Mieliśmy go od trzech lat. Był pinczerkiem w wieku 10 lat gdy go wzięliśmy od jednej wiekowej pani. Na początku było super. Jeździł z nami wszędzie. Był zdrowy poza oznakami kulawienia gdy wstawał z posłania. Po kilku krokach mu to przechodziło. Nie byliśmy dla niego najlepszą rodziną. Choć go kochaliśmy nie poświęcalismy mu tyle uwagi i troski ile potrzebował. Po 1.5 roku nagle opadał z sił. Okazało się że to niewydolność serca zastoinowa. Po diagnozie brak leki ale nie przyszło mi do głowy żeby go regularnie badać na możliwość pogorszenia stanu zdrowia przez chore serce. Po 9 miesiącach od diagnozy coś się zaczęło dziać. Dużo pił wody i to takimi falami. Jednorazowo wypijał pół miski. Potem potrzebował siku. Nie chciało się chodzić z nim za często i albo sikał na balkonie albo wstymywał. Potem zaczął posikiwać w posłaniu. Kapało mu z siusiaka. Potem schudł. Ja mówię że coś z nim nie tak a żona że dopiero teraz wygląda jak powinien. A był gdy go dostaliśmy taki nabity, troszkę może utyty ale mocny w klacie. Potem były takie dni że od rana do 15 nie był na spacerze. Po prostu leżał w kojcu od przebudzenia. Nikt nie poszedł z nim do doktora. Ciągle miał słaby apetyt. Kupowałem coraz to inne puszki, które odsylalem albo wyrzucałem. Mówiłem że to taki francuski piesek wybredny. Kupiłem mu w czerwcu br takie szuszone uszy świni. Zjadł ich z 5 szt. Jeden dziennie dostawał. I kilka suszonych kawałków kurczaka. Od tych twardych poranił sobie dziąsła. Zaczęła mu z nich lecieć krew i zapach z buzi był bardzo silny. Weterynarz dał zastrzyk i tabletki. Pomogło na 2 dni. Zaczął jeść ale przestał. Minęło 2 tygodnie. Miałem ciągle złe przeczucia poszedłem do weterynarza bo zwymiotował kurczak z ryżem w ogóle nie strawiony. Dostał kolejny zastrzyk który nie pomógł. Dalej nie jadł i schudł, zwlekałem 3 dni, pojechałem do innego miasta gdzie zrobili mu morfologię i biochemię - mocznik 400 kreatynina 5 - kroplówki ringiera i z mleczanami. Trzeciego dnia tuż po kroplówkach dostał mocnego ataku padaczki, dostał relanium i jakoś to przetrzymał. Ale moim zdaniem energia została zużyta na atak i przesądził o jego porażce w leczeniu. Po 4 dniach wykonano ponownie badania mocznik 520 kreatynina 10. Coś się pogorszyło bo wymiotował w nocy z soboty na niedzielę i nie mógł leżeć. Trzymałem go i glaskałem całą noc i dzień. Z niedzieli na poniedziałek noc jego pełna cierpienia, płakał wył. Non stop go głaskałem i masowałem. Nie wiedziałem co się dzieje. W końcu o 5:48 zwymiotował brązowy płyn i to mu dało ulgę bo zasnął na godzinę. Podłączyłem mu kroplówkę bo myślałem że to mu pomoże. Rano już wiedzieliśmy że to koniec. To była agonia w mękach. O 10 pojechaliśmy do weterynarza by zakończyć jego cierpienia. Na jego twarzy było widać napięcie i cierpienie.
Wyrzucam sobie że chodziłem z nim do najgorszego wet w mieście, nie zrobiłem badań by sprawdzić kondycję jego organizmu przy wadzie serca. Nie skonsultowałem się jak o niego dbać, czym karmić, suplementować. Był bo był, leki na serce brał vetmedin 2.5mg i upcard 3mg. A co z nerkami, resztą - nie wiedziałem że reszta się też posypie z powodu niedotlenienia. Znosiłem go po schodach i wnosiłem. Ale np żona nie chciała tego robić. Jeden syn tak drugi nie. Nie miałem sam na tyle rozumu by poszukać poczytać w necie o chorobach, jak zadbać o psa, ukochanego po którym teraz płaczę codziennie.