I jeszcze coś na zakończenie; Podobno Katia do mnie wróci tylko w innym futerku,
Bo po pierwsze:
"To oczywiste.
Chociaż to oczywiste,
tłumaczeń nigdy dość,
że pies,to pies,
że koń ,to koń,
a KOT
to jednak KTOŚ".
A po drugie:
"Powiem najkrócej w czym rzeczy istota,
Bo może ktoś na to czeka:
Nie chodzi o to ,by człowiek miał kota,
Tylko
BY KOT MIAŁ CZŁOWIEKA
Bo koty sa dobre na wszystko
Na wszystko co życie nam niesie,
Bo koty, to czułość i bliskość
na wiosnę, na lato,na jesień.
A zimą,gdy dzień jest zbyt krótki
i chłodnym ogarnia nas cieniem,
to kot Twój przyjaciel malutki
otuli Cię ciepłym mruczeniem.
Ja też uważam,że więcej takich wierszy powinno byc publikowanych bo może więcej ludzi uwrażliwiłoby się, chociaz do tego trzeba mieć takie serce i duszę wrazliwą jak my. Daleko szukac przykladu? Ten chlor co wczoraj tak potraktowal mnie i swoje biedne koty. Ma byc na świecie dobrze?
Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Mario, tego chlora trzeba gdzieś zgłosić. Spróbuj może zadzwonić na policję i zapytaj gdzie można u Was zgłosić zaniedbywanie zwierząt. Jemu trzeba odebrać te koty. Jak widać cierpią kolejne pokolenia kotów, które się u niego rozmnożyły. Trzeba to ukrócić.
Wybaczcie jeśli nie odpowiadam na posty. Bywam dosłownie ledwo żywa.
Wybaczcie jeśli nie odpowiadam na posty. Bywam dosłownie ledwo żywa.
Ja powiem o tym tej wolontariuszce, ona zajmuje sie kotami, ma uprawnienia inspektora w tym kierunku. Juz znajoma odebrała mu kiedys psa.Elenar pisze:Mario, tego chlora trzeba gdzieś zgłosić. Spróbuj może zadzwonić na policję i zapytaj gdzie można u Was zgłosić zaniedbywanie zwierząt. Jemu trzeba odebrać te koty. Jak widać cierpią kolejne pokolenia kotów, które się u niego rozmnożyły. Trzeba to ukrócić.
Wybaczcie jeśli nie odpowiadam na posty. Bywam dosłownie ledwo żywa.
Wróciłam z grobiku Katii, po raz pierwszy tam byłam, muszę jeszcze raz jutro iść bo wszystko tam pozarastało i ja nie wiem gdzie dokładnie to miejsce jest. Wiem tylko ,że obok tej kotki 12-let.zaznaczone miejsce było kamieniem a teraz wysoka trawa,jutro zięć ze mną pójdzie bo on ją pochował. Zapaliłam świeczkę,przeczytałam ten wiersz "Modlitwa dla kota", porozmawiałam z nia, powiedziałam jej jak bardzo ją kocham i za nią tęsknię, poprzeklinałam Boga. Jednak nie czuję ulgi tylko jeszcze większy żal,że jej nie ma, że tylko tyle mi po niej zostało,czuję ogromną pustkę i rozgoryczenie......
A Ty gdzie pochowałaś Pimpusia, czy chodzisz na jego grób? A TY Aniu, skoro masz wszystkie futra w ogrodzie czy jest Ci z TYm lżej czy ciężej,bo przecież mimo woli codziennie jesteś blisko ich mogiłek? Ale mnie naszły refleksje,może ten dzisiejszy dzien taki wyjątkowo koszmarny ,bo boli upływ czsau i brak jakiejkolwiek ulgi.Bardzo ciężko mi dzisiaj.Zimno u nas , więc zrobiłam sobie grzańca,popijam ,popalam i beczę.....
Moje futra leżą w różnych częsciach ogrodu i przed domem .Patrzę nieraz na te miejsca i powiem ci że jest mi lżej że lezą niedaleko ,zawsze myślę że mnie pilnują .Z niektórych pewnie nie zostało już nic .Wzielam własnie procha na kręgosłup i zapewne zaraz odpłynę ,dzisiaj byłam na szkoleniu ISO ,mam mętlik w głowie i tyle papierów do zrobienia że chyba oszaleję ,nie wiem jak to zrobie .....mam dość ,wypaliłąm dzisija chyba pół paki z nerwów .Tłumaczę sobie że wszystko jakoś pójdzie ale sama w to nie wierzę .że też życie musi być takie skomplikowane .....ach ....wygram chyba w lotto bo innego wyjścia nie widzę ,tylko musze skreślić dobrze kupon .No i musza wylosowac moje liczby .A propos bogatych .....jak ktos ma dużżżzżżzooooooooo kasy to moze sobie sklonowac utracone zwierze ale dla mnie to i tak nie będzie to samo ,to chyba tylko oszukiwanie umysłu że to nasz pupil .Tak to już na swiecie dziewczyny jest ,ci co nie dbają maja zwierzęta po 20 lat ,ci co dbają tracą je ,niektóre konie są warte miliony dolarów i całe życie żyją lepiej niż niektórzy ludzie ,inne idą do rzezni ......życie jest czarne albo białe czasem szare ....niektórzy nie szanują swojego zdrowia i żyją 90 lat ,ci co dbają padają w młodości jak muchy .....na czym to wszystko polega ?Czy mamy na to wpływ ,czy moze za pózno doceniamy nasze szczęscie ?Dopiero jak coś tracimy zauważamy jacy byliśmy szczęśliwi ,moze teraz powinnyśmy zrobić rachunek sumienia i uderzyć się w pierś ?Dobra kończę bo zaczynam gadac jak ksiądz ,pewnie tablitka działa .....Życzę spokojnej nocy kochani moi ,moje bratnie duszyczki .Śpijcie spokojnie i niech wam się przyśnią wasze słońca ,i zapewnią was we śnie że są szczęśliwe .
Aniu, jutro coś napiszę bo dzisiaj od popłudnia do póżnej nocy byłam poza domem. Dobrej nocy i do jutra!
Aniu, miałam coś dzisiaj napisać bo miałam pewne przemyślenia ale była noc,więc chciałam to zrobić w ciagu dnia. Nie wyszło,cały dzień pogrążona jestem w rozpaczy. Chyba ta wizyta na grobie Katii dobiła mnie no i ten upływ czasu, też dobija i coraz bardziej uświadamia mi,że Moja kochana kicia do mnie nie wroci a ja przyłapuję się na tym , że ciagle na nią czekam jak wtedy ,gdy zaginęła.Podobnie mają ludzie ,jak ktoś umrze to często mówią,żę wydaje im się,żę ta osoba zaraz wróci do domu,będzie robiła to co zwykle......Chyba tak się dzieje,gdy z brakującą osobą wiązały nas wyjątkowe uczucia i relacje.Mam 4 koty ale jak już wspominałam, każda z nich ma swój charakterek,dwie są fajne i kochane a dwie .....to juz o nich pisałam.
Żadna z nich nie ma nawet 1/4 tego co miała Katia.Dlatego tak dobija mnie jej brak i nie mogę się pogodzić z tą tragedią.Pisałaś o klonowaniu zwierząt, gdybym miała taką możliwość pewnie bym z tego nie skorzystała, bo tak jak mówisz,to nie byłoby to samo. Z podobnego powodu nie mogę się zdobyć na adopcję kolejnego kota bo to nie byłoby to samo.Codziennie ogladam ogłoszenia z kotami do adopcji i zatrzymuję się tylko przy podobnych do Katii. Nawet jest w Bydgoszczy kotka podobna wygladem i charakterem do Kati ale dla mnie to nie to samo. Czemu mam się zadowalać kotem podobnym skoro i tak nie będzie to Katia. Pisałam wcześniej,że nie brakuje mi kotów, tu nie chodzi o ilość ich ,tylko o tą jedną Katię,której żaden inny kot mi nie zastapi. Wiem,że obecnie moje serce jest tak głęboko zranione,że nie potrafiłabym się otworzyć uczuciowo na innego kota i pokochać go tak jak Katię.Więc po co miałabym krzywdzić to nowe maleństwo.Ten ból mnie zabija i wiem,że nie pomoże mi żaden psycholog ,jedynie upływ czasu może przyzwyczai mnie do bólu, bo czas podobno nie leczy ran tylko nas do nich przyzwyczaja.Niedawno miałam podobne myślenie na temat życia jak TY.Potrafiłam współczuc,trafnie ocenić sytuację, docenić to co mam. Gdy zdarzyło mi się stracić w jakiś sposób coś co było dla mnie ważne(mam na myśli rzeczy materialne) to potrafiłam wtedy powiedzieć,że to nie koniec świata, przecież mam ręce, nogi, jako takie zdrowie, nie jestem przykuta do wózka inawalidzkiego ,mam dach nad głową i co do gara włożyc. Dziś już to wszystko nie ma dla mnie znaczenia, już nie potrafię racjonalnie myśleć, coś we mnie pękło ,umarło razem z Katią ,coś mi się w głowie pozmieniało. Nagle wszystko przestało być ważne, na niczym mi nie zależy, czuję totalną pustkę w środku ,żadnej nadziei na przyszłość ,czuję się znieczulona na wszystko co wokół mnie się dzieje. Jedynie jeszcze potrafię się martwić o pozostałe koty,żeby nie trafiły do schronu(właśnie dzisiaj czytałam artykuł,co czuje kot gdy traci dom i ląduje w schronisku).Ale się rozpisałam ,ale dobrze,że jest to forum, bo jak człowiek tego z siebie nie wyrzuci to pęknie jak wrzód.Dobranoc, nie chcę już nic dokladać, może jutro będę chciała wykasować ten post ale dzisiaj tak czuję i stąd taka jego treść.
Żadna z nich nie ma nawet 1/4 tego co miała Katia.Dlatego tak dobija mnie jej brak i nie mogę się pogodzić z tą tragedią.Pisałaś o klonowaniu zwierząt, gdybym miała taką możliwość pewnie bym z tego nie skorzystała, bo tak jak mówisz,to nie byłoby to samo. Z podobnego powodu nie mogę się zdobyć na adopcję kolejnego kota bo to nie byłoby to samo.Codziennie ogladam ogłoszenia z kotami do adopcji i zatrzymuję się tylko przy podobnych do Katii. Nawet jest w Bydgoszczy kotka podobna wygladem i charakterem do Kati ale dla mnie to nie to samo. Czemu mam się zadowalać kotem podobnym skoro i tak nie będzie to Katia. Pisałam wcześniej,że nie brakuje mi kotów, tu nie chodzi o ilość ich ,tylko o tą jedną Katię,której żaden inny kot mi nie zastapi. Wiem,że obecnie moje serce jest tak głęboko zranione,że nie potrafiłabym się otworzyć uczuciowo na innego kota i pokochać go tak jak Katię.Więc po co miałabym krzywdzić to nowe maleństwo.Ten ból mnie zabija i wiem,że nie pomoże mi żaden psycholog ,jedynie upływ czasu może przyzwyczai mnie do bólu, bo czas podobno nie leczy ran tylko nas do nich przyzwyczaja.Niedawno miałam podobne myślenie na temat życia jak TY.Potrafiłam współczuc,trafnie ocenić sytuację, docenić to co mam. Gdy zdarzyło mi się stracić w jakiś sposób coś co było dla mnie ważne(mam na myśli rzeczy materialne) to potrafiłam wtedy powiedzieć,że to nie koniec świata, przecież mam ręce, nogi, jako takie zdrowie, nie jestem przykuta do wózka inawalidzkiego ,mam dach nad głową i co do gara włożyc. Dziś już to wszystko nie ma dla mnie znaczenia, już nie potrafię racjonalnie myśleć, coś we mnie pękło ,umarło razem z Katią ,coś mi się w głowie pozmieniało. Nagle wszystko przestało być ważne, na niczym mi nie zależy, czuję totalną pustkę w środku ,żadnej nadziei na przyszłość ,czuję się znieczulona na wszystko co wokół mnie się dzieje. Jedynie jeszcze potrafię się martwić o pozostałe koty,żeby nie trafiły do schronu(właśnie dzisiaj czytałam artykuł,co czuje kot gdy traci dom i ląduje w schronisku).Ale się rozpisałam ,ale dobrze,że jest to forum, bo jak człowiek tego z siebie nie wyrzuci to pęknie jak wrzód.Dobranoc, nie chcę już nic dokladać, może jutro będę chciała wykasować ten post ale dzisiaj tak czuję i stąd taka jego treść.
Mario, to, co napisałaś można by podsumować krótko, ze rozpaczasz z jednej strony za Katią samą w sobie i z drugiej strony za tym wszystkim, co otrzymywałaś (emocjonalnie) w tej relacji. Może spróbuj nazwać i wymienić to wszystko, czego Ci po niej brakuje?
Moja rozpacz to jedna wielka niezgoda na cierpienie mojego Ślicznusia. Nie ma akceptacji w tej mojej żałobie, bo nie ma we mnie akceptacji dla Jego cierpienia... To równiez niezgoda na to, ze z całą pewnością zrobiłam coś bądź nie zrobiłam czegoś, co w konsekwencji doprowadziło do cierpienia i śmierci. Nie ma i nie będzie we mnie zgody na to. Nigdy. I co ja mam z tym wszystkim zrobić?
Moja rozpacz to jedna wielka niezgoda na cierpienie mojego Ślicznusia. Nie ma akceptacji w tej mojej żałobie, bo nie ma we mnie akceptacji dla Jego cierpienia... To równiez niezgoda na to, ze z całą pewnością zrobiłam coś bądź nie zrobiłam czegoś, co w konsekwencji doprowadziło do cierpienia i śmierci. Nie ma i nie będzie we mnie zgody na to. Nigdy. I co ja mam z tym wszystkim zrobić?
Masz rację Elenar, brakuje mi samej Kati i tego co mi dawała, bo to się wiąże ze sobą nierozerwalnie. Długo nie dojdę do siebie ,jeżeli wogóle to nastapi.Przyznaję,że chcę pielęgnować w sobie ból po niej, bo jestem jej to winna.Żeby ktoś mógł zrozumieć moje uczucia to musiałby na chwilę być w mojej głowie i sercu i poczuć wtedy to co ja.Tego nie da się opisać słowami, bo nasz język jest zbyt ubogi aby to wyrazić.Takiej miłości do zwierzaka doświadczyłam po raz pierwszy w życiu.Kocham moje inne pupile i kochałam te ,które już kiedyś odeszły ale żadne z tych uczuć nie równa się z tym co czulam i nadal czuję do Katii.To co pisalam w poprzednim poście , czyli ta totalna apatia trzyma mnie nadal. Przed chwilą kurier przyniósł nowy telefon, bratu się należał już nowy. Ponieważ on ma dobry tel. więc dał go mnie bo mój zepsuł mi się w czasie gdy Katia miała zdjete bandaże, dlatego nie zdążylam jej zrobić zdjęcia bez nich. Przez ten czas używałam tel.pożyczony od córki i dziś gdy mam już nowy zamiast się cieszyć ,ja się rozpłakałam bo nie ma Kati i nie będę mogla jej zrobić zdjęć.I tak jest ze wszystkim, nic sobie nie kupuję, nie sprawaim żadnych przyjemności bo nic mnie nie cieszy.Nadal mam problemy ze spaniem, codziennie po 2-3 godz. wybudzam się, potem długo nie mogę zasnąć i tak mnie nosi w tym łóżku,żę mam ochotę wstać ubrać się i biec gdzieś przed siebie aż do utraty tchu. Serce wtedy kołacze, w głowie natłok mysli i nie chcę budzić się w tej rzeczywistości.Ale nie chcę juz rozwodzić się bo dosyć miejsca zabrałam na tym forum.Elenar pisze:Mario, to, co napisałaś można by podsumować krótko, ze rozpaczasz z jednej strony za Katią samą w sobie i z drugiej strony za tym wszystkim, co otrzymywałaś (emocjonalnie) w tej relacji. Może spróbuj nazwać i wymienić to wszystko, czego Ci po niej brakuje?
