Kundelek ma 5 lat, cocker ma 2 lata, trafił do nas jako szczeniak i od początku psy pięknie się ze sobą dogadywały. Gdy cocker dorósł zaczął walczyć o swoje miejsce w hierarchii. Gdy był szczeniakiem, kundelek często okazywał mu dominację w zabawie, skacząc na niego itp. W końcu cocker zaczął nie pozwalać sobie na takie zachowania. Najpierw dochodziło do walk przy misce, od drobnych warknięć, aż poważnych starć. Później walki zdarzały się z coraz bardziej błahych powodów aż w końcu zostałam zmuszona do całkowitego odseparowania psów, gryzły się do krwi, niezwykle zaciekle. W tej chwili gdy tylko usłyszą swój głos zza ściany, wpadają w szał. Są na siebie totalni nakręceni i w każdej chwili gotowi do walki. Gdy sobaczą się przez szybę, wpadają w jakiś amok, rzucając się i gryzą wszystko co jest w pobliżu. Nie zauważyłam, żeby któryś pies pierwszy zaczynał walkę, zaczepiał drugiego. Od początku robili to naprzemiennie, obaj mają dominacyjne charaktery.
W początkowych fazach problem próbowałam rozwiązywać pozytywnym wzmocnieniem, nagradzając za dobre i spokojne zachowania względem siebie, co nie dawało żadnych efektów tylko potęgowało problem, było coraz gorzej. Zaczęłam pokazywać psom, że nie życzę sobie takich zachowań, karcąc obaj za zaczepki. Pomagało, ale tylko w mojej obecności. Gdy byli sami na podwórku, dochodziło do spięć. Wkrótce nawet moje ingerencje nie dawały żadnych rezultatów. Psy musiały zostać odseparowane ze względów bezpieczeństwa i tak jest do teraz.
Były u nas behawiorysta, który wziął oba psy na smycz i sprawił, że nie zwracały one na siebie uwagi przy sobie szarpiąc je za smycz, gdy popatrzyły na siebie (tzw. korekta Cesara Millana). Później nagradzał je za dobre zachowanie. Niestety, gdy sama tego próbowałam, psy były spokojne tylko na smyczach, gdy latały luzem, znów gryzły się szaleńczo bez ustanku.
Bardzo proszę o pomoc, co mogę zrobić, czego mogę jeszcze spróbować. Myślałam, żeby oddać młodszego psa w dobre ręce. Nie chcę, żeby przez całe życie sytuacja w moim domu była tak napięta, żeby psy ciągle szarżowały na siebie, byli 24h nakręceni i wpadali w szał słysząc szczekanie drugiego. Próbowałam bardzo wielu metod, przeczytałam wiele książek, radziłam się wielu specjalistów i sytuacja stoi w miejscu. Bardzo proszę o radę, co mogę zrobić lub czy powinnam oddać młodszego psa do domu, gdzie będzie wiódł spokojniejsze życie.
Dwa psy, bardzo silna agresja
Czy psy są kastrowane?
Pytam o to dlatego, że czasem u psów zdarza się nadprodukcja testosteronu, tak było w przypadku mojego, nie popuściłby żadnemu psu, czasem po prostu tego nie kontrolował i jakiekolwiek szkolenie może zwyczajnie nie dawać żadnych skutków, dopiero kastracja pomaga...
Wiem, że to brzmi zapewne komicznie, ale to jest bardzo możliwy scenariusz, może warto po prostu przejść się do weta i zbadać psa pod kątem hormonalnym?
Pytam o to dlatego, że czasem u psów zdarza się nadprodukcja testosteronu, tak było w przypadku mojego, nie popuściłby żadnemu psu, czasem po prostu tego nie kontrolował i jakiekolwiek szkolenie może zwyczajnie nie dawać żadnych skutków, dopiero kastracja pomaga...
Wiem, że to brzmi zapewne komicznie, ale to jest bardzo możliwy scenariusz, może warto po prostu przejść się do weta i zbadać psa pod kątem hormonalnym?
Tak, oba psy są wykastrowane. Kundelek od bardzo dawna, cocker od kilku miesięcy. Poza tym, że są nakręceni na siebie wzajemnie, ogólnie są to psy spokojne, nie są nad aktywne, do obcych psów w większości są przyjaźnie nastawieni, jeśli te okażą się przyjacielskie i uległe.
Hmm a czy naprawdę były takie sytuacje, że krew się lała, istniało realne zagrożenie, ze coś podczas tych walk się stanie?
Powiem być może brutalnie, ale mając dwa psy w stadzie trzeba się liczyć z tym, że walki na początku będą i... pozwalać na nie. Niektóre psy po prostu inaczej nie ustalą tej hierarchii jak się parę razy nie przycisną do gleby. Może błędem było to, że nie dopuszczałaś do takich sytuacji (co zresztą jest odruchem każdego właściciela, w takich przypadkach niekoniecznie i nie zawsze dobrym)?
Jeśli nie dochodzi do rozlewu krwi czy naprawdę ekstremalnych sytuacji to może warto pomyśleć nad tym, żeby w jakiś sposób umożliwić im ustalanie tej hierarchii. Nie jestem szkoleniowcem, mówię z własnego 'podwórka'. Ja po prostu przy takich sytuacjach... nie rozdzielałam psów. Jak się 3 razy poprzyciskały do gleby, ustaliły hierarchię to później były takie papużki nierozłączki, że razem spały i nie daj Boże rozdzielić. Dosłownie, był taki miesiąc, że żarły się o wszystko, natomiast potem już ani razu taka sytuacja się nie zdarzyła.
Może warto po prostu skonsultować i rozważyć bardziej zdecydowane kroki wraz ze szkoleniowcem?
Nie bierz moich słów jako wyroczni oczywiście, Ty wiesz jaka jest sytuacja i jesteś w stanie określić czy to jest dobry pomysł czy nie.
Powiem być może brutalnie, ale mając dwa psy w stadzie trzeba się liczyć z tym, że walki na początku będą i... pozwalać na nie. Niektóre psy po prostu inaczej nie ustalą tej hierarchii jak się parę razy nie przycisną do gleby. Może błędem było to, że nie dopuszczałaś do takich sytuacji (co zresztą jest odruchem każdego właściciela, w takich przypadkach niekoniecznie i nie zawsze dobrym)?
Jeśli nie dochodzi do rozlewu krwi czy naprawdę ekstremalnych sytuacji to może warto pomyśleć nad tym, żeby w jakiś sposób umożliwić im ustalanie tej hierarchii. Nie jestem szkoleniowcem, mówię z własnego 'podwórka'. Ja po prostu przy takich sytuacjach... nie rozdzielałam psów. Jak się 3 razy poprzyciskały do gleby, ustaliły hierarchię to później były takie papużki nierozłączki, że razem spały i nie daj Boże rozdzielić. Dosłownie, był taki miesiąc, że żarły się o wszystko, natomiast potem już ani razu taka sytuacja się nie zdarzyła.
Może warto po prostu skonsultować i rozważyć bardziej zdecydowane kroki wraz ze szkoleniowcem?
Nie bierz moich słów jako wyroczni oczywiście, Ty wiesz jaka jest sytuacja i jesteś w stanie określić czy to jest dobry pomysł czy nie.
Tak, od dłuższego czasu myślę o tym, żeby je po prostu puścić luzem do siebie i zobaczyć, czy ta walka kiedyś dobiegnie końca. Są to małe psy, więc tutaj jest mniejsza szansa na doznanie większego urazu, jednak trochę się tego obawiam, bo kilka razy zdarzało się, że krew się polała. Oni potrafią dostać szczękościsku i wisieć na sobie dłuższą chwilę. Piana cieknie z pyska i bardzo ciężko jest je od siebie oderwać. A kiedy już mi się to uda, gryzą na oślep, że nie raz zostanę ugryziona do krwi. Kiedyś wrzuciłam je w takim stanie do basenu, ale zaraz wyjęłam, bo nawet to nie pozwoliła im przestań walczyć. Najbardziej boję się urazu oka u któregoś z nich, bo kilka razy zdarzyło się, że rana była blisko niego. Myślałam również nad tym, żeby obu założyć kagańce. Wtedy miałabym pewność, że nic sobie nie zrobią. Jednak czy wtedy ta walka dobiegnie końca? Czy któryś się podda?
Myślę, że z tymi kagańcami do nie jest głupi pomysł! Tu nie chodzi o zagryzienie się nawzajem a po prostu o przyciśnięcie któregoś z nich do ziemi, zdominowanie.
Myślę, że musisz się skonsultować ze szkoleniowcem i powinnaś tego typu 'eksperyment' zrobić w obecności właśnie naprawdę dobrego szkoleniowca. Żeby wiedział kiedy ewentualnie powiedzieć "stop".
Myślę, że musisz się skonsultować ze szkoleniowcem i powinnaś tego typu 'eksperyment' zrobić w obecności właśnie naprawdę dobrego szkoleniowca. Żeby wiedział kiedy ewentualnie powiedzieć "stop".
To jest kontrola zasobów. Moja suka miała 6 mies kiedy rzuciła się na swoją matkę. Udało mi się rozwiązać problem rytuałem karmienia (mój wymysł).kara33 pisze:Najpierw dochodziło do walk przy misce, od drobnych warknięć, aż poważnych starć.
Co robisz żeby rozładować energię psów? Moja młodsza suka jak nie miała wystarczająco dużo zajęć, które by ją męczyły fizycznie i psychicznie, nakręcała się na swoją matkę, a tej się to nie podobało.
Hierarchii u siebie żadnej nie stwierdziłam, mało tego młodsza zawsze po starciu lizała pysk matki, nawet jak ją przeciorała (bo to młodsza miała przewagę)
Nie pozwalałam im się tłuc, bo to młodsza robiła krzywdę starszej, a u starszej walki powodowały stres i obniżenie poczucia bezpieczeństwa.
Za warknięcie wylatywały z pokoju na minutę, wspólne szkolenia, zabawki spacerowe każda miała swoje i szanowały to.(wszystko wypracowane) Unikałam sytuacji, w których dochodziłoby do spięć o zasoby np. jedna piłka. Bo u nas głównym powodem walk były zasoby, a nie żadna dominacja.
Co do behawiorysty... bez komentarza.
Jak wygląda sytuacja, kiedy wychodzicie poza podwórko?
Jak psy się zachowują podczas szkolenia? Rzucają się na siebie podczas nagradzania? Potrafią się skupić na Tobie?
Z kundelkiem chodzimy codziennie na aktywny 1,5 godz. spacer, który wystarcza mu zupełnie do rozładowania energii. Natomiast cocker spacer ma krótszy, ale biega przy rowerze, jest nieco aktywniejszy od 'kolegi'. Oprócz tego, ćwiczymy codziennie komendy, często rozrzucam im smakołyki na trawie, by mogły powęszyć. Oczywiście wyprowadzam je oddzielnie.
Wydaje mi się, że od początku nie była to jednak walka o zasoby. To znaczy też, ale pierwsza była dominacja. Kundel dominował cockera w zabawie gdy ten był młody, skakał na niego. W pewnym momencie cocker przestał sobie na to pozwalać, gdy kundel wskakiwał na niego, jeżył się i dochodziło do walk.
W tej chwili nie ma mowy na żadnym skupianiu na mnie. Gdy psy zobaczą się nawet przez szybę, wpadają w amok, wyją, gryzą na oślep. Gdy usłyszą swój szczek nawet z bardzo daleka również wpadają w szał. Każde spotkanie kończy się bardzo zaciekłą walką, ale nigdy nie pozwoliłam by ta dobiegła końca.
Wydaje mi się, że od początku nie była to jednak walka o zasoby. To znaczy też, ale pierwsza była dominacja. Kundel dominował cockera w zabawie gdy ten był młody, skakał na niego. W pewnym momencie cocker przestał sobie na to pozwalać, gdy kundel wskakiwał na niego, jeżył się i dochodziło do walk.
W tej chwili nie ma mowy na żadnym skupianiu na mnie. Gdy psy zobaczą się nawet przez szybę, wpadają w amok, wyją, gryzą na oślep. Gdy usłyszą swój szczek nawet z bardzo daleka również wpadają w szał. Każde spotkanie kończy się bardzo zaciekłą walką, ale nigdy nie pozwoliłam by ta dobiegła końca.
Ja mam identyczną sytuację.Z tym,że walczy kundelek -bo starszy z silnym owczarkiem.Obie suczki.Próbowałam wielu rozwiązań.Skończyło się na tym,że psy od prawie dwóch lat się nie widziały,bo wtedy tragedia.Psy są izolowane w domu i tyle.Pewnie,łatwiej byłoby oddać którąś ,ale nie wyobrażam sobie abym miała komuś oddać członka rodziny.Ostatnie ich spotkanie skończyło się zszyciem głębokiej rany,tętniczki .Już nie robię żadnych doświadczeń aby suczki pogodzić.
Potrzebujecie bardzo dobrego behawiorysty, nie takiego co będzie stosował metody Milana.
Opis nigdy nie będzie tak dokładny jak obejrzenie sytuacji na żywo, bo wy nie jesteście w stanie wychwycić wszystkiego.
Ja bym psów nie izolowała, ale już to zrobiłyście. Swoje kontrolowałam poprzez zasady, których musiały przestrzegać.
Moja suka bardzo nie lubi suki sąsiadów,(jak usłyszy jej charczenie to dostaje szału) ale ignoruje ją jak spotka ją w parku, więc wyciągnęłam wniosek, że chodzi o terytorium.
Opis nigdy nie będzie tak dokładny jak obejrzenie sytuacji na żywo, bo wy nie jesteście w stanie wychwycić wszystkiego.
Ja bym psów nie izolowała, ale już to zrobiłyście. Swoje kontrolowałam poprzez zasady, których musiały przestrzegać.
Moja suka bardzo nie lubi suki sąsiadów,(jak usłyszy jej charczenie to dostaje szału) ale ignoruje ją jak spotka ją w parku, więc wyciągnęłam wniosek, że chodzi o terytorium.
Psy zostały puszczone i walczyły do upadłego i nic to nie zmieniło w ich relacjach.
Wczoraj oddałam młodszego psa i czuje się z tym okropnie. Był ze mną dwa lata, dużo ze mną przeszedł, m.in. skomplikowaną operację łapki, na którą musiałam się nieźle nakombinować, by zdobyć pieniądze. Ostatnio, mimo zabezpieczeń, ledwo uszedł z życiem przez babeszjozę. Jechałam po niego około 500 km pociągiem gdy był szczeniakiem... on kochał mnie, miał wspaniały charakter a w nowym domu popiskuje, tęskni. Straszne uczucie, nigdy sobie nie wybaczę tego, że w ogóle wzięłam go do siebie i tak skrzywdziłam oddając go. Nawet nie mogę go zobaczyć, nie dość że jest tak daleko to widząc mnie znów cierpiałby widząc, jak jego pani odjeżdża bez niego. Już nigdy go nie zobaczę a w sercu pozostanie taka zadra, będę się zastanawiała, co właśnie robi, czy choruje, co lubi...
Wczoraj oddałam młodszego psa i czuje się z tym okropnie. Był ze mną dwa lata, dużo ze mną przeszedł, m.in. skomplikowaną operację łapki, na którą musiałam się nieźle nakombinować, by zdobyć pieniądze. Ostatnio, mimo zabezpieczeń, ledwo uszedł z życiem przez babeszjozę. Jechałam po niego około 500 km pociągiem gdy był szczeniakiem... on kochał mnie, miał wspaniały charakter a w nowym domu popiskuje, tęskni. Straszne uczucie, nigdy sobie nie wybaczę tego, że w ogóle wzięłam go do siebie i tak skrzywdziłam oddając go. Nawet nie mogę go zobaczyć, nie dość że jest tak daleko to widząc mnie znów cierpiałby widząc, jak jego pani odjeżdża bez niego. Już nigdy go nie zobaczę a w sercu pozostanie taka zadra, będę się zastanawiała, co właśnie robi, czy choruje, co lubi...
-
- Posty:1279
- Rejestracja:26 stycznia 2013, 21:57
- Lokalizacja:Stavanger
Silverr5 jesteś debil. Debil jakich mało. Pisząc debil mam na myśli termin medyczny.
ciekawe bo ja bym swojego przyjaciela nigdy nikomu nie oddał psy można od siebie oddzielić!
-
- Posty:1279
- Rejestracja:26 stycznia 2013, 21:57
- Lokalizacja:Stavanger
Usuwam wpis merytoryczny.
Ostatnio zmieniony 17 grudnia 2014, 19:33 przez Snedronningen, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 29 gości