Biodro może boli od zastania? Nie wiem.
A wyspać się nie mogę, bo ciągle ktoś mnie budzi albo wstawać już trzeba.
Psy nie są zazdrosne, ona chce zwrócić na siebie uwagę, ale to nie zazdrość w ludzkim pojęciu. Z Tarzanem było tak, że ujadała na niego a w momencie, gdy przejęłam jego smycz momentalnie się uspokoiła. Kota też ja przyniosłam, ja po nią poszłam i przyniosłam na rękach. Może poproszę o pomoc kuzynkę, zobaczymy. Teraz nie mam na nic siły. i jak już jestem przy Tarzanie.... wczoraj odszedł, 11 października skończyłby 17 lat.
Takie tam różniaste sprawy
Czyj to piesek, szkoda ale wiesz nie każdy ma szanse na tak długie życie ... chciałabym aby Bazyl tyle żył i to bardzo a Bazylian pewnie nie czytałaś w poprzedni poniedziałek zachorował na babesziozę a był przecież zabezpieczony Foresto. Codziennie po kilka kleszczy się go czepia.
Kiedy byłam dzieckiem nie pozwalano mi w domu mieć psa, a bardzo go pragnęłam. W końcu mój ojciec z babcią uległ i się zgodzili (ja mieszkałam z matką i babcią). Pamiętam, że był listopad, sobota. Padał deszcz a ja z matką i babcią (od str ojca) ruszyliśmy w daleką podróż do schroniska. Myślałam, że minie wieczność zanim tam dojedziemy, ale w końcu moim oczom ukazało się schronisko a uszom donośne szczekanie setek psów. Obeszliśmy boksy, mama kręciła nosem. Jeden z pracowników poinstruował nas żebyśmy poszły do weta przy wejściu i zapytały się o szczeniaki na kwarantannie, bo dzisiaj jakieś przywieziono. Pani doktor powiedziała, że są dwa szczeniaki, ich matka jest cocker spanielem. Sunia i piesek. Przywieziono je z samego rana. Wyniesiono małą czarną kluseczkę i jak mi ją podano to już im jej nie oddałam. Tak Tarzan wrócił z nami do domu.
Wiele przeszedł np jako szczeniak zjadł naftalinę. Razem z nim się pochorowałam z przejęcia, potem, gdy miał 3 miesiące po asfalcie przeciągnął go doberman i od tamtej pory ta rasa stała się jego wrogiem nr 1. Godzinami potrafił grać na piszczałce, zazwyczaj jak mój ojciec coś oglądał. Kradł mi ciastka albo lody kiedy się odwróciłam. Wył do karetek i straży pożarnej. Szybko się uczył sztuczek a potem komend, uwielbiał nasze prowizoryczne agillity i nielegalne wypady na pole, gdzie oddawał się pasji tropienia bażantów. To były wspaniałe lata.
Przy Marcinie nauczył się akceptować małe dzieci, bo ich nie lubił od momentu jak mu małe dziecko samochodem przejechało po ogonie. Już jako staruszek uprawiał czynną asystę przy posiłkach Marcina.
Wcześniej z góry założono, że u mnie być nie może z powodu sąsiadów, z czasem udowodniłam im, że to bzdura. Niuniek był ze mną i Sheną (suka go wielbiła), musiał wrócić do babci, bo ja pod koniec ciąży nie dawałam już sobie rady. Chciałam go z powrotem, ale zasługiwał na spokojne życie, a nie na Marcina non stop.
Przez całe życie słuchał tylko mnie, tylko mnie pozwalał się wyczesać... to był mój pierwszy przyjaciel.
Mam nadzieję, że razem z Sheną biegają po wieczne zielonych łąkach, bez chorób, bez ograniczeń. Wolni.
Co z tą babeszjozą?
Wiele przeszedł np jako szczeniak zjadł naftalinę. Razem z nim się pochorowałam z przejęcia, potem, gdy miał 3 miesiące po asfalcie przeciągnął go doberman i od tamtej pory ta rasa stała się jego wrogiem nr 1. Godzinami potrafił grać na piszczałce, zazwyczaj jak mój ojciec coś oglądał. Kradł mi ciastka albo lody kiedy się odwróciłam. Wył do karetek i straży pożarnej. Szybko się uczył sztuczek a potem komend, uwielbiał nasze prowizoryczne agillity i nielegalne wypady na pole, gdzie oddawał się pasji tropienia bażantów. To były wspaniałe lata.
Przy Marcinie nauczył się akceptować małe dzieci, bo ich nie lubił od momentu jak mu małe dziecko samochodem przejechało po ogonie. Już jako staruszek uprawiał czynną asystę przy posiłkach Marcina.
Wcześniej z góry założono, że u mnie być nie może z powodu sąsiadów, z czasem udowodniłam im, że to bzdura. Niuniek był ze mną i Sheną (suka go wielbiła), musiał wrócić do babci, bo ja pod koniec ciąży nie dawałam już sobie rady. Chciałam go z powrotem, ale zasługiwał na spokojne życie, a nie na Marcina non stop.
Przez całe życie słuchał tylko mnie, tylko mnie pozwalał się wyczesać... to był mój pierwszy przyjaciel.
Mam nadzieję, że razem z Sheną biegają po wieczne zielonych łąkach, bez chorób, bez ograniczeń. Wolni.
Co z tą babeszjozą?
Seiti, współczuję to był Twój piesiol teraz za TM jest mu już dobrze, tyle lat psiego życia od razy trafił w dobre ręce każdemu życzyć takiej opieki i domu. Bazyl miał praktycznie bezobjawową babeszię w poniedziałek pojechałam z nim do Lublina na wyniki krwi, przebadana została krew na hormony trzustki, próby wątrobowe podstawowa analiza oraz kał na pasożyty i mocz.
W sumie wyniki wyszły nieźle tzn. trzustka i wątroba super, natomiast analiza moczu słaba zapalenie nerek od babesziozy, anemia pierwotniak już nieźle namieszał we krwi. Bazyl w poniedziałek u veta w Lublinie był przebadany zresztą w piątek byłam z nim u naszego veta i nie było żadnych objawów, no może jedynie przedłużająca się śluzowa biegunka stąd przypuszczenia, że to problem z trzustką. Ręce mi opadły, od razu Bazyl miał podany Imizol od pierwotniaka i antybiotyk na nerki ale wiesz co potrafi babeszią zrobić z psem. Zresztą on jest po poważnych zabiegach a tu jeszcze takie coś, .... . Już jest lepiej, nie ma biegunek, bierze probiotyk, je gotowane mięcho z warzywami i ryżem tylko chudy biedaczek za szczupły ale ja już nie wiem co z nim robić. Powtórne badania za trzy tygodnie.
W sumie wyniki wyszły nieźle tzn. trzustka i wątroba super, natomiast analiza moczu słaba zapalenie nerek od babesziozy, anemia pierwotniak już nieźle namieszał we krwi. Bazyl w poniedziałek u veta w Lublinie był przebadany zresztą w piątek byłam z nim u naszego veta i nie było żadnych objawów, no może jedynie przedłużająca się śluzowa biegunka stąd przypuszczenia, że to problem z trzustką. Ręce mi opadły, od razu Bazyl miał podany Imizol od pierwotniaka i antybiotyk na nerki ale wiesz co potrafi babeszią zrobić z psem. Zresztą on jest po poważnych zabiegach a tu jeszcze takie coś, .... . Już jest lepiej, nie ma biegunek, bierze probiotyk, je gotowane mięcho z warzywami i ryżem tylko chudy biedaczek za szczupły ale ja już nie wiem co z nim robić. Powtórne badania za trzy tygodnie.
14.10 wyszedł zły wynik KTG więc dostałam skierowanie do szpitala, ale drugi zapis wyszedł lepiej i doktorowa pozwoliła mi jechać 15 ze wszystkimi rzeczami.
15.10 KTG złe, USG złe- ilość wód spadła, podejrzenie hipotrofii, ogólnie stan zagrożenia życia. Ciążę zakończono przez cesarskie cięcie, o 20:38 na świat przyszedł Mikołaj. Zdrowy.
15.10 KTG złe, USG złe- ilość wód spadła, podejrzenie hipotrofii, ogólnie stan zagrożenia życia. Ciążę zakończono przez cesarskie cięcie, o 20:38 na świat przyszedł Mikołaj. Zdrowy.
Witam, jestem nowym uczestnikiem forum. Czytanie przede mna Waszych dyskusji na długie wieczory...
Ciąg dalszy lekarzy... byłoby zbyt pięknie, gdyby po ciąży nie było "ale".
Położna w 2 tyg. życia Mikołaja kazała jechać go zważyć. Uznała, że nie przybiera na wadze. Ok, pojechaliśmy, przybrał ok 300 g od wagi, jaką miał przy wyjściu. Doktorowa jednak przyczepiła się do jego żółtości. Stwierdziła, że jest bardziej żółty niż wtedy, kiedy go widziała. Skierowanie do szpitala, żeby na izbie zbadali mu poziom bilirubiny. Od razu z poradni pojechaliśmy do szpitala. Mieliśmy farta, jak się później okazało, i zbyt dużo dzieci nie było (izba plus SOR). Obejrzeli go, pobrali krew i ponad godzinka czekania za wynikiem. Lekarz uznał, że jest to wynik, z którym dzieci są wypuszczane do domów i oni nic z tym nie zrobią. Kontrola w poniedziałek (3.11.). Zapytałam się gdzie ta kontrola, kazano nam przyjechać do nich.( w domu byliśmy po 18) Jedziemy w pn i co? Jak to do nich, oni nie robią kontroli, do poradni powinniśmy iść. Na usta cisnęły nam się bardzo niecenzuralne słowa, ale zdani na ich łaskę, nie wybuchliśmy. Czekamy godzinę, żeby wejść do pediatry i nic. Zostaliśmy zapomniani. Do mnie rozbrzmiał telefon i podczas rozmowy patrzę, że Arek zerwał się i leci do jakiejś kobitki. Przyglądam się i wiem, że skądś ją znam... pewnie jakaś ciotka. Była to żona Arka chrzestnego, która tam pracuje. Momentalnie się nami zainteresowano, pobrano małemu krew bez czekania do pediatry! Nie można było tego zrobić godzinę wcześniej, tylko siedzieliśmy z noworodkiem w skupisku zarazków, wśród chorych dzieci. Znowu godzinka czekania na wynik. Poszliśmy poszukać jakiegoś ustronnego miejsca. Czas jakoś zleciał na karmieniu, przewijaniu. Gdy wróciliśmy na izbę z ciotką się pogadało i dostaliśmy przy okazji olśnienia. Okazało się, że u Arka w rodzinie kilka osób ma podwyższoną bilirubinę, w tym sam Arek. Kiedy już weszliśmy do pediatry i wysłuchałam zaleceń m.in. karmienie mieszane i dopajanie glukozą, którą wcześniej zaleciła położna, ale lekarz z poprzedniej wizyty, nie kazał podawać, wspomniałam o tym rodzinnym problemie i tym sposobem wylądowaliśmy w poradni patologii noworodka... dzięki cioci wizyta 14. Wczoraj okulista i 27 USG bioderek- prywatnie, bo terminów na ten rok nie ma. Ręce, nogi i skarpetki opadają.
Położna w 2 tyg. życia Mikołaja kazała jechać go zważyć. Uznała, że nie przybiera na wadze. Ok, pojechaliśmy, przybrał ok 300 g od wagi, jaką miał przy wyjściu. Doktorowa jednak przyczepiła się do jego żółtości. Stwierdziła, że jest bardziej żółty niż wtedy, kiedy go widziała. Skierowanie do szpitala, żeby na izbie zbadali mu poziom bilirubiny. Od razu z poradni pojechaliśmy do szpitala. Mieliśmy farta, jak się później okazało, i zbyt dużo dzieci nie było (izba plus SOR). Obejrzeli go, pobrali krew i ponad godzinka czekania za wynikiem. Lekarz uznał, że jest to wynik, z którym dzieci są wypuszczane do domów i oni nic z tym nie zrobią. Kontrola w poniedziałek (3.11.). Zapytałam się gdzie ta kontrola, kazano nam przyjechać do nich.( w domu byliśmy po 18) Jedziemy w pn i co? Jak to do nich, oni nie robią kontroli, do poradni powinniśmy iść. Na usta cisnęły nam się bardzo niecenzuralne słowa, ale zdani na ich łaskę, nie wybuchliśmy. Czekamy godzinę, żeby wejść do pediatry i nic. Zostaliśmy zapomniani. Do mnie rozbrzmiał telefon i podczas rozmowy patrzę, że Arek zerwał się i leci do jakiejś kobitki. Przyglądam się i wiem, że skądś ją znam... pewnie jakaś ciotka. Była to żona Arka chrzestnego, która tam pracuje. Momentalnie się nami zainteresowano, pobrano małemu krew bez czekania do pediatry! Nie można było tego zrobić godzinę wcześniej, tylko siedzieliśmy z noworodkiem w skupisku zarazków, wśród chorych dzieci. Znowu godzinka czekania na wynik. Poszliśmy poszukać jakiegoś ustronnego miejsca. Czas jakoś zleciał na karmieniu, przewijaniu. Gdy wróciliśmy na izbę z ciotką się pogadało i dostaliśmy przy okazji olśnienia. Okazało się, że u Arka w rodzinie kilka osób ma podwyższoną bilirubinę, w tym sam Arek. Kiedy już weszliśmy do pediatry i wysłuchałam zaleceń m.in. karmienie mieszane i dopajanie glukozą, którą wcześniej zaleciła położna, ale lekarz z poprzedniej wizyty, nie kazał podawać, wspomniałam o tym rodzinnym problemie i tym sposobem wylądowaliśmy w poradni patologii noworodka... dzięki cioci wizyta 14. Wczoraj okulista i 27 USG bioderek- prywatnie, bo terminów na ten rok nie ma. Ręce, nogi i skarpetki opadają.
Droga Koleżanko,
cóż powiedzieć? Taką mamy służbę zdrowia
Pognają człowieka po mieście, od gabinetu, do gabinetu. Podniosą ciśnienie...
Wyślą na kolejne ( najlepiej płatne) badania...
W tym kraju lepiej się nie rodzić, nie chorować.
Tak czy owak: trzymajcie się. Mikołaju: bądź zdrów, Seiti: duzo wytrwałości.
Pozdrawiam
cóż powiedzieć? Taką mamy służbę zdrowia
Pognają człowieka po mieście, od gabinetu, do gabinetu. Podniosą ciśnienie...
Wyślą na kolejne ( najlepiej płatne) badania...
W tym kraju lepiej się nie rodzić, nie chorować.
Tak czy owak: trzymajcie się. Mikołaju: bądź zdrów, Seiti: duzo wytrwałości.
Pozdrawiam
Witam,
Mój 9-letni pies miał usuwany kamień nazębny i niestety zostały mu usunięte dwa trzonowce. Lekarz zalecił dziesięciodniową kuracje antybiotykową. Dzisiaj mija tydzień od podanej pierwszej dawki antybiotyku. Zastanawiam się czy powinnam przerwać dalszą terapie antybiotykową. Pies zachowuje się normalnie, je wszystko (zarówno to co ma w misce, jak i to co zdoła ukraść z kuchni;) ). Dodam jeszcze tylko, dla mojego psiaka większym stresem jest sama wizyta u weterynarza niż ten zastrzyk (tylko zastrzyk kosztuje mnie 70 zł, a my tu mamy święta za pasem i nadejście na świat nowego członka rodziny).
Powiedzcie proszę co wy byście zrobili na moim miejscu, przerwali kuracje po 7 dniach czy pociągnęli ją do końca?
Pozdrawiam
Mój 9-letni pies miał usuwany kamień nazębny i niestety zostały mu usunięte dwa trzonowce. Lekarz zalecił dziesięciodniową kuracje antybiotykową. Dzisiaj mija tydzień od podanej pierwszej dawki antybiotyku. Zastanawiam się czy powinnam przerwać dalszą terapie antybiotykową. Pies zachowuje się normalnie, je wszystko (zarówno to co ma w misce, jak i to co zdoła ukraść z kuchni;) ). Dodam jeszcze tylko, dla mojego psiaka większym stresem jest sama wizyta u weterynarza niż ten zastrzyk (tylko zastrzyk kosztuje mnie 70 zł, a my tu mamy święta za pasem i nadejście na świat nowego członka rodziny).
Powiedzcie proszę co wy byście zrobili na moim miejscu, przerwali kuracje po 7 dniach czy pociągnęli ją do końca?
Pozdrawiam
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 38 gości