Twojego przyjaciela zastąpi nowe malutkie szczęście. Ja postanowiłam wziąć nowego pieska. Felek jest uroczym 4- miesięcznym sznaucerkiem, ale wiem, że nigdy nie wywiąże się między nami taka więź jaka była między mną, a jego poprzedniczką. Nie żałuję, że jest ze mną, wniósł w moje życie po stracie Molly dużo radosnych chwil, widzę, że bardzo mnie pokochał. Mimo wszystko to nigdy nie będzie to samo. Trzymam kciuki za Twoje maleństwo.duleczka21@wp.pl pisze:Pierwsze dni, tygodnie są najgorsze... Bardzo dobrze Cie rozumiem...Szukasz psa po mieszkaniu, wolasz Go, nadsluchujesz czy nie idzie, chcesz sie z Nim rano przywitac, przytulasz Jego zabawki, ubranka... A tu pustka... Psa nie ma...Moj Hagrid, moje 2 kilowe szczęście odeszło bedac ze mna 7 lat... Walczyłam do konca... Miesiac...Tyle udalo mi sie Go wydrzec ze szponow choroby... Niewydolnosc nerek...Nieuleczalny wrog...Wiesz czego zazdroszcze wszystkim, ktorzy stracili psa? Tego, ze moga oplakac swojego przyjaciela, przezyc po swojemu żałobę... Ja nie moge... Jestem w 5 mc ciazy gdzie ciaza byla zagrozona...Kazdy mowi ze mam sie trzymac bo dziecko, bo to byl tylko pies... To byl moj psi przyjaciel... Nie moge sie wyryczec bo boje sie o maleństwo, wszystko dusze w sobie... Nie jezdze w miejsca gdzie bylam z Hadziem bo ryczalabym z bolu...Nie jeżdżę na dzialke gdzie jest pochowany bo padlabym na ziemie i zaczela krzyczec... Boli... Cholernie boli...
Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Mój cudny charcik włoski odszedł ode mnie 9 grudnia 2017r. o godz. 17.30. Chorował 5 dni. Zaczęło się nagle. Myślałam, że coś zjadł i źle się czuje. Jedna pani weterynarz leczyła go na hemoroidy i alergię. Drugi zaraz zrobił mu badania krwi, które 10krotnie przewyższały normę. Okazało się, że to przewlekłe zapalenie wątroby. Latosik rano był ze mną na chwilkę na dworze a wieczorem odszedł...wybrał moment gdy usiadłam koło niego na kanapie. Zastygł z oczkami wciąż we mnie wpatrzonymi. Pozostanie to ze mną do końca życia. Moja cudna iskiereczka. Rozumiem żal i ból innych. Mój trwa nadal. Wszystko mi go przypomina. Mam nadzieję, ze się kiedyś spotkamy.
Witam wszystkich... Wiem, że odejście psiego przyjaciela to najstarszniejsze wydarzenie. Półtora roku temu odszedł mój ukochany Filipek. Mój synek, przyjaciel, miłość mojego życia. Wylam z bólu, analizowałam, winilam się, cierpiałam. To forum przeczytałam od pierwszej strony. Bardzo pomogło mi przetrwać ten najsmutniejszy czas w moim życiu. Czułam to samo, co wszyscy tutaj... Czytanie pomogło mi. Jest tyle pozostawionych serc przez nasze psiaki. Wciąż b. Tęsknię. Co miesiąc jeżdżę do Filipka na psi cmentarz. Wiem że był to pies mojego życia przeżyliśmy pięknych 15 wspólnych lat. To była miłość od pierwszego wejrzenia . Poszłam do schroniska. I zobaczyłam Jego. Półrocznego kalekiego szczeniaka którego nikt nie chciał. Dogonil wszystkie silniejsze i większe psy gdy podeszłam do krat.. Wiem że ta miłość nie umarła. Bo takie uczucie jest wieczne. Wierzę że się spotkamy. Zobaczymy wspólnie zachód słońca, przejdziemy sie po miękkiej trawie.... Znowu będziemy razem. Po 3 miesiącach od śmierci Filipka wzięłam psa. Nie mogłam sobie poradzić z rozpaczą. Chcialam uratować jakiegos nieszczęśliwego kundelka. Tak jak kiedyś Filipka. Musialam mieć cel, zajęcie. I tak pojawił się Felek. Pomógł mi... Miałam depresję. Zaczęły się długie spacery. Wieczory z psem na kolanach. Psie obowiązki. Kochani... nowy pies nie zastąpi ukochanego, tego co odszedł. Ale jest to nowa osoba, nowe uczucie, inna osoba. Kochamy kilku ludzi, inne, różne osoby. Tak samo możemy różne psy. Każde w inny sposób. Wiem że Filipek był miłością mojego życia... Wciąż boli. Nie mogę bez bólu patrzeć na zdjęcia. Ale musiałam się zająć inna biedą, która jest wdzięczna i codziennie widzę miłość w jego oczach. Filipek jest cały czas w moim sercu i b. Go kocham. Felek jest teraz w moim życiu i wypełnia je radością. Wierzę że spotkamy naszych ukochanych przyjaciół. Łączę się że wszystkimi w bólu, którzy niedawno stracili psy. Życzę wam dużo siły. Aniu dziękuję Ci za ten wątek.
Witam wszystkich... Wiem, że odejście psiego przyjaciela to najstarszniejsze wydarzenie. Półtora roku temu odszedł mój ukochany Filipek. Mój synek, przyjaciel, miłość mojego życia. Wylam z bólu, analizowałam, winilam się, cierpiałam. To forum przeczytałam od pierwszej strony. Bardzo pomogło mi przetrwać ten najsmutniejszy czas w moim życiu. Czułam to samo, co wszyscy tutaj... Czytanie pomogło mi. Jest tyle pozostawionych serc przez nasze psiaki. Wciąż b. Tęsknię. Co miesiąc jeżdżę do Filipka na psi cmentarz. Wiem że był to pies mojego życia przeżyliśmy pięknych 15 wspólnych lat. To była miłość od pierwszego wejrzenia . Poszłam do schroniska. I zobaczyłam Jego. Półrocznego kalekiego szczeniaka którego nikt nie chciał. Odgonil wszystkie silniejsze i większe psy gdy podeszłam do krat.. Wiem że ta miłość nie umarła. Bo takie uczucie jest wieczne. Wierzę że się spotkamy. Zobaczymy wspólnie zachód słońca, przejdziemy sie po miękkiej trawie.... Znowu będziemy razem. Po 3 miesiącach od śmierci Filipka wzięłam psa. Nie mogłam sobie poradzić z rozpaczą. Chcialam uratować jakiegos nieszczęśliwego kundelka. Tak jak kiedyś Filipka. Musialam mieć cel, zajęcie. I tak pojawił się Felek. Pomógł mi... Miałam depresję. Zaczęły się długie spacery. Wieczory z psem na kolanach. Psie obowiązki. Kochani... nowy pies nie zastąpi ukochanego, tego co odszedł. Ale jest to nowa osoba, nowe uczucie, inna osoba. Kochamy kilku ludzi, inne, różne osoby. Tak samo możemy różne psy. Każde w inny sposób. Wiem że Filipek był miłością mojego życia... Wciąż boli. Nie mogę bez bólu patrzeć na zdjęcia. Ale musiałam się zająć inna biedą, która jest wdzięczna i codziennie widzę miłość w jego oczach. Filipek jest cały czas w moim sercu i b. Go kocham. Felek jest teraz w moim życiu i wypełnia je radością. Wierzę że spotkamy naszych ukochanych przyjaciół. Łączę się że wszystkimi w bólu, którzy niedawno stracili psy. Życzę wam dużo siły. Aniu dziękuję Ci za ten wątek.
Witam. 3 dni temu odeszła moja kochana iskierka. Jestem w rozsypce,nie mam pojęcia jak sobie z tym poradzić. Była że mną prawie 13 cudownych lat. Miałam wrażenie,że nigdy nie odejdzie,że nie złamie mi tak bardzo serca. Muszę być silna,bo jestem matką półtora rocznego dziecka i potrzebuje dużo mojej uwagi. A Nie potrafię się skupić nawet w pracy. Razem z nią odeszło pół mojego życia. Sonia była maltanczykiem. 13 lat temu pojechałam Z Tata sprzedać auto,zamiast tego przywiezlismy ta malutka ,białą kuleczke,która wniosła do naszego życia wiele radości i miłości. Była wyjątkowa,mądra,ułożona,niezwykle z nami związana. Była z nami wszędzie,nie odstapila nas nigdy na krok. 3 lata temu bardzo chorowalam,a ona przez cały ten czas była przy mnie. Sonia 5 lat wcześniej miała wycięte guzy listwy mlecznej,po analizie wyniku nie były złośliwe,odnowily się po pół roku po czym zostały kolejny raz usunięte. 3 lata temu na łapie zauważyliśmy narosl,która też prędko wycielismy. Myśleliśmy,że to koniec naszych problemów,Bo przecież o nią dbamy. Co pół roku robiliśmy komplet wyników żeby w porę zareagować,gdyby coś było nie tak. Zaczęły się problemy z sercem-starosc tak twierdziła Pani doktor. Serduszko leczylismy. Rok temu kiedy zrobiliśmy kontrolne RTG wyszła okropna diagnoza ,która zmieniła nasze zycie-rak płuc. Wdrożyliśmy najbardziej sensowne leczenie. Wiedzieliśmy,ze zostało nam niewiele czasu,każdy kolejny miesiąc był dla nas prezentem od losu. Sonia była wesoła,nie widać było po niej choroby,A my cieszyliśmy się każdą chwilą,jakby miała trwać wiecznie. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli,ze któregoś dnia będziemy musieli się z nią pożegnać. W październiku Sonia zaczęła kulec na łapie,Niestety okazało się najgorsze. Nowotwór dał przerzut na kości,A Sonia marniala. Weterynarze dawali jej miesiąc-gora dwa. Robiliśmy wszystko,codzienne wizyty u weterynarza,lekarstwa. Jej wola życia była ogromna,widać było w jej ciemnych oczkach,ze nie chce odejść,nie chce nas zostawić. Dwa tyg temu przestała chodzić,miała apetyt,Kiedy chciała pić,czy na dwór po prostu szczekala. Myślałam gdzieś w głębi siebie,ze taki stan może utrzymać się długo i wcale nie muszę myśleć o pożegnaniu. Nie dopuszczalam mysli,ze mam sama zadecydowac o jej koncu,chcialam aby odeszla we snie obok nas. Los chcial inaczej. W poniedzialek u Soni wystapil atak padaczkowy wiedzieliśmy,ze mózg musi być zajęty,Ale miałam nadzieję,ze będzie taki jeden dziennie,A my jeszcze mamy czas. Niestety pojawił się drugi,później trzeci. Każdy kolejny sprawiał jej coraz więcej boli,każdy kolejny miał krótszy odstęp czasu i większą siłę. Musieliśmy podjąć decyzję, kiedy zobaczyłam jej łzy nie mogłam pozwolić jej cierpiec ani chwili dłużej,Bo kolejny atak mógł trwać wiecznie..to była najtrudniejsza decyzja. Siedziałam tak przy jej jeszcze ciepłym cialku bardzo długo,Nie potrafiłam się pożegnać,Nie mogłam przestać jej przepraszac. Zgaslam razem z nią,A ból jest nie do zniesienia,zostawiła po sobie ogromny żal.
"Jeżeli w Niebie nie ma psów to chcę pójść tam,gdzie po śmierci idą one"
"Jeżeli w Niebie nie ma psów to chcę pójść tam,gdzie po śmierci idą one"
Jestem nowym użytkownikiem. Trafiłam tu bo szukałam informacji w sieci jak sobie poradzić, kiedy odejdzie najlepszy przyjaciel. Jingiel, pinczer miniaturowy, mój pierwszy ukochany futrzak odszedł 16 stycznia. Żył 13 lat 16 dni 14 godzin i 39 min. Jak żyć bez niego? Kiedy to przestanie tak boleć? Nie umiem znaleźć sobie miejsca w domu, wszędzie go widzę. Najgorsze jest to, że musieliśmy wspólnie z moim mężczyzną podjąć decyzję o uśpieniu Jingla. Demencja, która miał rozpanoszyła sie bardzo szybko. Walczyliśmy o niego od października 2017, o każdy dzień. Czy ma ktos jakies rady, bo w domu został mi jeszcze drugi pies. Był bardzo zżyty, z tym którego nie ma. Spacery to mordęga - nie chce wychodzić sam, czeka aż weźmiemy szelki dla małego. Nie chce jeść, mały był jego tzw. alfą. Zawsze to on jadł pierwszy, mimo że jedzonko dostawały razem w tym samym czasie. Musimy nakładac mu jedzenie do dwóch misek. Do tej jego i do tej z której jadł Jingiel. W domu szuka go i kładzie sie w miejscach, w których mały lubił leżeć. Co robić? Czy to mu minie? Zastanawialiśmy sie nad psim psychologiem. Ma ktos doświadczenia?
Przylacze sie do grona bo moj przyjaciel odszedl dzis...20min temu i juz glowai peka od placzu.Mial 16 lat bez 3 msc. Walczylam o niego. Ale niestety dostal dzis jakiwgos krwotoku z przewodu pokarmowego nie wiem czemu..ale nawet juz nie chce wiedziec i myslec..
Lacze sie z Wami w bolu
Lacze sie z Wami w bolu
Wspolczuje...Moj ratler odszedl 11 grudnia 2017r...Myslalam, ze serce mi peknie...Placz, tesknota, bol, wspomnienia...Nie chcialam chodzic w miejsca gdzie bylam z Nim, nie moglam patrzec na drzewka, ktore obsikiwal, bo zaraz plakalam... Ogladalam Jego zdjecia w tel, calowalam je i ryczalam...Maz pochowal Go na dzialce, pod magnolia...Dopiero tydz temu odwazylam sie tam pojechac...Placz...Nie chcialam slyszec o nowym psie...Jednak od 3 tyg mamy buldoga francuskiego...Maz nie mogl patrzec jak placze za ratlerkiem...Na poczatku porownywalam Hadzia do nowego Manka...Szukalam podobienstw, roznic...Dzisiaj moge powiedziec, ze nowy psi przyjaciel w jakis sposob pomaga pogodzic sie ze strata...Maniek w zaden sposob nie zastapi mi Hadzika...Nowy pies, nowe przygody, nowe doswiadczenia..Dzieki Mankowi bol jest mniejszy... Psina sprawia wiele radości...Myslalam ze po Hadziku nie pokocham innego psa.. Mylilam sie...Hadzik w moim sercu zawsze bedzie mial swoje miejsce...Manka kocham rowniez mocno!
[quote="Aniaaniania"]Mój cudny charcik włoski odszedł ode mnie 9 grudnia 2017r. o godz. 17.30. Chorował 5 dni. Zaczęło się nagle. Myślałam, że coś zjadł i źle się czuje. Jedna pani weterynarz leczyła go na hemoroidy i alergię. Drugi zaraz zrobił mu badania krwi, które 10krotnie przewyższały normę. Okazało się, że to przewlekłe zapalenie wątroby. Latosik rano był ze mną na chwilkę na dworze a wieczorem odszedł...wybrał moment gdy usiadłam koło niego na kanapie. Zastygł z oczkami wciąż we mnie wpatrzonymi. Pozostanie to ze mną do końca życia. Moja cudna iskiereczka. Rozumiem żal i ból innych. Mój trwa nadal. Wszystko mi go przypomina. Mam nadzieję, ze się kiedyś spotkamy.[/quote]
Moja Lunka , odeszła 1 .02. w klinice , być może za późno do niej trafiła bo weterynarka zbagatelizowała sprawę, że jak nie chciała jeść to pewno coś zjadła i jej przejdzie ( byliśmy na następny dzień, jak nie chciała jeść, po tabletki , bo była chora na niedoczynność tarczycy) , następnego dnia przyjechaliśmy z nią , w końcu dała jakieś leki, ale na następny dzień było jeszcze gorzej, zawieźliśmy ją do kliniki , 5 dnia odeszła. Diagnoza Leptospiroza.. Miała zaledwie 3 lata, pełna życia :( Też zapalenie wątroby w tej chorobie, ostre:( i też tak nagle, 5 dni , nadal nie dochodzi to do mnie
Moja Lunka , odeszła 1 .02. w klinice , być może za późno do niej trafiła bo weterynarka zbagatelizowała sprawę, że jak nie chciała jeść to pewno coś zjadła i jej przejdzie ( byliśmy na następny dzień, jak nie chciała jeść, po tabletki , bo była chora na niedoczynność tarczycy) , następnego dnia przyjechaliśmy z nią , w końcu dała jakieś leki, ale na następny dzień było jeszcze gorzej, zawieźliśmy ją do kliniki , 5 dnia odeszła. Diagnoza Leptospiroza.. Miała zaledwie 3 lata, pełna życia :( Też zapalenie wątroby w tej chorobie, ostre:( i też tak nagle, 5 dni , nadal nie dochodzi to do mnie
24 stycznia odszedł mój ukochany przyjaciel. Miał na imię Benek, był cudownym kundelkiem. Cały czas o nim myślę. Okazało się, że miał jakiegoś guza w środku który nagle pękł i wywołał krwotok wewnętrzny. Po kilku godzinach od diagnozy leżał na stole operacyjnym. Wycieli mu guza, zatamowali krew i piesek się wybudził. Patrzył na nas gdy leżał na boku i gdy prosiłem czy można z nim zostać na noc w klinice weterynaryjnej to się nie zgodzono. Bo Nie. Pojechaliśmy do domu. Żona była dobrej myśli bo się wybudził. Ja natomiast czułem, że jest coś nie tak. Wiedziałem że nigdy nie zostawał w obcym towarzystwie i na pewno będzie się strasznie czuł. Po godzinie dostaliśmy telefon, że zmarł. Nie mogę sobie do tej pory wybaczyć, że z nim nie zostałem, że nie naciskałem bardziej na zostanie. Wydaje mi się, że pękło mu serce z żalu, że został sam. Weterynarze twierdzą, że po prostu umarł a mi się wydaje że tak gadają ale nie znali mojego psa. Nie wiedzieli, że on zawsze był z nami. W swoim 11 letnim życiu akceptował tylko kilka osób a resztę albo gryz w nogawki albo obszczekiwał. Był nieprzeciętnym wariatem ale był tak strasznie kochany, że jest to nie do opisania. Kilka lat temu znaleźliśmy małą suczkę w lesie i gdy ją przyprowadziliśmy do domu to od razu ją zaakceptował. Była schorowana a on jej przynosił swoje zabawki, tulił ją i przez kolejne lata byli nierozerwalną parą. On by wszystkich zagryzł, ona wszystkich by zalizała. On nienawidził wszystkich ludzi, psów, kotów nawet drzewa go denerwowały gdy szumiały ona za to kochała wszystkich. Taka Para. Teraz jest tak cholernie cicho w domu, że nie można wytrzymać. W dzień śmierci jeszcze latał rano po dworze jeszcze japał przez oko na ludzi a późnym wieczorem już go nie było. Cholernie Niesprawiedliwe. Nigdy sobie nie wybaczę, że wcześniej nie wykryłem mu tego guza i tego że z nim nie zostałem bo zawsze będę miał, żal że został sam gdy najbardziej mnie potrzebował. Nigdy również nie wybaczę tego, że nie pozwolono mi z nim zostać. Ktoś może powiedzieć, że serce nie stanie z żalu ale ja uważam inaczej. Cóż. Żegnaj stary przyjacielu. Mam nadzieję, że tam po tamtej stronie spotkamy się jeszcze abym mógł cię przytulić i chodzić na wieczne spacery. Benio byłeś naszym misiem malutkim. Pa. Żegnaj. Boguś
-
- Posty:3
- Rejestracja:08 grudnia 2017, 07:29
Witam Was wszystkich. Mój najukochańszy przyjaciel odszedł 29 stycznia, miał 14 lat i 6 mcy. To było całe nasze serduszko, radość całej rodziny od zawsze do samego końca. W listopadzie zaczął kuleć i od tej niby drobnostki zaczął się nasz koszmar. Nagłe pogorszenie ogólnego stanu, bardzo zła morfologia, przetaczanie krwi, wątroba powiększona 4 razy, i kręgosłup odmówił posłuszeństwa - praktycznie leżał całe dnie. Co dzień u weterynarza, dwukrotnie go zmienialiśmy by sprawdzić czy diagnoza i leczenie są dobre, niestety nie udało się pomóc Najkiemu. Mój sznaucerek miniaturka tak bardzo cierpiał że nie mogliśmy mu pozwolić by trwało to dłużej. Ostatnia niedziela 28 stycznia i noc z niedzieli na poniedziałek to był koszmar. Najuś szukał miejsca, samotności by odejść, ból na który nie działały już żadne leki był już tak silny że nie dał się dotknąć, uciekał od nas, odwracał się, jego oczki były na wpół otwarte - ale nie udało mu się zasnąć samemu. I wtedy już nic więcej nam nie pozostało jak podjąć tą straszną decyzję która miała naszego przyjaciela uwolnić od cierpienia. Tą decyzja pomógł nam jeszcze podjąć nasz weterynarz mówiąc że powinniśmy pozwolić mu odejść. Mam teraz straszne wyrzuty, wiecie dlaczego - nie umiem sobie wytłumaczyć jednego, od pierwszego dnia choroby do 28 stycznia co dzień wyłam jak bóbr, nie mogłam pracować nie byłam w stanie jeść, schudłam 8 kg. a teraz kiedy odszedł poczułam ulgę i nie wiem dlaczego. Przecież ból jest straszny bo kocham go nade wszystko, odwiedzam go kiedy tylko mogę na działce, chodzę co dzień naszą trasą, witam się i żegnam kiedy wychodzę z domu całując jego zdjęcie ale nie płaczę już .... dlaczego. Wiem że walczyliśmy do końca, pieniądze nie grały roli, co dzień dojeżdżaliśmy do weterynarza, czy deszcz, śnieg, święta nie było znaczenia, byliśmy z nim do końca trzymając za główkę, łapki i mówiąc jak bardzo go kochamy i że by na nas czekał - a teraz gdy już go nie ma poczułam ulgę, dlaczego? Nie rozumiem siebie!!! Może ktoś z Was mi to wytłumaczyć? Mój syn zawsze mówił, mamo ja się boję co z Tobą się stanie jak zabraknie Najunia, jak sobie poradzisz, wszyscy wiedzieli jak bardzo go kocham-a ja poczułam ulgę??? Dlaczego, dlaczego płaczę rzadziej, mniej niż kiedy był chory ale był ... Pomóżcie mi to zrozumieć
Witam!! Płaczesz mniej bo już od pewnego czasu wyłaś cały czas, tak więc powoli nieświadomie zaczynałaś się godzić z tym że jest źle. Że zbliża się nieuniknione. Widziałaś co się z nim działo, jak cierpiał! Potworne. Ja wyję od 2 tygodni dzień w dzień. Tylko, że mój Benek odszedł nagle (wpis powyżej) i nie mogę się pogodzić z tym że przegapiłem jego guza, który pękł i dokonał wewnętrznego wylewu. Był nieprzeciętnym psem. Cholernnie smutno!!! Wyrazy współczucia.
Bardzo was proszę, powiedzcie mi jak mam sobie poradzić z tym cholernym bólem ! Mój piesek był taki kochany , taki bezbronny, mądry mimo tego że nie widział. To był ten okropny dzień który bym tak bardzo chciała wymazać z pamięci. Było po godzinie 10 rano ,wzięłam go na polko bo tak zawsze do niego mówiłam a on się już cieszył.Pusciłam go ze smyczy żeby się załatwił bo jak był zapięty to nie umiał później go zapielam spowrotem i szłam z nim do domu , przy schodach go pusciłam i byłam pewna ze schodzil na dół, odwróciłam się do tyłu czy go tam nie ma , jechało auto zatrzymało się na chwilę i ruszyło do przodu a mój piesek był przed tym pieprzonym autem , zauważyłam za późno, krzyczała biegłam i nie zdążyłam przejechał mu po tyle ,tak bardzo wył a ja go trzymałam tak bardzo chciałam cofnąć czas. Pobiegłam po auto wzięłam go delikatnie na ręce i szybko jechałam z nim do weterynarza, jedną ręką to głaskałam i tak bardzo go prosiłam żeby nie umierał że mu pomogę że go kocham ,ze tak bardzo przepraszam że go nie upilnowałam. Pobiegłam z nim do środka i prosiłam o pomoc żeby żył. Cztery godziny walczyli żeby go uratować ale się nie dało. I ta decyzja że trzeba go uspać bo się męczy. Nie zapomnę jego spojrzenia na mnie ,jego uszka kochane. Nie potrafię sobie tego wybaczyć że go nie upilnowałam,wszędzie go widze i czuje i ciągle go przepraszam ,żeby mi wybaczył. To tak strasznie boli. Mój kilerek kochany miał 13 lat i tylko tyle. Co mam zrobić żeby ukoić ten ból? Nie chce juz płakac bo mam dzieci i oni sie martwią jak płacze. Ale co zrobic ze sobą co z tym bólem?
-
- Posty:3
- Rejestracja:08 grudnia 2017, 07:29
Nie wiem co Ci poradzić, też czasem puszczałam mojego Skarba bez smyczy tak kochał być wolny, ale jak był już starszy i nie widział i nie słyszał to zauważyłam że nie czuje się już tak pewnie i dopiero po tym jak go zapinałam na smycz było dobrze. Mojej serce wciąż płacze od 29 stycznia, jest b ciężko, tłumaczę sobie że tak musiało być bo był bardzo chory. W takiej sytuacji jak Twoja też bym pewnie nie umiała sobie wybaczyć, ale on bardzo Cie kochał i na pewno wie że to po prostu był nieszczęśliwy wypadek. Z czasem, na co i ja liczę będzie choć troszkę łatwiej. Bardzo mi żal twojego pieska i Ciebie, bo wiem jak musi być Ci ciężko. Miejmy nadzieję że nasze maluszki są szczęśliwe i że jeszcze kiedyś się z nimi spotkamy...
Weszlam po tych kilku tygodniach po stracie mojego najukochanszego przyjaciela i czytajac te wszystkie posty rycze.rycze jak glupia bo cholernie tesknie za moim przyjacielem. Brakuje mi jego tuptania,piszczenia..szczekania.jest taka pustka ktorej nic nie wypelni.
Ogladajac zdjecia rycze..niby to tylko zwierzak ale najwierniejszy i najpuekniejszy przyjaciel czlowieka.
Tak chcialabym go poglaskac..przytulic. pomysla glupia baba ale brakuje mi Ciebie Hakerku:(
Ogladajac zdjecia rycze..niby to tylko zwierzak ale najwierniejszy i najpuekniejszy przyjaciel czlowieka.
Tak chcialabym go poglaskac..przytulic. pomysla glupia baba ale brakuje mi Ciebie Hakerku:(
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości