Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

Elenar

07 września 2012, 12:33

Strasznie cierpię dziewczyny. Tak bardzo nie mogę zgodzić się na to, co się stało. Wtedy w weekend byłam już tak bardzo zmęczona i niewyspana. Pewnie dlatego podjęłam niewłaściwe decyzje. Tak bardzo mi przykro, ze cena za nie była tak potworna. Ja tylko odpoczęłabym trochę i dalej mogłabym siedzieć przy Nim dniami i nocami tak długo jak długo byłoby to potrzebne. Zrobiłabym wszystko, co w mojej mocy by był zdrowy i szczęśliwy.
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

07 września 2012, 12:48

Rozumiem twoje cierpienie ,bo ja też czuwałam przy suni i na nic to się zdało .Ale teraz trzeba się podnieść i żyć dalej ,zadbać o siebie i inne futra które nas otaczają .Życie to wieczna walka ,podejmujemy złe decyzje ,może dobre ,nigdy się tego nie dowiemy .Maria szukała swojej kici,pewnie modliła się zeby się znalazła ,ale co było by gdyby się nie znalazła ?Czy znalazła by ukojenie ,czy nie było by tak jak mówią ludzie których bliski jakiś zaginoł i nie wraca prze kilka lat ?Otóż czesto słyszy się że gdyby wiedzieli że nie żyje było by im łatwiej bo mogliby iśc na grób i byli by spokojni a tak nie wiedzą czy cierpią i nie są gdzies dręczeni itpitd.Może lepiej wiedzieć najgorszą prawdę niż domyslać się jeszcze gorszej ?
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

07 września 2012, 12:51

Elenar śmierć Pimpcia nie była wynikiem twojego zaniedbania ani zaniechania ale wynikiem choroby ,cięzkiej choroby .Musisz to zrozumieć !!!!!
Elenar

07 września 2012, 13:14

ania05111971 pisze:Elenar śmierć Pimpcia nie była wynikiem twojego zaniedbania ani zaniechania ale wynikiem choroby ,cięzkiej choroby .Musisz to zrozumieć !!!!!
No właśnie nie było tak Aniu. Infekcja była w zatokach i płuckach, a nie w brzuszku. On nie umarł na skutek postępu choroby. W niedzielę rano wreszcie ropa zaczęła wyciekać noskiem, antybiotyk działał. Jeśli prawdą jest, ze przyczyną śmierci był skręt żołądka, to ja osobiście bezpośrednio go wywołałam podając mu w niedzielę picie, leki i jedzenie. To kilkanaście minut po tym zaczęły dziać się te straszliwe rzeczy... Gdybym w sobotę w nocy pojechała z nim do weta i trafiła na jakiegoś myślącego lekarza, to wykonano by RTG brzuszka. Wtedy wiadomo by było, ze w żołądku coś zalega i może dojść do skrętu. Wtedy można byłoby próbować zaradzić temu. Z całą pewnością nie podałabym mu nic do pyszczka. Dostałby leki dożylnie i zostałby nawodniony. A leki rozkurczowe + masaże + rozgrzewanie brzuszka mogłyby pomóc w opróżnieniu żołądka. I dziś biegałby zdrowy... A ja wszystko zrobiłam źle :cry:
Elenar

07 września 2012, 13:34

Zdaję sobie sprawę z tego, ze na skręt żołądka zwykle składa się wiele czynników. U niego było to, ze w piątek w nocy dużo zjadł, w tym troszkę ziaren (mogły spęcznieć). Poza tym cały układ pokarmowy działał gorzej ze względu na: antybiotyk, osłabienie, mniejszą ilość ruchu. Do tego mógł mieć predyspozycje anatomiczne - dopiero teraz pozbierałam do kupy pewne fakty: W przeciągu minionego roku 3 razy lądowaliśmy u weta z zaburzeniami trawienia po tym jak zjadł za dużo i za szybko. Wtedy były wzdęcia i zaparcia. Szkoda, ze w ten pamiętny weekend nie pomyślałam o tym. Zmyliła mnie biegunka - dlatego jedyne o czym pomyślałam, to zaburzenia trawienne spowodowane wyniszczeniem flory. Szkoda, ze nie pomyślałam o innych możliwościach. Gdybym miała bardziej otwarty umysł i sprawniej myślała, to zawiozłabym go od razu do weta na badania, a nie pchała w niego probiotyk i zioła...
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

