Czy wakacje są aż tak ważne by niszczyć psie życie? Kolejna porcja cudów... może kogoś zauroczą...
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=8019
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=8034
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=8022
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=8025
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=8011 te oczy... Arek, ja chce go!
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=8003
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=7973
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=7952
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=7924
http://schronisko.doskomp.lodz.pl/index ... sy&nr=7931 marzenie na wyciągnięcie ręki...
Takie tam różniaste sprawy
A będzie jeszcze gorzej - cytat z gazety " Masz psa? Czeka cię podwyżka. W przyszlym roku podatek za posiadanie czworonoga wzrośnie o 5 zł i wyniesie maksymalnie 119,93 zł. Nie zgadniesz jednak, kto o tym zdecydował? To minister finansów Jacek Rostowski! "
-
- Posty:3474
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
A ja się pochwalę że od 2 dni daję radę bez tabletek przeciwbólowych.
Oraz tym, że stopa w kostce oraz staw kolanowy zginane są do niemal kąta prostego!
Oraz tym, że stopa w kostce oraz staw kolanowy zginane są do niemal kąta prostego!
-
- Posty:3474
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Siedzi bidny....widać po nim stres. Ślini się bardzo...ma już na pysku zacieki. Sypią się z niego kłaki na potęgę...przychodzi do mnie, chce się przytulić, pobawić, zachęca żebym za nim poszła. Ja mogę go tylko poczochrać w ograniczony sposób....patrzy na mnie smutnymi oczami i albo kłądzie się na podłodze obok z westchnięciem, albo odchodzi z opuszczoną głową. Apetyt póki co ma.
Nie potrafię mu wytłumaczyć że to tylko jeszcze trochę tak będzie, a potem odzyskamy nasze normalne życie...
Ciężko mi jak na niego patrzę. Za tydzień wraca Kinga, moja córeczka. Też zamieszka z dziadkami, z nami wszystkimi....Przez miesiąc będzie w domu atmosfera napięta i wybuchowa bo za dużo ludzi na małym terenie. Ojciec chory....niestety Alzchaimer, zachowuje się często niefajnie. Mamie już zaczyna brakować sił aby ogarnąć wszystko... Będzie ciężko, a pies będzie miał stres na granicy wytrzymałości. Dużo pracy przede mną jak się to wszystko skończy....oj dużo.
Nie potrafię mu wytłumaczyć że to tylko jeszcze trochę tak będzie, a potem odzyskamy nasze normalne życie...
Ciężko mi jak na niego patrzę. Za tydzień wraca Kinga, moja córeczka. Też zamieszka z dziadkami, z nami wszystkimi....Przez miesiąc będzie w domu atmosfera napięta i wybuchowa bo za dużo ludzi na małym terenie. Ojciec chory....niestety Alzchaimer, zachowuje się często niefajnie. Mamie już zaczyna brakować sił aby ogarnąć wszystko... Będzie ciężko, a pies będzie miał stres na granicy wytrzymałości. Dużo pracy przede mną jak się to wszystko skończy....oj dużo.
Współczuję bardzo...
Moja babcia miała Alzheimera... musiałam się nią opiekować w ciąży, sama. Znosiła różne rzeczy, uciekała, a jak nie chciałam jej wypuścić to chciała mnie pobić, parę razy prawie puściła nas z dymem... to straszna choroba.
Trzymam kciuki żeby Brutus nie zniósł tego tak ciężko. Wracaj szybko do zdrowia.
Moja babcia miała Alzheimera... musiałam się nią opiekować w ciąży, sama. Znosiła różne rzeczy, uciekała, a jak nie chciałam jej wypuścić to chciała mnie pobić, parę razy prawie puściła nas z dymem... to straszna choroba.
Trzymam kciuki żeby Brutus nie zniósł tego tak ciężko. Wracaj szybko do zdrowia.
-
- Posty:3459
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
Alzheimer to straszna choroba, ale gorszy jest polski sposób leczenia - czyli jego brak. W cywilizowanych krajach od razu wypłukuje się te szkodliwe białka (tau? nie pamiętam jak się nazywają) z organizmu i to do skutku, aby zapobiec dalszym uszkodzeniom. Poza tym stosuje się leki wspomagające przewodnictwo czyli inhibitory acetylocholinoesterazy - i to jest standard. Doproś się u nas o jakikolwiek lek, albo chociażby opiekę (logopeda, osoba z opieki społecznej) - to Cię wyśmieją...
Babcia chodziła do psychiatry, który przepisywał jakieś leki( ponoć na poprawę pamięci). Inna kwestia wmuszenie babci tych leków. Opiekę maltretowałam o pomoc, czasami przyszła pani zobaczyć jak sobie radzę. Najpierw śmierć mamy, potem stwierdzenie Alzheimera u babci... ja nie wiem jak ja to przeszłam. W końcu babcię opieka skierowała do ośrodka... uciekła im tam i złapała, śmiertelne w jej przypadku, zapalenie płuc.
Taka jest Polska. Dla ludziz Alzheimerem nie ma leczenia i nie ma opieki. W DPSach nie ma miejsc, bo zajmują je pijaki, których schorzenia są właśnie wynikiem wieloletniego picia. Dla nich miejsce zawsze się tam znajdzie. Dlaczego? Bo jak któryś z pijaczyn zemrze z powodu swojego pijaństwa to wielkie aj waj i media wieszają psy na pomocy społecznej, że nic nie zrobili, nie pomogli, nie zajęłi się jak trzeba. A jak umrze osoba z Alheimerem... No cóż, takie życie.
Tak właśnie traktuje się u nas ludzi starszych, z poważnymi chorobami, które nie są wynikiem ich złego trybu życia.
Tak właśnie traktuje się u nas ludzi starszych, z poważnymi chorobami, które nie są wynikiem ich złego trybu życia.
-
- Posty:3474
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Niestety to prawda. Ile się matka z ojcem nachodziła po lekarzach. Robili mu nawet badania, tomografia, cuda na haku i zawsze wszystko było w porządku. Nic mu nie jest....Podczas gdy ojciec wychodził z domu do sklepu i już pod klatką schodową stawał jak słup bo nie wiedział gdzie jest....
Leki dostał dopiero teraz, i 2 miesiące temu w końcu usłyszeliśmy diagnozę, którą znaliśmy już dużo wcześniej.
Najgorsze jest patrzenie jak ta choroba ryje psychikę, jak zmienia człowieka. Niegdyś wspaniały człowiek o wielkim sercu do dzieci i zwierząt teraz ze złością patrzy na dzieci, na psa się wydziera. Boję się nawet myśleć czy Brutek nie dostał od niego parę razy....boi się mojego ojca tak że nawet podejsc do niego nie chce Zawołany kłądzie się na ziemi przykulony cały...
Codziennie rano muszę od nowa tłumaczyć dlaczego tu jestem, i dlaczego nie mogę pójść sobie zrobić śniadania, z psem na spacer....dlaczego wogóle niewiele mogę. Po południu mam od nowa wykład na temat na przykład gimnastyki rąk(które dżwigają na kulach całe ciało więc harują jak konie pociągowe) lub przysiadach na zdrowej nodze.... codziennie muszę tłumaczyć dlaczego nie wolno mi się podpierać na chorej nodze ani wogóle jej nie obciążać (piszczel pękł wdłuż, istniało ryzyko że gwóźdź rozsadzi nieco kość i odpadnie kolejny odłamek, muszę bardzo uważać zeby nie wrócić na stół)....
Koszmar....ja jeszcze daję jakoś radę. Staram się nie odzywać, nie komentować ani nie wdawać się w dyskusje....ani z ojcem ani z matką która też ma trudny charakterek, wszystko wie najlepiej, dużo lepiej niż lekarze, i ma już dość i ojca i mnie i psa.
Płakać mi się chce jak sobie pomyślę że już za tydzień w tym całym piekiełku brać będzie udział małe dziecko.....które już w zyciu dostało w skórę od życia (rozwód rodziców, awantury u dziadków itd)
Póki siedzę cicho pogadają, pogderają i się wszystko uspokaja. Ale jak mam siedzieć cicho widząc ze dziecku jest przykro bo dziadek na nią nawrzeszczał o byle gie....?
Leki dostał dopiero teraz, i 2 miesiące temu w końcu usłyszeliśmy diagnozę, którą znaliśmy już dużo wcześniej.
Najgorsze jest patrzenie jak ta choroba ryje psychikę, jak zmienia człowieka. Niegdyś wspaniały człowiek o wielkim sercu do dzieci i zwierząt teraz ze złością patrzy na dzieci, na psa się wydziera. Boję się nawet myśleć czy Brutek nie dostał od niego parę razy....boi się mojego ojca tak że nawet podejsc do niego nie chce Zawołany kłądzie się na ziemi przykulony cały...
Codziennie rano muszę od nowa tłumaczyć dlaczego tu jestem, i dlaczego nie mogę pójść sobie zrobić śniadania, z psem na spacer....dlaczego wogóle niewiele mogę. Po południu mam od nowa wykład na temat na przykład gimnastyki rąk(które dżwigają na kulach całe ciało więc harują jak konie pociągowe) lub przysiadach na zdrowej nodze.... codziennie muszę tłumaczyć dlaczego nie wolno mi się podpierać na chorej nodze ani wogóle jej nie obciążać (piszczel pękł wdłuż, istniało ryzyko że gwóźdź rozsadzi nieco kość i odpadnie kolejny odłamek, muszę bardzo uważać zeby nie wrócić na stół)....
Koszmar....ja jeszcze daję jakoś radę. Staram się nie odzywać, nie komentować ani nie wdawać się w dyskusje....ani z ojcem ani z matką która też ma trudny charakterek, wszystko wie najlepiej, dużo lepiej niż lekarze, i ma już dość i ojca i mnie i psa.
Płakać mi się chce jak sobie pomyślę że już za tydzień w tym całym piekiełku brać będzie udział małe dziecko.....które już w zyciu dostało w skórę od życia (rozwód rodziców, awantury u dziadków itd)
Póki siedzę cicho pogadają, pogderają i się wszystko uspokaja. Ale jak mam siedzieć cicho widząc ze dziecku jest przykro bo dziadek na nią nawrzeszczał o byle gie....?
Brutek wcale nie musiał dostać od Twojego ojca. Może się bać z uwagi na to, że nie wie czego się po nim spodziewać. Alzheimer to okropna choroba - zarówno dla chorych jak i ich rodzin. Najgorsze w tej chorobie jest to, że tak mało się o niej wie a jeszcze mniej mówi. Nie ma wsparcia ani dla chorych ani dla ich rodzin, które potrzebują go na równi z chorymi. To choroba, która ze zdrowych na umyśle ludzi robi powoli wariatów.
-
- Posty:3459
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
no, ale przecież ona chyba rozumie że dziadek jest bardzo chory i dlatego tak się zachowuje. Twój tata i tak jest w dobrym stanie. Mój dziadek nie mówi, nie śpi, nie pamięta. Nie wspomnę już o takich przyjemnościach jak załatwianie się. Ma zaburzenia maniakalne. A kiedyś taki światły człowiek, dyrektor oświaty. To okropne co takie choroby robią z człowiekiem.
Kori ma mojego dziadka zawsze szczeka, nic z pewnością jej nie zrobił bo jak jestem u dziadków to cały czas mam ją pod kontrolą. Ale czuje, że coś jest z nim nie tak...
Kori ma mojego dziadka zawsze szczeka, nic z pewnością jej nie zrobił bo jak jestem u dziadków to cały czas mam ją pod kontrolą. Ale czuje, że coś jest z nim nie tak...
-
- Posty:3474
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
To dopiero początki choroby. Jeszcze jest w stanie wyjść z psem choć ja się trzęsę za każdym razem ze strachu że go spuści ze smyczy i zapomni że wyszedł z psem...Jeszcze pójdzie po chleb do sklepiku, czy po mleko do innego sklepiku...Natomiast martwią mnie takie jakieś nagłe wybuchy stanów nie wiem jak je nazwać....przedagresywnych?
Trzeba się liczyć z tym że będzie coraz gorzej a nie coraz lepiej. Ojciec ma bardzo doniosły i dudniący głos, a Brutek żyje w świecie kobiet i łagodności. Może to ten głos go usadza na zadzie...nie wiem.
Kinga jest jeszcze za mała. Mnie się często przykro robi jak mi ojciec coś tam pojedzie, a co dopiero dziecku...?
W każdym razie dziś była koleżanka, wzięła psa na długi spacer do parku, Brutek wybawił się z Dufflem, wybiegał, wytarzał przyzwoicie w trawie. Został wyczesany i od razu mu się wyraz oczu zmienił.
Musimy to przetrwać, nie mamy wyjścia.
Trzeba się liczyć z tym że będzie coraz gorzej a nie coraz lepiej. Ojciec ma bardzo doniosły i dudniący głos, a Brutek żyje w świecie kobiet i łagodności. Może to ten głos go usadza na zadzie...nie wiem.
Kinga jest jeszcze za mała. Mnie się często przykro robi jak mi ojciec coś tam pojedzie, a co dopiero dziecku...?
W każdym razie dziś była koleżanka, wzięła psa na długi spacer do parku, Brutek wybawił się z Dufflem, wybiegał, wytarzał przyzwoicie w trawie. Został wyczesany i od razu mu się wyraz oczu zmienił.
Musimy to przetrwać, nie mamy wyjścia.
Cierpliwości najcierpliwszemu nie starcza bez pomocy.
Moja babcia miała...podły charakter, w chorobie zrobiła się jeszcze gorsza. Ja przy niej zrobiłam się strasznie nerwowa, w dodatku hormony mi buzowały. To było piekło, bo ani nie dało rady przetłumaczyć ani powstrzymać. Raz wywędrowała do Aleksandrowa... wszędzie jej szukałam. A z łatwością mogła dać drapaka bo z mojego pokoju nie było słychać czy wychodzi, do siebie nie chciała mnie wpuszczać. (pokój zagracony jej łupami) Mój ojciec w sumie mało kiedy zaglądał, jak mama żyła to przyjeżdżał codziennie... trochę to było przykre.
Nie chciałabym tak skończyć na starość...
Iza trzymaj się. Wytarmoś Brutuska, musi być dzielny.
Właśnie się dowiedziałam, że Neya odgryzła swojemu koledze kawałek ucha
Moja babcia miała...podły charakter, w chorobie zrobiła się jeszcze gorsza. Ja przy niej zrobiłam się strasznie nerwowa, w dodatku hormony mi buzowały. To było piekło, bo ani nie dało rady przetłumaczyć ani powstrzymać. Raz wywędrowała do Aleksandrowa... wszędzie jej szukałam. A z łatwością mogła dać drapaka bo z mojego pokoju nie było słychać czy wychodzi, do siebie nie chciała mnie wpuszczać. (pokój zagracony jej łupami) Mój ojciec w sumie mało kiedy zaglądał, jak mama żyła to przyjeżdżał codziennie... trochę to było przykre.
Nie chciałabym tak skończyć na starość...
Iza trzymaj się. Wytarmoś Brutuska, musi być dzielny.
Właśnie się dowiedziałam, że Neya odgryzła swojemu koledze kawałek ucha
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości