Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Minęły ponad 3 tygodnie odkąd odszedł mój Przyjaciel, a ból jest coraz większy. Boję się tego co będzie dalej. Nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek przyszłości, czuję tylko ogromną pustkę gdy pomyślę, że mojego Pieska w niej zabraknie. Może zwariowałam... Śpię z Jego poduszeczkami i kocykiem. Jeszcze ciągle czuję Jego zapach. W całym mieszkaniu porozwieszałam zdjecia mojego Maleństwa. Cały czas się za niego modlę. Nie było jeszcze dnia, którego bym nie przepłakała... O ile cała rodzina wie już o tym co się stało, to do tej pory zdarza się, że sąsiad czy znajomy którego dawno nie widziałam zapyta się jak mój Piesek, a ja wybucham płaczem. Czuję straszny chłód, jakby moje serce już nie umiało kochać. Ciągle wyrzucam sobie, że to co się stało to moja wina. Przecież ten nowotwór nie zabił go w przeciągu miesiąca, a musiał rozwijać się już dużo wcześniej, tylko ja zajęta sobą niczego nie zauważyłam... Na innym forum ogromnie poruszyła mnie historia dziewczyny, która opisywała jak przez swoje niedopatrzenie musiała uśpić Pupila. Pisała o tym jak ogromne były jej wyrzuty sumienia i jak wypominała sobie każde złe potraktowanie czy podniesienie głosu na Niego. A ja poczułam się zupełnie tak jakbym czytała o sobie. Ona postanowiła w pewien sposób odpokutować to co się stało - uratowała od śmierci i samotności dwa istnienia i wpłacała darowizny na fundacje zajmujące się Zwierzątkami. Czytając ten post postanowiłam, że gdy tylko moja sytuacja się usabilizuje, usamodzielnię się i będę miała stałe miejsce zamieszkania przygarnę najstarszego i najbardziej chorego psa jakiego znajdę w schronisku, zapewnię mu godną starość i postaram się, żeby chociaż jego ostatnie chwile były pełne miłości, radości i szczęścia. Na razia żadnego innego Psiaka nie będzie - nie przyczynię się do tego żeby moi Rodzice po raz drugi musieli przejść taką tragedię Z moim Aniołkiem często rozmawiam. Wiem, że teraz patrzy na mnie i troszczy o całą moją rodzinę. I wiem, że to on jest tym wyjątkowym Psiaczkiem, który jest szczególnie ważny i żaden inny go nie zastąpi. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu Maleństwo
Nie ma słów pocieszenia -już wiele razy to pisałam .Można tylko wyrzucić zal z siebie pisząc tutaj bądz rozmawając z innymi którzy czują podobnie .A mozę to wszystko jednak ma jakiś sens ,możę Bóg daje nam znak żebyśmy przystaneli na chwilę i zastanowili się nad tym wszystkim ?Może to nie kara tylko nagroda ?Że potrafimy tak mocno kochać te futrzaki .Innym nie jest to dane .A może zbyt wiele wymagamy ,zbyt wiele chcemy dla siebie ?Już to pisałam na początku tematu ale kiedyś przybłąkał się do nas malutki (rozmiarowo )piesek podobny do lisa ,kilka dni spał przed bramą ,potem przechodził przez płot i spał na atrapie studni ,potem podchodził bliżej i spał pod drzwiami na ganku a po ok.2 miesiącach wszedł do domu .Miałam już wtedy kilkuletnią amstafkę która przyjeła go jak gdyby nigdy nic i spały razem ,jadły razem .Po miesiącu bytności u nas pies zaczoł się dziwnie pokładać ,był apatyczny i dziwny no więc zaniosłam go do weta .Okazało się ze ma nosówkę i mimo intensywnego lecznia było coraz gorzej . Doszło do tego że już nie wstawał ,ani nic nie jadł ale jakoś ,jakoś cudem wyszedł z tego ku zaskoczeniu wetów i naszym .Pies nie odstępował mnie na krok ,był moim cieniem ,gdzie ja tam on ,jak siedziąłam to kładł się obok dotykając mnie choćby milimetrm swojego ciała .Jak wracałam z pracy to z radości tak wył że sąsiedzi wybiegali na podwórka bo myśleli że samochód potrącił jakiegoś psa Dodam że ów psiak podszedł do mojego męża po roku czasu ,a jego reakcja na mężczyzn świadczyła że musiał być katowany przez jakiegoś bo dosłownie uciekał z wyciem jak mąż podniósł rękę np.po szkankę stojąca na stole .I już jak piesek nas pokochał a my jego po 5 latach zaczoł bardzo dużo pic i chudnąć -diagnoza cukrzyca ,po otwarciu na stole z uwagi na bardzo złe wyniki krwi świadczące conajmniej o nowotworze uśpiony a właściwie nie wybudzony z narkozy z powodu rozpadu wątroby .....myślałąm że oszaleję ,nie mogłam sobie darowac że wczesniej nie zauważyłam ze coś się z nim dzieje ,wyłam też dniami i nocami ,tygodniami .Nie minęły 3 lata a żegnałam amstafkę -wyłam 3 miesiące non stop .Nie ma recepty .Receptą jest tylko serce z kamienia .
Seiti pisze:Spędziłaś z nią dodatkowe chwile, mogłaś ją pożegnać.
Miarą człowieczeństwa jest to jak się traktuje zwierzęta. Niektórzy uważają że tylko człowiek powinien być opłakiwany, dla mnie to żałosne. Na płacz zasługują wszystkie istoty które wyryły się w naszych sercach. Ktoś kto nie potrafi docenić zwierząt nie wie co traci. Nie wie co to bezwarunkowa miłość i co to znaczy być czyimś światem.
Nikt jej nie zastąpi bo była wyjątkowa dla Ciebie, ale to nie oznacza, że inny futrzak nie może stać się wyjątkowy.
Masz rację Seiti, spędziłam z moją Katią dodatkowe chwile i mogłam ją pożegnać. Ale myślałam,że tych chwil będzie więcej
i pożegnam ją o wiele póżniej.Czas upływa, mój ból nie maleje a moja tęsknota za Katią rośnie.Ja też uważam,że zwierzęta,
nasi pupile zasługują na taką samą żałobę jak członkowie rodziny, bo one należą do naszych rodzin i są ich częścią.Mówią
o tym też psycholodzy, którzy opisują etapy żałoby po zwierzaczku. Wg. nich żałoba po psie czy kocie niczym nie różni się
od żałoby po krewnym. Tak samo boli i ma prawo długo trwać i być opłakiwana jak długo trzeba. Też uważam,że ten kto nie
miał okazji kochać zwierzaczka i zaznać jego szczerej, dozgonnej miłości ten jest ubogi uczuciowo i nigdy nie zrozumie
takich jak my, bardzo kochających naszych pupili. Nie wiem czy jeszcze będzie mi dane mieć takiego zwierzaczka jak
Katia. Dziś, gdy o tym myślę, czuję ,że to niemożliwe i nigdy to nie nastąpi.Po prostu ból jest na tyle silny i świeży,że
nie potrafię inaczej myśleć.Cieszę się,że miałam okazję poznać na tym forum Ciebie Seiti i anię05. Chyba czytałaś jej
posty, to też bardzo wrażliwa osoba tak jak my.
