Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Ja mam to szczęście ...hm ..może nie szczęście ale mam tak że na podwórku mojej posesji (chociaż nie wolno tego robić ale mam to w głębokim poważaniu ) mam pochowane moje psy i psa moich rodziców -też jamnika ,miał 18 lat i był uśpiony tez w zeszłym roku bo już nie widział i nie mógł chodzić ,załatwiał się tam gdzie stanoł a tata ciezko zachorował i nie mógł go nawet podnieść .I własnie na miejscu gdzie lezy ,tato wbił taki kolorowy wiatraczek ....zawsze jak się kręci mam nieodparte wrazenie że ten pies go nakręca ... Leżą tu -Alf(owczarek niemiecki ) ,Ziutek(kundelek ) ,Funia(amstaff) ,Sunia(jamniczka babci ) ,Nynek(jamnik rodziców ) ,Flecik (też jamnik ). Takżę trochę już łez wypłakaliśmy .I zawsze jest tak samo -łzy ,łzy i łzy potem spokój i pogodzenie się z tym na ile można .Dzisiaj właśnie mija 4 lata od śmierci Ziutka .Już uroniłam rano łzę bo wszystko się przypomina ..
Ja najbardziej cierpie że sie nie pożenałem i nie było mnie przy tym jak sobie zasypiała moja Kamusia.To mi nie daje chwili spokoju.Ale po prostu nie dopuszczałem mysli że tak sie stanie jak wet. zabieral ją na legowisko.Myslalem że rano po mojA Sunie przyjde i wszystko będzie dobrze.A tu szok po moim telefonie w nocy co dzieje sie z moim pieskiem.Ale wierze że zapamięta mnie i moją Mame takimi jakimi bylismy dla niej przez wszyskie lata jej życia.Człowiek nie jest w stanie wszystkiego przewidziec i nie jest robotem żeby przeczuc że za godzine stanie sie tragedia.Ucałowalismy sunie za to już na cmentarzu,i wybieramy sie do Kamusi niedługo żeby z nią porozmawiać.
Antoni nie wiem skąd jesteś i czy w twoim mieście jest schronisko ale nie musisz brac od razu psa .Możesz isć i być może zyskując przychylność kierownictwa mógłbyś wziąść jakiegoś staruszka na spacer co jakiś czas .Piesek będzie szczesliwy a ty na chwilę złapiesz oddech będąc odpowiedzialnym za psinkę .Tylko proszę nie bierz z twoim kolanem bernardyna na spacer . ...A kto wie może się zakochasz w jakimś psiuńciu ?? Ja wtedy uciekałam z domu na spacer z drugim psem ,gdziekolwiek żeby nie siedziec w domu ,zamykaliśmy na klucz i jechaliśmy nad rzekę .Powroty były bolesne do pustego domu ale jakoś przeżyliśmy najgorszy okres .
Jestem z Warszawy.Ja też zastanawiałem sie nad tym,ale jednak to jeszcze za wczesnie.Mysle że moze wtedy jak sie troche uspokoje.Na razie są proszki i zamulona bo w ten sposób może troche łatwiej przez tą gehenne przejść..Ja kiedys tak sobie myslałem jak Sunia leżała pbok mnie co to będzie jak juz nie będzie mogła ruszać główką,łapkami i po prostu cały drętwiałem,nie przyjmowałem tego do wiadomosci.I ta mysl najczarniejsza z czarnych wkrótce sie spełniła.I jak teraz z tym życ,z tym cierpieniem.Przeciez to az skręca człowieka od wewnątrz.Musimy koniecznie w najbliższym czasie naszą Kamusie odwiedzic i troszke porozmawiac.Boże dlaczego nas tak doswiadczasz.Ja już dostatecznie jestem doswiadczony przez los ,poprzez różne choroby..Jakie męki musi przechodzic człowiek,po stracie najukochańszego psa,zrozumie tylko ten kto sam przez to przeszedl.
