Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

Elenar

28 sierpnia 2012, 23:36

Nie uleczy mnie to Mario. Moim największym bólem nie jest pustka, którą można by próbować jakoś zapełnić. Nie jest nim zerwanie relacji, której nie można niczym zastąpić. Ja mam 3 inne kochane zwierzaki w domu przecież i miłości zwierzęcej mi nie brakuje. Żadne zwierze nie uleczy moich ran wynikłych ze świadomości i wspomnienia cierpienia mojego kochanego Ślicznusia. Cierpienia i śmierci, których można było uniknąć. Nic nie uleczy mnie z poczucia winy. Nic tez nie zmniejszy tęsknoty za nim. Był jedyny i wyjątkowy, nic i nikt go nie zastąpi.

Nie jestem w stanie teraz kupić Loli towarzyszki. Jestem w trudnej sytuacji życiowej, wciąż nie wiem co mi dolega i mam wizję szpitala w bliskiej przyszłości. Okazuje się również, ze z Lolą muszę się wybrać znowu do weta na pogłębioną diagnostykę, bo odezwały się problemy z układem moczowym. Nie jestem w stanie brać sobie teraz na głowę kłopotu w postaci nowego zwierzaka.

To straszne, ale mam jakieś takie poczucie, ze moje życie się skończyło. Tak bardzo nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić, ze nie wyobrażam sobie dalszego życia w takim cierpieniu.
Elenar

28 sierpnia 2012, 23:49

mariantoru1954 pisze: Dzisiaj w sklepie zoologicznym kupowałam żarcie dla moich kotów i w klatce przy ladzie siedziała szynszyla. Mialam okazję przyjrzec się jej dokładnie. Była albo smutna albo spała. Siedziała cichutko w kąciku i nie zwracala na mnie uwagi, mimo,że byłam bardzo blisko.
Szynszyle w sklepach zoologicznych zwykle bardzo cierpią. To zwierzęta, które powinny mieć zapewniony spokój w dzień, bo właśnie w dzień śpią. A zamiast tego mają tabuny klientów, hałasujące dzieciaki itd - zero poczucia bezpieczeństwa. Szynszyla, która nie może wieczorem wybiegać się i wyskakać, to bardzo nieszczęśliwa i zestresowana szynszyla. Te zwierzęta potrzebują codziennie ogromnej ilości ruchu, a przecież w sklepach nikt im nie organizuje wybiegów. O innych zaniedbaniach sprzedawców i niezaspokojonych potrzebach zwierząt nie wspomnę. Staram się unikać takich miejsc, bo zabrałabym wszystkie takie zwierzęta do domu.
mariantoru1954

28 sierpnia 2012, 23:59

Ja nie miałam na mysli tego,że brakuje Ci zwierząt tylko towarzystwo dla Loli. Jak wiesz stres osłabia układ odpornościowy
i wtedy czepiają się różne choróbska. Kto wie czy Lola wlasnie z tego powodu nie zaczyna chorować.Znam przypadek kotki,która po śmierci właściciela trafiła do fundacji i mimo młodego wieku (2l.) zapadla na nerki, wlasnie wetka powiedziała,że to na tle nerwowym. Ten zmarły wlaściciel wyciągnął ją ze schroniska jako malenkiego kociaka,długo się sobą nie nacieszyli bo on zmarł a jego żona wywaliła kicię do fundacji. Zrobisz jak będziesz chciała. Ja chciałam Ci dobrze doradzić głównie z powodu Loli,jej zdrowia i samopoczucia a przy okazji Ty miałabyś myśli zajęte nowym lokatorem.
Elenar

29 sierpnia 2012, 00:03

Wiem Mario, ze chciałaś dobrze. Z całą pewnością zapewnię Loli towarzystwo. Teraz jestem jednak jak wrak człowieka fizycznie i psychicznie i nie wiem co dalej będzie w moim życiu. Szynszyle rzadko kiedy akceptują się od razu - zwykle potrzeba około miesiąca na to, a czasami to się wcale nie udaje. Okres adaptacji oznacza życie w osobnych klatkach i organizowanie osobnych wybiegów, a także pilnowanie by nie doszło do walki, która może zakończyć się poważnym okaleczeniem lub śmiercią. W obecnej sytuacji nie jestem po prostu w stanie temu podołać.
Elenar

29 sierpnia 2012, 00:36

Moja tabletka już działa, więc muszę się położyć. Spokojnej nocy.
Gość

29 sierpnia 2012, 09:16

riba86 Ja natomiast miałabym OGROMNY żal do ludzi , którym zostawiłaś pieska pod opieką . Przecież pies był na obcym terenie, tęsknił . Mnie jeśli ktoś powierzy opiekę nad swoim zwierzakiem , to bardziej o niego dbam niż o swojego . Nigdy bym nie zostawiła samego na ogrodzie bez opieki . Przecież można go było potrzymać w domu i od czasu do czasu wypuszczać na ogród i pilnować. Przecież Twoja nieobecność nie była długa . Dla mnie tacy ludzie są nieodpowiedzialni i nie można na nich polegać . Gdyby to jeszcze był duży pies , to nie dziwiłabym się , ale taka malizna. Takie jest moje zdanie i taka jestem , że bardziej chucham na obce , niż swoje . Ja na miejscu tych opiekunów miałabym wielkie wyrzuty sumienia .
Elenar

29 sierpnia 2012, 11:31

riba
To wszystko, co się stało z Twoim pieskiem to wyjątkowo nieszczęśliwy splot okoliczności. Tak to już bywa z psami, ze zdarzy im się zwiać z posesji. I nawet nie jest do tego potrzebna tęsknota. Moim własnym psom czasami uda się wymknąć jak wyrzucam śmieci. Pies potrafi nawet podkopać się żeby uciec. Nie musiało dojść od razu do takiej tragedii. Mogło być tak, ze piesek uciekł, ale nic mu się nie stało. Albo nawet uciekł, miał starcie z innym psem, ale wyszedł z tego cało. Tak tez mogło być. Zdarzyło się niestety inaczej. Ty go zostawiłaś tylko na jedną noc pod opieką, a nie wydałaś go na śmierć, więc nie miej do siebie pretensji.
Elenar

29 sierpnia 2012, 14:12

Straszliwą cenę musimy zapłacić za miłość i wrażliwość... Ludziom o kamiennych sercach żyje się zdecydowanie lżej.
ADAaga

29 sierpnia 2012, 20:07

dopiero 3 okropne dni minęły od odejścia TOFIKA mojego skarba bez którego nie umiem żyć i nie mam na to siły. A w dodatku muszę codziennie wstać i iść do pracy a nie mogę przestać płakać, a tabletki nie pomagają. :(
jak czytam niektóre posty i widzę że miały panie możliwość pożegnać się ze swoim pupilem to serce mi pęka bo mój podobnie zgonił na moich oczach pprzezemnie..................
mariantoru1954

29 sierpnia 2012, 21:05

ADAaga pisze:dopiero 3 okropne dni minęły od odejścia TOFIKA mojego skarba bez którego nie umiem żyć i nie mam na to siły. A w dodatku muszę codziennie wstać i iść do pracy a nie mogę przestać płakać, a tabletki nie pomagają. :(
jak czytam niektóre posty i widzę że miały panie możliwość pożegnać się ze swoim pupilem to serce mi pęka bo mój podobnie zgonił na moich oczach pprzezemnie..................
Jesli czujesz się na siłach to może zdradzisz więcej szczegółów na temat swojego pupila, czy to był piesek czy kotek, dlaczego obwiniasz siebie za jego smierć. Jak będziemy znać więcej szczegółów to będzie mozna odnieść się do konkretnego przypadku i skomentowanie w postaci pocieszenia. Póki co współczuję!
Jasza
Posty:2
Rejestracja:12 maja 2010, 13:57

30 sierpnia 2012, 12:14

Na pustkę po stracie przyjaciela - jedynym panaceum jest uratowanie kolejnego i przygarniecie go do swojego domu i serca.
Elenar

30 sierpnia 2012, 12:38

Kochani, rozmawiałam właśnie z weterynarz prowadzącą moje szylki. Wreszcie zdobyłam się na to... Podważyła diagnozę weterynarza, ze jakoby to gazy wydzielane przez bakterie gnilne były przyczyną wzdęcia. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie i ona orzekła, ze to musiał być skręt żołądka... Prawdopodobnie w piątek w nocy kiedy odzyskał siły i apetyt najadł się za dużo...

Dziwnie się teraz czuję. Bo to oznacza, ze szybka interwencja chirurgiczna uratowałaby mu życie wtedy w niedzielę...
riba86

30 sierpnia 2012, 14:51

dziękuję Wam kochani za wsparcie..cały czas się zastanawiam nad pojechaniem do schroniska i przygarnięciem małej istotki..tylko to tak cholernie boli :( mama już nie traktuje mnie jak kiedyś..nie rozmawia ze mną jak kiedyś..to straszne uczucie..poczucia winy;(( widze jak na mnie patrzy :(( bo przeciez to ja go tam zawoziłam..to był mój pomysł ;o((( najgorszy w życiu jaki mogłam podjąć:( a tym ludziom którym powierzyłam opiękę...mam straszne wyrzuty..:( najgrosze jest to, że to byli rodzice mojego chłopaka ;(( i nie moge ich teraz odtrącic..wiem, że bardzo lubili mojego psiaka i krzywdy by mu nie zrobili..chwila nie uwagi..drzwi się otworzyły i sunia uciekła ;(((...nie ma na to wytłumaczenia..jak się powierze kogoś w opiękę to się robi naprawdę wszystko, żeby tej osobie/zwierzaczkowi nic się złego nie stało:(
Boli jak cholera i nawet nie mam chęci z nimi rozmawiac..mimo iż tam przyjeżdżam..:( a co do adopcji pieska to nie wiem co by na to moi rodzice..tego się obawiam najbardziej :( ale koleeżanka podsunęła mi pomysł, żeby psiaka przygarnęła włożyła do kartonika z przyklejona kartką "przygarnij mnie" i podstawiła rodzicom pod drzwi..zadzwoniła na dzwonek i uciekła...co Wy sądzicie o takim pomyśle? tu naprawdę jest tak cicho w tym domu, że jakby świat stanął w miejscu :o(smutne bardzo smutne:(
mariantoru1954

30 sierpnia 2012, 17:38

Riba, adopcja psiaka ze schroniska to bardzo odpowiedzialna decyzja. To nie buty ,ktore w razie gdy nie pasuja możesz bez problemu zwrócić do sklepu. Uważam,że powinnaś szczerze porozmawiać z rodzicami i to powinna być Wasza wspólna decyzja. Jesli rodzice zgodzą się na adopcję to powinniście razem udać się do schronu i wybrać psiaka.Gdybyś podrzuciła psiaka pod drzwi a rodzice się nie zgodzili, to zwrot psiaka do schronu byłby dla niego traumatycznym przeżyciem. Ja pamiętam jak bralam ze schronu moją 3.mieś.sunię. Kierownik z trudem ją wyjął z boksu,tak piszczala i wyrywala się, bo nie wiedziała czego on od niej chce.Posadził ją na takiej wysokiej skrzyni, staliśmy z mężem i córka obok i rozmawialiśmy. Nie byłam do końca zdecydowana.Gdy facet probował ją wziąć na ręce z zamiarem odstawienia do boksu, ona wyrwala mu się, przytuliła się do mnie i wcisnęła się pod pachę. Spojrzalam na córkę, ona w bek, ja też się popłakałam, mąż skapitulował. Było oczywiste,że sunia opuszcza schron z nami. Dopełniliśmy formalności i w taryfę do domu.Wyobraż sobie gdybym jej nie wzięła,co ona by czuła, już widocznie wyczuła w nas szansę na wydostanie się z niewoli, a ja też nie nie moglabym zapomnieć jej reakcji i jestem pewna,że i tak bym po nią wrociła. Dlatego proszę Cię, ustal to z rodzicami,żeby psiak nie był zawiedziony.A co do rodziców chłopaka, to faktycznie trochę glupia sprawa.MOżesz mieć tzw. mieszane uczucia, bo oni z pewnością świadomie nie chcieli skrzywdzić Twojego pieska, z drugiej strony( ktoś już wyżej to napisał),że to co nie nasze pilnujemy bardziej niż swoje.Jest jeszcze taka opcja,że nie musieli zgadzać się na opiekę nad Twoim pupilem a zgadzając się wyświadczyli Ci "przysługę"-tak myślałaś TY i oni. No ale zdarzyła się nieprzewidziana sytuacja i nie wiadomo jak z tego wybrnąć.Ale jak już Ania wyżej wspominała, wypadki się zdarzają i nie potrafimy ich przewidzieć.
mariantoru1954

30 sierpnia 2012, 17:44

Elenar pisze:Kochani, rozmawiałam właśnie z weterynarz prowadzącą moje szylki. Wreszcie zdobyłam się na to... Podważyła diagnozę weterynarza, ze jakoby to gazy wydzielane przez bakterie gnilne były przyczyną wzdęcia. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie i ona orzekła, ze to musiał być skręt żołądka... Prawdopodobnie w piątek w nocy kiedy odzyskał siły i apetyt najadł się za dużo...

Dziwnie się teraz czuję. Bo to oznacza, ze szybka interwencja chirurgiczna uratowałaby mu życie wtedy w niedzielę...
Elenar, myslę,że nowa diagnoza i tak nie przyniosla Ci ulgi bo tak czy inaczej Pimpusia nie uratowano. Jedno jest pewne, co byś nie ustaliła to i tak jemu to życia nie zwroci . TY niepotrzebnie zadręczasz się tym, i tak nic już się nie da zmienic.Smutne to ale nie było widocznie ratunku.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 51 gości