ocena szkoleniowca

Dyskusje o psiej tresurze.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

kera
Posty:6
Rejestracja:12 czerwca 2008, 17:41

15 września 2008, 09:54

Witam wszystkich.
Bardzo proszę o radę. Zaczęłam chodzić z psem na szkolenie. (pies znajda dorosła - generalnie łagodna do ludzi i psów, ale z karnoscią duże problemy - generalnie uznaje, ze wróci jak skończy robić, to , co aktualnie robi). Nie wiem, czy z tego szkolenia nie będzie więcej szkody niż pożytku. Czy Wasi szkoleniowcy.,albo ktoś z Was stosował podobne metody i jakie były efekty?
Chodzi o ćwiczenie powrotu - trenerka kaze wołajac psa mocno szarpnąć smyczą, niezależnie od tego czy pies wraca, czy "nie dosłyszał", tak żeby mu się utrwaliło. Mocno znaczy naprawdę mocno - jak pokazywała to prawie zwalała psa wielkosci onka z nóg. Z drugiej strony daje kiełbaski, jak wróci i pies generalnie przyjazny wszystkim nie bał się kolejnych zajęć.
Na kolejnych zajeciach uznała za problem,że psu nikt nie zrobił krzywdy i nie wie,że człowiek możne go uderzyć z intencja zadania bólu , a nie przez przypadek. Kopniecie w pysk (kopał w trawniku) odebrał własnie jako przypadek (popatrzył zdziwiony- widocznie się potknęła) i kawałek sie odsunął, a nie zareagował jak na karę. Bo pies ma wiedzieć, ze jesteśmy w hierarchii nad nim i w razie czego mozemy go naprawdę ugryźć" i mamy w nim tę wiedzę wyrobić.
Brzmi strasznie, a z drugiej strony to podobno jeden z lepszych szkoleniowców, utytułowany, ekspert w necie, autor książek itd. Na moje protesty, ze po co tak brutalnie, mówi, że tak trzeba, a siła argumentów jest dostosowana do psa. Innych komend oprócz wracania faktycznie uczy stosując łagodny przymus (np przytrzymuje psa w poz waruj), ale przywołanie jest dla mnie naprawdę straszne.
Awatar użytkownika
ela.66
Posty:125
Rejestracja:19 marca 2008, 14:10
Lokalizacja:Warszawa

18 września 2008, 10:02

Pies to przyjaciel nie rzecz do kopania. Jak długa jest ta smycz i jak trzeba mieć siłę do jej szarpania, przecież pies na spacerze może odbiec w bezpiecznym terenie 10 i 50m. Lekkie szarpnięcie smyczą stosuję do uczenia chodzenia przy nodze i to już od pierwszych wyjść na spacer. Konsekwencją, metodą kar (nie fizycznych) i nagród można wszystko. Na spacerze spuszczam psa ze smyczy i super nagroda po powrocie (kieszeń wypchana smakołykami). Coraz radziej nagroda, a przychodzenie wchodzi w nawyk. Jesli nie przychodzi, trzeba podejść bez słowa, zapiąć na smycz i zaprowadzić do domu (bez "przemowy"-to już po fakcie-dla psa nie ma wczoraj, jutro: jest tylko-tu i teraz). Człowiek po to ma rozum, by z niego korzystać i własnym intelektem "przechytrzyć" psa. Nigdy nie chciałabym, żeby pies w wyniku brutalnego traktowania, został osobnikiem zastraszonym, a tym samym nieprzewidywalnym dla mnie i rodziny. Psy szkolę sama i to od pierwszych dni, nie uznając argumentów, że jest za "mały". Po roku będzie "za duży".
U Ciebie będzie ciężej bo suczka jest dorosła (to tak jak w przysłowiu z pijakiem "jak się ożeni, to się odmieni"- a często to nieprawda, pije dalej).
I jeszcze jedno. Ja wychodzę z psem na spacer z nastawieniem, że jest to czas dla suczki (musi sie wybiegać), nie dla mnie (chociaż też spaceruję). Nie uznaję za problem faktu, że jeśli moja coś np. wącha musi już, natychmiast przyjść do mnie. Wtedy jej nie wołam. Po co?. Przecież to jej spacer, jej czas na "psie sprawy". Dochodzę na skraj lasu, łąki. Wołam, choć zapniemy, ulica, i już. Ona wie, że dość, że wracamy.
Nie jestem fachowcem tylko amatorem, ważne że postepuję "po ludzku" i to sie sprawdza (owczarek niemiecki, brodacz monachijski, wilczarz irlandzki, sznaucer średni).
kera
Posty:6
Rejestracja:12 czerwca 2008, 17:41

19 września 2008, 19:32

Dzięki za odpowiedź. szukam już innego "nauczyciela". Jeśli idzie o szkolenie samemu próbowałam i szczerze z z miernym skutkiem. Pies owszem zaczął wracać, bardzo chętnie, siada, zostaje itd. ale tylko jak nie ma nic lepszego do zrobienia.
Oczywiście, że spacer jest czasem dla psa i daję mu sie wyganiać z innymi, ale niestety mieszkam w centrum miasta i pomysł biegania w dzikiej pogoni za wronami po całym parku (bo akurat zabawa z psami była mniej ciekawa) nie jest rozumiany przez policję, staż miejską i rodziców małych dzieci (naturalne - pies jest wielki), ulice jak sie rozpędzi też są w jej zasięgu (zupełnie się nie boi oddalenia - kiedyś uciekła właśnie w pogoni za jakąś wroną, wróciła wieczorem przeszczęśliwa i w ogóle nie przestraszona - taki wiejski psiak, który poszedł na obchód okolicy), a chodzenie cały czas na smyczy to dla zwierzaka mordęga.
Macie jakieś typy w Warszawie?
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
ela.66
Posty:125
Rejestracja:19 marca 2008, 14:10
Lokalizacja:Warszawa

23 września 2008, 10:29

Ja mam to szczęście, że zawsze miałam w pobliżu teren bezpieczny dla psa i nieraz z założeniem, że jest to "psia łąka" - Morskie Oko - (Łazienki tylko dla mnie), Park Moczydło i lasek na Kole. Las bemowski i lotnisko, Białołęka - las za bramą osiedla. Tylko jedno miejsce było podłe to Wawelska. I faktycznie brak psiego miejsca to problem. Urlop, czy weekend, nawet kiedy gdzies z nim pojedziesz na 2-3 godziny, to psie wariactwo, ale za mało raz na tydzień.
Piszesz, że to wiejski pies, musi się wylatać. Otóż każdy musi. Czy ciężki brodacz monachijski na krótszym dystansie, czy wilczarz irlandzki (bieg na lotnisku trawą bez przerwy na długości pasa startowego). Z tym, że one na ostry gwizd natychmiast wracały, jak by ktoś opuścił niewidzialny szlaban i odwrócił kierunek biegu o 180 stopni. Natomiast sznaucerka średniaczka zawsze stara sie być dosyć blisko (dogania, czy ogłada sie czy idę i czeka).
A uczone były metodą nagród (czytaj smakowity kąsek) po natychmiastowym powrocie plus pochwały. Nie wracasz smycz i do domu.
Życzę powodzenia, namiarów nie mam, jak pisałam sama uczę.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 26 gości