Pozdrawiam Was obie i życzę nam wszystkim szczęścia, choć to dzisiaj, jeśli o mnie chodzi, brzmi jak kpina. Dzisiaj tak
czuję jakby już świat się dla mnie skończył i już nigdy nie będzie mnie stać na uśmiech i radość. Czasem chciałabym
aby uczucia były widoczne, wtedy może byłyby bardziej zrozumiałe dla naszego otoczenia.
dżunia pisze:Minęły ponad 3 tygodnie odkąd odszedł mój Przyjaciel, a ból jest coraz większy. Boję się tego co będzie dalej. Nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek przyszłości, czuję tylko ogromną pustkę gdy pomyślę, że mojego Pieska w niej zabraknie. Może zwariowałam... Śpię z Jego poduszeczkami i kocykiem. Jeszcze ciągle czuję Jego zapach. W całym mieszkaniu porozwieszałam zdjecia mojego Maleństwa. Cały czas się za niego modlę. Nie było jeszcze dnia, którego bym nie przepłakała... O ile cała rodzina wie już o tym co się stało, to do tej pory zdarza się, że sąsiad czy znajomy którego dawno nie widziałam zapyta się jak mój Piesek, a ja wybucham płaczem. Czuję straszny chłód, jakby moje serce już nie umiało kochać. Ciągle wyrzucam sobie, że to co się stało to moja wina. Przecież ten nowotwór nie zabił go w przeciągu miesiąca, a musiał rozwijać się już dużo wcześniej, tylko ja zajęta sobą niczego nie zauważyłam... Na innym forum ogromnie poruszyła mnie historia dziewczyny, która opisywała jak przez swoje niedopatrzenie musiała uśpić Pupila. Pisała o tym jak ogromne były jej wyrzuty sumienia i jak wypominała sobie każde złe potraktowanie czy podniesienie głosu na Niego. A ja poczułam się zupełnie tak jakbym czytała o sobie. Ona postanowiła w pewien sposób odpokutować to co się stało - uratowała od śmierci i samotności dwa istnienia i wpłacała darowizny na fundacje zajmujące się Zwierzątkami. Czytając ten post postanowiłam, że gdy tylko moja sytuacja się usabilizuje, usamodzielnię się i będę miała stałe miejsce zamieszkania przygarnę najstarszego i najbardziej chorego psa jakiego znajdę w schronisku, zapewnię mu godną starość i postaram się, żeby chociaż jego ostatnie chwile były pełne miłości, radości i szczęścia. Na razia żadnego innego Psiaka nie będzie - nie przyczynię się do tego żeby moi Rodzice po raz drugi musieli przejść taką tragedię Z moim Aniołkiem często rozmawiam. Wiem, że teraz patrzy na mnie i troszczy o całą moją rodzinę. I wiem, że to on jest tym wyjątkowym Psiaczkiem, który jest szczególnie ważny i żaden inny go nie zastąpi. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu Maleństwo
Bardzo Cię rozumiem i współczuję. pewnie czytalaś moje posty i wiesz ,że ja też codziennie wyje za moją Katią. Doskonale
wiem co przeżywasz bo ja od 1,5 mieś. borykam się z takim samym bólem i nie utulonym żalem.Tak samo jak Ty boję się
przyszłości ,w której zabraknie Katii. Od jej śmierci nie było dnia żebym kilka razy nie płakała za nia. Dobrze,że trafiłaś
na to forum bo jak widzisz jest nas tu więcej i wszyscy przeżywamy to samo. Niedawno ania05 opisała swoje traumatyczne
przeżycia ,że swoimi pieskami i też nie mogła im pomóc.Ja jestem w tej "lepszej" sytuacji,że nie mam czego sobie wyrzucać
bo nigdy ani razu nie krzyknęłam ani nie skarciłam w żaden sposób mojej Katinki. Ona była dla mnie jak przysłowiowa
święta krowa, na wszytko jej pozwalałam ale tylko jej. Pozostale koty czasem coś obleci bo nie są tak kochane i rozbrajające jak Katia.Ona po prostu kupiła sobie prawie całe moje serce.Jest też druga, gorsza moja sytuacja niż Waszych
pupili, mianowicie; Wasze zwierzaczki były nieuleczalnie chore i wet już nic nie mógł dla nich zrobić. A moja Katia wyleczona,zdrowa, młodziutka i nie żyje. Przeciez była w domu, tak bardzo ją pilnowałam a mimo to nie żyje i nie mogłam
jej pomóc kiedy umierała na moich oczach i w moich rękach. Ciągle mam ten obraz przed oczami i dostaję obłędu.
Ciągle dopada mnie wściekłość i brak zrozumienia jak mogło do tego dojść. I to właśnie nie pozwala mi na pogodzenie się
z tym co się stało i dlatego moja rozpacz się nie kończy i doprowadza mnie do obłędu. Chwilami rozumiem tych co popełnili
samobójstwo z powodu śmierci pupila. Może czytałaś w necie o angliku, który odebrał sobie życie po śmierci kotki i był też
młody ,samotny facet w zach.pomorskim, który otruł się gazem po śmierci swojego psa Maksa.
Ale nie mozesz siebie obwiniać bo to był po prostu wypadek trudny do przewidzenia .Nie z twojego zaniedbania ani lekkomyślności tylko po prostu wypadek którego nikt nie mógł przewidzieć ,jakby nie z tego świata .Nigdy nikomu nie przyszłoby do głowy że tak się moze stać .Dbałas o nią lepiej niż niejedna matka dba o swoje dziecko .Wyobrażam sobie twój ból jak przypominasz sobie to wszystko ale pomyśl jak mozna się czuć jak pies patrzy ci w oczy a ty bierzesz do reki telefon i dzwonisz do lekarza mówiąc -Proszę przyjechać ,musi pan już ją uśpić bo cierpi ....z jednej strony to wybawienie od bólu a z drugiej ......i twój i mój przypadek to niesamowity stres i załamanie ,ale trochę czasu musi minąc żeby zelzała największa tęsknota .Ja po kilku dniach myślałam że rozkopę jej grób i ostatni raz ją przytulę ,ile bym dała żeby zobaczyć jeszcze raz jej roześmianą mordę a nie oczy pełne strachu i bólu .Musimy przez to przejść sami ,mając w pamięci te dobre chwile .Zwierzeta nie mają poczucia przemijającego czasu -dla nich istnieje tu i teraz .
Aniu, bardzo ładnie to ujęłaś pisząc w poprzednim poście,że recepta na ból jest serce z kamienia. To święta prawda,że ci co
nie kochają nie cierpią tak jak my. Ja też dokładnie jak Ty miałam po kilku dniach ochote odkopać moją Katię,żeby ja jeszcze
raz przytulić , widać nie jestem osamotniona w takim rozmyślaniu. Takie myśli przychodza tym, którz potrafią bardzo kochac.
Chcemy w rozpaczy zrobić wszystko aby czas się wrocił i żeby nie nastąpiło to najgorsze. Gdy uświadomimy sobie,że czasu nie
da się cofnąć ani zatrzymać wtedy dopada nas szał i brak wytłumaczenia dlaczego nic już nie da się zrobić. Wówczas nasze
umysły wypierają te tragiczne wydarzenia i nie chcemy przyjąć do wiadomości ,że nie ma odwrotu od tego co się wydarzyło.
U mnie takie myśli powodują,że mam uczucie jakby mi serce skamieniało i przepełniło się samą złością i nienawiścią na
wszystko i do wszystkich. Zaczęłam bać się upływu czasu, bo skoro z biegiem czasu mój ból nie maleje to boję się pomyśleć
co czas przyniesie i co jeszcze może się wydarzyć. Najgorsze,że nie mam siły i możliwości aby z tym bólem coś zrobić. Od
bliskich i znajomych nie usłyszalam słow pocieszenia i zrozumienia. Kazali mi tylko nie płakać i wziąć się w garść bo to tylko
kot. Oni jej nie znali tak jak ja, bo nie byli z nią na co dzień, jej brak nie zaburzył porządku ich codziennego dnia.Poza tym
są zdania ,że tylko ludziom należy się żałoba a zwierzak to tylko epizod w życiu, który byl i minął i nie ma do czego wracać.
Ja nie mogę się pogodzić z takim podejściem do cierpienia po zwierzaczku, dlatego od ponad tygodnia nigdzie nie wychodzę,
z nikim się nie kontaktuję, bo nie mam odwagi patrzeć na czyjeś uśmiechnięte i zadowolone gęby.Wszyscy w mojej obecności
zachowywali się jak gdyby nic się nie stało, nie bacząc na mój ból. Dlatego skoro nikt nie szanuje mojego bólu to wolę wycofać
się z życia i np. popisać z Wami na forum lub jak ostatnio poczytać książki z przerwami na płacz. Tylko żal mi moich
pozostałych kotów bo one nadal gdy zaczynam płakać ,natychmiast (nawet zaspane) podbiegają do mnie, przytulają się
do mnie i liżą po buzi. Ciekawe co?.....Zwierzęta bardziej czułe na płacz i smutek niż niektórzy ludzie.
nie kochają nie cierpią tak jak my. Ja też dokładnie jak Ty miałam po kilku dniach ochote odkopać moją Katię,żeby ja jeszcze
raz przytulić , widać nie jestem osamotniona w takim rozmyślaniu. Takie myśli przychodza tym, którz potrafią bardzo kochac.
Chcemy w rozpaczy zrobić wszystko aby czas się wrocił i żeby nie nastąpiło to najgorsze. Gdy uświadomimy sobie,że czasu nie
da się cofnąć ani zatrzymać wtedy dopada nas szał i brak wytłumaczenia dlaczego nic już nie da się zrobić. Wówczas nasze
umysły wypierają te tragiczne wydarzenia i nie chcemy przyjąć do wiadomości ,że nie ma odwrotu od tego co się wydarzyło.
U mnie takie myśli powodują,że mam uczucie jakby mi serce skamieniało i przepełniło się samą złością i nienawiścią na
wszystko i do wszystkich. Zaczęłam bać się upływu czasu, bo skoro z biegiem czasu mój ból nie maleje to boję się pomyśleć
co czas przyniesie i co jeszcze może się wydarzyć. Najgorsze,że nie mam siły i możliwości aby z tym bólem coś zrobić. Od
bliskich i znajomych nie usłyszalam słow pocieszenia i zrozumienia. Kazali mi tylko nie płakać i wziąć się w garść bo to tylko
kot. Oni jej nie znali tak jak ja, bo nie byli z nią na co dzień, jej brak nie zaburzył porządku ich codziennego dnia.Poza tym
są zdania ,że tylko ludziom należy się żałoba a zwierzak to tylko epizod w życiu, który byl i minął i nie ma do czego wracać.
Ja nie mogę się pogodzić z takim podejściem do cierpienia po zwierzaczku, dlatego od ponad tygodnia nigdzie nie wychodzę,
z nikim się nie kontaktuję, bo nie mam odwagi patrzeć na czyjeś uśmiechnięte i zadowolone gęby.Wszyscy w mojej obecności
zachowywali się jak gdyby nic się nie stało, nie bacząc na mój ból. Dlatego skoro nikt nie szanuje mojego bólu to wolę wycofać
się z życia i np. popisać z Wami na forum lub jak ostatnio poczytać książki z przerwami na płacz. Tylko żal mi moich
pozostałych kotów bo one nadal gdy zaczynam płakać ,natychmiast (nawet zaspane) podbiegają do mnie, przytulają się
do mnie i liżą po buzi. Ciekawe co?.....Zwierzęta bardziej czułe na płacz i smutek niż niektórzy ludzie.
Ja miałam to szczęście że moi bliscy -mąż ,rodzice ,koleżanka dzielili ze mną ten ból chociaż też już po kilku dniach jak wyłam jak zarzynana krowa mama powiedziała -dziewczyno przestań przecież to tylko pies -ale myślę że bardziej chodziło jej o to żebym już przestała chlipać .Sama ją lubiła i było jej przykro .Za to moje wspólniczki w pracy patrzyły jak na wariatkę i uśmiechały się do siebie -za co ich szczerze nienawidzę ,no ale one nie są zdolne pokochać człowieka a co dopiero zwierzę .Idąc ulicą nienawidziłam wszystkich ze tak sobie beztrosko idą ,gadaja ,robią zakupy i inne debilne rzeczy ,a ja przecież pochowałam moją ukochana sunię wieć świat na dobrą sprawę powinien się skończyć .Ale on się nie skończył ,było gorące lato ,wakacje ,wszyscy się śmiali i łazili beztrosko .Wierz mi najgorszy jest czas ,który szybko płynie jak jesteśmy szczęśliwi a wlecze się jak żal ściska nam serce .Potem już będzie lepiej ,będzie żal ,wspomnienia i te dobre i te złe ,będzie bolało ale mniej ,będziesz dumna że miłąś taką przyjaciółkę i lzy będą mieszały się ze szcześciem że mogłaś ją mieć .Musisz w to uwierzyć.
Czytam wasze posty ze łzami w oczach.
Dopiero przede mną śmierć moich ukochanych psów (oby żyły jak najdłużej) ale już wiem, że jest miejsce gdzie ludzie mnie zrozumieją i nie wyśmieją jak najbliższe otoczenie.
Każdemu w żałobie życzę dużo sił i cierpliwości do tych którzy nie potrafią zrozumieć, a także zmniejszenia bólu i zabliźnienia się ran by móc z uśmiechem wspominać ukochane zwierzę. Wasze zwierzęta żyją w Waszych sercach i wspomnieniach.
Dopiero przede mną śmierć moich ukochanych psów (oby żyły jak najdłużej) ale już wiem, że jest miejsce gdzie ludzie mnie zrozumieją i nie wyśmieją jak najbliższe otoczenie.
Każdemu w żałobie życzę dużo sił i cierpliwości do tych którzy nie potrafią zrozumieć, a także zmniejszenia bólu i zabliźnienia się ran by móc z uśmiechem wspominać ukochane zwierzę. Wasze zwierzęta żyją w Waszych sercach i wspomnieniach.
Seiti na razie ciesz się że są przy tobie ,na płacz oby jak najpóżniej będzie jeszcze czas niestety .Ja to chyba nawet sama leżąc na katafalku jeszcze będę ryczeć za moimi wszystkimi futrami .
Aniu i Seiti, jeszcze raz Wam dziękuję za piekne słowa i jeszcze piękniejsze serca. Trzymajmy się razem w tych trudnych
chwilach a Seiti życzę aby jak naidłużej nie musiala przechodzić tego co Ania, ja i inne osoby na tym forum. Niech Twoje
kochane pieski maja się dobrze jak najdłużej.Podaję moj mail gdybyście kiedyś miały ochotę pisać poza forum;
mariantoru@gmail.com
Jak będę miała wsparcie osób tak wrażliwych jak Wy może przestanę bać się przyszłości bez Katii. Póki co zżera mnie panika
i naprawdę obawiam się tego co czas przyniesie.Czasem mowiłam sobie ,że chcialabym aby mnie ktoś zamroził na jakiś czas.
Jesli ból by minął to mogliby mnie odmrozić a jeśli nie, to nie chcialabym się obudzić.Pozdrawiam Was!
chwilach a Seiti życzę aby jak naidłużej nie musiala przechodzić tego co Ania, ja i inne osoby na tym forum. Niech Twoje
kochane pieski maja się dobrze jak najdłużej.Podaję moj mail gdybyście kiedyś miały ochotę pisać poza forum;
mariantoru@gmail.com
Jak będę miała wsparcie osób tak wrażliwych jak Wy może przestanę bać się przyszłości bez Katii. Póki co zżera mnie panika
i naprawdę obawiam się tego co czas przyniesie.Czasem mowiłam sobie ,że chcialabym aby mnie ktoś zamroził na jakiś czas.
Jesli ból by minął to mogliby mnie odmrozić a jeśli nie, to nie chcialabym się obudzić.Pozdrawiam Was!
Ja też chciałam żeby mnie ktoś uśpił na pół roku i żebym mogła spojrzeć na wszystko już bez tego świeżego bólu .Ale niestety nie ma takiej możliwości .Jutro mija dokładnie rok i już dzisiaj ryczałam .Cieszę się że ten temat pomaga innym choć troszkę pozbyć się bólu i znależć pocieszenia choć odrobinkę .Miło wiedzieć ze są na świecie ludzi tak wrażliwi ,że nie jesteśmy sami ze swoim żalem .Pewnie nasze pożegnane zwierzątka biegają teraz po zielonych łąkach i czekają na nas ,te wszystkie niechciane i niekochane też .....razem z nimi .Wierzę w to że ich dobra energia jest w nas i przy nas .One już nie znają bólu i strachu .Są spokojne .Trzymajcie się dobre dusze .silniejsza od śmierci jest tylko miłość .
Jeszcze raz Aniu dzięki za wszystkie piękne słowa. Ogladam teraz na Animal Planet program " Policja dla zwierząt" .To okropne
jacy ludzie potrafia byc dla zwierząt. Te wszystkie biedactwa są w tak koszmarnej sytuacji z powodu zaniedbania przez ludzi.
Nie mogę tego zrozumieć.dlatego od pewnego czasu wolę zwierzęta niż podłych ludzi. Zwierzęcia nigdy nie stać na taką
premedytację w działaniu jak ludzi, jeżeli nawet gryzą to nie robią tego złośliwie tylko najczęściej w obronie własnej.
Poza tym kochają szczerze i bezinteresownie bez względu jak wyglądamy i co mamy.Dlatego zawsze będą dla mnie bardzo ważne.
jacy ludzie potrafia byc dla zwierząt. Te wszystkie biedactwa są w tak koszmarnej sytuacji z powodu zaniedbania przez ludzi.
Nie mogę tego zrozumieć.dlatego od pewnego czasu wolę zwierzęta niż podłych ludzi. Zwierzęcia nigdy nie stać na taką
premedytację w działaniu jak ludzi, jeżeli nawet gryzą to nie robią tego złośliwie tylko najczęściej w obronie własnej.
Poza tym kochają szczerze i bezinteresownie bez względu jak wyglądamy i co mamy.Dlatego zawsze będą dla mnie bardzo ważne.
Straszne są chwile po stracie pieska,każdego i za każdą stratą człowiek cierpi strasznie.Ja w tym roku pożegnałam dwa moje pieski.Negro był u mnie od szczeniaka ,brodacz kochany,już był zrównoważonym dostojnym 4-latkiem jak okrutny los sprawił jego odejście.Zdrowy pies ,a tu nagle w ciągu miesiąca pies się wykończył.Był leczony na jelita,a okazało się że miał najprawdopodobniej guza ,krwiaka w głowie.Straszna strata,ale musiałam się opiekować Puszkiem który był u mnie od 3 lat znaleziony pod hurtownią w Sosnowcu.Straszny staruszek,zaćma ,głuchawy ,kulawy,parę zębów w strasznym stanie:(
Na początku piesek odżył,ale z czasem wiek robił swoje i tak od jesieni podupadał na zdrowiu,ale cały czas wizyty u weta,kroplówki leki wzmacniające poprawiały jego stan.Na wiosnę stan jego się pogorszył i znów kroplówki,nosiłam go na rękach (po schodach to od 2 lat) ,gdy miałam tylko chwilę tuliłam go do siebie ,a on sobie spał ,czuł się bezpieczny.Kryzys był pokonany ,ale w czerwcu już nie pomogło moje jeżdżenie do weta po życie dla Puszka,po którejś wizycie spał mi na kolanach i tak odszedł za TM.Tylko tyle mogłam dla niego zrobić ,dać mu miłość,ciepło,i pomocną dłoń przez ostatnie lata życia.Strasznie mi go brakuje ,tęsknię za nim chociaż mam jeszcze jednego pieseczka ,od szczeniaczka ma już 11lat.Puszek miał 15 może 17 lat tego nie wiem.Minął prawie miesiąc od jego śmierci, a ja nie mogę się pogodzić z tym.Mówią ,że znajdy bardziej kochają i to jest prawda i w dodatku te starsze znajdy i one też są bardziej kochane.Tak że kochane zwierzoluby gdy odchodzi nasz przyjaciel , po żalu , spełnijmy jego testament,przyjmijmy pod swój dach potrzebującego krewnego swojego przyjaciela on na pewno by tego chciał.
Na początku piesek odżył,ale z czasem wiek robił swoje i tak od jesieni podupadał na zdrowiu,ale cały czas wizyty u weta,kroplówki leki wzmacniające poprawiały jego stan.Na wiosnę stan jego się pogorszył i znów kroplówki,nosiłam go na rękach (po schodach to od 2 lat) ,gdy miałam tylko chwilę tuliłam go do siebie ,a on sobie spał ,czuł się bezpieczny.Kryzys był pokonany ,ale w czerwcu już nie pomogło moje jeżdżenie do weta po życie dla Puszka,po którejś wizycie spał mi na kolanach i tak odszedł za TM.Tylko tyle mogłam dla niego zrobić ,dać mu miłość,ciepło,i pomocną dłoń przez ostatnie lata życia.Strasznie mi go brakuje ,tęsknię za nim chociaż mam jeszcze jednego pieseczka ,od szczeniaczka ma już 11lat.Puszek miał 15 może 17 lat tego nie wiem.Minął prawie miesiąc od jego śmierci, a ja nie mogę się pogodzić z tym.Mówią ,że znajdy bardziej kochają i to jest prawda i w dodatku te starsze znajdy i one też są bardziej kochane.Tak że kochane zwierzoluby gdy odchodzi nasz przyjaciel , po żalu , spełnijmy jego testament,przyjmijmy pod swój dach potrzebującego krewnego swojego przyjaciela on na pewno by tego chciał.
Piękne słowa Aloj... Jednak decyzja o nowym Pupilu jest niezmiernie trudna do podjęcia. Znam zarówno ludzi, którzy po starcie ukochanego Pieska już nigdy nie zdecydowali się na kolejnego, ale znam też takich, którzy jednego dnia żegnali swojego Przyjaciela i jechali po kolejnego Podopiecznego. Dla każdej takiej decyzji staram się znaleźć zrozumienie. Ja sama wiem, że chciałabym w przyszłości podobnie jak Ty uratować schorowanego, starszego, porzuconego Czworonoga i zapewnić mu godziwą starość i śmierć - bo nie oszukujmy się, takiego Pieska prawie każdy się boi wziąć. Dla mnie w obecnym momencie też jest to trochę ciężkie do wyobrażenia, bo właśnie przechodzę przez żałobę po mojej Perełeczce. Z jednej strony panicznie boję się tego, że musiałabym przechodzić to wszystko po raz drugi, ale jednak z drugiej myślę, że uratowanie chociażby jednego niewinnego, odrzuconego przez innych Pieska warte jest wszystkiego - nawet kolejnych miesięcy płaczu, bólu, rozpaczy, poczucia niesprawiedliwości, niezrozumienia, histerii, izolacji i smutku. Wiem też jednak, że nie potrafiłabym przyczynić się do ponownego przeżywania tego wszystkiego przez moich rodziców - także dopóki nie mam własnej rodziny, nie przygarnę Pupila. Widzę, że Twoja sytuacja była bardzo podobna do Naszej - 4 letni Psiaczek, leczony na inne schorzenia, choroba zbiła w przeciągu miesiąca. Boli szczególnie to, że wszystko potoczyło się tak szybko, a Maluszek powinien mieć jeszcze przed sobą długie lata wspaniałego życia Świat jest bardzo okrutny
-
- Posty:1
- Rejestracja:19 lipca 2012, 10:01
strata ukocanego przyjaciela jest trudna do pogodzenia....Maniek zasnał 8 lat temu a mimo wszystko boli każde wspomnienie...nawet teraz oczy same się szklą....
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości