Cześć wam wszystkim,
niedawno, bo dwa dni temu, musiałam pożegnać sie ze swoją ukochaną sunią. Byłam i wciąż jestem zrozpaczona. Musiałam ją zostawić tam u weterynarza do utylizacji, bo nie mam gdzie jej zakopać. Słuchajcie, powiedzcie mi, co z takim psem się dzieje? Oni spalają go wraz z innymi zwierzętami, prawda? Czytałam trochę w necie, i nieraz przerażało mnie to co czytam. Bardzo kochałam swojego psa, gdyby nie fakt, że mieszkam w bloku a auto mam zepsute, żeby wywieźć ciało gdzieś za miasto, na pewno zostałaby ze mną. Nie jem już praktycznie drugi dzień, bo wciąż myślę o tym ślicznym łepku i podwiniętej łapce które zastałam już "po wszystkim". Nie mogę sobie przebaczyć tego i nie wiem czy kiedykolwiek to zrobię. Ale według prawa tak trzeba a ja mam do niego "wielkie szczęście" -zakładam ze na 99% odezwali by się do mnie po jakimś czasie z pytaniem co z nią zrobiłam. Zwłaszcza, że moja Sellusia miała chip. Tak czy owak, proszę, niech ktoś mi powie, co oni robią z tymi biednymi pupilami.
Pożegnanie z psem
Chciałam jeszcze powiedzieć, że sunia nie bała się tego wszystkiego, myśleliśmy, że po operacji wszystko będzie dobrze, więc tylko pogłaskaliśmy ją a ona spokojnie poszła spać. W czasie operacji trzeba było podjąć decyzję (wet wyciął sutki, i otworzył ją, żeby wyciąć macicę, która miała zapalenie ropne i wtedy znalazł nowotwory na jelitach. Jak usłyszałam, że po tej operacji tak czy owak będzie cierpieć, postanowiłam jej ulżyć. Bo tak naprawdę, to jest samolubne zostawiać psa tylko dla siebie, niech sobie cierpi ale my mamy ją przy sobie. Jest to równie okrutne jak katowanie psa, z tym, że nieraz właściciele nie zdają sobie z tego sprawy). Przynajmniej piesek się nie stresował, co wam też polecam, nie pokazujcie psu tego, bo wtedy jest przerażony (tak miałam jeszcze dzień przed operacją kiedy rodzice ustalili, że jednak ją uśpią, a potem w czasie wizyty wet powiedział, że spróbujemy i powinno być ok, wtedy Sellusia, którą niosłam na rekach wtuliła się we mnie i patrzyła na wszystkich tymi swoimi dużymi oczami... Wyobraźcie sobie takiego ślicznego spanielka, który się boi - nie chce tego więcej widzieć, i cieszę się, że odeszła w spokoju, to mnie jakoś troszkę samą uspokaja). Nie wiem, czy będę w stanie kiedyś oswoić się z tą myślą, że już jej nie ma... Teraz, kiedy spadnie mi coś do jedzenia na podłogę muszę to wyrzucić, a tak to miałam swojego ukochanego odkurzacza, który chyba jadł wszystko co dla ludzi, a karmę zostawiał na sam koniec. Pusto jest tak, wiecie? Nie ma już kogo potarmosić pod uchem, nakrzyczeć, że leży na środku drogi, i nie chce się ruszyć tylko patrzy bezczelnie z wyrazem - mam to gdzieś, możesz przejść nade mną. Nie myśleć, że "oho, zbliża się 15, trzeba wyjść z małą". Długo zajmuje zapominanie? Wiecie co, to jest terapeutyczne, napisać tak na forum, co się czuje.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 53 gości