Jak sobie poradzić po stracie psa.....
-
- Posty:4
- Rejestracja:02 listopada 2016, 08:55
Dokładnie, taka adopcja to naprawde bardzo fajna sprawa.
Ponad rok temu umarł mój pies.
Miał pięć lat, rok wcześniej zachorował na raka
Tak bardzo nie mogłam sobie poradzić z jego śmiercią, że szukałam w internecie innych, którzy też pochowali swojego psa.
Wszystkie te Wasze wpisy były mi ogromną pomocą, wchodziłam tu codziennie, i czytałam Wasze przeżycia które były takie jak moje. Było mi lżej,że ktoś czuł jak ja.
Za to Wam chciałam podziękować
Miał pięć lat, rok wcześniej zachorował na raka
Tak bardzo nie mogłam sobie poradzić z jego śmiercią, że szukałam w internecie innych, którzy też pochowali swojego psa.
Wszystkie te Wasze wpisy były mi ogromną pomocą, wchodziłam tu codziennie, i czytałam Wasze przeżycia które były takie jak moje. Było mi lżej,że ktoś czuł jak ja.
Za to Wam chciałam podziękować
Dziękuję za te wpisy, łatwiej mi ze świadomością, że nie tylko ja cierpię. Nawet mój tata, na ogół twardy i niewzruszony przeżywa całą sytuację bardzo mocno. Łzy płyną mi nieprzerwanie od kilku dni, od czasu, gdy mój ukochany 16,5 letni pies zaczął bardzo cierpieć. Jestem jeszcze przed eutanazją mojego największego, najwierniejszego przyjaciela. Był ze mną przez większą część mojego życia. Serce mi pęka na kawałki, gdy myślę, że to ostatnie chwile, gdy jest obok. Niestety choroba i starość nie są dobrymi znajomymi. Nie chcę go stracić, ale jeszcze bardziej nie chcę, by cierpiał. Ciągle zadaje sobie pytanie, czy nie mogłam tego przewidzieć, uchronić go od choroby. Czemu nie było oznak wcześniej, że jest coś nie tak. Mam nadzieję, że był zadowolony ze swojego psiego życia. Reksiu na zawsze będziesz w moim sercu. :(
-
- Posty:233
- Rejestracja:16 października 2016, 15:58
Dylematy typu " czy nie można uchronić od choroby, zrobić czegoś więcej " ma każdy normalny kochający właściciel psa, wspólczujemy
wczoraj odszedł ukochany mój pies Dolar przeżył z nami 15 lat .był dużym psem ,bardzo mądrym przyjaznie nastawionym do ludzi ,zwierząt ,dzieci .Jeszcze wczoraj rano wyszedł na spacer chociaż już nie chciał dalej iść tylko koło bloku i zawracał po wejściu napierwsze piętro bardzo sapał myslałam że mu przejdzie ,przeszło na pare godzin ale już tylko leżał o18 zaczoł odchodzić byłam sama z nim wył ,stękał głaskałam i tzymałam za łapke weterynarz przyjechał o 19 zminutami dostał zastrzyk żeby sie nie męczył trfało może minute spokojnie zasnął i odszedł.Diagnoza- niewydolność krążeniowa -a ja od wczoraj płacze nie moge pogodzić się z jego odejściem Pustka w miejscu w którym leżał pusto ,smycz z obrożą wisi na wieszaku ,jeszcze jest jego zapach ale cóż z tego jak jego nie ma .Boli bardzo wyje z rozpaczy jestem sama w domu prosze napiszcie jak poradzić sobie z tą tęsknotą i rozpaczą
Witajcie.
W piątek, 03.02.2017r. odeszła moja ukochana suczka.
Była z nami prawie 7 lat. Znaleźliśmy ją jako szczeniaczka, wyrzuconą nad stawem. Była najwierniejszym psem na świecie, zabieraliśmy ją wszędzie, gdzie się dało, jeździła nawet ze mną do pracy i siedziała za plecami na fotelu, miała tu też swoje legowisko....dalej zresztą leży. Gdy wyjeżdżaliśmy na dłużej, zawoziliśmy ją do rodziców, żeby nie była sama, tam miała towarzysza- labradora w swoim wieku, z którym też się częściowo wychowała. Nie odstępowała mnie na krok, nawet jak szłam do łazienki to siedziała pod drzwiami. Była niesamowicie mądra. Kiedy płakałam, zlizywała mi łzy i przytulała się. Potrafiła otwierać drzwi w obie strony. Zawsze się tak samo cieszyła, kiedy wracałam, czy to po 5 minutach czy po 5 godzinach, przybiegała z kapciem albo czymś innym w zębach.
Po urodzeniu syna niestety zeszłą na dalszy plan, nie zajmowałam się nią już tak, wręcz denerwowała mnie, kiedy plątała się pod nogami Zabijają mnie teraz wyrzuty sumienia, jeszcze tydzień temu jak odkurzałam narożnik z sierści pomyślałam sobie, że gdyby nie ten pies nie byłoby takiego syfu ;( Nie mogę sie wyzbyć mysli, że może pies czuł, że mi niejako przeszkadza i odszedł....Dręczy mnie to niesamowicie. Nie mogę przestać płakać, wiele bym dała żeby do nas wróciła. Kochałam ją jak członka rodziny. Został mi po niej pazurek, ta wierzchnia warstwa który znalazłam po jej śmierci na narożniku, mam go ze sobą jako talizman.
Wiele przeżyła- wypadek samochodowy, pogryzienie przez borsuka, nawet się topiła. Zawsze wychodziła cało. Byliśmy pewni, że dożyje z nami późnej starości.
02.02 zabrałam ją do weta bo nie chciała jeść i wymiotowała, byłą smutna i miała obrzęknięty brzuch. Po USG okazało się, że ma dużego guza na śledzionie...diagnoza szokująca. Na drugi dzień o 12 miała mieć operację wycięcia śledziony. Niestety po otwarciu brzucha okazało się, że guz jest za duży, oplatywało go jelita i nie było szans na usunięcie. Wet nie wybudzał jej z narkozy, podał środek po którym odeszła....trzymaliśmy ją wtedy za łapki. To było najbardziej traumatyczne przeżycie w moim życiu.
Bardzo żałuję, że nie byłam dla niej lepsza, krzyczałam na nią za pierdoły tak naprawdę... może chciała, żebym się stałą lepszym człowiekiem
Nigdy o niej nie zapomnę. Tęsknię za nią i cały czas mam wrażenie, że zaraz przyjdzie, położy sie obok jak zawsze. Nie wiem kiedy to przestanie tak boleć.
Dlaczego nie badałam jej profilaktycznie....dlaczego nie widziałam wcześniej, że cos jest nie tak? Boże....
W piątek, 03.02.2017r. odeszła moja ukochana suczka.
Była z nami prawie 7 lat. Znaleźliśmy ją jako szczeniaczka, wyrzuconą nad stawem. Była najwierniejszym psem na świecie, zabieraliśmy ją wszędzie, gdzie się dało, jeździła nawet ze mną do pracy i siedziała za plecami na fotelu, miała tu też swoje legowisko....dalej zresztą leży. Gdy wyjeżdżaliśmy na dłużej, zawoziliśmy ją do rodziców, żeby nie była sama, tam miała towarzysza- labradora w swoim wieku, z którym też się częściowo wychowała. Nie odstępowała mnie na krok, nawet jak szłam do łazienki to siedziała pod drzwiami. Była niesamowicie mądra. Kiedy płakałam, zlizywała mi łzy i przytulała się. Potrafiła otwierać drzwi w obie strony. Zawsze się tak samo cieszyła, kiedy wracałam, czy to po 5 minutach czy po 5 godzinach, przybiegała z kapciem albo czymś innym w zębach.