To cierpienie to dlatego że nie była ci obojętna .Wiem jak to jest jeszcze pamiętam ten ból wewnątrz jakby mnie rozrywało ,galopada myśli ,pytania a może jeszcze by się coś dało zrobić chociaz wiem że niewydolnosc nerek u psa jest nieodwracalna i nie do wyleczenia ,bo dializy to tylko męczarnia dla psa który tego nie rozumie .Do tego guz na śledzionie .Wiesz ja myślę że u ciebie tyle dobrego że nie musiałęs patrzec przez 2 miesiące jak pies gaśnie tylko odbyło się to szybko ....tragiczne ale ja już nie mogłam patrzeć jak walczy o każdy dzień ,jak ją kłują po 5 razy w żyłę bo już nie było gdzie kłuć ......jak kolejne kroplówki nic nie dawały .jak badania co kilka dni pokazywały coraz większe uszkodzenie nerek .Modliłam się żeby odeszła sama ale niestety musiałam jej w tym pomóc .A to chyba jeszcze bardziej boli .To tak jak z człowiekim -nagła śmierc bliskiej osoby -szok dla rodziny ale patrzec na cierpienie i czekać to męczarnia .
Zgadzam sie z Tobą że to przec co musialaś przejść to bardzo traumatyczne przeżycie.Pewnie tak jak mowisz jeszcze gorzej bym to zniósł,patrząc jak sie straszliwie męczyw oczekiwaniu na ten najtragiczniejszy moment.Nie wiem dlaczego Bóg chce żebysmy tak straszliwie sie meczyli po stracie naszych piesków.Nie wiem dlaczego nie dal psu dłuższego okresu przeżycia.Wiem że to co pisze to abstrakcja i te pytania moznaby mnożyć.Taki jest porządek tego swiata,napewno nie doskonały w wielu elementach,ale My na to nic nie poradzimy,nic nie zrobimymusimy po prostu sie temu podporządkować.Bardzo Ci współczuje ,tego przez co musiałaś przechodzic ze swoim ciężko chorym pieskiem.Nie wiem czy ja bym to zniósł,i jeszcze uspienie ukochanego przyjaciela.To niewyobrażalne
DLACZEGO PAN BÓG DAŁ CZŁOWIEKOWI PSA?
"Pewnego razu Pan Bóg przechadzał się po Rajskim Ogrodzie. Nagle za krzaka wyszedł Diabeł: - Słyszałem, że stworzyłeś człowieka... - zagadnął Szatan. - Tak, już żyje na Ziemi. Może mieć partnera i dzieci, na razie uczy się rozpalać ogień i budować miejsce na nocleg, ale za tysiące lat będzie władcą całego globu. - I co z tego - prychnął Diabeł - nawet za te tysiące lat i tak będzie SAMOTNY. Zasępił się Pan Bóg, podrapał w długą, siwą brodę i powiedział: - Więc stworzę mu przyjaciela! Wybiorę jedno ze zwierząt, które uczyniłem, aby go strzegło i było mu poddane, ale jednocześnie oddało mu całe swoje serce. - To niemożliwe! - Diabeł się roześmiał i gdzieś przepadł.
Pan Bóg natomiast zwołał zwierzęta z każdego gatunku i wybrał PSA. - Odtąd będziesz ogrzewał człowieka swoim ciepłem, uspokajał spojrzeniem, kochał z całego serca, nawet, kiedy on Cię znienawidzi. - Dobrze - odparł dobry pies. - Chociaż będziesz musiał znosić wszystkie upokorzenia, staniesz się też jego najlepszym przyjacielem. To bardzo zaszczytna rola. Niestety Twoje serce będzie musiało bić dwa razy szybciej i nie będziesz mógł żyć długo.... - Ale powiedz mi, czy człowiek nie będzie cierpiał, gdy odejdę do Ciebie? - Właśnie o to chodzi. - Jak to? - zdumiał się pies. - Będzie cierpiał i będzie wiele dni nie utulony w bólu. Ale to Ty nauczysz go odchodzenia i przemijania, Ty nauczysz go kochać i odchodząc zostawisz wielką miłość w jego sercu. Jesteś aniołem, którego powołałem, aby niósł radość i nadzieję, ale także uczył wiecznego prawa przemijania, aby ludzie wierzyli, że po ich życiu, jest życie TUTAJ. Kiedy to zrozumieją, nie będą płakać, bo będą wiedzieć, że spotkają Ciebie znów.
I w ten sposób Pies stał się aniołem, który przybrał skórę zwierzęcia i trafił na ziemię, aby uczyć Człowieka miłości, wierności i przyjaźni, ale także przemijania. Nauczyć, że jest TU i TERAZ, ale także TAM i POTEM..."
"Pewnego razu Pan Bóg przechadzał się po Rajskim Ogrodzie. Nagle za krzaka wyszedł Diabeł: - Słyszałem, że stworzyłeś człowieka... - zagadnął Szatan. - Tak, już żyje na Ziemi. Może mieć partnera i dzieci, na razie uczy się rozpalać ogień i budować miejsce na nocleg, ale za tysiące lat będzie władcą całego globu. - I co z tego - prychnął Diabeł - nawet za te tysiące lat i tak będzie SAMOTNY. Zasępił się Pan Bóg, podrapał w długą, siwą brodę i powiedział: - Więc stworzę mu przyjaciela! Wybiorę jedno ze zwierząt, które uczyniłem, aby go strzegło i było mu poddane, ale jednocześnie oddało mu całe swoje serce. - To niemożliwe! - Diabeł się roześmiał i gdzieś przepadł.
Pan Bóg natomiast zwołał zwierzęta z każdego gatunku i wybrał PSA. - Odtąd będziesz ogrzewał człowieka swoim ciepłem, uspokajał spojrzeniem, kochał z całego serca, nawet, kiedy on Cię znienawidzi. - Dobrze - odparł dobry pies. - Chociaż będziesz musiał znosić wszystkie upokorzenia, staniesz się też jego najlepszym przyjacielem. To bardzo zaszczytna rola. Niestety Twoje serce będzie musiało bić dwa razy szybciej i nie będziesz mógł żyć długo.... - Ale powiedz mi, czy człowiek nie będzie cierpiał, gdy odejdę do Ciebie? - Właśnie o to chodzi. - Jak to? - zdumiał się pies. - Będzie cierpiał i będzie wiele dni nie utulony w bólu. Ale to Ty nauczysz go odchodzenia i przemijania, Ty nauczysz go kochać i odchodząc zostawisz wielką miłość w jego sercu. Jesteś aniołem, którego powołałem, aby niósł radość i nadzieję, ale także uczył wiecznego prawa przemijania, aby ludzie wierzyli, że po ich życiu, jest życie TUTAJ. Kiedy to zrozumieją, nie będą płakać, bo będą wiedzieć, że spotkają Ciebie znów.
I w ten sposób Pies stał się aniołem, który przybrał skórę zwierzęcia i trafił na ziemię, aby uczyć Człowieka miłości, wierności i przyjaźni, ale także przemijania. Nauczyć, że jest TU i TERAZ, ale także TAM i POTEM..."
TĘCZOWY MOST I URATOWANE ZWIERZĘTA
Tego dnia, inaczej niż zazwyczaj przy Tęczowym Moście, ranek budził się chłodny i pochmurny, wilgotny jak moczar i ponury jak smutek. Nikt z niedawno przybyłych nie wiedział, co o tym sądzić, bo nigdy przedtem nie widzieli tutaj takiego dnia. Ale zwierzęta, które czekały tu na swojego człowieka wystarczająco długo, dobrze wiedziały, co się dzieje i zaczęły zbierać się na ścieżce prowadzącej do Tęczowego Mostu, żeby dobrze widzieć. Za chwilę oczom ich ukazał się pies-staruszek ze spuszczoną nisko głową i zwisającym bezwładnie ogonem.
Zwierzęta, które przebywały tutaj już jakiś czas, od razu wiedziały, jaki los spotkał biedaczka, gdyż nazbyt często dane im było widywać podobnych nieszczęśników. Staruszek podszedł wolno, a w jego oczach malował się ból, chociaż na jego ciele nie widać było żadnych ran ani choroby. Inaczej niż pozostałym zwierzętom czekającym przy Tęczowym Moście, jemu nie została przywrócona młodość ani zdrowie. Kiedy tak szedł w stronę Mostu, patrzył na przyglądające mu się inne zwierzęta. Wiedział, że nie pasuje do nich i że im prędzej przejdzie na drugą stronę, tym szybciej będzie szczęśliwy. Ale niestety, kiedy dotarł do Mostu, drogę zastąpił mu Anioł, który przepraszając oznajmił mu, że nie będzie mógł przejść.
Przez Tęczowy Most mogą przejść tylko te zwierzęta, które przyjdą tam ze swoim własnym człowiekiem. Nie mając się gdzie podziać, staruszek zawrócił i powlókł się w kierunku łąki nieopodal Mostu. Ujrzał tam grupkę zwierząt takich jak on sam – starych i zniedołężniałych. Nie bawiły się ze sobą, lecz leżały tylko w milczeniu na trawie, ze smutkiem wpatrując się w ścieżkę wiodącą do Mostu. Dołączył więc do nich, patrząc na ścieżkę i czekając.
