Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

ania05

30 sierpnia 2012, 18:05

Cześc dziewczęta .Elenar teraz to jest gdybanie .Jednyną prawdę dała by sekcja Pimpcia ale teraz już jest za póżno .Tak czy siak Pimpcio nie żyje i widocznie był BARDZO chory skoro odszedł .Nie wiem czy operacją nie naraziłabyś go na kolejne cierpienia .Być może tak być może nie .Wetka też może tylko słac przypuszczenia bo to moze po objawach przypuszczać .Ja też mogłabym się obwiniać że wczesniej nie zauwazyłam ze Funia jest chora ,po czasie przypomniałam sobie fakt że kiedyś jak chciała zejść z kanapy a miała problemy z tylną łapą wziełam ja na ręce (35 kg) i zsadziłam -wtedy strasznie zaskomlała ,pomyślałam że to łapa albo żle ją złapałam ,dopiero po czasie przypomniało mi się to i prawdopodobnie bolał ja juz guz który miałą na śledzionie ,z nerkami miała problem wczesniej a operacja śledziony potem dała nerkom do wiwatu i niestety był koniec .Nie obwiniam się bo wiem że w danej chwili nie mogłam tego przewidzieć .Riba -radze tak jak Maria porozmawiać z rodzicami i przekonać ich co do adopcji pieska ze scheoniska ,im tez pewnie jest cięzko i daltego wyładowują swoje żale na tobie . Mnie oczywiście napitala znowu łeb i kręgosłup ,pół nocy nie spałam i pogoda chyba też dobija bo wszyscy dzisiaj chodzą jakby na wścieklizną byli chorzy .Mario miałam łzy w oczach jak czytałam twoją historię wzięcia suni ze schronu .
mariantoru1954

30 sierpnia 2012, 18:21

Aniu, ja też pisząc o mojej suni wzruszyłam się ,chociaż to było juz dawno. Nigdy nie żałowałam tej decyzji, ona byla taka szczęśliwa jak opuściła schron, nie wyobrażam sobie ,żebym mogła postąpić inaczej. Pózniej wielokrotnie przypominałam sobie pierwsze spotkanie z nami i miałam satysfakcję,że dzieki temu podarowałam jej 12 l. życia. Przeciez gdyby została w tym schronie, juz by jej tam dawno nie było. Przykro mi,żę się żle czujesz , ja tez dzisiaj nie domagam, mam duszności ( jak zwykle).Pogoda dziasiaj pochmurna z przelotnymi deszczami i chyba to ma wpływ na samopoczucie.
ania05

30 sierpnia 2012, 18:27

U nas z kolei upał ...łeb mi zaraz chyba rozp......ide się kąpać i chyba pójdę do łóżka bo nie mam siły na nic .Nawet tabletki nie brałam bo i tak mi nie pomoże chyba że jakiś zastrzyk by mi rąbnęli ale nie mam nawet siły jechac na dorażną ...moze wezmę coś na spanie i jakoś mi się ten kręgosłup rozlużni .
mariantoru1954

30 sierpnia 2012, 18:41

ania05 pisze:U nas z kolei upał ...łeb mi zaraz chyba rozp......ide się kąpać i chyba pójdę do łóżka bo nie mam siły na nic .Nawet tabletki nie brałam bo i tak mi nie pomoże chyba że jakiś zastrzyk by mi rąbnęli ale nie mam nawet siły jechac na dorażną ...moze wezmę coś na spanie i jakoś mi się ten kręgosłup rozlużni .
Ja też się zaraz położę bo nie ma co nasiłę się męczyć. A moja córka z zięciem popłynęli w taką pogodę (deszczową) promem na Bornholm. Ciekawe czy cos uzyją ,bo sprawdzałam pogodę dla Danii to miał być dzisiaj cały dzień deszcz. Ale młodość ze wszystkim sobie poradzi. Życzę Ci Aniu zdrówka i ulgi od bólu.
Elenar

30 sierpnia 2012, 20:41

mariantoru1954 pisze: Elenar, myslę,że nowa diagnoza i tak nie przyniosla Ci ulgi bo tak czy inaczej Pimpusia nie uratowano. Jedno jest pewne, co byś nie ustaliła to i tak jemu to życia nie zwroci . TY niepotrzebnie zadręczasz się tym, i tak nic już się nie da zmienic.Smutne to ale nie było widocznie ratunku.
Ja o tym wiem, ze czasu nie cofnę. Jeśli jednak człowiek żyje z poczuciem winy, ze doprowadził do śmierci ukochane zwierzątko, to oczywistym jest, ze docieka i rozmyśla.
mariantoru1954

02 września 2012, 20:39

Witam ! Jak można oczekiwać,że zwierzęta będą traktowane jak należy, skoro na co dzień człowiek jest świadkiem zlego traktowania. Wracałam dzis z Netto i koło tego pobliskiego domku siedziały dwa małe kociaki. Podzieliłam na kawałki plasterek szynki .Nie zdążyły zjeść bo ten chlor wyskoczył i buciorami zasypał ziemią tą wędlinę i z mordą na mnie ,żebym się wynosiła bo one mają myszy. Ręce mi opadły i cały czas obmyslam plan zemsty na tym złamasie.Te kociaki były takie wychudzone aż żal patrzec. Dzisiaj dodatkowo cały dzień chodzę podminowana i zapłakana bo jutro mijają 3 mieś. odkąd moja Katinka mnie opuściła a mnie nic nie jest lepiej. Ciągle tkwi we mnie żal, złość ,niedowierzanie, brak zrozumienia i ten niesamowity ból w sercu.Dla mnie czas się zatrzymał na dniu wypadku a ja nie chcę aby czas stanął,wolałabym aby się cofnął do dnia wypadku i żebym miała szansę uratować moją kicię. Ciągle mi się wydaje,że gdyby to jeszcze raz się zdarzyło to tym razem bym ją uwolniła.Wiem,że to brzmi jak brednie ale ciagle mam wyrzuty jak Elenar i nie mogę tego zmienic. Prawie cały dzień dzisiaj przeplakałam. Czytałam dzis w necie opowiadanie jednej babki o swojej kotce Murce. Trzy lata po niej plakała i chociaż potem przygarniała inne koty to tej jednej nie może zapomniec choć od jej śmierci minęło już 10 lat. Chyba kazdy z nas , kto posiada lub posiadał w swoim życiu więcej niż jedno zwierzątko ma wśród nich takie ,ktore jest dla niego szczególnie ważne i zapada głęboko w serce i pamięć.
_Kiti
Posty:1
Rejestracja:02 września 2012, 23:04

02 września 2012, 23:08

Cześć. Wybaczcie, że ta wchodzę wam w wątek.. ale po prostu muszę się wygadać, bo na płakanie już sił nie mam..

Dziś w nocy, dokładnie pół godziny po północy odeszła moja 4 letnia buldożka francuska Jestem załamana, nie mam na nic sił i ciągle nie wierzę, że to na prawdę się stało. Cały czas mam wrażenie, że sunia zaraz przyjdzie, położy się na plecach i będzie żądać głaskania po brzuszku... Łzy same leją mi się po policzkach...

Mojej suni nigdy nic nie dolegało, miała regularne wizyty kontrolne u weta, reg. była szczepiona. Zawsze wesoła, szczęśliwa, największa pociecha w domu.. Wiem, że to dziwni zabrzmi, ale to właśnie ona dodawała koloru i radości mojej rodzinie.. Tydzień temu zauważyłam, że psinka ma dziwnie duży brzuszek, wsiadłam w samochód pojechałam do weta. Ten zrobił jej USG i okazało się, że ma wodę w brzuchu.. Zbadał nerki, wątrobę.. wszystko było ok. Codziennie jeździłam z nią na zastrzyki z antybiotykiem, brzuszek robił się mniejszy, bardziej miękki. W poniedziałek miała mieć kolejne USG + mocz do badania. Wczoraj czuła się wyjątkowo lepiej niż we wcześniejszych dniach, przynajmniej sprawiała takie wrażenie. cieszyła się, szczekała na podwórku, biegała za piłką, zjadła obiadek. Niestety... dziś o 00:30, kiedy szłyśmy spać.. niuńka się wywróciła, kiedy próbowała się podnieść.. padła ostatecznie.. w przeciągu 3 sekund!!!!! Praktycznie na moich rękach........ ! Serduszko jej nie wytrzymało. Wyłam jak dziecko wtulona w nieruszającego się psiaka..
Mam wyrzuty sumienia i pretensje do siebie, że to moja wina. Gdybym wcześniej zauważyła, że coś jest nie tak, gdybym może wcześniej zobaczyła ten powiększony brzusio Joko by żyła..

Przepraszam, musiałam się wygadać


Spoczywaj w spokoju Księżniczko[*]
mariantoru1954

02 września 2012, 23:31

Witaj Kiti! Bardzo Ci współczuję z powodu utraty kochanej psiuni. Witaj na forum i nie musisz za nic przepraszać, bo Ania założyła wątek rok temu z powodu utraty ukochanej suni i to forum jest bardziej dla osób tracących pieski a jednak ja po utracie kici tez zostalam mile przyjęta i dostałam wsparcie. Tak samo była mile przywitana Elenar ,która straciła szynszylę. To smutne forum ale bardzo potrzebne takim jak my ,czyli tym którzy bardzo kochali swoich pupili i nie moga pogodzic się z ich odejściem.Dobrze rozumiem Twój ból, jest jeszcze taki świeży i wyobrażam sobie co czujesz. To bardzo traumatyczne przezycie dla nas opiekunów pupili, które jeszcze były młode. Na dzień dzisiejszy nie mogę Ci nic więcej powiedzieć jak tylko to ,że bardzo Ci wsółczuję i na takie przeżycia tylko czas może pomóc, chociaż w nie wszystkich przypadkach to się sprawdza. Widzisz jutro mija 3 mieś. jak moja roczna kotunia tragicznie zginęła a ja nadal codziennie po niej płaczę, bo nie mogę się pogodzic z tą tragedia. Jesli czytałaś wątek od poczatku to chyba wiesz co się stało z moją kicią dlatego nie chcę się powtarzać.Przytulam Cię chociaż na odległość. Zaglądaj tu na forum, pisz o tym co czujesz. Jak sama widzisz ,wszystkich nas tutaj lączy milość do pupila i jego bolesna strata.Pozdrawiam Cię i życzę ukojenia bólu, chociaż wiem z doświadczenia,że to niełatwe i wymaga duzo czasu.
ania05

03 września 2012, 11:36

Dokładanie tak jak napisała Maria to watek dla wszystkich którzy stracili swojego pupila .Kiti -zapewne piesek miał problemy z sercem a to już nie przelewki .Straszne rzeczy się dzieją teraz młodzi ludzie chorują ,młode zwierzeta chorują .Ja pamiętam ,kiedyś maiąłm jamnika i on przeżył 19 lat bez wizyty u weta ,oprócz szczepień na wściekliznę nie był w lecznicy .Teraz wystarczy spojrzec na forum żeby zobaczyć co się dzieje ,nowotwory ,serce ,nerki .Koszmar .Wszyscy wiemy co czujesz ,i chyba wszystko już zostało napisane co mogło by przyniesc jakaś ulgę .............wypłacz się i wypisz wszystko co ci lezy na sercu ,my tu jesteśmy a nawet jak milczymy ,bo nie zawsze mozne cos napisac to czujemy dokładnie to samo co ty,u mnie już ponad rok ale wiem co to żal i ból po stracie pieska i młodego i starszego bo nie ma tutaj żadnej różnicy chyba ,tak samo boli .
mariantoru1954

03 września 2012, 11:54

Aniu! Piszę i beczę, dzisiaj 3 mieś, jak mojej Kati nie ma ze mna, zamierzam iść na jej grobik, nie wiem czy dam radę. Nie byłam jej pochować, zięć to zrobił i chociaż serce mi krwawi czuję,że jestem jej to winna.Może właśnie trzeba nam takiego oficjalnego pożegnania ale ja nadal boję się upływu czasu bez niej, bo coraz bardziej odczuwam jej brak.Może jestem nienormalna ale nie mogę bez niej żyć i ból mnie nie opuszcza.Nigdy nie myślałam,że można tak kogoś kochać i ona mnie też bardzo kochała, okazywała to na kazdym kroku.Byłyśmy jak te papużki nierozłączki.
Elenar

03 września 2012, 12:06

Dziewczyny, ja nie daję sobie rady. Każdego dnia na nowo przezywam wszystko,co się stało. Nawet nie jestem w stanie opisać cierpień jakie przechodzę na wspomnienie cierpień mojego Maluszka. Dziś już wiem, ze to wszystko, co się z nim działo to na 99% był skręt żołądka... To oznacza, ze wtedy w niedzielę w lecznicy nie dość, ze przedłużono mu konanie, to jeszcze dołożono cierpień wykonując zbędne lewatywy.