Po urodzeniu syna niestety zeszłą na dalszy plan, nie zajmowałam się nią już tak, wręcz denerwowała mnie, kiedy plątała się pod nogami Zabijają mnie teraz wyrzuty sumienia, jeszcze tydzień temu jak odkurzałam narożnik z sierści pomyślałam sobie, że gdyby nie ten pies nie byłoby takiego syfu ;( Nie mogę sie wyzbyć mysli, że może pies czuł, że mi niejako przeszkadza i odszedł....Dręczy mnie to niesamowicie. Nie mogę przestać płakać, wiele bym dała żeby do nas wróciła. Kochałam ją jak członka rodziny. Został mi po niej pazurek, ta wierzchnia warstwa który znalazłam po jej śmierci na narożniku, mam go ze sobą jako talizman.
Wiele przeżyła- wypadek samochodowy, pogryzienie przez borsuka, nawet się topiła. Zawsze wychodziła cało. Byliśmy pewni, że dożyje z nami późnej starości.
02.02 zabrałam ją do weta bo nie chciała jeść i wymiotowała, byłą smutna i miała obrzęknięty brzuch. Po USG okazało się, że ma dużego guza na śledzionie...diagnoza szokująca. Na drugi dzień o 12 miała mieć operację wycięcia śledziony. Niestety po otwarciu brzucha okazało się, że guz jest za duży, oplatywało go jelita i nie było szans na usunięcie. Wet nie wybudzał jej z narkozy, podał środek po którym odeszła....trzymaliśmy ją wtedy za łapki. To było najbardziej traumatyczne przeżycie w moim życiu.
Bardzo żałuję, że nie byłam dla niej lepsza, krzyczałam na nią za pierdoły tak naprawdę... może chciała, żebym się stałą lepszym człowiekiem
Nigdy o niej nie zapomnę. Tęsknię za nią i cały czas mam wrażenie, że zaraz przyjdzie, położy sie obok jak zawsze. Nie wiem kiedy to przestanie tak boleć.
Dlaczego nie badałam jej profilaktycznie....dlaczego nie widziałam wcześniej, że cos jest nie tak? Boże....
Bardzo współczuję, przeżywam to samo. Ja mam w domu "ołtarzyk" ze zdjeciami pieska, codziennie palę świeczki. Palę również znicze na jej grobie, odwiedzam codziennie....musi minąć trochę czasuDolares pisze:wczoraj odszedł ukochany mój pies Dolar przeżył z nami 15 lat .był dużym psem ,bardzo mądrym przyjaznie nastawionym do ludzi ,zwierząt ,dzieci .Jeszcze wczoraj rano wyszedł na spacer chociaż już nie chciał dalej iść tylko koło bloku i zawracał po wejściu napierwsze piętro bardzo sapał myslałam że mu przejdzie ,przeszło na pare godzin ale już tylko leżał o18 zaczoł odchodzić byłam sama z nim wył ,stękał głaskałam i tzymałam za łapke weterynarz przyjechał o 19 zminutami dostał zastrzyk żeby sie nie męczył trfało może minute spokojnie zasnął i odszedł.Diagnoza- niewydolność krążeniowa -a ja od wczoraj płacze nie moge pogodzić się z jego odejściem Pustka w miejscu w którym leżał pusto ,smycz z obrożą wisi na wieszaku ,jeszcze jest jego zapach ale cóż z tego jak jego nie ma .Boli bardzo wyje z rozpaczy jestem sama w domu prosze napiszcie jak poradzić sobie z tą tęsknotą i rozpaczą
Strata psa to wielki ból. Odchodzi Twój kompan, Twój wierny towarzysz, który akceptował Cię i był z Tobą zawsze. Jest mi tak ciężko, bo wczoraj mój ukochany pies zginął pod kołami auta, zabraliśmy go od razu do weterynarza bo jeszcze oddychał, ale po kilku minutach już było po. Mam niecałe 40 lat, a nie potrafię sobie z tym poradzić, po prostu wodospad łez. Mam świadomość, że odejście zwierzęcia a odejście człowieka to dwie nieporównywalne kwestie, ale każde odejście tak bardzo boli. Wiem, wiem, ktoś powie, że psy żyją tyle a tyle i, że trzeba się z tym liczyć kupując psa, ale nikt nie powie jak trzeba przejść ten ból, kiedy nagle (a w naszym przypadku po prostu tragicznie, Lego biegł za naszym autem, a nie widzieliśmy tego i wpadł nam pod koła) ginie zwierzak. Jest mi źle, choć wiem, że czas jedynie przytłumi te emocje. ps. nadal wychodząc do ogrodu łapię się na tym, że chcę zagwizdać i krzyknąć "dalej, idziemy na spacer"
Mojego George' a nie ma już dziewięć miesięcy, a ja wciąż płaczę... Miał 15 lat, a mnie się wciąż wydawało, że był małym szczeniaczkiem. I zawsze będę tak o nim myślała. Bardzo bym chciała chociaż jeszcze raz Go przytulić..... Ale to niemożliwe...
Witam. W czwartek odszedł od nas nasz ukochany piesek bokser o imieniu Frodo miał 12 lat i 3 miesiące....musiałam podjąć taką decyzję, bo męczył się już, ledwo chodził, skomlał i nie kontrolował swoich potrzeb fizjologicznych. Lekarz przyjechał do nas do domu i ja leżałam obok niego, przytulałam, głaskałam i płakałam....odszedł po cichutku, spokojnie....wszyscy wyliśmy z rozpaczy, ja jestem na relanium, ale płaczę cały czas, nie mogę nic robić....ta wszechogarniająca pustka jest nie do wytrzymania dziękuję, że mogłam się tutaj z Wami tym podzielić może będzie mi lżej....Pozdrawiam
Jestem przed eutanazja pieska, jutro bedziemy jechać do weterynarza. Piesek ma raka płuc, już umiera, obcnie ma podawane leki, by nie czul bólu. Dowiedziłam sie o tym wczoraj, nagle jego stan zdrowia się pogorszył, z wesołego starszego pieska który duzo biegał, rozrabiał, kombinował - juz go nie ma, nie wiem brakuje mi słow, ciągle płaczę, bo to trudna decyzja, ktora musze podjąć i zrealizowąć by maluch się nie meczył. Tuńczyk jest z nami od 3 lat wziełam go ze schroniska był już 11 latkiem ktory bardzo w schronisku cierpiał, był zamkniety w sobie. Po wzieciu jak to psiak - odzył i sprawił, ze te 3 lata byly jednymi z najpiekniejszych w zyciu dzieki niemu. Z pieska bojazliwego, zamknietego w sobie ktory czesto gdzies uciekał zrobił się kochajacym wiernym towarzyszem, ktory wszytsko wybaczał, był przy nas i na krok nas nie odstepował. teraz lezy chory a ja sie z nim zegnam i to jest bardzo trudne łzy lecą, ból nie maleje, a jutrzejszy dzien wywołuje ogromny lęk i zwątpienie czy aby nie za wczesnie, moze on nie chce odchodzic, moze za szybko podjełam te decyzje
Witaj. Dzisiaj mija tydzień, jak został uśpiony mój piesek. Serce nadal boli, ale wiem, że to była słuszna decyzja. Inaczej odchodziłby w bólach, a tego nie chciałam . Wiem jaka trudna decyzja Cię czeka (ja również musiałam ją podjąć). Jestem na relanium i łzy napływają do oczu ale wierzę, że kiedyś jeszcze się spotkamy :)A Ty pamiętaj o wspaniałych chwilach, o tym, że wzięłaś 11-letniego psiaka ze schroniska, który pewnie nawet w snach nie liczył na dom! Jesteś wspaniałą osobą skoro wzięłaś takiego wiekowego psiaka i dałaś mu cudowny dom. Myślę, że to rzadkość, aby zając się takim dorosłym już psiakiem. Trzymam kciuki za Ciebie, bo tylko tyle mogę powiedzieć. Spraw aby piesek odszedł w spokoju wśród osób, które go kochają....( mój tak odszedł). Ja nawet dzisiaj myślałam, że może mogłam jeszcze poczekać z uśpieniem........ale to czekanie na męki pieska......nie warto. Pozdrawiam Cię serdecznie. Aga
dziękuję Aga74.
Dzisiaj Tuńczyk odszedł, bez bólu, bez cierpienia, był na moich raczkach, ciagle go przytulałam gdy Pani doktor zorbiła mu zastrzyk. Naet Pani doktor popłakała sie . Trwało to parę sekund jak odszedł, a do uszka mu szeptałam by do nas worcił kiedys by nas nie zostawiał ((((
Tez nie chiałam czekac na jego meki, juz tak ledwo chodził i ciagle się kłądł, był cichy, cierpiał, ale nie chciał robic nam swoim cierpieniem problemu.
Tak bardzoi go brakuje i bedzie brakowało długo. Najgorsze to , ze drugi piesek tez wiekowy ze schroiska tez ma raka, i znowu to bedziemy przechodzic bardzo sie boje znowu.
pozwólmy czasowi wyleczyć rany po tej stracie oby nam sie udało. pozdrawiam gorąco
A Tuni dał nam tyle radosci
Dzisiaj Tuńczyk odszedł, bez bólu, bez cierpienia, był na moich raczkach, ciagle go przytulałam gdy Pani doktor zorbiła mu zastrzyk. Naet Pani doktor popłakała sie . Trwało to parę sekund jak odszedł, a do uszka mu szeptałam by do nas worcił kiedys by nas nie zostawiał ((((
Tez nie chiałam czekac na jego meki, juz tak ledwo chodził i ciagle się kłądł, był cichy, cierpiał, ale nie chciał robic nam swoim cierpieniem problemu.
Tak bardzoi go brakuje i bedzie brakowało długo. Najgorsze to , ze drugi piesek tez wiekowy ze schroiska tez ma raka, i znowu to bedziemy przechodzic bardzo sie boje znowu.
pozwólmy czasowi wyleczyć rany po tej stracie oby nam sie udało. pozdrawiam gorąco
A Tuni dał nam tyle radosci
Witaj Ipikula.
Zdaję sobie sprawę, co dzisiaj przechodziłaś i jaki to był ból...........tydzień temu to samo czułam......ja wręcz wyłam z rozpaczy......dzisiaj jest ósmy dzień, a łzy znowu płynęły.....i wiem, że nigdy nie zapomnę mojego psiaka.....będę musiała nauczyć się żyć bez niego niestety Siostra przyniosła mi dzisiaj jego zdjęcie w ramce....stoi na szafce....zawsze mogę spojrzeć na niego.....Nie martw się...Tuńczyk na pewno biega już za TM z moim Frodem i spogląda na Ciebie Myślę, że kiedyś spotkamy nasze pieski i znowu je przytulimy i posmyramy za uszkiem. Dobrze, że masz to już za sobą.Trzymaj się i pozdrawiam serdecznie. Aga
ps. chciałabym się przytulić do mojego bokserka pozostanie na zawsze w moim sercu <3
Zdaję sobie sprawę, co dzisiaj przechodziłaś i jaki to był ból...........tydzień temu to samo czułam......ja wręcz wyłam z rozpaczy......dzisiaj jest ósmy dzień, a łzy znowu płynęły.....i wiem, że nigdy nie zapomnę mojego psiaka.....będę musiała nauczyć się żyć bez niego niestety Siostra przyniosła mi dzisiaj jego zdjęcie w ramce....stoi na szafce....zawsze mogę spojrzeć na niego.....Nie martw się...Tuńczyk na pewno biega już za TM z moim Frodem i spogląda na Ciebie Myślę, że kiedyś spotkamy nasze pieski i znowu je przytulimy i posmyramy za uszkiem. Dobrze, że masz to już za sobą.Trzymaj się i pozdrawiam serdecznie. Aga
ps. chciałabym się przytulić do mojego bokserka pozostanie na zawsze w moim sercu <3
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości