Takie tam różniaste sprawy
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Tylko poczekajcie na mnie z tym party....nie zdziwiłabym się gdyby do wiosny...
Już mi się dziś znowu ulało...
Od czwartku mam bieżnię...w czwartek mało nie wybiłam zębów, potem noga strasznie bolała. Dopiero zaczęłam stawać na tej nodze, na obu kulach. W piątek rano - dezercja, nie poszłam. Przepłakałam całe przedpołudnie. Ale trenowałam dzielnie po domu. Wyrzuty sumienia mnie gryzły. Łaziłam po domu jak najęta całą sobotę i niedzielę. Nawet zaczęłam się podpierać tylko jedną laską. Dziś rano ...masakra. Wychodzę z klatki schodowej - zimnica. Ok. Wsiadam do taksówki i jadę. Podjeżdżam pod szpital a tam....lodowisko. Śnieg z parkingu zgarnięty pod budynek rehabilitacji. A więc po wyjściu z samochodu muszę pokonać taflę lodu - głądka lśniąca powierzchnia nie skażona nawet ziarenkiem piasku. Potem górę śniegu - także przymarzniętego. Z jednej strony mam schody - na schodkach górki zlodowaciałego śniegu, z drugiej strony podjazd - długi i łagodny - wielki garb zamarzniętego śniegu na środku. Zanim dotarłam do zaspy - 3 razy łapałam równowagę. Cała spocona wkraczam na podjazd, jakoś się udało nie wybić zębów. Podchodzę do dzrwi a tam wielka tafla lodu na której trzeba balansować jednocześnie szarpiąc się z ciężkimi jak cholera wrotami.
Znowu bieżnia- ból nogi jak po operacji. Po rehabilitacji znowu spacer w poprzek lodu na parkingu - dalej nie posypany. Bo idę do ortopedy na kontrolę i zdjęcie szwów. Mówię lekarzowi że cholernie boli - to proszę stawać do granicy bólu. Wyszłam, doszłam na ławeczkę pod porodówką, dzwonię po taxi. wawa taxi - za 15 minut. Usiadłam, zapaliłam fajkę i myślę sobie nad swoim marnym zyciem. Po 15 minutach dzwoni pani z wawa taxi....kolejne 15 minut. Tyłek już mi przymarza ale żeby się schować musiałabym znów pokonać lód i zaspy...po kolejnych 15 minutach znowu dzwoni i teraz 30 minut...zrezygnowałam. Ale nie znałam więcej numerów do taksówek. więc czekam aż jakaś podjedzie pod szpital. Ganiać taksówki nie mam jak więc dzwonię pod pierwszy wypatrzony numer na kogucie. Kolejne 10 minut na mrozie.
Wróciłam do domu, padłam na łózko i znowu w ryk...Ból odpuścił dopiero wieczorem.
Jutro znowu jadę, znowu mróz, lód i zaspa śniegu...na bieżnię jeszcze za wcześniej...czyli pozostają mi ćwiczenia w domu...powolne obciążanie nogi. Myślałam że pod koniec listopada wróci Brutus, że święta już będą normalne
Już mi się dziś znowu ulało...
Od czwartku mam bieżnię...w czwartek mało nie wybiłam zębów, potem noga strasznie bolała. Dopiero zaczęłam stawać na tej nodze, na obu kulach. W piątek rano - dezercja, nie poszłam. Przepłakałam całe przedpołudnie. Ale trenowałam dzielnie po domu. Wyrzuty sumienia mnie gryzły. Łaziłam po domu jak najęta całą sobotę i niedzielę. Nawet zaczęłam się podpierać tylko jedną laską. Dziś rano ...masakra. Wychodzę z klatki schodowej - zimnica. Ok. Wsiadam do taksówki i jadę. Podjeżdżam pod szpital a tam....lodowisko. Śnieg z parkingu zgarnięty pod budynek rehabilitacji. A więc po wyjściu z samochodu muszę pokonać taflę lodu - głądka lśniąca powierzchnia nie skażona nawet ziarenkiem piasku. Potem górę śniegu - także przymarzniętego. Z jednej strony mam schody - na schodkach górki zlodowaciałego śniegu, z drugiej strony podjazd - długi i łagodny - wielki garb zamarzniętego śniegu na środku. Zanim dotarłam do zaspy - 3 razy łapałam równowagę. Cała spocona wkraczam na podjazd, jakoś się udało nie wybić zębów. Podchodzę do dzrwi a tam wielka tafla lodu na której trzeba balansować jednocześnie szarpiąc się z ciężkimi jak cholera wrotami.
Znowu bieżnia- ból nogi jak po operacji. Po rehabilitacji znowu spacer w poprzek lodu na parkingu - dalej nie posypany. Bo idę do ortopedy na kontrolę i zdjęcie szwów. Mówię lekarzowi że cholernie boli - to proszę stawać do granicy bólu. Wyszłam, doszłam na ławeczkę pod porodówką, dzwonię po taxi. wawa taxi - za 15 minut. Usiadłam, zapaliłam fajkę i myślę sobie nad swoim marnym zyciem. Po 15 minutach dzwoni pani z wawa taxi....kolejne 15 minut. Tyłek już mi przymarza ale żeby się schować musiałabym znów pokonać lód i zaspy...po kolejnych 15 minutach znowu dzwoni i teraz 30 minut...zrezygnowałam. Ale nie znałam więcej numerów do taksówek. więc czekam aż jakaś podjedzie pod szpital. Ganiać taksówki nie mam jak więc dzwonię pod pierwszy wypatrzony numer na kogucie. Kolejne 10 minut na mrozie.
Wróciłam do domu, padłam na łózko i znowu w ryk...Ból odpuścił dopiero wieczorem.
Jutro znowu jadę, znowu mróz, lód i zaspa śniegu...na bieżnię jeszcze za wcześniej...czyli pozostają mi ćwiczenia w domu...powolne obciążanie nogi. Myślałam że pod koniec listopada wróci Brutus, że święta już będą normalne
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
A jak byśmy poczekały do jesieni to mogę przywieżć kapłona - zielononóżkiego z gospodarstwa rolnego, karmionego grass-feed. Będą równo za rok. Wiosną to tylko rosół z koguta zielononózki grass -feed. Przyjadą do mnie za tydzień
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Tylko nie zniknij nam do wiosny Bo jak będziesz zbyt lekka i powabna to Cię (specjalnie dużą literą żeby wyrazić szcunek )wiatry zwieją
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
A ja dziś nie lamentuję, nie płaczę. Dziś świętowanie!
Otóż dzisiaj przed rehabilitacją zrobiłam całe trzy kroki o jednej kuli!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!tadam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A potem na szpitalnym korytarzu jak łaziłam pod gabinetem krio kolejne trzy kroki!!!!!!!!!!!!!!!!!!tadam!!!!!!!!!!!!!!!!!
Co prawda te moje kroki bardziej przypominały dziwaczny taniec pląsaniec ale udało się! Jak nieco odpocznę to będę trenować dalej!
Umieram ze szczęścia
Jak niewiele człowiekowi potrzeba do osiągnięcia orgazmu w piętach hihi
Otóż dzisiaj przed rehabilitacją zrobiłam całe trzy kroki o jednej kuli!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!tadam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A potem na szpitalnym korytarzu jak łaziłam pod gabinetem krio kolejne trzy kroki!!!!!!!!!!!!!!!!!!tadam!!!!!!!!!!!!!!!!!
Co prawda te moje kroki bardziej przypominały dziwaczny taniec pląsaniec ale udało się! Jak nieco odpocznę to będę trenować dalej!
Umieram ze szczęścia
Jak niewiele człowiekowi potrzeba do osiągnięcia orgazmu w piętach hihi
Iza nie marudzi to ja zacznę. Czemu wszystkie choroby mnie wybierają?! Jedno się uspokoi to coś innego się przypałęta. Kuzynka sprzedała mi zarazki i teraz mam nieprzespane noce z powodu bólu gardła... no nawet śliny przełknąć nie mogę.
Od razu lepiej.
Od razu lepiej.
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
A ja wczoraj oparłam jednego kulasa o kaloryfer i zaczęłam po domu łazić tylko z jednym lachonem...
A dziś w szpitalu na rehabilitacji też po korytarzu pomykałam z jednym lachonem, drugi nosiłam ze sobą jednak pilnie go pilnując
Czuję jak mi rosną skrzydła u ramion!!!!!!!
A jutro przyjadą piękne wsiowe koguty rosołowe zielononóżki! A za tydzień dostawa gołebi!! A pod koniec listopada nutrie dla Brutusika. Gromadzimy nowe zapasy!
A dziś w szpitalu na rehabilitacji też po korytarzu pomykałam z jednym lachonem, drugi nosiłam ze sobą jednak pilnie go pilnując
Czuję jak mi rosną skrzydła u ramion!!!!!!!
A jutro przyjadą piękne wsiowe koguty rosołowe zielononóżki! A za tydzień dostawa gołebi!! A pod koniec listopada nutrie dla Brutusika. Gromadzimy nowe zapasy!
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Nie męcz go zbyt długim skupianiem się...niech powoli sam do tego dorasta. Trenuj z tym co go wciąga, interesuje. Dzieci instynktownie działają po swojemu i dokręcanie śruby działa wprost przeciwnie do zamierzonego celu. Trochę nerwów też mu jest potrzebne - poznaje emocje na własnej skórze i uczy się co się z nimi robi, jak się wtedy czuje, jak je opanowywać itd. To też jest dobre
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 23 gości