Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Tak,powolutku sie dzwigam,ale nic mi sie nie chce.Apatia,zniechęcenie i poczucie beznadziejnosci są cały czas i pewnie prędko nie miną.Nie chce mi sie nigdzie wychodzic na dwór,poza dializami.W domu także nic mi sie nie chce robic.Zadnego sprzątania,odkurzania czy tym podobnych rzeczy,ale teraz to jest nieistote,nic nie ważne.Toteż bałagan przez ten tydzień,dzisiaj upływający już troche sie zrobił ale wcale na to nie zważam.Wogóle nie odczuwam takiej potzreby,żeby posprzątac,nawet w najmniejszym stopniu.
No to dobrze ze się zbierasz do kupy ,jeszcze trochę a zaczniesz żyć normalnie ,zobaczysz .Chociaż serce będzie ściskac ale sie pogodzisz z tym odejściem .Nie ma innego wyjścia .Trzeba żyć dalej .
Ale jest to bardzo trudne.Czlowiek zaczyna sobie zarzucać że mógł byc lepszy dla psa,mógł więcej głaskac,całowac,szczególnie w ostatnim okresie.Ale na pewno czuła sie u nas dobrze,skoro bardzo sie radowa ła na nasze przyjscie.Głaskana i całowana również była,nawet mnie wyskakiwały ztego powodu syfki na wardze,ale nie zważałem na to.Oczywiscie zawsze można powiedziec że można było więcej.Ale moje życie jest takie trudne ,ze względu na chorobe,i to zmaganie sie z tymni codziennymi dolegliwosciami sprawia że człowiek jest rozdrażniony,zniechęcony i własciwie nic go nie cieszy.Pewnie moja Sunia tez czuła że mnie cos jest ,że cierpie i że wybaczy mi moje grzeszki wobec Niej.Mysle że mnie kochała nie mniej niż ja Ja bo prawie zawsze w nocy spała ze mną,rozłożona na więcej niz pół wersalki,ale to mi nie przeszkadzało i tak jak sie układała tak spała.A ja za każdym razem jak sie budziłem,a budze sie conajmniej 5 razy w ciągu nocy,ze względu na ból barków,sprawdzałem czy jest przykryta.Jeszcze nie tak dawno tak do niej mówiłem,jak sobie leżała wieczorem ,że Pan Buczek da Kamulce jeszcze sobie pożyc ,bo kocha wszystkie zwierzątka.A jednak ,stało sie inaczej....Ale i tak jestem Mu wdzięczny że dał Kamusi bardzo duże.Bardzo długie życie ,jak na pieska.dobrą kondycje fizyczną,życie w bardzo dobrych warunkach,i spokojne odejscie.Ale Kamusia zasłużyła na to bo była bardzo dobrą Sunią.Więc siadamy sobie codziennie przy stole i wspominamy Kamusie,araz jakie smutne i puste jest teraz mieszkanie bez Niej.
Nie moge sobie znaleść miejsca.Chodze po mieszkaniu,w tą i z powrotem,próbuje sie czyms zająć,próbuje czytac książki,ale to nic nie daje.i Chociaż to co sie stalo jest naturalne i ma logiczne wytłumaczenie,to póki pies jest człowiwk nie dopuszcza mysli że go wbet zabraknie,jakby wmawia sobie że pies będzie zawsze przy nim,igdy to już sie stanie to jest orczucie jakby sie stało coś potwornego,niewyobrażalnego ,jakiś kataklizm,straszma katastrofa,bo przeciez to mialo trwac i trwac i nie skończyc sie poki my żyjemy,nie chcielismy myslec że będzie inaczj,a jednak,okazało sie że to złudne marzenia.Wiele osób które mają psy pewnie nie raz walczy z myslami a nawet wmawia sobie że jego pies będzie z tych długowiecznych,a przecież to nierealne.Nie zmienimy porządku tego swiata.Jak są narodziny to musi byc i smierc.Może jakby człowiek wczesniej sie na to przygotowywał to byłoby lżej.Ale to też wątpliwe,człowiek nigdy nie jest przygotowany na smierc,to jest jak straszna katastrowa.A z drugiej strony dowód na to że wszystko kiedyś przemija,nic nie jest dane na zawsze.Bardzo dużo mi pomogły rozmowy na tym forum,przez mijający tydzień,bo podobno najgorsze są pierwsze dwa tygodnie,choc ból będzie trwał napewn dużo,dużo dłużej.Jednak w tej potwornie tragicznym momencie poczułem,że nie jestem sam ze swoim problemem.Ze już tysiące ludzi rozpaczało,tysiące rozpacza ,i tysiące będą rozpaczab jak pupil od nich odejdzieTe rozmowy pomogly mi zrozumiec naturalność tego co sie stało,uzmysłowic sobie że to musiało sie stac,bo pies nie jesy długowieczny,co chciałem sobie wmówic.W obliczu tego co nieuchronne dla isyoty żywej,która dobiegła do mety swego życia jestesmy bezsilni.I chocbysmy wyli,walili głową w mur czy mieli walizke poeniędzy nic nie poradzimy.
Niestety tak jest ale możę bardziej docenimy to co nam jest dane .Ja jak widzę programy o katowanych zwierzetach to ryczę jak wół .Nawet ich nie oglądam bo nie mogę .Widząc jakiegoś biednego psa na ulicy choćbym miała ostatnie pieniądze idę mu coś kupić do jedzenia .Tak mi szkoda tych zwierząt .Chociaz jem niestety mięso .......też mi szkoda wszystkich tych jedzonych zwierząt .Może to hipokryzja ale tak jest .U moich rodziców jak hodowali kurę to zdechła zae starości bo nikt nie zabił . Czsem jestem zła żę mam taki charakter bo umęczę się strasznie .Zawsze przynoszę do domu jakieś ranne ptaki czy inne robale.Sama mam papugi w wolierach na dworze i jak z jakąś się coś dzieje to odchodze od zmysłów .Ach .
Boże,cały czas rodzą sie w głowie wątpliwosci ,dlaczego nie byłem lepszy dla Niej,dlaczego czasami ja karałem,dlaczego czasami krzyczałem.Jak to bardzo nie daje spokoju.Ale tak to już jest że zazwyczaj zawsze w prawie każdej sprawie można było zrobic więcej lub lepiej,ale to okazuje sie dopiero po czasie.Napewno naszej Sunii nie było u nas żle.Gdybym wiedział że nadchodzi koniec napewno więcej bym głaskał,całował.Ale ja po prostu o tym ostatnim momencie kompletnie nie myslałem,nie dopuszczałem tego do mysli.Oceniając cały okres jej długiego życia mysle że było bardzo dobre,a napewno dobre+.Przebywała w bardzo dobrych warunkach,nic jej nie brakowało.I sądze że pewnym tego potwierdzeniem jest długi czas życia.Człowiek niestety jest ułomny,ma wiele wad i nie jest aniołem.Ja w pewien sposób,i to dość bolesny płace za swoje grzeszki wobec Kamusi.Chodzi mi o kolano,które mi doskwiera.Operacja wykazała bardzo duże zmiany zwyrodnieniowe i znaczne uszkodzenie łąkotni,podparte przeciążeniem kolana.Po prostu zmiany zwyrodnieniowe i uszkodzenia w kolanie spowodowane przez chorobe zostały spotęgowane przeciążeniem kolana.A ja przed wystąpieniem tego przez długie miesiące nosiłem Kamusie po schodach.A 8 kilo obciążenia na już sfatygowane kolano to sporo.Przede wszystkim chyba chodzi tu o spory nacisk na kolano podczas podnoszenia i stawiania psa.Ale niczego nie żałuje i ciesze sie że mogłem Kamusi choc troche ulżyc.A na dodatek pewnego dnia niosłem Kamusie do kuchni,do miseczki ,i raptem ,nie wiem czy zle stanołem ,czy na skutek tego że juz kolano było naruszone cos mi w nim głosno chrupneło,i od razu ogromny ból.Bardzo mnie bolało że po operacji już nie mogłem Jej nosic.Nawet spróbowałem ze dwa razy,ale było mi ciężko,cały czas jeszcze był ból,a ponadt bałem sie że rozwale nie zagojone po operacji kolano całkowicie.Mysle że Kamusia mi wybaczyła b widziała że nie jest mi lekko samemu isc po schodach.A może to co sie wydarzyło z moim kolanem to kara Boska.Bardzo prawdopodobne i ja w to wierze gdyż nic na tym swiecie nie dzieje sie samo z siebie,nad wszystkim czuwa i ma piecze Siła WyższaA może po prostu czasami za dużo od siebie wymagamy.
Antoni nie wyrzucaj już sobie niczego .Chciałabym że by wszystki psy na świecie miały tak jak twoja sunia.Czasem skarcone ale szczęśliwe .
Wzięcie drugiego psa jest bardzo możliwe ale absolutnie nie teraz.Musi minąć jakiś okres czasu kiedy rana w sercu choc troche mniej bedzie bolec,bo bolec nie przestanie nigdy.Ciekaw jestem czy pies,kiedy już dożyje do takiego wieku jaki dany jest psom ,odczuwa że to już nadchodzi koniecMożliwe że tak,bo przecież już w chwili wejscia w wiek starczy zaczyna byc mniej aktywnypózniej,gdy jest mu coraz trudniej,jest mu coraz bardziej ciężko,pojawiają sie dolegliwosci,rozumie że zbliżaja sie do konca jego dni na tym swiecie.Sądze że jakiś instynkt zbliżającego sie nieuchronnie odejscia,pojawia sie u nich,bo przecież psy to istoty bardzo rozumne.
W moim życiu opuściło mnie już kilku najlepszych przyjaciół, ale najbardziej utkwiła w mojej pamięci śliczna spanielka, z którą się wychowałem. Miała 17 lat, ja 18 kiedy odeszła i powiem wam, że ona wiedziała, że to już czas. W ciepły dzień, wyczołgała się na balkon, zabuczała, żebym przyszedł, spojrzała mi w oczy jak by chciała powiedzieć, że mi wybacza wszystkie złe dni i że dalej muszę iść sam przez życie. Była bardzo spokojna. Zwykle jak coś jej doskwierało, jak była chora, jak było jej zimno to drżała i była bardzo niespokojna, a tym razem była tak spokojna jak by była pewna, że teraz już będzie lepiej. Opuściła mnie w moich ramionach, ryczałem jak małe dziecko przez kilka dni.
Nie chciałem więcej zwierząt w moim życiu. Jednak 6 lat później ja i moja partnerka zaangażowaliśmy się bardzo w fundację SOSBokserom, ponieważ odszedł jej ukochany bokserek i leczyła rany pomagając innym psom. Od tamtej pory przez nasz dom na tymczasie było już bardzo dużo psów, a jedną sunię z nich zaadoptowaliśmy
Teraz jestem szczęśliwy i chciałbym, żeby żyła wiecznie... jest najpiękniejszym zwierzakiem na świecie, jest super wdzięczna, że ją wyciągneliśmy ze schroniska i każdego dnia okazuje swoją wdzięczność coraz mocniej
Nie chciałem więcej zwierząt w moim życiu. Jednak 6 lat później ja i moja partnerka zaangażowaliśmy się bardzo w fundację SOSBokserom, ponieważ odszedł jej ukochany bokserek i leczyła rany pomagając innym psom. Od tamtej pory przez nasz dom na tymczasie było już bardzo dużo psów, a jedną sunię z nich zaadoptowaliśmy
Teraz jestem szczęśliwy i chciałbym, żeby żyła wiecznie... jest najpiękniejszym zwierzakiem na świecie, jest super wdzięczna, że ją wyciągneliśmy ze schroniska i każdego dnia okazuje swoją wdzięczność coraz mocniej
Tak,pewnie cos w tym jest.Moja Sunia też w rą ostatnim momencie tak nie chciałe iść ,gdzy szedłem do wet.Z jednej strony było jej ciężko isc bo był obrzęk płuc,ale z drugiej może coś przeczuwała.W momencie zagrożenia życia człowiek działa jak w amoku,ogromnym stresie,przyswieca jedno-ratowac za wszelką cene.To była dla mnie tak tragiczna noc że nie zapomne nigdy.Ciężki stan psa,opiera sie,staje co moment ,nie chce isc,pewnie było jej bardzo ciężko,ja ją ciągne żeby szła i mówie do niej-Kama,ja sam ledwo ide,musisz iść.Byłem po operacji kolanai bardzo bolało.Gdyby nie to niósłbym Ja ,c zdarzało sie już wiele razy jak siezle czuła.Naprawde taka niemoc,bezsilność.I tak przez większośćdrogi niosłem ją na rękach ,niezważając na ogromny ból.Z drugiej strony gdybym nie poszedł zadręczał bym sie myslami ,dlaczego nie poszedłem,może można było jeszcze coś zrobic.W takim momencie nie ma dobrego rozwiązania.W obliczu smierci nie ma dobrego rozwiązania.Twój piesek przeżył 17lat,to piękny wiek.Mój troszke mniej bo 15lat i 5 miesięcy.Ale przecież nie możemy wymagac od losu tego maksimum.Bo to byłaby już pycha.Są pieski co żyją 17,18 a nawet 20 lat ,ale to zdecydowana mniejszość,jest ich bardzo mało.Zdecydowana większość żyje 14-16 lat,a nawet znacznie krócej.Co mają powiedziec ci co stracili swoich pupili w wieku8 ,9,10 lat..Nasze pieski przeżyły bardzo długie lata,i trzeba sie z tego cieszyc ,bo to tyle ile dane jest psom do przeżycia.A rozpaca po stracie będzie zawsze bo siła przywiązania i miłośći jest tak ogromna,że powoduje w nas przekonanie że ten pies będzie z nami póki my żyjemy.Zastanawiałem sie czemu rozpacz po stracie bliskiej osoby jest często mniejsza niż po stracie psa.Mysle że wynika to z długosci życia.Jesli umiera nam członek rodziny który przeżył 80 lat lub więcej,to przeżywamy ból ,jest nam smutno,ale jednoczesnie rozumiemy że to już był mocno podeszły wiek.Natomiast gdy odchodzi pies w wieku 15-16 lat i więcej,rozgoryczenie i szok jest większe,chociaż porównawczo w tym wieku pies to tak jak 80 -85 letni człowiek,czyli tez staruszek.Ale niestety ,sęk w tym że te 15,16 lat życia psa mija znacznie ,znacznie szybciej niż 80 lat życia człowieka.Stąd ta frustracja i pytanie-Dlaczego tak krótko żyją psy.Ale widocznie tak musi byc Jakas Siła Wyższa wyznaczyła regyły i zsady tego swiata i my musimy sie temu podporządkować.
-
- Posty:1
- Rejestracja:30 stycznia 2012, 17:15
Nie ma jednej zasady po stracie swojego przyjaciela(jakim niewątpliwie jest pies). Trzeba czekać i mieć nadzieje że ból przeminie
-
- Posty:1
- Rejestracja:30 stycznia 2012, 17:54
Można dać domek następnemu nieszczęśliwemu psiakowi, dzisiaj mam w domku małą rozrabiarę
Zgadzam sie że nie ma sposobu jaj zminimalizowaz rozpacz po stracie ukochanego psa,bo to jest niemożliwe.Ból i rozpacz,postracie ukochanego zwierzęcia jest tak ogromny że trudno sobie z tym poradzic.Nie może byc inaczej jesli pies jest z nami przez tak wiele lat.Siła przywiązania i miłosci do psa przez tak długi okres czasusprawia że raptowny jego brak powoduje ogromny szok.Podejrzewam że ten ból nigdy nie minie ,może tylko osłabnąć.To tak jak z raną w sercu,z czasem zagoi sie ,ale blizna pozostanie.Jesli chodzi o drugiego psa to nie wykluczam,ale absolutnie jeszcze nie teraz.Musi minąc jakis czas żeby dojsc do siebie,spróbowac poukładac sobie to wszystko,choc nie wiem czy dam rade.Zaraz miną dwa tygodnie a ja w żaden sposób nie moge sie pozbierać.Ale czymże jest 14 dni wobec ponad 5000dni pobytu naszej Suni z nami.Ale cóż jedynym rozwiązaniem żeby nie cierpiec po stracie psa jest po prostu go nie brać.Jednak to rozwiązanie uważam za dużo,dużo gorsze.Cieszymy sie że była z nami przez długie lata.Było jej bardzo dobrze.Wniosła dużo radosci w nasz dom.A że teraz cierpimy,trudno,takanatura człowieka.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 19 gości