Dzika sunia -jak ją oswoić z dotykiem?
[Na zdjęciu po lewej patrzy na mnie. Na zdjęciu po prawej patrzy na słabo sobie znaną osobę robiącą zdjęcie.]
Witam,
Trafiła pod moją opiekę ok.3letnia, dzika suczka ze szczeniakami -odłowiona z pola, szczeniaki wyjęte z nory pod ziemią. Suczka nigdy nie miała kontaktu z ludźmi, poza karmicielką, która regularnie podawała jedzenie, ale nie podejmowała żadnych prób socjalizacji. Pewnym jest, że obcy ludzie rzucali w nią kamieniami, prawdopodobnie także bili, kopali i wyzywali (nie będę pisała jakie słowo "wyrwało mi się" gdy wylałam na podłogę kawę..(nie krzyknęłam -żeby było jasne -ja w ogóle nie krzyczę) w każdym razie słowo to było suni doskonale znane i wywołało lęk -ucieczkę na legowisko).
Suczka (Zula) przyjeżdżając tu była przerażona, wręcz spanikowana. Pierwszą godzinę spędziła ze mną w pokoju -ja tylko w nim byłam -nie nawiązywałam kontaktu. Później kilka godzina spędziła sama ze szczeniakami, żeby rozejrzeć się po miejscu, "zagospodarować" sobie (przygotowane wcześniej) legowisko. Przez kolejne 2 dni (i noce) praktycznie non-stop czuwała, przy każdym moim ruchu wstawała i przyjmowała pozycję gotowości do ucieczki. Niemniej miała cztery (czterotygodniowe) szczeniaki, którymi gorliwie się opiekowała. Po trzech dniach zaakceptowała fakt, że nie robię im krzywdy, pozwalała mi brać je na ręce, przytulać itp. Obserwowała mnie, ale nie wykazywała żadnej agresji czy paniki (zaniepokojona była ciągle). Sama nie pozwalała się dotykać, nie brała z ręki nawet najlepszych smaków, nie patrzyła w oczy.
Musiałam założyć jej obrożę -z adresatką: pogryzła mnie mimo mojego spokoju i łagodnego tonu głosu. Gryzienie było ewidentnie lękowe -żadnej "wrednej" reakcji -poprostu ogromny lęk, histeria.
Sunia nie wychodzi na dwór, bo nie mam jak jej wyprowadzać -o tym dalej. Próby wynoszenia suni na rękach (razem z wówczas sześciotygodniowymi szczeniakami) kosztowały ją tyle nerwów, że bałam się, że dostanie zawału (robienie "pod siebie" (czyli na mnie), dyszenie, zwężone źrenice).
W domu załatwia się w jedno, wyznaczone miejsce. Załapała to już pierwszego dnia i tego się trzyma.
Na dzień dzisiejszy, po ok.półtora miesiąca, sytuacja wygląda tak:
Sunia miała ten czas na aklimatyzację i oswojenie się z miejscem. Wszystko jest nowe, więc cała "nauka" to jedynie pokazywanie kolejnych "dziwnych" ludzkich przedmiotów i zachowań -od miękkiego legowiska i miski począwszy, poprzez szczotkę do zamiatania podłóg, zabawki, dzwoniący telefon, radio itd. -na blenderze kończąc... Wszystko jest OK, przedmioty codziennego użytku nie wzbudzają lęku. Szczeniaki mają już ok.10tyg., dwa z nich znalazły już domy, pozostałe dwa nadal mieszkają z nami.
Zula wciąż nie pozwala się dotykać.
Pomimo, że:
Nie boi się mnie; nie ucieka tak jak na początku, cieszy się gdy przychodzę (spędzam z nią niemal całą dobę +/- 16-18godzin na dobę), bierze smaki z ręki, często sypia ze mną w łóżku (szczeniaki na legowisku), budzi mnie rano (dokładnie o 5.30!) liżąc mnie po twarzy i zamaszyście machając ogonem, zaprasza do zabawy np.linką do przeciągania, ale gdy przyjmuję zaproszenie ona nie kontynuuje -wraca do wygłupów ze szczeniakami.
Oswoiła się z koniecznością noszenia obroży (obroża służy jedynie adresatce) i, po gonitwie, daje sobie założyć szelki. Ze smyczą jest oswojona; śpi obok niej, chodzi z nią (przypiętą do obroży) po pokoju. Luzik. Z szelkami także. tzn.jak ma założone szelki to zachowuje się swobodnie. Jak ma założone szelki i dopięta do nich smycz, zachowuje się mniej swobodnie, ale bez nerwów. Problem pojawia się, gdy ja wezmę do ręki drugi koniec smyczy. Wtedy albo siada w kącie skulona, albo zaczyna się wyrywać. I to jest mój kłopot. Próbowałam zachęcać ją do wyjść ze szczeniakami -one oczywiście uwielbiają zabawy na zewnątrz -ale lipa, Zula nie idzie za nimi. Później moja pięcioletnia suka (wcześniej skumplowana z Zulą i szczeniakami) zapraszała ją do zabawy i do wyjścia -lipa. Sama, jako wesoła kobietka, bez smyczy poleciała by jak w ogień.. ale ze mną na końcu smyczy nie zrobi nawet kroku..
no i oczywiście, nie daje się głaskać -co wg mnie jest pierwszą podstawową sprawą do przejścia, ale jak?
Zachowuje się tak, jakby dotyk ludzkiej ręki zadawał ból. Dosłownie. Dziwi mnie to o tyle, że widzi pozostałe zwierzęta, które uwielbiają dotyk (a ma duża zdolność uczenia się od innych, bo notorycznie naśladuje to czego uczę szczenięta i co robi moja suka -np."jak chcesz smaka musisz grzecznie siedzieć na pupie"). "Łażą" po mnie, domagają się pieszczot, drapania, przytulania.. Kilkakrotnie ją głaskałam (np.jak była na smyczy i próbowałam ją namówić smakami do przejścia paru kroków) -nie zadawałam przecież bólu, a jednak była maksymalnie spięta i skulona.
Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, ze Zula nie jest łakoma.
Żadne smaki nie są argumentem mogącym ją przekupić w kwestii smyczy.
Jakieś pomysły na oswojenie z dotykiem i ze smyczą dla suczki, która nie bywa głodna?
No właśnie o to chodzi, że nie chcę jej zmuszać, tylko problem ze spacerami, bo nie da się założyć szelek bez dotykania i za każdym razem przeżywa stres. Brak szelek=brak spacerów=nieszczęśliwy pies.. Szkoda mi jej, tym bardziej, że czasem tak patrzy jakby ją korciło żeby podejść do ręki i łasić się jak to robią pozostałe psy.. Pogoda piękna, wszyscy spędzają masę czasu na dworzu, a ona "kwitnie" w chałupie. Gdyby wystarczyła obroża byłoby łatwiej, ale niestety jest mistrzem świata w jej zdejmowaniu (oczywiście, dopiero jak dopnę do niej siebie, bo sama obroża jej nie przeszkadza. Nawet ma już w jej względzie taki odruch "prawa własności").
-
- Posty:333
- Rejestracja:22 lipca 2011, 15:04
Dodam jeszcze do Twojej wypowiedzi,że ten dotyk może okazać się przyjemny dla niej i moze się przekona...Dardamell pisze:Są psy, które zwyczajnie dotyku nie lubią. Takiego psa nie nauczysz nigdy. Może ona właśnie do takich należy. Jak [piszesz, wcześniej nie zaznała ludzkiego dotyku, więc teraz nie jest jej to potrzebne. Druga możliwość: jest z Tobą tak naprawdę baardzo krótko. Nie ufa Ci jeszcze na tyle aby dać się dotknąć. Chociaż optymistyczny jest fakt, że Ciebie nie atakuje. Ja dałabym jej więcej czasu. Nic na siłę. Niech sama przyjdzi aby ją głaskać.
moim zdaniem pies sam powinien zrobić peirwszy krok,bo to człowiek wszedł w jego życie a nie ona
skoro się potrafi juz cieszyć na widok człowieka to wydaje się być to już jakimś sukcesem,oczywiste jest to że odrazu nie rzuci sie na ziemię i nie wywali brzuchola do głaskania !
źle myślisz,jeśli nigdy ich nie miała,jeśli nikt z nią nie spacerował to dlaczego twierdzisz ze ona jest nieszczęśliwa ?bo jej wolność nie jest ograniczona przez szelki ? raczej bez tych szelek w chwili obecnej jest szczęśliwsza niz gdyby je miała na sobie a ktoś by ją trzymał i ograniczał ruchy...jest potrzebny czas i jeszcze raz czaszoja. pisze:No właśnie o to chodzi, że nie chcę jej zmuszać, tylko problem ze spacerami, bo nie da się założyć szelek bez dotykania i za każdym razem przeżywa stres. Brak szelek=brak spacerów=nieszczęśliwy pies.. Szkoda mi jej, tym bardziej, że czasem tak patrzy jakby ją korciło żeby podejść do ręki i łasić się jak to robią pozostałe psy.. Pogoda piękna, wszyscy spędzają masę czasu na dworzu, a ona "kwitnie" w chałupie. Gdyby wystarczyła obroża byłoby łatwiej, ale niestety jest mistrzem świata w jej zdejmowaniu (oczywiście, dopiero jak dopnę do niej siebie, bo sama obroża jej nie przeszkadza. Nawet ma już w jej względzie taki odruch "prawa własności").
jak się przyzwyczai do widoku szelek ok,można położyć np na plecy,jeśli zaakceptuje to można kominować jak je założyć jak sie zgodzi na to to musi w nich trochę pochodzić,potem przyczepiona smycz do nich a na końcu prowadzenie jej na tych szelkach i to wydaje się najłagodniejsza metoda przyzwyczajania tak samo jak z dotykiem,zakładając obroże nie wiedziała z jakiego powodu jej to zakładasz a moze krzywdę byś jej zrobiła ? ona zapewne tak poczuła
Chyba źle to wytłumaczyłam..: Jej nie przeszkadzają szelki, już się z nimi oswoiła, opatrzyła, luzik. Zakładałam jej szelki w nadziei, że skusi się na spacer ze swoimi szczeniakami lub z dorosłą bassetką (z którą się skumplowała). Szelki, podobnie jak obroża, jej nie przeszkadzają nawet jak dopięta jest do nich smycz. Przeszkadzam jej ja trzymająca koniec (nawet luźnej) smyczy. [Dodam jeszcze, że Zula przychodzi na wołanie i na gwizd -jest pod tym względem najgrzeczniejsza ze wszystkich czworonożnych mieszkańców mojego domu..normalnie prowokuje, żebym z nią wyszła bez żadnej smyczy -na co oczywiście, nigdy się nie zdobędę].źle myślisz,jeśli nigdy ich nie miała,jeśli nikt z nią nie spacerował to dlaczego twierdzisz ze ona jest nieszczęśliwa ?bo jej wolność nie jest ograniczona przez szelki ? raczej bez tych szelek w chwili obecnej jest szczęśliwsza niz gdyby je miała na sobie a ktoś by ją trzymał i ograniczał ruchy...jest potrzebny czas i jeszcze raz czas
jak się przyzwyczai do widoku szelek ok,można położyć np na plecy,jeśli zaakceptuje to można kominować jak je założyć jak sie zgodzi na to to musi w nich trochę pochodzić,potem przyczepiona smycz do nich a na końcu prowadzenie jej na tych szelkach i to wydaje się najłagodniejsza metoda przyzwyczajania tak samo jak z dotykiem,zakładając obroże nie wiedziała z jakiego powodu jej to zakładasz a moze krzywdę byś jej zrobiła ? ona zapewne tak poczuła
To może linka na początek?
Z rowerem niezłe porównanie mój syn się oglądał czy ktoś go trzyma i zazwyczaj zatrzymywał się na koszu na śmieci lub drzewie - miejmy nadzieję że suńka się nie zorientuje.
A jak się zorientuje to wtedy jaki plan działania? Danie jej smaka?
Może ma jakieś rzeczy za które dałaby sobie łapkę odciąć? Wtedy można by było to wykorzystać przy braniu smyczy do ręki. Pokazać jej tą rzecz i powoli schylać się po smycz i kiedy byś już trzymała smycz nagrodziłabyś ją po czym puściła smycz i tak kilka razy. Stopniowo coraz dłużej trzymać smycz aż by się przeszło do chodu.
Ja innego pomysłu nie mam
Z rowerem niezłe porównanie mój syn się oglądał czy ktoś go trzyma i zazwyczaj zatrzymywał się na koszu na śmieci lub drzewie - miejmy nadzieję że suńka się nie zorientuje.
A jak się zorientuje to wtedy jaki plan działania? Danie jej smaka?
Może ma jakieś rzeczy za które dałaby sobie łapkę odciąć? Wtedy można by było to wykorzystać przy braniu smyczy do ręki. Pokazać jej tą rzecz i powoli schylać się po smycz i kiedy byś już trzymała smycz nagrodziłabyś ją po czym puściła smycz i tak kilka razy. Stopniowo coraz dłużej trzymać smycz aż by się przeszło do chodu.
Ja innego pomysłu nie mam
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
bardzo dziwne to co robi mogłabyś to nagrać żeby nam pokazać?
Niestety, nie mam kamery, a telefon mam niemalże z antykwariatu
W każdym razie Zula przypięta do szelek -beze mnie na końcu 3,5m smyczy, jak zwykle chodziła sobie niemal wyluzowana, jak smycz wzięłam -tylko koniuszek (reszta leżała sobie spokojnie na ziemi); stanęła zamurowana...
Ze smakami u niej jest kłopot. Ma oczywiście swoje NAJ w postaci schabu pieczonego, ale jak ma dopiętą smycz nie weźmie nawet tego. Ba! Nawet nie spojrzy. Ona w ogóle nie jest łakoma. Schabik, jak jest bez "mundurka wyjściowego" owszem; na jego widok, tupta nóżkami, macha kitą.. rarytas. Ale bez smyczy. Pojawia się smycz przy szelkach lub obroży (luzem, beze mnie)i mogę sobie schabik.. sama zjeść.
Ale..
Są świadkowie na to, że "na dzikości" Zula zabijała koty.
Jeden wieczór i jeden dzień pokazywania jej, że mój kot jest na tych samych prawach co psy, że karmię go z ręki, że przychodzi na wołanie, że jak mruczy to nie znaczy, że warczy, że skacze trochę wyżej, że lubi głaskanie -ogólnie, że trochę się od psa różni, ale nie aż tak znowu żeby się tego pojąc nie dało..-i teraz mój kot jest głównym towarzyszem zabaw.
I nie pisze tego, żeby się chwalić, tylko myślę, że coś takiego jest dowodem, że ona chce być w tej rodzinie. Że przyswaja to co pokazuję i akceptuje to.. Tym bardziej wprawia mnie w zakłopotanie z tą piekielną smyczą..
Zrobię lepsze zdjecia innego dnia. Na razie takie z ukryta Zulą "atakowana" przez kotkę:
W każdym razie Zula przypięta do szelek -beze mnie na końcu 3,5m smyczy, jak zwykle chodziła sobie niemal wyluzowana, jak smycz wzięłam -tylko koniuszek (reszta leżała sobie spokojnie na ziemi); stanęła zamurowana...
Ze smakami u niej jest kłopot. Ma oczywiście swoje NAJ w postaci schabu pieczonego, ale jak ma dopiętą smycz nie weźmie nawet tego. Ba! Nawet nie spojrzy. Ona w ogóle nie jest łakoma. Schabik, jak jest bez "mundurka wyjściowego" owszem; na jego widok, tupta nóżkami, macha kitą.. rarytas. Ale bez smyczy. Pojawia się smycz przy szelkach lub obroży (luzem, beze mnie)i mogę sobie schabik.. sama zjeść.
Ale..
Są świadkowie na to, że "na dzikości" Zula zabijała koty.
Jeden wieczór i jeden dzień pokazywania jej, że mój kot jest na tych samych prawach co psy, że karmię go z ręki, że przychodzi na wołanie, że jak mruczy to nie znaczy, że warczy, że skacze trochę wyżej, że lubi głaskanie -ogólnie, że trochę się od psa różni, ale nie aż tak znowu żeby się tego pojąc nie dało..-i teraz mój kot jest głównym towarzyszem zabaw.
I nie pisze tego, żeby się chwalić, tylko myślę, że coś takiego jest dowodem, że ona chce być w tej rodzinie. Że przyswaja to co pokazuję i akceptuje to.. Tym bardziej wprawia mnie w zakłopotanie z tą piekielną smyczą..
Zrobię lepsze zdjecia innego dnia. Na razie takie z ukryta Zulą "atakowana" przez kotkę:
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
i ważne żeby to było leciutkie. Możesz siąść na ziemi, wziąć schab, kliker, podpiąć psu smycz. Dotykasz smyczy i klik, i tak aż do momentu aż pies będzie wiedział, że to taka zabawa - dotykasz smyczy i Zula dostaje smaka. Jak już ten etap przejdziesz to bierzesz smycz do ręki i klik (od razu puszczasz), potem stajesz na kolana, bierzesz smycz i klik, potem stajesz na nogi, bierzesz smycz i klik, potem robisz krok ze smyczą w ręku klik i tak dalej. Ważna cierpliwość, jeśli w którymś momencie się zatrzyma to cofasz się do poprzedniego kroku. Nie ma opcji żeby się nie udało:)
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 32 gości