07 września 2012, 13:36

Elenar za dużo tu słowa "gdyby".Odszedł w skutek powikłań przy chorobie ,nie jesteś jasnowidzem i nie mogłas przewidzieć że coś w żołądku dzieje się złego .To tak jak człowiek -chory na Aids nie umiera wskutek posiadania wirusa Hiv tylko umiera na zapalenie płuc ,czyli powikłanie tej choroby .W historii choroby Pimpcia jest za dużo niewiadomych bo to co piszesz to przypuszczenia ,nikt tego nie sprawdził i nikt nie podpisze się pod tym ,co najwyżej można przypuszczac ze tak było .Ja patrzę na to jako widz ,osoba trzecia która potrafi "trzeżwo "ocenić sytuację .I nie chodzi tu o kłamanie żeby cię pocieszyć ,bo to tak jakbym powiedziała komuś kogo bliskiego potrącił na śmierć samochód że w sumie niech się nie martwi bo ten samochód to był duży więc musiał go zabić .Leczenie zwierząt jest bardzo trudne choćby z tego względu ze nie powiedzą nam o swoich objawach ,tobie wydawało się że jest lepiej a to dopiero szykowała się kaskada końca .Sama piszesz że gybyś to gdybyś tamto ,gdybyś trafiła na lekarza ,tak więc dla mnie jest za duzo gdybasiów .Fakt jest faktem Pimpuś nie żyje ,pokonała go choroba a nie twój błąd .Podpisuję się pod tym w 100 procentach .Amen .
Elenar

07 września 2012, 13:38

Dodam, ze wet prowadzący (mam do niej zaufanie) kategorycznie zaprzeczył jakoby coś tak gwałtownego mogło się stać z powodu rozwoju bakterii gnilnych. Przeanalizowałyśmy wszystko i prawda jest taka, ze do piątku z brzuszkiem się poprawiało, pojawiły się już normalne kupy. Dopiero w sobotę wróciła biegunka.
Elenar

07 września 2012, 14:11

Wiem, ze dla osób postronnych moje gdybanie jest bezsensowne. Ale spróbujcie mnie zrozumieć, proszę. Kochałam, dbałam, walczyłam o niego z nim samym. Byłam pewna, ze dajemy radę, ze będzie zdrowy. Pogorszenie Jego samopoczucia nałożyło się na moje wyczerpanie tą walką (przez cały tydzień niewiele spałam) A potem nagle w przeciągu dosłownie 2 min jego stan był krytyczny. Stan, w którym się znajdowałam kiedy to się wydarzyło można nazwać jedynie szokiem. Dopiero po czasie usiłuję zrozumieć całą sytuację. Bo to co się stało nie było nieuchronne, przewidywalne. To nie był postęp nowotworu ani np niewydolności jakiegoś narządu.
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

07 września 2012, 15:12

Ale ja cię rozumiem ,usiłuje ci tylko wytłumaczyć zębyś się nie doszukiwała swojej winy i nie analizowała w kółko tego samego .Moja sunia w południe smacznie spała a wieczorem leżała już martwa .Nie da się przewidziec niektórych rzeczy .
Elenar

07 września 2012, 17:59

Aniu, dziękuję Ci, ze mnie wspierasz. Pisałaś wcześniej o Funi. Domyślam się jak bardzo trudne było przezywanie jej choroby i śmierci. Ja tez miałam 2 psy z chorobą nowotworową i wiem co mogłaś czuć. Jednak w zadnym z tych 2 przypadków nie obwiniam się o nic, bo niezależnie od tego co i kiedy bym zrobiła/nie zrobiła, choroba by wygrała. To naprawdę inna sytuacja. Bardzo zmienia nasze myślenie o śmierci zwierzaka i naszym w tym udziale. Z Pimpusiem było inaczej. Wyobraź sobie, ze jako pielęgniarka opiekujesz się pacjentem u siebie w pracy. Ów pacjent zachorował na grypę - taki ostry i trudny wariant. I w którymś momencie w tej chorobie zaczął Ci wymiotować i zagorączkował bardziej niż zwykle. A Ty bierzesz to za kolejne objawy grypy, dajesz leki i nie wzywasz lekarza. Na drugi dzień pacjent Ci schodzi i jak się okazuje z powodu rozlanego wyrostka. Nie wyrzucałabyś sobie niczego wtedy? Ja wiem, ze niektórzy mogą się oburzyć na porównanie zwierzęcia do człowieka, ale tylko coś takiego przyszło mi do głowy.
Elenar

07 września 2012, 18:05

Jak byś się czuła Aniu żyjąc z poczuciem, ze gdybyś wezwała lekarza w porę i pacjent zostałby zbadany, to po pierwsze nie cierpiałby umierając, po drugie można by go uratować?
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

07 września 2012, 19:45

Tak Elenar zgadza się ale nawet gdybym wezwała lekarza to pacjent mógłby z racji cięzkiej grypy zejśc na stole a powodu tego że była infekcja i dołączyły by się powikłania ,nigdy nic nie wiadomo .To ci własnie usiłuje powiedzieć .Na pewne rzeczy mamy wpływ ale na pewne nie .
Elenar

07 września 2012, 19:50

ania05111971 pisze:Tak Elenar zgadza się ale nawet gdybym wezwała lekarza to pacjent mógłby z racji cięzkiej grypy zejśc na stole a powodu tego że była infekcja i dołączyły by się powikłania ,nigdy nic nie wiadomo .To ci własnie usiłuje powiedzieć .Na pewne rzeczy mamy wpływ ale na pewne nie .
Oczywiście nie wiadomo co by się dalej stało z tym pacjentem. Jednak w przedstawionej sytuacji taki, a nie inny przebieg wydarzeń tę szansę na przeżycie odebrał mu całkowicie... I w dodatku naraził na okropne cierpienie.

Wyobrażasz sobie Aniu jak byś się czuła po czymś takim? A jakbyś dodała do tego fakt, ze pacjent ten był kimś Tobie bardzo bliskim? Jeśli jesteś w stanie choć trochę sobie to wyobrazić, to masz namiastkę tego, co ja teraz przezywam.
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

07 września 2012, 20:19

Ale to już nic nie zmieni i nie możesz przekreślać siebie ,bo ty też jestes śmierlelna ,od odszedł ,ty też odejdziesz ...takie jest życie ,nie możesz pielęgnowac w sobie poczucia winy bo zwariujesz .Tysiące naszych milusińskich odchodzą i są chore ,wystarczy poczytać tu na forum z jkaimi problemami zwracają się ludzie do pana doktora .Zobacz że niektórzy leczą ,zmieniają lekarzy ,podają leki i tak się nie udaje .nie zawsze się udaje Elenar .Ja tylko proszę żebyś się nie zadręczała bo do niczego to nie prowadzi .Czy twój Pimpuś chciałby widzieć się w tym stanie ?Jego życie było krótkie ale szczęśliwe ,nie każde zwierzę może mieć takie .
mariantoru1954

07 września 2012, 20:58

Elenar pisze:Miewam napady czucia się jak morderca. To, co wtedy przezywam jest nie do opisania. Zwykle doprowadza mnie to nawet do chęci odebrania sobie życia...
Nie bez powodu cytuję Elenar ten Twoj post. Własnie dzisiaj miałam się spotkać z córką i tą jej koleżanką, o której tu wspominałam ( ona mieszka na stałe w Anglii ).Pomagała mi w marcu szukać Katii i gdy przyjechała na początku lipca i dowiedziała się co się stało z Katia okazała mi wiele empatii. Ostatni raz widziałam sie z nią ( ona jest jak moja druga córka) na tym koncercie reage w sierpniu. Wiedziałam ,że jej mama jest chora na raka od roku ( to jakiś szpiczak). Spytałam ją jak mama, a ona z taką radością opowiadała mi,że nastapiła remisja choroby, chemia pomogła i planowany autoprzeszczep nie będzie potrzebny. straciła włosy ale te resztki ostrzygli jej na jeżyka i podobno nawet jej było z tym do twarzy.Dzisiaj miałyśmy się spotkać u mojej córki na pożegnalnym piwku bo ona w niedzielę -9-go wrzesnia miała z mężem i synkiem wracać do Anglii.Zadzwoniła do mnie dzisiaj córka ,że imprezka odwołana, bo ta kolężanka jest załamana z powodu stanu zdrowia jej mamy.Nastapił gwałtowny nawrót choroby i do Anglii wroci tylko jej mąż ,ze względu na pracę a ona z synkiem chce byc do końca ze swoją mamą. Okazuje się,że nie ma dla niej ratunku, chemia zabiła komórki macierzyste, z których można by dokonać autoprzeszczepu. Nic już nie da się zrobić tylko czekać na koniec. Wyobrażasz sobie jaka tam rozpacz? Ta kobieta jest o 2 lata młodsza ode mnie, wspaniale wychowała 3 córki, zawsze bardzo kochała zwierzęta a teraz odchodzi. Wiesz ile ona by dała ,żeby żyć i znależć sposób na odzyskanie zdrowia? A TY z powodu pupila myslisz o samobójstwie.Może przestań analizować jego przypadek. podobno masz problemy ze zdrowiem, więc skup się na sobie. Masz jeszcze inne zwierzaki ,którym jesteś potrzebna.Widzisz jakie życie jest kruche? Ile ludzie by dali żeby wyzdrowieć. Ta kobieta ma 10 letn. sunię, która niebawem utraci ukochaną pańcię.Przypadek Pimpusia był spowodowany jego choroba a nie Twoim zaniedbaniem. Czy kiedykolwiek robiłaś mu kompleksowe badania? Wątpię, a może on miał jakąś skazę genetycznie uwarunkowaną albo po prostu chorował na coś o czym Ty i Weci nie wiedzieliście?Gdyby był zdrowy to terapia jaką dostał byłaby skuteczna. A skoro stało się jak sie stało to znaczy,że nie było dla niego żadnego ratunku i już nie analizuj tego, bo jemu juz nie pomożesz.Tej córki koleżanki synek ma 2 latka ,nawet nie będzie pamiętał babci,która zawsze była wspaniałą osobą.Jestem dzisiaj zszokowana tą wiadomością.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 37 gości