Jedno z niedawno przybyłych tu zwierząt, nie rozumiejąc, co się stało, poprosiło inne, które przebywało tutaj już jakiś czas, o wyjaśnienie zagadkowej sytuacji. „Widzisz, ten biedaczek to uratowany zwierzak. Zabrali go do przytuliska w takim stanie, jak go widzisz teraz i tam umarł posiwiały, z zamglonym wzrokiem. Nigdy nie opuścił przytuliska i odszedł z tamtego świata kochany tylko przez swojego wybawcę. Ponieważ nie miał żadnej rodziny, którą mógł obdarzyć miłością, nie ma nikogo, kto przeprowadziłby go przez Most.”
Niedawny przybysz pomyślał chwilę, a potem zapytał: „To co z nim teraz będzie?”. I kiedy już miał usłyszeć odpowiedź, chmury nagle rozproszyły się, a mrok ustąpił. Do Tęczowego Mostu zbliżał się samotny człowiek, a wśród starszych zwierząt zapanowało poruszenie. Nagle całą ich grupkę otoczył złoty blask i znów były młode i zdrowe, jak za swoich najlepszych lat. „Patrz teraz”, powiedziało drugie zwierzę. Niektóre z przyglądających się dotąd zwierząt podeszły do ścieżki, kłaniając się nisko zbliżającemu się człowiekowi. A człowiek zatrzymywał się przy każdym pochylonym przed nim zwierzęciu, głaszcząc go po głowie i drapiąc za uszami. Zwierzęta, które dopiero co odzyskały młody wygląd, ustawiły się rzędem i podążały za nim w stronę Mostu. A potem wszyscy razem przeszli przez Tęczowy Most. „Co się stało?”, zapytał nowo przybyły. “To był wybawca. Zwierzęta, które z szacunkiem chyliły przed nim głowy, to te, które dzięki niemu znalazły nowe domy. One przejdą przed Most, gdy dołączą do nich ich rodziny. Te, które widziałeś, jak odzyskują młodość, to zwierzęta, które nigdy nie znalazły domów. Kiedy przybywa wybawca, wolno mu ostatni raz dokonać aktu wybawienia i przeprowadzić przez Tęczowy Most zwierzęta, dla których nie udało mu się znaleźć domu na ziemi”.
„Podobają mi się ci wybawcy”, powiedziało pierwsze zwierzę.
„Bogu też się podobają”, usłyszał w odpowiedzi.
JEDNI MAJĄ SWOJE ŻYCIE, INNI MAJĄ ZWIERZĘTA.
Może to brzmi jak bajka ale ....
Tego dnia, inaczej niż zazwyczaj przy Tęczowym Moście, ranek budził się chłodny i pochmurny, wilgotny jak moczar i ponury jak smutek. Nikt z niedawno przybyłych nie wiedział, co o tym sądzić, bo nigdy przedtem nie widzieli tutaj takiego dnia. Ale zwierzęta, które czekały tu na swojego człowieka wystarczająco długo, dobrze wiedziały, co się dzieje i zaczęły zbierać się na ścieżce prowadzącej do Tęczowego Mostu, żeby dobrze widzieć. Za chwilę oczom ich ukazał się pies-staruszek ze spuszczoną nisko głową i zwisającym bezwładnie ogonem.
Zwierzęta, które przebywały tutaj już jakiś czas, od razu wiedziały, jaki los spotkał biedaczka, gdyż nazbyt często dane im było widywać podobnych nieszczęśników. Staruszek podszedł wolno, a w jego oczach malował się ból, chociaż na jego ciele nie widać było żadnych ran ani choroby. Inaczej niż pozostałym zwierzętom czekającym przy Tęczowym Moście, jemu nie została przywrócona młodość ani zdrowie. Kiedy tak szedł w stronę Mostu, patrzył na przyglądające mu się inne zwierzęta. Wiedział, że nie pasuje do nich i że im prędzej przejdzie na drugą stronę, tym szybciej będzie szczęśliwy. Ale niestety, kiedy dotarł do Mostu, drogę zastąpił mu Anioł, który przepraszając oznajmił mu, że nie będzie mógł przejść.
Przez Tęczowy Most mogą przejść tylko te zwierzęta, które przyjdą tam ze swoim własnym człowiekiem. Nie mając się gdzie podziać, staruszek zawrócił i powlókł się w kierunku łąki nieopodal Mostu. Ujrzał tam grupkę zwierząt takich jak on sam – starych i zniedołężniałych. Nie bawiły się ze sobą, lecz leżały tylko w milczeniu na trawie, ze smutkiem wpatrując się w ścieżkę wiodącą do Mostu. Dołączył więc do nich, patrząc na ścieżkę i czekając.
Jedno z niedawno przybyłych tu zwierząt, nie rozumiejąc, co się stało, poprosiło inne, które przebywało tutaj już jakiś czas, o wyjaśnienie zagadkowej sytuacji. „Widzisz, ten biedaczek to uratowany zwierzak. Zabrali go do przytuliska w takim stanie, jak go widzisz teraz i tam umarł posiwiały, z zamglonym wzrokiem. Nigdy nie opuścił przytuliska i odszedł z tamtego świata kochany tylko przez swojego wybawcę. Ponieważ nie miał żadnej rodziny, którą mógł obdarzyć miłością, nie ma nikogo, kto przeprowadziłby go przez Most.”
Niedawny przybysz pomyślał chwilę, a potem zapytał: „To co z nim teraz będzie?”. I kiedy już miał usłyszeć odpowiedź, chmury nagle rozproszyły się, a mrok ustąpił. Do Tęczowego Mostu zbliżał się samotny człowiek, a wśród starszych zwierząt zapanowało poruszenie. Nagle całą ich grupkę otoczył złoty blask i znów były młode i zdrowe, jak za swoich najlepszych lat. „Patrz teraz”, powiedziało drugie zwierzę. Niektóre z przyglądających się dotąd zwierząt podeszły do ścieżki, kłaniając się nisko zbliżającemu się człowiekowi. A człowiek zatrzymywał się przy każdym pochylonym przed nim zwierzęciu, głaszcząc go po głowie i drapiąc za uszami. Zwierzęta, które dopiero co odzyskały młody wygląd, ustawiły się rzędem i podążały za nim w stronę Mostu. A potem wszyscy razem przeszli przez Tęczowy Most. „Co się stało?”, zapytał nowo przybyły. “To był wybawca. Zwierzęta, które z szacunkiem chyliły przed nim głowy, to te, które dzięki niemu znalazły nowe domy. One przejdą przed Most, gdy dołączą do nich ich rodziny. Te, które widziałeś, jak odzyskują młodość, to zwierzęta, które nigdy nie znalazły domów. Kiedy przybywa wybawca, wolno mu ostatni raz dokonać aktu wybawienia i przeprowadzić przez Tęczowy Most zwierzęta, dla których nie udało mu się znaleźć domu na ziemi”.
„Podobają mi się ci wybawcy”, powiedziało pierwsze zwierzę.
„Bogu też się podobają”, usłyszał w odpowiedzi.
JEDNI MAJĄ SWOJE ŻYCIE, INNI MAJĄ ZWIERZĘTA.
Może to brzmi jak bajka ale ....
Może i to bajka,ale wierxze że w pewnym stopniu realna..Przecież nie wiemy co sie z nami zieje kiedy już przejdziemy na ta drugą strone.Przekanamy sie gdy sami sie tam znajdziemy.I podobnie jest ze zwierzątkami.Bóg kocha wszelkie żywe istoty i napewno stwarza im w Swoim Królestwie dobre warunki.Bardzo ładna jest ta przypowieść o powołaniu do życia psa.Daje wiele do mysleniaPewnie cos w tym jestże pieski mają dany do przeżycia tak krótki okres,i czemuś to musi służyc.Ja wierze że wszystko nie konczy sie na tym łez padole,tylko ma swoją kontynuacje,napewno w innej formie.Naprawde jest mi bardzo ciężko,najgorsze są noce,biore dwie hydroksyzynymale sen i tak nie przychodzi.Poza tym ta swiadomość że na tym łóżku Sunia często spała obok mnie.Męka nie do wyobrażenia.Ale zaraz sie pocieszam że jest juz wolna od bólu ,który w pewnym stopniu jej dokuczał,od chodzenia po schodach ,ci tez ją męczyło.Pewnie mysli sobie,Ja już u nich byłam wystarczająco długo,teraz zobacze jak jest gdzie indziej.A może sie troche zlosci że Ją tak oplakujemy.Może chciałaby nam powiedziec-ja u was przeżyłam całe swoje życie i było mi bardzo dobrze z wami,kochałam was i widziałam że i wy mnie kochacie,więc nie rozpaczajcie tak po Moim odejsciu,bo ja musze sprawdzic co jest ciekawego za Tęczowym Mostem
Na pewno nie chciałaby żebyś tak rozpaczał ale to jest silniejsze .Na razie tak będzie ,trzeba czasu a to najgorsze bo on płynie teraz jakby wolniej .A może masz nawet wrażenie że się zatrzymał .Ja po uspieniu swojej suni a odbyło się to ok 24 w nocy poczułam ulgę że to już koniec że już nie będzie kłuta że ja nie będę się już martwić o jej stan ...a po godzinie dostałam takiego ataku płaczu że się dosłownie dusiłam łzami ,nie mogłam przestać .Widzisz ja z nią byłam w tej chwili a mój mąż wyszedł bo nie mógł na to patrzeć i nie mam mu tego za złe bo widocznie było to dla niego nie do wytrzymania ....też płakał .Nawet po śmierci swojego ojca tak nie płakał jak po niej .zresztą po tamtym kundelku też .To były pierwsze łzy które widziałam u niego a potem przy niej .Jemu zostało najgorsze -wykopac dół i złozyć ją w nim .Nie zapomnę tego widoku jak ją niósł z domu z takim namaszczeniem jakby niósł największy skarb ...włożyliśmy jej rzeczy smycz ,obrożę ,jej kocyk ,i patyk bo uwielbiała jak jej się rzucało patyki .Nie wiem kiedy to 13 lat mineło ,po prostu nie wiem .Jak miała 3 lata zachorowała na zapalenie mięśnia sercowego ,wydaliśmy dosłownie ostatnie pieniądze na badania i leczenie .Było z nią bardzo żle ale jakoś z tego wyszła ,potem jak miała chyba 8 lat zaczeła pić ogromne ilości wody ,podejrzenia padły na szyszkę bo widziałam jak bawiła się szyszką a potem ją rozmymłała i przez to myśleliśmy zże ta szyszka utkneła jej gdzies w przewodzie pokarmowym .....ale niestety kilka dni po tym zaczeła pręzyć się z bólu to też było w nocy i pojechaliśmy do lecznicy .Okazało się że miała ropomacicze i natychmiast operacja przy której ja pomagałam lekarzowi bo był sam a ją trzeba było natychmiast operować .Znowu wyszła obronna ręka chociaż od śmierci dzieliły ją godziny ,macica była tak duza że nie mogłam jej uniesc więc możesz sobie wyobrazic jaki był jej stan .No ale niestety nerki już nie dały za wygraną .Do trzech razy sztuka niestety ....Teraz przy mnie spi piesek ze schroniska i nie liczę dni ani lat po prostu jak sa dobre ,szczęsliwe lata to się tego nie zauważa ,dopiero jak nadejdą te gorsze ...Pamiętam że niedawno mąż ją przywiózł do domu jako mała wystraszoną suczkę a teraz już jej nie ma .Nie wiem co ci jeszcze poradzić ale postaraj się myślec że i tak długo z wami była .teraz psy bardzo chorują ,i nie dozywają takiego wieku .Przypominaj sobie dobre chwile nie myśl o tych złych .Nasza podświadomość jest potężna i ona może przesyłać twojej suni dobre myśli ,że ty tez już jesteś spokojny ,że się o nią nie martwisz ,że nie masz jej tego za złe że cię opóściła ,,jak będziesz się zamartwiał to i ona bedzie smutna .Wiem ze to łatwo powiedzieć ale ja patrzę już z perspektywy dalszej na to wszystko ,wiem że to minie ,wiem że zawsze będziesz pamiętał o niej tak jak ja pamiętam o swoich psach .Jeśli chcesz zatrzymaj ją jeszcze przy sobie myślami .Dla mnie nawet brakowało jej oddechu w nocy bo była dużym psem i często chrapała ,nawet tego mi brakowało ....musiałam wyrzucić wykładzinę na której leżała bo nawet ona mi przypominała o jej śmierci .Pozmieniać hasła dostępu na różne konta bo nosiły jej imię ,pochować zdjęcia ,nie mogłam patrzeć na miejsce gdzie leży .Teraz wiem że mnie pilnuje razem z innymi psami .Może idz do lekarza i poproś cos innego na uspokojenie ?Hydro tylko zamula ,może coś podnoszącego nastrój ?U mnie to wszystko trwało jakiś czas ,zresztą możesz przesledzić na początku tego wątku .Z biegiem czasu minie najgorszy ból .
I jeszcze jedno -ona dziękuję pewnie losowi że odeszła pierwsza ....że ty jej nie zostawiłeś samej .
Przejdziemy przez to razem,Ania i ja będziemy Cię wspierac. 19 lutego minie rok od smierci mojego psiaka,mimo,że mam nowego,bo bym oszalała,o tamtym nie zapomnialam,a byl ze mną tylko 8 lat. To musi być jakaś lekcja dla człowieka ,całe bycie z psem i rozstanie i ta lekcja uczy i czlowiek i psa czegoś,wiąże ich miłością dlatego coś w tym musi być,to nie koniec i znowu się spotkamy z naszymi pupilami ,inaczej logiczne by to nie było
Jeszcze coś,Antonii, zerknij na ten link i zobacz jaka tragedia :
http://www.facebook.com/media/set/?set= ... 123&type=1
http://www.facebook.com/media/set/?set= ... 123&type=1
Kochani,bardzo Wam dziękuje że jestescie ze mną w w tak trudnym momencie i tak życzliwie mnie wspieracie.Rozmowa z Wami,wymiana mysli,reflaksja nad tym co sie wydarzyło i wspolne wspominanie naszych najukochańszych piesków przynosi mi troszke spokoju i ukojenia,a to bardzo ważne by nie zostac samemu ze swoim bólem po takiej tragedii ,bo wtedy człowiek dostałby chyba obłędu.A poza tym ten czas spędzony tu z Wami sprawia że choc w tych momentach nie mysle tak intensywnie o tym co sie wydarzyło.Ale mam tak potworne wyrzuty sumienia że w tych ostatnich chwilach mojej Sunii zachowałem sie nie tak jak powinienemModle sie do Boga żeby zesłał na mnie za to jakąś kare..Naprawde gdybym wiedział że za moment wydarzy sie taka tragedia nie szaepnął bym Ksmyczą mojej Kamusi.Ale to chyba faktycznie był stres,a wtedy człowiek za bardzo nie mysli.Wiem że niosłem troche Kamusie na rękach,gdy ból kolana sie nasilał musiałem jąpostawic,wtedy Ona sie opierała,nie chciała iść,a raczej było jej ciężko iść,i stąd te szarpnięcia,człowiek nie wie co robiz,chce jak najszybciej byc u wet.Npiecie bylo ogromne,wiem że krzyczałem że nie moge Cie nieść bo ja sam ledwo ide,ale i tak większość drogi oraz ostatni odcinek do lecznicy niosłem Kamusie na rękachNo i potem ,gdybym wiedział że bidulka odejdzie za 1.5h,zostałbym przy niej.Ale ja w ogóle nie dopuszczałem takiej mysli,taka mysl w ogóle mi nie przeszła przez głowe.Boję sie,straszliwie sie boje żeby nie zapamiętała mnie z tych ostatnich momentów jej życia.Dlatego codzienie przepraszam Kamusie za to i prosze o wybaczenie.Niestety człowiek nie przewidzi co sie stanie za godzine czy dwie a w nerwach czasami nie wie co robi.Zyby chociaż moja Kamusia dała mi jakiś znak,jakiś sygnał że mi wybacza,że rozumie że chciałem dla Niej dobrze to byłbym spokojniejszy.A tak to mi strasznie nie daje spokoju.A ja przecież nie chciałem zrobic jej krzywdy ,tym że chciałem żeby troche szła sama,niósłbym ją cały czas gdyby ból w kolanie na to pozwalał.I tak nie powinienem po operacji onciążac tego kolana,ale wtedy zupełnie na to nie zważałem.Naprawde ta straszliwa bezsilność.Kamusi jest ciężko isc,mnie uniemożliwia to ból kolana.Stres ,złość,bezsilność.Wszystko razem i stąd te dwa mocne szarpnięcia smyczą,choc wiedziałem że Kamusia ledwo idzie i ja ledwo ide.Naprawde nie wiem czy kiedys sie uwolnie od tych mysli.Czekam ,może mi sie kiedyś przysni moje Słonko i da mi znak że nie ma do mnie żalu.ale pocieszam sie tym że w zdecydowanej większosci jej życia u nas byłem dla Niej dobry.Boże,jak boli serce gdy są wyrzuty sumienia
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 52 gości