Nie radzę sobie. Oszaleję, zwariuję albo umrę...
mariantoru1954

03 września 2012, 12:14

Modlitwa za kota.

Panie Boże,nie jestem aniołem
dziś niewielu jest takich na świecie,
może ci co na ziemskim padole
pokochali zwierzęta i dzieci.

Panie Boże, powiedziałeś "proście"
rzekłeś "proście a będzie wam dane"
wiesz,że wczoraj po Tęczowym Moście
poszedł do ciebie mój kot ukochany?

Panie Boże, poznasz go z łatwością,
miał sierść jedwabistą,cztery łapki i ogon,
proszę o Panie ,zawołaj go głośno,
bo miał w zwyczaju nie słuchać nikogo.

Panie Boże, nie proszę dla siebie,
znajdż mu jakąś osobę przyjazną,
by głodny i smutny tam nie był, i żeby
mógł sobie przy kimś spokojnie zasnąć.

Panie Boże, a gdy tak się stanie,
że i mnie zabrać stąd będzie trzeba,
pozwól, by wyszedł mi na spotkanie
kiedy będę wędrować do nieba.

autor; Marta "Majorka"Chociłowska-Juszczyk

Spij moja Maleńka i odwiedzaj mnie w snach [*]

P.S. Tyle mi tylko zostało, trochę zdjęć, pisanie wierszy i ten rozdzierający ból, zamiast siedzieć u mnie na kolanach lub łapać muchy ,jej młode ciałko w pięknym futerku i z kochającym serduszkiem marnuje się gdzieś w ziemi. Nie tak miało być........
Elenar

03 września 2012, 12:20

Nawet w kilku % nie jestem w stanie funkcjonować normalnie. Stałam się wrakiem człowieka. Umówiłam się do psychologa żeby mieć chociaż gdzie wyrzucić z siebie trochę bólu.
mariantoru1954

03 września 2012, 12:28

Elenar pisze:Nawet w kilku % nie jestem w stanie funkcjonować normalnie. Stałam się wrakiem człowieka. Umówiłam się do psychologa żeby mieć chociaż gdzie wyrzucić z siebie trochę bólu.
To dobry pomysł, ja obawiam sie,że mnie nawet psycholog nie pomoże no bo zrobi? Ma jakiś czrodziejski kluczyk,który przekręci i wszystko wymaże w mojej głowie lub w niej poprzestawia i zmieni to co czuję? Wydaje mi się,że nie ma lekarstwa na mój ból i muszę się przyzwyczaić do bólu i z tym żyć ,ale to juz będzie wegetacja- nie życie.

Ale Ty jeśli czujesz ,żę to Ci pomoże to zrób to, nie kazdy jednakowo reaguje i nie każdemu to samo pomaga.
mariantoru1954

03 września 2012, 12:30

mariantoru1954 pisze:
Elenar pisze:Nawet w kilku % nie jestem w stanie funkcjonować normalnie. Stałam się wrakiem człowieka. Umówiłam się do psychologa żeby mieć chociaż gdzie wyrzucić z siebie trochę bólu.
To dobry pomysł, ja obawiam sie,że mnie nawet psycholog nie pomoże no bo zrobi? Ma jakiś czrodziejski kluczyk,który przekręci i wszystko wymaże w mojej głowie lub w niej poprzestawia i zmieni to co czuję? Wydaje mi się,że nie ma lekarstwa na mój ból i muszę się przyzwyczaić do bólu i z tym żyć ,ale to juz będzie wegetacja- nie życie.

Ale Ty jeśli czujesz ,żę to Ci pomoże to zrób to, nie kazdy jednakowo reaguje i nie każdemu to samo pomaga.
Zjadlam słowo "co" w zdaniu "no bo co zrobi"-powinno byc.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 60 gości