kastracja
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
sposób dobry, gorzej jak pies spieprzy do domu Kori nie ma już lęków typu: tam coś jest nie idę i koniec, bo wie że i tak pójdzie ale za to wczoraj jak wybuchły 3 petardy to sruuuuuuu w panice do domu. Dobrze że mamy zrobione przywołanie awaryjne to się dało ją złapać. Po takie akcji niestety muszę się z nią trochę poszarpać, bo próbuje nawet z szelek wyjść. Wtedy idziemy w odwrotną stronę niż dom, chociaż jest to ciągnięcie jej przez połowę czasu. Ale metoda pomaga, bo strachy przeszły nam wszystkie dla zachęty Miki Kori waży 30 kg a ja 45 i daję radę
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
jak pies się na prawdę czegoś boi to komenda zostań jest głęboko w poważaniu wiem, że to takie gdybanie ale pies przestraszony potrafi wyswobodzić się ze wszystkiego.
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
no bo to kawał 'odważnej' baby jest, jak na rasę przystało
No właśnie - u mnie nie ma nawet bojowej postawy - po prostu odwrót i paniczna ucieczka ... Podchodzenie i dotykanie przedmiotów strachu zazwyczaj nic nie daje (jedynie raz się udało i tym sposobem udało się ją odczulić na stojące motory). W momencie kiedy łapie stracha nic do niej nie dociera, nawet żwacza nie weźmie, ba - nawet go nie powącha ... Więc zazwyczaj w takim momencie chwytam za obrożę (to bardziej chyba po to aby się z niej nie wyswobodziła), siad i sobie czekamy parę minut - potem sprawdzenie czy strach już przeszedł i próba (zazwyczaj nieudana) pójścia dalej. Po kolejnych kilku minutach postoju połączonego z dotykaniem, głaskaniem stracha (nie psa!) próba przejścia obok z delikatnym przeciąganiem psa - czasem uda się ją przekonać i nagle zaczyna iść jak gdyby nigdy nic. Często jednak po kilkunastu minutach postoju daję za wygraną - mówię oschłym tonem "głupi pies", "nie ma się czego bać" i biorę ją na ręce i przenoszę kawałeczek. Strasznie tego nie lubi więc czasem wystarczy metr przejść i pies się "naprawia". Czasem trzeba kilka metrów ale jak do tej pory tylko to działa niestety.
Powyższy sposób nie dotyczy peterd bo na to chyba sposobu nigdy nie znajdę.
Powyższy sposób nie dotyczy peterd bo na to chyba sposobu nigdy nie znajdę.
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
to jest właśnie wzmacnianie nieuzasadnionego stracha psa jeżeli chcesz żeby Twój pies przestał się bać byle czego to nie masz prawda wrócić do domu dopóki pies nie przekieruje myśli na coś innego niż to czego się boi. To jest bardzo istotne, żeby wyczuć ten moment bo po pewnym momencie 'szarpaniny' pies stwierdzi że żeby wrócić do bezpiecznego domu trzeba iść ładnie przy nodze i tak zrobi. Co nie zmieni faktu, że będzie to jego strategia ucieczki od problemu. Nie wolno się poddawać, wierz mi! Nam się udało:) pojedynczych wystrzałów petard już się nie boimy! czasem nawet 2 wytrzymamy bez panicznej ucieczki (z której jednak da się ją zawsze wyłapać). Jeśli chodzi o przedmioty, to ja bym niczego nie głaskała nie dotykała, tylko bez ruchu i słowa czekała aż pies raczy ruszyć zad w odpowiednią stronę. W końcu ruszy, chociaż może to trwać 40 minut (można go próbować delikatnie szarpnąć). Najważniejszy jest ten pierwszy raz wygrany z psem (bo to taka walka jest), potem już idzie coraz łatwiej. Swoją drogą, facet z malamutem na rękach to musi być niecodzienny widok
Petardy to ciężka sprawa, ale nie warto się poddawać i mówić że się nie da tylko ćwiczyć z psem. Podstawowa sprawa to nie dać psu uciec. Jeśli masz psa na smyczy to stajesz w miejscu jak słup i czekasz aż pies przestanie się szarpać. Zabierasz ją w drugą stronę niż chce uciec - wszelkie szarpanie na smyczy niedozwolone. Możesz jej kazać siadać za każdym razem jak szarpnie. To w sytuacjach doraźnych, czyli jak petarda wybuchnie. A równocześnie możesz ją odwrażliwiać na dźwięki wybuchów. Ja miałam łatwo, bo Kori była nakręcana na piłkę jako przywołanie awaryjne. Jest dla niej tak silnym bodźcem że nie ma takiej sytuacji żeby nie zawróciła i pobiegła po piłę. Zazwyczaj od razu strach przechodzi (myśli idą na tor - piłka, piłka) ale jak wybuchów jest kilka to łapię ją na smycz. Na smyczy ciężko z przechodzeniem strachów... Dużo lepiej bawiąc się. Jeżeli dla Twojego psa silnym bodźcem jest jedzenie to zaaranżuj sytuacje z wybuchami w oddali (podobno można puszczać z głośników - ale nie mam pojęcia czy to działa) ale najpierw daj głodnemu psu do lizania pasztet i jak się zajmie smakowaniem to narażasz ją na cichy wybuch. Ona będzie myślała o żarciu i po pewnym czasie wybuchy staną się jej obojętne. Oczywiście natężenie bodźca zwiększa się stopniowo, co akurat w tym przypadku jest trudne. Potem możesz ją nagradzać za każdy wybuch czymś na prawdę extra (może spróbuj ją nakręcić na jakąś zabawkę). Tak żeby po petardzie patrzyła się na Ciebie i czekała kiedy dasz jej nagrodę. Ja w wakacje przeprowadziłam trening z takim czymś z odpustu. Nie mam pojęcia jak to się nazywa ale to takie drewniane coś jak pistolet z czymś na sznurku co wydaje odgłosy podobne do wybuchów petard. I tym ćwiczyłyśmy
Swoją drogą z tego co mi wiadomo na wybiegu na Strzelców bywa Kasia Harmata z białą Luną, możesz poprosić ją o pomoc
Petardy to ciężka sprawa, ale nie warto się poddawać i mówić że się nie da tylko ćwiczyć z psem. Podstawowa sprawa to nie dać psu uciec. Jeśli masz psa na smyczy to stajesz w miejscu jak słup i czekasz aż pies przestanie się szarpać. Zabierasz ją w drugą stronę niż chce uciec - wszelkie szarpanie na smyczy niedozwolone. Możesz jej kazać siadać za każdym razem jak szarpnie. To w sytuacjach doraźnych, czyli jak petarda wybuchnie. A równocześnie możesz ją odwrażliwiać na dźwięki wybuchów. Ja miałam łatwo, bo Kori była nakręcana na piłkę jako przywołanie awaryjne. Jest dla niej tak silnym bodźcem że nie ma takiej sytuacji żeby nie zawróciła i pobiegła po piłę. Zazwyczaj od razu strach przechodzi (myśli idą na tor - piłka, piłka) ale jak wybuchów jest kilka to łapię ją na smycz. Na smyczy ciężko z przechodzeniem strachów... Dużo lepiej bawiąc się. Jeżeli dla Twojego psa silnym bodźcem jest jedzenie to zaaranżuj sytuacje z wybuchami w oddali (podobno można puszczać z głośników - ale nie mam pojęcia czy to działa) ale najpierw daj głodnemu psu do lizania pasztet i jak się zajmie smakowaniem to narażasz ją na cichy wybuch. Ona będzie myślała o żarciu i po pewnym czasie wybuchy staną się jej obojętne. Oczywiście natężenie bodźca zwiększa się stopniowo, co akurat w tym przypadku jest trudne. Potem możesz ją nagradzać za każdy wybuch czymś na prawdę extra (może spróbuj ją nakręcić na jakąś zabawkę). Tak żeby po petardzie patrzyła się na Ciebie i czekała kiedy dasz jej nagrodę. Ja w wakacje przeprowadziłam trening z takim czymś z odpustu. Nie mam pojęcia jak to się nazywa ale to takie drewniane coś jak pistolet z czymś na sznurku co wydaje odgłosy podobne do wybuchów petard. I tym ćwiczyłyśmy
Swoją drogą z tego co mi wiadomo na wybiegu na Strzelców bywa Kasia Harmata z białą Luną, możesz poprosić ją o pomoc
Shena jak się boi to nawet mogę jej kurczaka do pyska wkładać i tak wypluje. Piłki ma wtedy w bardzo głębokim poważaniu, liczy się tylko ucieczka... w dodatku nie uspokoi się przy wystrzałach jak nie będzie w domu, chociaż po nim będzie latać w te i we wte ale już będzie czuła się bezpieczniejsza. Próbowałam w przeciwną stronę... zrobiła dwa kroki po czym szarpnęła mnie w str domu, jakbym się wtedy przewróciła to zawlokłaby mnie do niego. Wiecie to dość pokrzepiające, że nie jest się samym i czyjeś psy też tak mają.(chociaż spróbujcie przebić księżyc ;D)
Neya już inna bajka. Ona jak się czegoś boi to szczeka, czeka na reakcję "tego czegoś" i dopiero podchodzi powąchać. Nawet jak się stresuje to pochłonie wszystko co się jej pod nos podstawi- idealnie do oduczania, tylko nie ma takiej rzeczy na razie którą by trzeba by było odczulić. (no oprócz tych wszystkich czyhających na nią psów)
Neya już inna bajka. Ona jak się czegoś boi to szczeka, czeka na reakcję "tego czegoś" i dopiero podchodzi powąchać. Nawet jak się stresuje to pochłonie wszystko co się jej pod nos podstawi- idealnie do oduczania, tylko nie ma takiej rzeczy na razie którą by trzeba by było odczulić. (no oprócz tych wszystkich czyhających na nią psów)
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
są 2 sytuacje Seiti, jedna zaplanowana kiedy stosujemy BAT, a druga przypadkowa kiedy po prostu nie pogarszamy sytuacji. Oczywiście nie ma najmniejszego sensu wciskać psu kurczaka do pyska jak jest skrajnie wystraszony bo go nie weźmie i jest to nagradzanie strachu
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
dlatego trzeba stopniować natężenie bodźców, od takiego który jest psu obojętny do coraz mocniejszych.
Dlatego też nie wracamy tylko idziemy dalej tam gdzie mieliśmy iść - oczywiście nie tak od razu bo się nie da tylko właśnie czekamy na ten moment, że po lekkim nakierowaniu pies zaczyna iść.SleepingSun pisze:to jest właśnie wzmacnianie nieuzasadnionego stracha psa jeżeli chcesz żeby Twój pies przestał się bać byle czego to nie masz prawda wrócić do domu dopóki pies nie przekieruje myśli na coś innego niż to czego się boi. To jest bardzo istotne, żeby wyczuć ten moment bo po pewnym momencie 'szarpaniny' pies stwierdzi że żeby wrócić do bezpiecznego domu trzeba iść ładnie przy nodze i tak zrobi. [...]
40 minut jeszcze niestety nigdy nie wytrzymałem - może faktycznie za mało cierpliwy jestemSleepingSun pisze: [...]Jeśli chodzi o przedmioty, to ja bym niczego nie głaskała nie dotykała, tylko bez ruchu i słowa czekała aż pies raczy ruszyć zad w odpowiednią stronę. W końcu ruszy, chociaż może to trwać 40 minut (można go próbować delikatnie szarpnąć). [...]
Oj zapewne jest bo miny przypadkowych obserwatorów kiedy się bierze takiego malutkiego, biednego, wystraszonego pieska na ręce są bezcenne. Ostatnio musieliśmy tak przejść (w sumie nie musieliśmy, ale chcieliśmy) zaporę w Solinie. Prawie 2 godziny nam to zajęło, ale udało się. Mam nadzieję, że następnym razem pójdzie łatwiej ...SleepingSun pisze:Swoją drogą, facet z malamutem na rękach to musi być niecodzienny widok
U mnie niestety jak jest strach to nie ma nic innego. Normalnie za żarcie (już o żwaczu np nie wspomnę) dałaby się pokroić - w momencie kiedy się boi nawet go nie powącha.SleepingSun pisze:[...]A równocześnie możesz ją odwrażliwiać na dźwięki wybuchów. Ja miałam łatwo, bo Kori była nakręcana na piłkę jako przywołanie awaryjne. Jest dla niej tak silnym bodźcem że nie ma takiej sytuacji żeby nie zawróciła i pobiegła po piłę. Zazwyczaj od razu strach przechodzi (myśli idą na tor - piłka, piłka) ale jak wybuchów jest kilka to łapię ją na smycz. Na smyczy ciężko z przechodzeniem strachów... Dużo lepiej bawiąc się. Jeżeli dla Twojego psa silnym bodźcem jest jedzenie to zaaranżuj sytuacje z wybuchami w oddali (podobno można puszczać z głośników - ale nie mam pojęcia czy to działa) ale najpierw daj głodnemu psu do lizania pasztet i jak się zajmie smakowaniem to narażasz ją na cichy wybuch. Ona będzie myślała o żarciu i po pewnym czasie wybuchy staną się jej obojętne. [...]
Próbowaliśmy puszczać wybuchy z głośników, ale te na nią zupełnie nie działają - tak jakby wiedziała, że to podróbki - może przy nich spać i nawet powieka jej nie drgnie ...
My próbowaliśmy ją odwrażliwić strzelając napompowanymi powietrzem workami (w których normalnie ma poporcjowane jedzenie) - efekt taki, że jak kiedyś na każdy szelest worka leciała bo wiedziała, że zaraz będzie jedzonko tak teraz nawet siatki po zakupach nie można spokojnie złożyć bo momentalnie nie ma psa ...
Do dziś jest dla mnie zagadką jakim sposobem wystrzał z worka napompowanego i rozwalonego w zupełnie innym pokoju skojarzyła faktycznie z workiem a nie zupełnie czymś innym. Ani nie widziała pompowania tego worka, ani nie widziała jak jest rozwalany - sprytna bestyja...
Bywa, ale ostatnio bardzo rzadko - aczkolwiek jestem na 100% pewien, że powiedziałby dokładnie to co Ty.SleepingSun pisze:Swoją drogą z tego co mi wiadomo na wybiegu na Strzelców bywa Kasia Harmata z białą Luną, możesz poprosić ją o pomoc
Także pozostaje mi tylko zmniejszyć (znacznie) intensywność aranżowanych bodźców i ćwiczyć ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.
Martwi mnie tylko czemu ona boi się (czasami) przedmiotów, które zna doskonale i których wcześniej się nie bała.
Wczoraj dla przykładu przestraszyła się odgłosu zapalania mojego auta a do tej pory jak tylko zobaczyła auto to biegusiem, żeby tylko jak najszybciej do niego wsiąść i jechać na wycieczkę ...
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
a w obcym miejscu próbowałeś ją zostawiać? Zazwyczaj psy w nowych miejscach trzymają się właściciela i jak by zobaczyła że się nią w ogóle nie interesujesz to za pewne od razu by przybiegła (możesz jej podpiąć bardzo długą linkę i to sprawdzić).
Cierpliwość to jest podstawowa rzecz jeśli chodzi o psa lękliwego. I to nie byle jaka cierpliwość, bo czasem na prawdę trzeba te 40 minut przeczekać z psem. No i przede wszystkim konsekwencja, jeśli raz z pośpiechu dasz psu wrócić do domu to cała nauka idzie w las. Wzięłabym pod uwagę jeszcze możliwość tego, że ona sobie Ciebie tak trochę wychowała. Po co ma się zmierzać ze strachem skoro Pan weźmie na rączki i przeniesie? Unikanie 'zagrożenia' jest prostsze niż stawianie mu czoła. Ja bym przestała brać psa na ręce. Wiem, że tak jest szybko a trzeba iść do pracy, a to znajomi czekają. Ale Twój pies zamiast sam rozwiązywać problemy zwala to całkowicie na Ciebie. A to prowadzi niestety do coraz większej lękliwości. Jedynym sposobem żeby pies przekonał się że wybuchy (i inne strachy) nie są niebezpieczne są doświadczenia empiryczne - pies musi to kilkanaście razy przeżyć, żeby zobaczyć że po strachu nie ma nic złego. Psu nie wytłumaczysz jak dziecku, on to musi sam zobaczyć, poczuć.
Tak jak napisałam wyżej jedzenie w niekontrolowanej sytuacji nic nie da. Jedzenia używamy przy ćwiczeniach i odwrażliwianiu. Jeśli już się stanie to tylko spokój i cierpliwość swoją drogą podawanie psu jedzenia to dobry sposób na sprawdzanie czy pies się jeszcze boi czy już nie. Jak nie podejmuje żarcia to znaczy że jest przestraszony.
Na myśl przyszło mi przebijanie balonów. Kori też uważała dźwięk strzelania gumą do żucia za niezły strach (ale nie każdy potrafi to zrobić ). Myślę, że dla psa wybuch worka a wybuch petardy to jak dla nas dźwięk silnika a 4 symfonia Beethovena.
Czemu się boi? Przypuszczam, że przez to noszenie i inne ' uciekanie' od strachów. Musisz dać psu zmierzyć się z tym czego się obawia. Inaczej będzie coraz gorzej i gorzej. Ona chodzi na smyczy? Ja gdyby się przestraszyła skrzynki na listy poszłabym sama na spacer oczywiście Kori wróciłaby zadowolona do domu w takiej sytuacji 4 lata temu, ale może Twoja suka akurat stwierdzi zdziwiona 'co jest do cholery?' i pobiegnie za Tobą, za co oczywiście powinna zostać nagrodzona.
A i jeszcze jedno. Twoje nerwy pogłębiają zachowanie psa. Jeśli jesteś zirytowany po 10 minutach szarpania się z psem to pogarsza to sprawę ;P wiem jakie to jest wkurzające (na prawdę!) i czasem ma się ochotę
a) rzucić to wszystko w pizdu
b) rozszarpać tego głupiego psa
to jednak spokój jest podstawowym elementem towarzyszącym dobremu przewodnikowi. Polecam liczenie i głębokie wdechy
Cierpliwość to jest podstawowa rzecz jeśli chodzi o psa lękliwego. I to nie byle jaka cierpliwość, bo czasem na prawdę trzeba te 40 minut przeczekać z psem. No i przede wszystkim konsekwencja, jeśli raz z pośpiechu dasz psu wrócić do domu to cała nauka idzie w las. Wzięłabym pod uwagę jeszcze możliwość tego, że ona sobie Ciebie tak trochę wychowała. Po co ma się zmierzać ze strachem skoro Pan weźmie na rączki i przeniesie? Unikanie 'zagrożenia' jest prostsze niż stawianie mu czoła. Ja bym przestała brać psa na ręce. Wiem, że tak jest szybko a trzeba iść do pracy, a to znajomi czekają. Ale Twój pies zamiast sam rozwiązywać problemy zwala to całkowicie na Ciebie. A to prowadzi niestety do coraz większej lękliwości. Jedynym sposobem żeby pies przekonał się że wybuchy (i inne strachy) nie są niebezpieczne są doświadczenia empiryczne - pies musi to kilkanaście razy przeżyć, żeby zobaczyć że po strachu nie ma nic złego. Psu nie wytłumaczysz jak dziecku, on to musi sam zobaczyć, poczuć.
Tak jak napisałam wyżej jedzenie w niekontrolowanej sytuacji nic nie da. Jedzenia używamy przy ćwiczeniach i odwrażliwianiu. Jeśli już się stanie to tylko spokój i cierpliwość swoją drogą podawanie psu jedzenia to dobry sposób na sprawdzanie czy pies się jeszcze boi czy już nie. Jak nie podejmuje żarcia to znaczy że jest przestraszony.
Na myśl przyszło mi przebijanie balonów. Kori też uważała dźwięk strzelania gumą do żucia za niezły strach (ale nie każdy potrafi to zrobić ). Myślę, że dla psa wybuch worka a wybuch petardy to jak dla nas dźwięk silnika a 4 symfonia Beethovena.
Czemu się boi? Przypuszczam, że przez to noszenie i inne ' uciekanie' od strachów. Musisz dać psu zmierzyć się z tym czego się obawia. Inaczej będzie coraz gorzej i gorzej. Ona chodzi na smyczy? Ja gdyby się przestraszyła skrzynki na listy poszłabym sama na spacer oczywiście Kori wróciłaby zadowolona do domu w takiej sytuacji 4 lata temu, ale może Twoja suka akurat stwierdzi zdziwiona 'co jest do cholery?' i pobiegnie za Tobą, za co oczywiście powinna zostać nagrodzona.
A i jeszcze jedno. Twoje nerwy pogłębiają zachowanie psa. Jeśli jesteś zirytowany po 10 minutach szarpania się z psem to pogarsza to sprawę ;P wiem jakie to jest wkurzające (na prawdę!) i czasem ma się ochotę
a) rzucić to wszystko w pizdu
b) rozszarpać tego głupiego psa
to jednak spokój jest podstawowym elementem towarzyszącym dobremu przewodnikowi. Polecam liczenie i głębokie wdechy
Heh - to nie jest pies - to jest malamut A tak serio - jak tylko będzie miała jakieś zajęcie (a zajęciem w tym przypadku może być nawet ... poznawanie obcego miejsca) to nawet nie zauważy, że mnie nie maSleepingSun pisze:a w obcym miejscu próbowałeś ją zostawiać? Zazwyczaj psy w nowych miejscach trzymają się właściciela i jak by zobaczyła że się nią w ogóle nie interesujesz to za pewne od razu by przybiegła (możesz jej podpiąć bardzo długą linkę i to sprawdzić) [...]
Na zawołanie oczywiście przyjdzie (zazwyczaj), ale to tylko dla tego, że jej się to po prostu opłaci (smaczek)...
No i to niestety nie jest moja mocna strona. Ale się staram i pracuję (nad sobą ).SleepingSun pisze:[...] Cierpliwość to jest podstawowa rzecz jeśli chodzi o psa lękliwego. I to nie byle jaka cierpliwość, bo czasem na prawdę trzeba te 40 minut przeczekać z psem. No i przede wszystkim konsekwencja, jeśli raz z pośpiechu dasz psu wrócić do domu to cała nauka idzie w las. [...]
No, ale to moje branie na ręce nie jest ucieczką od strachu. Wręcz przeciwnie - często podchodzę z psem (na rękach) do obiektu strachu i próbuje pokazać, że to wcale nie jest straszne.SleepingSun pisze:[...]Wzięłabym pod uwagę jeszcze możliwość tego, że ona sobie Ciebie tak trochę wychowała. Po co ma się zmierzać ze strachem skoro Pan weźmie na rączki i przeniesie? Unikanie 'zagrożenia' jest prostsze niż stawianie mu czoła. Ja bym przestała brać psa na ręce.[...]
To branie na ręce to wręcz fizyczne przybliżanie się do strachu - biorę na ręce i podchodzę kawałeczek w stronę obiektu strachu, kładę na ziemi i czekam co się będzie działo. Czasem pies od razu idzie (oczywiście początkowo z podkulonym ogonem) a czasami trzeba chwilkę postać, pociągnąć psa na smyczy (w stronę stracha) a czasem trzeba ponowić operację z psem na rękach i przejściem np 1 metra.
To przenoszenie to przypuszczam, że dla mojego psa jest często bardziej drażniące niż niejeden strach (to taki typ, że nie przepada za głaskaniem [chyba, że sama przyjdzie] a podnoszenie jej to już zupełnie uwłacza jej psiej godności.). Pewnie właśnie dlatego w końcu pokonuje strach i stwierdza, że lepiej już się bać i iść niż być noszoną
(Żeby nie mylić, że biorę na ręce i przenoszę obok stracha aby go uniknąć albo się od niego oddalam z psem na rękach aby było szybciej i łatwiej)
U mnie niestety to samo - ja bym poszedł dalej a ona by zrobiła w tył zwrot i już była całkiem gdzie indziej (mam nadzieję, że w okolicach domu).SleepingSun pisze:[...]Ona chodzi na smyczy? Ja gdyby się przestraszyła skrzynki na listy poszłabym sama na spacer oczywiście Kori wróciłaby zadowolona do domu w takiej sytuacji 4 lata temu, ale może Twoja suka akurat stwierdzi zdziwiona 'co jest do cholery?' i pobiegnie za Tobą, za co oczywiście powinna zostać nagrodzona.
Poza miejscami kontrolowanymi (np wybieg) chodzi na smyczy. Oduczyłem się ją puszczać gdziekolwiek od czasu kiedy postanowiła puścić się w pogoń za lisem w polach (w końcu udało się ja odwołać, ale trochę to trwało) oraz kiedy na środku osiedla postanowiła sobie złapać latającego ptaszka (prawie godzinka latania za pieskiem olewającym właścicieli bo wredny ptaszek zamiast odlecieć jak najszybciej w pierony postanowił sobie polatać od krzaczka do krzaczka i wkurzać pieska)
Mam nadzieję, że kiedyś Luna stwierdzi, że właściciele też są fajni i jednak będzie ich trochę wyżej cenić niż inne pieski, kotki, ptaszki czy inne króliczki ... (wiem, wiem - praca, praca i jeszcze raz praca)
Muszę spróbowaćSleepingSun pisze:[...]Polecam liczenie i głębokie wdechy
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 55 gości