Moja rozpacz to jedna wielka niezgoda na cierpienie mojego Ślicznusia. Nie ma akceptacji w tej mojej żałobie, bo nie ma we mnie akceptacji dla Jego cierpienia... To równiez niezgoda na to, ze z całą pewnością zrobiłam coś bądź nie zrobiłam czegoś, co w konsekwencji doprowadziło do cierpienia i śmierci. Nie ma i nie będzie we mnie zgody na to. Nigdy. I co ja mam z tym wszystkim zrobić?
Przykro mi,że też nie możesz się uporać z bólem bo wiem co czujesz i zdaję sobie sprawę jak trudno z tym życ.
Tak bardzo nie godzę się na jego cierpienie. Zwłaszcza bezsensowne, którego można było uniknąć. Nigdy się na to nie zgodzę. Zawsze starałam się chronić Go przed wszelkim cierpieniem i dyskomfortem. Tak dobrze go znałam, ze zwykle wiedziałam co czuje. I niestety wiedziałam co czuje w tych ostatnich chwilach... Wciąż mam to wszystko przed oczami. Od miesiąca każdego dnia przezywam jego cierpienie i śmierć na nowo... Każdego jednego dnia...
Nie pogodzę się z tym, ze sama przysporzyłam mu cierpienia w jakikolwiek sposób. Albo z tym, ze nie zaradziłam nic na to cierpienie. Poczucie winy zabija mnie każdego dnia na nowo.
Mario, podejrzewam, ze sama myśl o powrocie do życia może rodzić u Ciebie poczucie winy. Właśnie takie odczucie, ze jesteś jej winna żałobę adekwatną do tego, co Was łączyło. To typowe odczucia dla osób w żałobie. Postaraj się jednak pamiętać o tym, ze powrót do życia nie jest zapominaniem o Katii. Bo nigdy o niej nie zapomnisz. Ona i zal po niej będą z Tobą zawsze. Powrót do życia jest jednak koniecznością.
Nie pogodzę się z tym, ze sama przysporzyłam mu cierpienia w jakikolwiek sposób. Albo z tym, ze nie zaradziłam nic na to cierpienie. Poczucie winy zabija mnie każdego dnia na nowo.
Mario, podejrzewam, ze sama myśl o powrocie do życia może rodzić u Ciebie poczucie winy. Właśnie takie odczucie, ze jesteś jej winna żałobę adekwatną do tego, co Was łączyło. To typowe odczucia dla osób w żałobie. Postaraj się jednak pamiętać o tym, ze powrót do życia nie jest zapominaniem o Katii. Bo nigdy o niej nie zapomnisz. Ona i zal po niej będą z Tobą zawsze. Powrót do życia jest jednak koniecznością.
Na dzień dzisiejszy nie czuję konieczności powracania do życia ,bo w tej chwili nie zależy mi na tym ani na niczym innym.Jeżeli tak się stanie,że jeszcze pozyję to zobaczymy co czas przyniesie.Sama nie wiem co będzie za jakis czas.Narazie upływ czasu coraz bardziej mnie boli, bo im dłużej nie widzę mojej kochanej kici tym bardziej za nia tęsknie.I narazie nic tego nie zmieni.
Wiem,że jestem ciężkim przypadkiem i mogę niektórych wkurzać ale gdybym pisala,że jest lepiej lub OK to po prostu byłabym nieszczera.Wydaje mi sie,że na forum powinnismy być szczerzy i pisać to co autentycznie czujemy. To tak jak u psychologa, on rozmawiając z nami i chcąc nam pomóc , wymaga od nas szczerości.
Wiem,że jestem ciężkim przypadkiem i mogę niektórych wkurzać ale gdybym pisala,że jest lepiej lub OK to po prostu byłabym nieszczera.Wydaje mi sie,że na forum powinnismy być szczerzy i pisać to co autentycznie czujemy. To tak jak u psychologa, on rozmawiając z nami i chcąc nam pomóc , wymaga od nas szczerości.
-
- Posty:193
- Rejestracja:04 września 2010, 12:34
Elenar ja też pamiętam ból mojej Funi i wycie z bólu w ostatnich minutach jej życia ..jak i cierpienie po operacji czy przy problemach nerkowych gdy ze wstrętem odwracała głowę na widok skrawka jedzenia wielkości muszki owocowej a jak już zjadła rzygała pół dnia tym skrawkiem .czy mogłam tego uniknąc ?zapewne tak .Ale w danej chwili i momencie nie byłam jasnowidzem i nie mogłam przypuszczać że zacznię ją boleć , że choroba będzie postępować tak czy siak .Nikt nie jest w stanie temu zapobiec . Mario -czy zasługujesz na to żeby miec inne koty ?Przecież Kati nikt nie zastapi ,moze pozbądz się tych co zostały i załóż worek pokutny ? Nie dokarmiaj innych kotów bo przecież nie są warte tego ,Katusia była jedyna ,niepowtarzalna a ty teraz będziesz do końca życia smagać się batogiem więc nie będziesz miała czasu ani ochoty żeby zając się umierającym na ulicy kociakiem ?Może tak wami potrząsnę - proszę się nie gniewać .
Mimo tego jak sie czuję nie zaniedbuję moich kotów i te na ulicy nadal wspomagam.
-
- Posty:193
- Rejestracja:04 września 2010, 12:34
No to znaczy że nie jest jeszcze z tobą najgorzej .Nie wiem już jak mam wami potrząsnąć ........chyba jednak musi minąc rok ,albo dłużej w waszym przypadku.Kurcze a myśkałam że Antek50 jest trudnym przypadkiem .....pozostaje pisanie na forum i wyrzucanie z siebie żalu w ten sposób .Polecam wam dziewczyny na prawdę wizytę u psychologa ,spróbujcie nawet kilka procent mniej bólu to już jest coś .Wcale nie twierdze że po wizycie minie jak ręką odjoł ale po kawałeczku chociaż .
Wczoraj na świeżo przeczytałam wypowiedz psychologa na temat żałoby po pupilu i m.in. pisała,że na calkowite pozbieranie się trzeba kilku miesięcy nawet do roku i dodała,że nie nadarmo ustalono,że żałoba trwa rok. Ale oczywiście wszystko zależy od psychiki osoby i tego kogo się straciło. Dlatego ja ciągle powtarzam,że zostawiam wszystko czasowi, widocznie potrzebuję go więcej.Nie wykluczone,że pójdę w końcu na psychoterapię ,chociażby z samej ciekawości czy i jak to podziała.ania05111971 pisze:No to znaczy że nie jest jeszcze z tobą najgorzej .Nie wiem już jak mam wami potrząsnąć ........chyba jednak musi minąc rok ,albo dłużej w waszym przypadku.Kurcze a myśkałam że Antek50 jest trudnym przypadkiem .....pozostaje pisanie na forum i wyrzucanie z siebie żalu w ten sposób .Polecam wam dziewczyny na prawdę wizytę u psychologa ,spróbujcie nawet kilka procent mniej bólu to już jest coś .Wcale nie twierdze że po wizycie minie jak ręką odjoł ale po kawałeczku chociaż .
Pamiętasz Aniu jak pisałam niedawno o babce,która zamieściła w necie opowiadanie o swojej kotce Murce, plakała po niej trzy lata. Po jej śmierci przygarniała inne koty ale podobno żaden juz nie był taki jak ta Murka a od jej śmierci minęło już 10 lat i ona ciągle z rozrzewnieniem o niej mówi. A ta pielęgniarka ,o której jakiś czas temu pisalam, płakała po tej swojej jamniczce pół roku i miała w tym czasie wsparcie psychiatry i leków.Dlatego chyba nie da się ustalić limitu na przezywanie żałoby i nie da się jej przeżyć w przyśpieszonym tempie.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości