Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

misiek64
Posty:4
Rejestracja:17 stycznia 2013, 17:45

18 stycznia 2013, 01:28

kupic nowego
Gość

18 stycznia 2013, 02:30

misiek64 pisze:kupic nowego

Nie kupić tylko adoptować ze " schronu".
AsiA2000
Posty:1
Rejestracja:25 stycznia 2013, 23:00

25 stycznia 2013, 23:07

Człowiek traci najwspanialszego przyjaciela na świecei,najjasniejszy klejnocik w naszym ponurym życiu...
Zyją tak krótko a dają prze swoje króciutkie życie tak wiele! Nie można sobie niestety z ty poradzić.... :(
monicaa

05 lutego 2013, 08:30

Oj a co tak ciuchutko na forum? Mam nadzieję, że to dlatego, ze wszyscy uporaliście się z tym najgorszym początkowym uczuciem niezrozumienia i żalu...w ciągu jednej nocy pochłonęłam wszystkie strony Waszych historii, moja jest równie tragiczna jak Wasza a ból równie wielki. Pozdrawiam wszytskich forumowiczów o wielkich sercach.
lostintube

05 lutego 2013, 12:25

Wczoraj po 12 latach straciłam Maszę. Mam 25 lat więc była ze mną prawie połowę dotychczasowego życia. Kochałam tego psa całym sercem i kocham nadal, chociaż jeszcze do mnie nie dociera, że już nigdy jej nie pogłaskam, nigdy nie przytulę tego 50kg cielska, które widziałam codziennie, codziennie do niej mówiłam i codziennie ją widziałam kiedy pół dnia siedziała z nami wszystkimi w pokoju.

Mam wyrwane serce i każda myśl o niej powoduje, że oczy mam mokre. z tym nie da się pogodzić. To śmierć członka rodziny i żałoba. Już tęsknie i jest mi ciężko, cholernie ciężko, bo wszystko będzie mi się już kojarzyć z Maszką. Cała rodzina płacze. I tego uczucia nie da się odstawić na bok. A już na pewno nie odstawię tej miłości do ukochanego przyjaciela. Musi istnieć psia dusza i tak to sobie tłumaczę, bo nie ma stworzeń lepszych niż psy.

Godzenie się z myślą, że jej nie będzie jest straszne. Całej nocy nie przespałam, ale ona gdzieś jest. Gdzieś gdzie jest szczęśliwa.
monicaa

05 lutego 2013, 12:33

lostintube dokładnie wiem co przeżywasz Ty i Twoi bliscy. Masza była członkiem Waszej rodziny, dzieliła Wasze radości i smutki (pewnie jak i mój psiak też 50 kg futrzak :) nie lubiła Twoich łez). Do mnie nie dociera, że jego już nie zobaczę, nie wierzę, że nie zobaczymy istot, które tak bardzo się kochają. Dlatego na pewno i Twoja Masza i mój psiak razem biegają, tam pewnie czas płynie szybciej niż tutaj, więc długo nie będą za nami tęsknić i wkrótce się spotkamy. Przytulam cieplutko Ciebie i całą Twoją rodzinę i uśmiecham się do Twojej Maszy, która jest pewnie bliżej niż myslisz.
lostintube

05 lutego 2013, 13:18

monicaa dziękuje za wsparcie, chyba takie pisanie i kontakt z kimś, kto przeżył podobną traumę jest potrzebne. Z całego serca wierzę, że nasze psy są gdzieś gdzie są szczęśliwe i że kiedyś się z nimi jeszcze zobaczymy. Łzy mi płyną jak o tym myślę, ale staram się pocieszać myśląc, że miała naprawdę dobre i szczęśliwe życie i że wszyscy ją bardzo kochaliśmy.
monicaa

05 lutego 2013, 13:29

Na pewno są bezpieczne i szczęsliwe. Przeczytałam wszystkie posty zawarte w tym wątku i wiem, ze najlepiej jest czymś się zająć, ale to bardzo trudne, aczkolwiek staram się (od niedzieli) nie zapędzić się w błędne koło płaczu i zgryzoty. Jest niezmiernie ciężko na duszy i strasznie pusto i smutno. Mam nadzieję, że każdy dzień będzie nam przynosił ukojenie i dawał dowody na to, że są blisko nas te nasze futrzaczki i pilnują naszych domów.
lostintube

05 lutego 2013, 14:07

monicaa ja podobnie, specjalnie dziś poszlam do pracy i nie brałam urlopu, żeby się zająć, chociaż jest ciężko. Staram się cał czas coś robić, ale co jakiś czas łzy same się toczą do oczu. Jestem już wykońćzona bo całą noc nie spałam, ale boje się, że dziś wieczorem znowu będę miała problem z zaśnięciem. Z resztą to egoizm, bo wszyscy domownicy są przybici. Mama w nocy spała w pokoju, w którym zwykle spała Masza i płakała. Nawet koty są nieswoje. Nie wiem ile trwa żałoba, choć z wykształcenia jestem socjologiem i psychologii z teoriami kryzysów , napięć i stresów przerabiałam masę. Nic nie znaczy ta teoria w obliczu sytuacji, któa dotyka nas bezpośrednio. Ale musimy się podnieść z tego, żeby móc kiedyś myśleć o naszych przyjaciołach z uśmiechem na twarzy i patrzeć na ich zdjęcia bez tak dużego żalu.
monicaa

05 lutego 2013, 14:35

To trzymam kciuki w takim razie za parę spokojnych przespanych godzin dziś wieczór zarówno u Ciebie jak i u mnie. Mi również żmudnie idzie praca, ale to może dlatego że pracuję w domu, normalnie nie mam problemów z koncentracją i cieszę się, że nikt nade mną nie stoi, ale od wcozraj nie umiem połączyć myśli o psiaku i tłumaczenia umowy :/ w razie jakiegoś większego kryzysu (mam nadzieję, ze jednak uda Wam się dziś troszkę odpocząć) to cały czas mam gdzieś w zakładkach otwrzoną stronę to pisz śmiało. Ja również mam wsparcie w rodzinie i u faceta, ale jakoś pomaga mi takie zjednoczenie się i wylewanie swoich emocji na ekran (co jest dziwne, bo generalnie nie należę do osób, którzy cierpią na biegunkę słowną jeśli chodzi o opowieści ze swojego życia :)). Trzymaj się cieplutko!
ania05

05 lutego 2013, 20:58

Witam nowe osoby .....jeśli czytałyście od początku temat to wiecie że już chyba nic nie można dopowiedzieć .Wszyscy czujemy się tak samo po stracie naszych przyjaciół ,szukamy rozwiązania którego nie ma ,jedynie czas może zagłuszyć naszą tęsknotę i wiara w to że gdzieś ,kiedyś .....
monicaa

05 lutego 2013, 22:17

Witaj Aniu, Twoją historię przeczytałam ze łzą w oku, a Twoje rady, których wcześniej udzieliłaś innym smutaskom wzięłam sobie do serca, bo są uniwersalne i tyczą się każdego futrzanego przypadku. Ta wiara, o której mówisz, ze gdzieś i kiedyś, to chyba najbardziej pomaga. Staram się nie słuchać słów, które często słyszę, że to bajka co do Tęczowego Mostu czy ewentualnego ponownego spotkania, że jestem jak dziecko, że to tylko pies...Dobrej nocki życzę Tobie i wszystkim zafiskowanym na punkcie swoich zwierzaków :)
lostintube

06 lutego 2013, 08:56

Nie wiem czy to czytaliście, ale trochę mi pomaga ta przypowieść:

wnego razu Pan Bóg przechadzał się po Rajskim Ogrodzie. Nagle za krzaka wyszedł Diabeł:
- Słyszałem, że stworzyłeś człowieka... - zagadnął Szatan.
- Tak, już żyje na Ziemi. Może mieć partnera i dzieci, na razie uczy się rozpalać ogień i budować miejsce na nocleg, ale za tysiące lat będzie władcą całego globu.
- I co z tego - prychnął Diabeł- nawet za te tysiące lat i tak będzie SAMOTNY.
Zasępił się Pan Bóg, podrapał w długą, siwą brodę i powiedział:
- Więc stworzę mu przyjaciela! Wybiorę jedno ze zwierząt, które uczyniłem, aby go strzegło i było mu poddane, ale jednocześnie oddało mu całe swoje serce.
- To niemożliwe! - Diabeł się roześmiał i gdzieś przepadł. Pan Bóg natomiast zwołał zwierzęta z każdego gatunku i wybrał PSA.

- Odtąd będziesz ogrzewał człowieka swoim ciepłem, uspokajał spojrzeniem, kochał z całego serca, nawet, kiedy on Cię znienawidzi.
- Dobrze - odparł dobry pies.
- Chociaż będziesz musiał znosić wszystkie upokorzenia, staniesz się też jego najlepszym przyjacielem. To bardzo zaszczytna rola.
Niestety Twoje serce będzie musiało bić dwa razy szybciej i nie będziesz mógł żyć długo - najwyżej 15 - 20 lat.
- Ale powiedz mi, czy człowiek nie będzie cierpiał, gdy odejdę do Ciebie?
- Właśnie o to chodzi.
- Jak to? - zdumiał się pies.
- Będzie cierpiał i będzie wiele dni nie utulony w bólu. Ale to Ty nauczysz go odchodzenia i przemijania, Ty nauczysz go kochać i odchodząc zostawisz wielką miłość w jego sercu.
Jesteś aniołem, którego powołałem, aby niósł radość i nadzieję, ale także uczył wiecznego prawa przemijania, aby ludzie wierzyli, że po ich życiu, jest życie TUTAJ. Kiedy to zrozumieją, nie będą płakać, bo będą wiedzieć, że spotkają Ciebie znów.

-----------------------------------------------------------------------------------

I w ten sposób Pies stał się aniołem, który przybrał skórę zwierzęcia i trafił na ziemię, aby uczyć Człowieka miłości, wierności i przyjaźni, ale także przemijania. Nauczyć, że jest TU i TERAZ, ale także TAM i POTEM. Odchodząc zostawia ból i pustkę, ale także nadzieję na to, że znowu go spotkamy.




Staram się ogarnąć, wczoraj wykorzystałam popołudnie na porządny płacz i to naprawdę pomaga, chciałabym też nasunąć rodzicom pomysł, żeby w przyszłości rozważyć adopcję psa ze schroniska. choć teraz jeszcze za wcześnie i czuję, że to jakby wbrew Maszy... Poza tym sama za kilka miesięcy wyprowadzam się i to nigdy już nie będzie mój pies, ale mimo wszystko w naszym domu odkąt pamiętam było futro i bez niego to nie to samo. Maszy nic nie zastąpi, jej charakteru, jej zachowań. Teraz czekam na moment, gdy będę miała w sobie siłę, żeby móc wybrać jakieś z jej zdjęć i wstawić je w ramkę. Teraz za bardzo jeszcze boli.
monicaa

06 lutego 2013, 09:25

Tak znam te przypowiastkę, wlewa do serca dużo ciepła i nadzieji. Ja wewnętrznie czuje, ze to nie koniec, że kiedyś się spotkamy, ze gdzies on jest...nie chcę przeciągac wypowiedzi i zanudzać, ale podobnie czułam w grudniu, gdy mój pies zaginął. Nie będę wnikać w szczegóły, powiem tylko, że było slisko, istna szklanka, jakas suczka i ostre pociagniecie, tata wyladowal na ziemi, a psiak pognal za suczka. I...zapadl sie pod ziemie.Na 2 tygodnie. Pewnie zapytacie dlaczego nie wrócił, bo psy wracają, zwłaszcza, że on był taki wilczurkowaty,wiec instynkt powienien miec a trase spaceru znal a pamieć od 8 lat. Dobrzey ludzie, którzy chcieli pomóc, złapali smycz i przypieli go do poczty w srodku budynku (tata gdy czesto zagladal na poczte po sprawunki jakies przypinal go tam). Nikt go w budynku nie szukał, tata chodził w oolicach zaginiecie a wlasciwie ucieczki. Zaczeła sie akcja:plakatowanie, w ciagu tylko pierwszych 3 dni zrobilismy samochodem 800 km po miescie i okolicach ( a rodzice nie mieszkaja w duzym miescie - takim do 75 000 mieszkancow), ogloszenia w gazetach, na autobusach, w telewizji, nagroda 1000 zł (jako zachęta, żeby bardzie się rozglądać) a uwierzcie mi, że ludzie chieli własne psy oddawać, wysyłali zdjecia psiaków 20 kg twierdząć, ze to moj, codzienne tel do lecznicy gdzie zwierzeta złapane w miescie są na kwarantannie zanim wyjadą do schroniska, kontakt ze służbami odpowiedzialnymi za utylizację. Po prostu zapadł się pod ziemię...Ludzie wokół mnie powoli tracili nadzieję, a ja czułam i obiecywałam mojemu psiakowi, ze go odnajde. Czułam, ze gdzies jest i czeka. W czasie jednych z tras plakatowania, dostalam informację, ze jakiegos duzego psa wiozą służby do utylizacji. Latałam po urzedach, nikt nie wiedział i nikt nie slyszal. W koncu jedna pani z urzedu odpowiedzialna za psy złapalne i oddane na kwarantanne do schroniska zmusiła mnie do obejrzenia zdjec psiaków. Broniłam się, ze to strata czasu bo lekarz z lecznicy mówił, że od 2 tyg żadnego psa nie dostali. Pierwsze zdjęcia a tu moja mordka smutna za kratami. I informacja, ze dzien wczesniej zostal wywieziony do schroniska pod Kraków (tam psiaki były wted wywozone,teraz od 2 tyg mamy w miescie schronisko). Wiec ja w samochod 400 km i.. wrocilismy razem. Moze dlatego tak to bardzo boli, bo tak o niego walczylam. Alee nie o tym chciałam tutaj pisać, nie dlaczego tak się teraz okropnie czuję, ani nie o lekarzu, który ma podpisana umowe z urzedem miasta i za kazdego spiaka dostaje pieniadze za kazdy dzien, lacznie z moim wywieziono 5 psiaków (hmmm, skoro przez 2 tyg nie było zadnego to w takim razie w ciagu jednej nocy wszystkie trafily do lecznicy, tylko wtedy nie przeszlyby kwarantanny, bo nastepnego dnia wyjechaly). Ale nie o tym chciałam pisać, tak jak wtedy czułam, ze to nie koniec, a uwierzcie mi wszyscy wokół (oprocz mojej rodziny) załamali już rece mówili, ze nie ma szans. Ja raczej cięzko stapam po ziemii, nie jestem jakos zbytnio wyegzaltowana, moje przeczucia bardzo czesto (zeby nie powiedziec zawsze :) ) się sprawdzały. Tutaj też wierzę, myślę i czuję, że ta sytuacja jest przejściowa. Nie wierzę, ze tak ogromna milość i przyjaźń może sie ot tak skonczyć. Miłego pracowania wszystkim forumowiczom :) Troszkę się rozpisałam, a i przepraszam za brak polskich znaków, ale niestety zboczenie zawodowe, czasem o nich pamietam, ale jak dluzsza wypowiedz i duzo chce powiedziec to zapominam.
lostintube

06 lutego 2013, 10:36

Wiesz, za każdą dodatkową chwilę byśmy walczyły i myślę, że nasze zwierzaki to czuły albo - mam nadzieję - czują:) Bo ja mimo, że jej nie widzę to czuję jej obecność, czuję że gdzieś jest obok, fiksuje już nawet tak, że wydaje mi się, że słyszę ją. Później wychodzę z pokoju i czuję żal. Ale mój Piotrek mi powiedział 'teraz Maszka będzie spać z Tobą w łóżku i nie będziesz jej wyganiać':). Gdzieś tam się spotkamy wszyscy. Tak musi być.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości