóle dziś nie spałam. Poczucie winy katowało mnie do białego rana
Prawie w ogóle dziś nie spałam. Poczucie winy katowało mnie do białego rana
Ale myślę, ze jednak nic poważnego mi nie dolega. Węzły nie rozrastają się. Może jeszcze lekarz chorób zakaźnych coś wskóra. Nie ma co użalać się nad sobą.
Nie martw się ja tez mam co jakiś czas powiększony a to ten a to innt i mi tak zostają ,za każdym razem mózg ze strachu mi wyparowuje .Gdyby to był chłoniak to juz morfologia by była dawno kiepska ,mało powiedziane że kiepska ,węzły w śródpiersiu bybyły jak grochy i śledziona jak balon .I gdyby rzeczywiście podejrzewali to nie zwlekali by ani godziny z pobraniem węzła bo to podstawowe badanie .Ja dzisaj zgłupiałam i robię przegląd szaf ,zminę pościeli i inne fascynujące rzeczy ,wpadłam tylko na chwilkę bo jeszcze kupa roboty mnie czeka i nie wiem czy mi się chce chyba nie ale jak już rozgrzebałam wszystko to musze dokończyć .Rok temu nie ruszyła bym nawet tyłka .
Aniu, ja tez powinnam odwalić taką robotę w domu ale tak jak TY w zeszłym roku nie mogłaś się za to zabrać,tak ja teraz
czuję taką totalną niemoc.Wczoraj wywlekli mnie na kawalek koncertu. Zmarzłam, była okropna mgła ,że wody w porcie nie było widać.Były tam koleżanki córki a wśrod nich taka, z którą się dawno nie widziałam.Zauważyła,że schudłam i pyta czy
specjalnie się odchudzalam czy jakieś kłopoty? Opowiedziałam jej wszystko o Katii, byla bardzo empatyczna, wysłuchała
mnie i własnie takiej reakcji oczekiwałam od dzieci,niestety....Oczywiście nie obyło się bez łez ,bo bardzo ciężko było mi
o tym mówić. Podczas calej rozmowy czułam jak serce mi podchodzi do gardła i ciężko mi było oddychać.Koncert byl fajny,ale nie moglam się cieszyć ani uśmiechać jak w zeszłym roku właśnie na podobnym koncercie( ten festiwal reage odbywa się co roku).Dzisiaj też już się nabeczałam bo jak zwykle przy wielu czynnościach przypomina mi się Kaia i jej brak mnie dobija. Mama tej kolężanki co mnie tak pocieszała straciła w zeszłym roku jamniczkę 15-letnią. Płakała po niej pół roku aż wylądowała u psychiatry( tez pielęgniarka, często ma dyżury w hospicjum, więc powinna być odporna).Dopiero jak wyjechała do kogoś na 2 mieś. na wieś pozbierała się, chodziła samotnie łowić ryby , tam beczała non stop i w końcu stwierdziła,że chyba łzy jej się skończyły.Terapeuta doradzał jej wzięcie nowego pieska ale nie takiego samego, ale ona powiedziała,że nowy pies to zdrada wobec tamtego i już nie chce żadnego psa . Rzeczywiście do tej pory nie ma psa.Po starym psie babka plakała pół roku a ja po młodziutkiej Katince mam się pozbierać po 2 mieś.? Nie widzę ,żeby to było możliwe. W tej książce " Spacer po szczęście" młoda wdowa po śmierci męża też korzystała z pomocy terapeuty i on jej zalecił tzw. "Godziny Bólu". Brała wtedy zdjęcia i różne osobiste rzeczy męża , paczkę chusteczek i przez godzinę miała się wybeczeć ,żeby przez resztę dnia móc jakoś funkcjonować i tak miała robić codziennie przez rok aż skończy się żałoba. Nie mam narazie zdania na temat takiej terapii.
czuję taką totalną niemoc.Wczoraj wywlekli mnie na kawalek koncertu. Zmarzłam, była okropna mgła ,że wody w porcie nie było widać.Były tam koleżanki córki a wśrod nich taka, z którą się dawno nie widziałam.Zauważyła,że schudłam i pyta czy
specjalnie się odchudzalam czy jakieś kłopoty? Opowiedziałam jej wszystko o Katii, byla bardzo empatyczna, wysłuchała
mnie i własnie takiej reakcji oczekiwałam od dzieci,niestety....Oczywiście nie obyło się bez łez ,bo bardzo ciężko było mi
o tym mówić. Podczas calej rozmowy czułam jak serce mi podchodzi do gardła i ciężko mi było oddychać.Koncert byl fajny,ale nie moglam się cieszyć ani uśmiechać jak w zeszłym roku właśnie na podobnym koncercie( ten festiwal reage odbywa się co roku).Dzisiaj też już się nabeczałam bo jak zwykle przy wielu czynnościach przypomina mi się Kaia i jej brak mnie dobija. Mama tej kolężanki co mnie tak pocieszała straciła w zeszłym roku jamniczkę 15-letnią. Płakała po niej pół roku aż wylądowała u psychiatry( tez pielęgniarka, często ma dyżury w hospicjum, więc powinna być odporna).Dopiero jak wyjechała do kogoś na 2 mieś. na wieś pozbierała się, chodziła samotnie łowić ryby , tam beczała non stop i w końcu stwierdziła,że chyba łzy jej się skończyły.Terapeuta doradzał jej wzięcie nowego pieska ale nie takiego samego, ale ona powiedziała,że nowy pies to zdrada wobec tamtego i już nie chce żadnego psa . Rzeczywiście do tej pory nie ma psa.Po starym psie babka plakała pół roku a ja po młodziutkiej Katince mam się pozbierać po 2 mieś.? Nie widzę ,żeby to było możliwe. W tej książce " Spacer po szczęście" młoda wdowa po śmierci męża też korzystała z pomocy terapeuty i on jej zalecił tzw. "Godziny Bólu". Brała wtedy zdjęcia i różne osobiste rzeczy męża , paczkę chusteczek i przez godzinę miała się wybeczeć ,żeby przez resztę dnia móc jakoś funkcjonować i tak miała robić codziennie przez rok aż skończy się żałoba. Nie mam narazie zdania na temat takiej terapii.
Dlatego tez napisałam że rok temu nie ruszyłabym nawet palcem .....I pisałam też Tobie że musisz zaczać opuszczać dom na dłużej póki pogoda .My mieliśmy to nieszczescie że jak na złośc padało i padało a my nie mogliśmy wytrzymać w domu ani chwili ,no ale zawsze jest na opak .Idę dalej walczyć z bałaganem chociaż tak naprawdę już amm dośc i kręgosłup mnie już rąbie ,ale mam tak jak pisałam wszystko rozbebeszone więc skończyć muszę .Zajrzę wieczorkiem .TRzymajcie się i wyjdzcie z domu nawet na spacer dookoła komina .
Ok .17-ej córka ma po mnie przyjechać i mamy jechać na drugą część koncertu ale tylko do 21-ej, bo wnuk musi spać i ja mam
z nim zostać, dlatego już chyba dzisiaj się nie odezwę. Więc do jutra ,jak Bóg da.....
z nim zostać, dlatego już chyba dzisiaj się nie odezwę. Więc do jutra ,jak Bóg da.....
Cześć. U mnie kiepsko - oczywiście. Momentami nie radzę sobie zupełnie z emocjami - ich mieszanką, siłą i naporem. Wczoraj musiałam wziąć jednak psychotrop popołudniu, bo myślałam, ze odwiozą mnie do wariatkowa. Staram się jak najwięcej wyrzucać tego wszystkiego z siebie w postaci łez i nieustannego gadania o tym wszystkim żeby nie zwariować.
Mario, nie oczekuj od siebie, ze żałoba Ci minie po 2 miesiącach. Dziura w sercu, smutek, zal i tęsknota będą towarzyszyć Ci bardzo długo pewnie. Ważne jednak byś w tym wszystkim bardziej żyła niż wegetowała. Dbała o swoje zdrowie, wyznaczyła sobie cele i je realizowała.
Mario, nie oczekuj od siebie, ze żałoba Ci minie po 2 miesiącach. Dziura w sercu, smutek, zal i tęsknota będą towarzyszyć Ci bardzo długo pewnie. Ważne jednak byś w tym wszystkim bardziej żyła niż wegetowała. Dbała o swoje zdrowie, wyznaczyła sobie cele i je realizowała.
Witaj Elenar! U mnie tez nadal kiepsko i już nie wierzę,że będzie lepiej. Właśnie odpisałam maila do osoby,która straciłaElenar pisze:Cześć. U mnie kiepsko - oczywiście. Momentami nie radzę sobie zupełnie z emocjami - ich mieszanką, siłą i naporem. Wczoraj musiałam wziąć jednak psychotrop popołudniu, bo myślałam, ze odwiozą mnie do wariatkowa. Staram się jak najwięcej wyrzucać tego wszystkiego z siebie w postaci łez i nieustannego gadania o tym wszystkim żeby nie zwariować.
Mario, nie oczekuj od siebie, ze żałoba Ci minie po 2 miesiącach. Dziura w sercu, smutek, zal i tęsknota będą towarzyszyć Ci bardzo długo pewnie. Ważne jednak byś w tym wszystkim bardziej żyła niż wegetowała. Dbała o swoje zdrowie, wyznaczyła sobie cele i je realizowała.
rocznego kota ( udusił się w oknie uchylnym). Za kilka dni będzie 2 mieś. a on anadal tak jak ja jest ciagle w rozpaczy, bo
on tez był jej oczkiem w głowie jak moja Katia.Jak sama widzisz,jesli relacje z naszymi pupilami były bardzo głębokie to
nie sposób uporać się z bolem po ich odejściu.Ja już dzisiaj też się nabeczałam,na każdym kroku brakuje mi Katinki i nie
potrafię bez niej żyć. Chwilami mam wrażenie ,że ten ból mnie zabije bo nic nie maleje, wręcz przeciwnie z upływem czasu
tęsknota coraz większa. Wiem,że się powtarzam ale codziennie nadal czuję to samo.Stąd ta wegetacja, brak chęci do życia.
Zresztą sama wiesz jak to boli bo sama zmagasz się z takim cierpieniem. Czemu mamy takie miękkie serca? Ludzie okrutnie
traktują swoje zwierzęta, mordują, wyrzucają z domu nawet przez okno, przywiazują w lesie, wywalają z pędzącego samochodu i jakoś spokojnie sobie potem żyją bez wyrzutow sumienia. Ale mam nadzieję,że kiedyś za to zaplacą ,oby...
Czasem wydaje mi się prawdziwe powiedzenie ,że Boga nie ma, bo jeśli jest, to dlaczego dopuszcza aby było na świecie tyle zla i cierpienia. Nie chce mi się rozwijać tego tematu bo i tak nie znajdę na to odpwiedzi.Dzisaj u na 30st. a ja siedzę w domu bo zle znoszę upały ,poza tym i tak nie mam dokąd pójść ,jak zwykle samotnie.
Ja co chwila przezywam inny rodzaj bólu. Nie mogę uporać się z tym, ze cierpiał, na samo wspomnienie rozsadza mnie ból. Byłam z nim tak silnie związana, ze współodczuwałam jego ból. Pamiętam jak kiedyś u weta, podczas badania, gdy rozwierał mu pyszczek i on się napiął, ja aż podskoczyłam do góry i krzyknęłam bezwiednie. Wet spojrzał na mnie wtedy jak nienormalną...
Innym razem zabijam się poczuciem winy albo obwiniam weterynarzy i okoliczności, piszę lepsze scenariusze. Poczucie winy pali i doprowadza do obłędu. Do tego co chwila boli brak i tęsknota.
Mieszanka nie do udźwignięcia.
Kochałam i dbałam niemalże jak o dziecko. W najczarniejszych snach nie przewidziałam tego, co się stało...
Innym razem zabijam się poczuciem winy albo obwiniam weterynarzy i okoliczności, piszę lepsze scenariusze. Poczucie winy pali i doprowadza do obłędu. Do tego co chwila boli brak i tęsknota.
Mieszanka nie do udźwignięcia.
Kochałam i dbałam niemalże jak o dziecko. W najczarniejszych snach nie przewidziałam tego, co się stało...
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości